piątek, 16 lutego 2018

10. "I może faktycznie niepotrzebnie tak mi na tym wszystkim zależy."


- Jesteś – zauważył rezolutnie, choć niezbyt inteligentnie, niskim, pociągającym głosem - Zawsze lubiłem uległe kobiety – gregorowe usta rozciągnęły się w diabelskim półuśmiechu, a piwne tęczówki zalśniły przebiegle, powodując dreszcz przebiegający przez moje plecy. Kłębek zimnego powietrza rozproszył się tuż na jego wargami, a on sam pociągnął zaczerwienionym nosem i potarł zamaszyście zmarznięte dłonie. Jeszcze zaraz po wyjściu spod prysznica, a tuż przed śniadaniem na wyświetlaczu mojego telefonu pojawiło się powiadomienie o otrzymanej przeze mnie wiadomości od Schlierenzauera.
Przełknęłam właśnie ostatni kęs jaglanej owsianki i zapięłam do połowy, narzuconą nonszalancko i w pośpiechu niemiecką, reprezentacyjną kurtkę na ramiona.  
- A  mówiłeś, że inteligentne – parsknęłam, marszcząc brwi, jakby coś mi się nie zgadzało i przystanęłam naprzeciwko jego znieruchomiałej sylwetki, która niespokojnie drgnęła. Uprzednio oparty o latarnię wyprostował się nagle zbyt gwałtownie i potrząsnął delikatnie głową, jakby wyrwał się z macek letargu, wprost z przeciągłej chwili bezwstydnego patrzenia wprost w moje ciemne tęczówki. Jakby sam zbeształ się w myślach za nieroztropną chwilę niewybaczalnego zapomnienia.
- To też – uśmiechnął się wątło pod nosem i skinął głową w bok, zachęcając mnie tym samym do spaceru, który miał nas bezpiecznie oddalić od potencjalnego miejsca pojawienia się niepożądanych świadków naszej tajemnej kolaboracji. Kolaboracji zawartej pozawerbalnie, bez spisanego paktu, żadnych ustępów i zobowiązań. Kolaboracji zawiązanej późną, cichą i bezwietrzną nocą, za szczelnie zamkniętymi mahoniowymi drzwiami, w gęstwinie półmroku, który rozświetlała mała, nocna lampka stojąca w odległym kącie pokoju.
-Pamiętasz co masz robić, szpiegu? –  rozbawiony ostatnim słowem, wsunął dłonie do kieszeni swojej niebieskiej, puchowej kurtki i zerknął na mnie badawczo kątem oka. Wraz z niemalże buńczuczną pewnością, że podążyłam w mig za jego sylwetką i staram się nie gubić narzuconego przez niego tempa.
- Ciebie to bawi? – wykrzywiłam twarz w kwaśny grymas, zupełnie nie podzielając jego nagłego przypływu pozbawionego dobrego smaku, dobrego humoru, naigrywającego się moim kosztem, a tym bardziej nadaremnych prób żartów z mojej beznadziejniej i gównianej sytuacji.
- Trochę – skinął głową, wyznając całkiem szczerze – Wiesz, jesteś teraz trochę taką dziewczyną Bodna – szturchnął mnie łokciem, próbując zetrzeć z mojej twarzy, wyraźnie rysujący się grymas niezadowolenia.
Tyle cierpliwości i empatii z samego rana to jak na niego i tak zbyt dużo. Chyba nie chcę ryzykować poznawania kolejnej wątpliwej granicy wytrzymałości Gregora Schlierenzauera. Nie wiem czy to zdrowe dla mojego organizmu i bezpieczne dla i tak przecież niespokojnego życia.
- Brakuje mi tylko mojego agenta 007 – odparłam z przekąsem, siląc się na wesołe drgnięcie warg w półuśmiech.
- Ależ jest, co prawda trochę jeszcze połamany, ale ze wszystkich sił dochodzi do pełnej sprawności i już niebawem wróci do ciebie, by zapewne chronić cię cała swoją piersią z wielką emfazą – zakpił, ewidentnie nasączając swój okraszony ignorancją ton namacalną złośliwością.
- Strasznie cię boli ten Wellinger, jesteś zazdrosny, że zdetronizował cię z pozycji najlepszego i najprzystojniejszego skoczka w oczach nastoletnich pseudofanek? – zdusiłam wezbrane parsknięcie, siląc się na kunszt aktorskiego powątpiewania w moim głosie, który z nieomylną pewnością nie umknął szatynowi, wykrzywiającemu twarz w kwaśny grymas i puszczającemu mimo uszu moją uwagę. Bynajmniej nie z powodu prawdziwości mojego przypuszczenia.
- To pamiętasz w końcu co masz robić, czy nie? – warknął nieco poirytowany, ściągając brwi i koncentrując się na ostrożnie stawianych krokach po śliskiej, zlodowaciałej nawierzchni.
- Mam grać na zwłokę – westchnęłam cicho, nieco znużona i jakby za tym jednym gestem opadła kurtyna ostatnich porannych złośliwości, rozpadły się od nowa budowane mury, z których po wczorajszej przepalającej niewymowną ciszą i zatrwożonych słowach rozmowie pozostały resztki gruzów – Przetrzymam Niemców jak najdłużej się da, powodzę za nos i podrzucę im cos tuż przed samym konkursem na ostatniej prostej – w odpowiedzi na moje zawieszone słowa, Austriak kiwnął potakująco głową i niemal jak egzaminujący profesor na uczelni wyżej czkał na kontynuację mojej wypowiedzi – A od swoich muszę się na razie całkiem odciąć, żeby nie narażać ani ich ani siebie.
Przymknęłam rozedrgane powieki, które obolałe ugięły się pod ciężarem spływających z moich ust słów. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Gregor ma rację w kwestii rozwiązania mojej agentury z mojego ojczyźnianego ramienia. Nie zrobiłabym niczego przeciw Polskiemu Związkowi, ale dla swojego dobra nie mogłam również przynajmniej w tym czasie spełnić oczekiwać Tajnera i dostarczyć informacji o najnowszych niemieckich nowinkach, o których notabene tak naprawdę nie miałam przecież jeszcze żadnego pojęcia. Apoloniusz w przeciwieństwie do tej całej niemieckiej świty mnie nie szantażuje i na pewno nie posunie się do żadnej brzydkiej zagrywki w moją stronę, nie, nie mógłby, prawda?
- Tylko co ja takiego mam im sprzedać, Greg, hmm? – spojrzałam na niego nieco bezsilnie i z lekkim postępującym w moich oczach przerażeniem.
- Coś wymyślimy, mamy jeszcze trochę czasu – uspokoił mnie jego ocieplony, wyważony i elokwentny ton głosu i jasność argumentów - Jestem niemalże pewien, że Schuster o niczym nie wie. Jemu tylko chodzi o to byś dochowała ich tajemnic. Myślę, że to jakaś wewnętrzna gra w niemieckim związku. Ktoś inny pociąga za sznurki, albo jego niespełnione ambicje.
- A co to za różnica – wzruszyłam bezwiednie ramionami - Jeśli komuś będzie zależało na tym, żeby mnie udupić to to zrobi i Schuster mi wtedy nie pomoże – skontrowałam rozżalona, przystając przy metalowych barierkach odgradzających prywatny teren.
- Ja ci pomogę, Jas – odparł bez zawahania, zatrzymując się w półkroku i chwytając z niewielką dozą zawahania mój podbródek, podniósł go ku górze, bym mogła spojrzeć w jego pełne rozkruszonego ciepła i szczere zapewnienia spojrzenie.
- A co jeśli spreparują podanie dopingu i udostępnią to i ten romans z Thomasem opinii publicznej? – i nie wiedzieć czemu, kiedy tylko imię byłego austriackiego skoczka zawisło w powietrzu, przez dosłownie chwilę, ułamek sekundy, dostrzegłam jak jego oczy pociemniały, źrenice się zwężyły, a na twarzy pojawił się zbolały wyraz - Będę skończona, zniszczą mnie i zostanę z niczym. Bez możliwości uprawiania zawodu, bez najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, całkiem sama, z wielką rysą w papierach i bez żadnych perspektyw tutaj. Nie chcę wracać do Dortmundu, nie chcę być na łasce Ewy i Łukasza, nie chcę być blisko Erika…
- Nie pozwolę na to, słyszysz? – przerwał mój rozemocjonowany lament mocnym szarpnięciem za ramiona, na których wciąż zaciskał swoje ciepłe, duże dłonie - Choćbym miał stanąć na głowie, wykorzystać haka na Hofera … cokolwiek – westchnął nieco zmęczony i przetarł dłonią otrzeźwiająco twarz - Po prostu przetrwaj to jakoś do końca i potem wszystko samo się ułoży, zobaczysz – zacisnął mocno wargi i choć sam chyba nie do końca wierzył w sens tych słów, to przynajmniej na tą jedną chwilę sprawił, że mu wierzyłam.
- A ty?
- Ja? – spytał zupełnie zaskoczony i zbity z pantałyku, szukając odpowiedzi swoimi rozbieganymi, iskierkami w źrenicach w moich oczach, czerpiących bezwstydnie z ogrzewającego mnie ich ciepła.
- Jaki jest plan na zburzenie twojej ściany, Greg? – spytałam ostrożnie, starając się utkać słowa z najbardziej delikatnego aksamitu, aby nie rozszarpywać zbyt gwałtownie tych zszytych ran i wrażliwych miejsc. Poruszony moim niespodziewanym pytaniem, uciekł gdzieś w bok pustym, bezsilnym spojrzeniem.
- Nie wiem – odparł zrezygnowany i pokręcił niemo głową, przyznając się tym samym do poniesionej w jakimś wymiarze porażki. Obnażając przede mną jakiś rodzaj swojej słabości, całkiem bezwstydnie, po raz kolejny. Widok jego, dotąd tak zapyziałego, twardego, chowającego się za bezczelnością, teraz nieco rozbitego, rozgniewanego i bezsilnego jednocześnie, ludzkiego, tak bardzo prawdziwego i nie udającego niczego, całkiem mnie rozstroił. Albo zwolnił z myślenia wszystkie moje neurony.
- Może nie jestem najlepszą osobą od tego – nieroztropnie dotknęłam zmarzniętą dłonią jego policzka na zapadniętej i cholernie pociągłej twarzy, ale kiedy tylko zreflektowałam się jak bardzo czule głodziłam obuszkiem kciuka jego aksamitną skórę, odsunęłam dłoń jak poparzona – Ehm, ale gdybyś chciał porozmawiać o tym co teraz dzieje się w twojej głowie, nie wiem gdybyś potrzebował pomocy, albo czegoś co mogłabym zrobić – zaczęłam literalnie plątać się w nieskładni swoich myśli, które kłębiły mi się w głowie wraz z jego otumaniającym zapachem niesionym przez wiatr - Wiesz, żeby się odwdzięczyć za to, że mi teraz pomagasz, to …
- Może nie będziesz musiała nic robić – jego kąciki ust, drgnęły w tajemniczym półuśmiechu, a dłonie powoli zsunęły się na moje biodra, pewnie przyciskając je do jego bioder i powodując u mnie bezdech zamarły na rozwartych ustach - Może wystarczy, że będziesz – jego słodki oddech owinął moją twarz, a serce nieposłusznie zabiło szybciej, mocniej, żywiej. Łapiąc w uścisku za połacie jego rozpiętej kurtki, wspięłam się na palce, by móc zbliżyć się do jego pochylonej nad moją głową i sugestywnie zbliżającej się twarzy, której dotyk już elektryzował moje zmysły i rozpalał poddające się subtelnemu dotykowi jego dłoni ciało.
Spojrzał jeszcze raz w moje oczy z nienazwaną pasją i zacięciem, a potem zerknął przelotnie na niecierpliwe usta, które delikatnie przygryzałam ze zdenerwowania.
Być może dźwięk mojego telefonu powstrzymał nas przed czymś czego byśmy obydwoje po fakcie żałowali, a z pewnością byłoby to nieporównywalnie niesprawiedliwie względem ukochanej blondynki skoczka.
- Odbierz – wymamrotał z niechęcią tuż nad moim uchem, odsuwając się ode mnie na bezpieczną odległość.
- To Andreas – oznajmiłam zaaferowana, wyciągając telefon z kieszeni i starając się, aby w najmniejszym stopniu nie dać po sobie poznać, że ten gest rezygnacji i wycofanie ukuło mnie rozczarowaniem w samo serce.
- No to już wiem, czemu on nigdy nie spóźnia tych swoich skoków, ma wrodzone nieprawdopodobne wyczucie czasu – zironizował z przekąsem, zniżając głos do szeptu. Popatrzyłam na niego z politowaniem i przewróciłam jedynie teatralnie oczami w stronę szatyna, który właśnie przeczesywał dłonią swoje długie pasma kasztanowych włosów, w które w tamtej chwili miałam ochotę wpleść swoje drobne palce.
- Cześć, Andi, jak rehabilitacja? – zwróciłam się do rozmówcy po drugiej stronie, obracając się na piecie, by ukryć swoje rozedrganie w jakie wprawiła mnie dłuższa elektryzująca chwila zduszania wolnej przestrzeni pomiędzy mną a Schlierenzauerem.
- Dobrze – odparł szybko i nerwowo mój rozmówca – Przyjedź do mnie do domu przed świąteczną przerwą, to bardzo ważne.
- Co się stało?
- Po prostu przyjedź.
Rozłączył się tajemniczo, a ja wsunęłam telefon w głąb kieszeni, mrugając zaszokowana kilkukrotnie oczami. Potrząsnęłam otrzeźwiająco głową i spojrzałam na Gregora kopiącego nogą w zbitą grudę śniegu.
- Powinniśmy już wrócić i to raczej osobno, żeby nikt nas nie zobaczył, wiesz, tak dla bezpieczeństwa tego naszego małego sekretu – uśmiechnął się nieprzyzwoicie buńczucznie, łypiąc na mnie z dozą niepewności, jakby badając moją reakcję na jego dość dwuznaczne słowa w zaistniałej przed chwilą sytuacji.
- Jasne, ale na to chyba za późno – skwitowałam widząc stojącego nieopodal Krafta z Poppingerem, którzy ewidentnie przyglądali nam się z nadmiernym zainteresowaniem.


Zsunął torbę z ramienia i kurczliwie wciąż trzymając za czarny pas, wrzucił ją do miejsca przeznaczonego na bagaż do busa. Nie zwróciłby nawet przelotnej uwagi na stojącego nonszalancko opartego o maskę pojazdu Poppingera, pochłoniętego frapującą rozmową z Kraftem, gdyby podniesiony o cały ton głos tego pierwszego, nie przeciął powietrza z unoszącym się po słowach niesmakiem.
- Widzę, że Jas jest jak grypa, każdy ją ma - dziarski uśmiech podstępnie, wpełzł na jego rozbawioną twarz, która obróciła się sugestywnie w kierunku Schlierenzauera. W oczach blondyna zapłonęły iskierki niecierpliwości w oczekiwaniu na reakcję kolegi.
Smukła sylwetka szatyna niemal natychmiast się wyprostowała, gdyż jak porażony prądem zareagował na dźwięk słów Manuela, które odbijały się echem w jego głowie na tyle długo, że nie miał, żadnych wątpliwości co do tego, czy aby się nie przesłyszał.
- Co ty powiedziałeś?! – obruszył się, obracając gwałtownie na piecie z dłońmi nonszalancko włożonymi w kieszenie sportowych spodni.
- Zapomniałem, że jesteś przygłuchy na lewe ucho – skwitował niepocieszony, cmokając z dezaprobatą – Mówiłem, że mamy tutaj nową grypę, Morgi na nią chorował, pewnie Wellinger, może nawet kiedyś ten polski skoczek Kot, a teraz prawdopodobnie ty, straszna cholera – wyszczerzył się głupkowato, gdy na spiętej twarzy Gregora nie drgnęła żadna zmarszczka. Rzucającego się na Poppingera Schlierenzauera zdołali w ostatniej chwili skutecznie przytrzymać odpowiednio Kofler i Kraft.
- Co panowie, za dużo testosteronu? – rzucił kąśliwie Herbert, który nagle pojawił się w samym oku cyklonu.
- Widać Schlierie ma aż nad to – parsknął ironicznie niebieskooki, potrząsając głową przez opadającą na jego oczy grzywkę. Andreas za to mocniej chwycił w kurczliwy uścisk wyrywającego się z jego uścisku młodszego kolegę.
- Zawsze mówiłem, że kobieta w sztabie to zły pomysł – austriacki fizjoterapeuta westchnął teatralnie – My to już raz przerabialiśmy, serio Gregor, chcesz iść w ślady Morgiego?
- Zamknij się, Hebert – niemal wysyczał przez zaciśnięte zęby, skutecznie wyrywając się z uścisku Koflera.
- Chcesz mieć przez nią kłopoty? – dopytał z niedowierzaniem, na co gwałtownie zareagował dotąd przyglądający się wszystkiemu z boku Fettner.
- Kłopoty? – prychnął, ściągając brwi z niezrozumieniem – Staram sobie przypomnieć kto miał większe kłopoty u nas, Thomas czy Sylvia? Bo chyba Morgen mógł skakać dalej, a Sylvia skończyła z dyscyplinarką i niepochlebną opinią, tylko tak mnie zastanawia, chyba raczej nie zmuszała Morgiego, nie?  A Jas nie znacie, nic o niej nie wiecie, nie macie o niczym pojęcia, tylko plotkujecie jak baby, zamiast skupić się porządnie na treningach. To jest kurwa w końcu profesjonalny związek i sportowcy, czy banda jątrzących sensacji i skandali amatorów? Ogarnijcie się trochę.
Gorzkie słowa Manuela trawiła gęsta cisza, utkana z posępnych, ukaranych i wstydliwych spojrzeń. Jeszcze rok temu był jej przyjacielem, powiernikiem, doradcą i pokrewną duszą. Czuł, że ją zawiódł, za bardzo uwierzył Thomasowi, dopuścił go tego, że jego kumpel ją nieumyślnie skrzywdził. Nadszarpnął jej dobrego imienia i nieskazitelnego dotąd wizerunku. Nie mógł tak po prostu bezczynnie i bezmyślnie się temu przyglądać ani słuchać. Zdenerwowany wsiadł jako pierwszy do busa, siadając na samym jego końcu. Tuż zanim podążył Schlierenzauer zajmując miejsce obok bruneta, a jak cień podążył za nim Kraft, który szarpnął go za rękaw kurtki.
- Greg, co jest? Sam mówiłeś, że to tylko flirt, gra i zabawa – Stefan uniósł do góry enigmatycznie brwi, a w odpowiedzi szatyn spojrzał na niego z nieprzekłamanym zdegustowaniem.
- Gregor, nie chce się wtrącać … - zagaił zaniepokojonym głosem Manuel, w reakcji na to co usłyszał.
- To się nie wtrącaj – warknął poddenerwowany Schlierenzauer – A ty – zwrócił się do Krafta – odczep się ode mnie, co?
Założył słuchawki na uszy i nawet nie spojrzał na rozdziawione przez dłuższą chwilę  z zaszokowania usta Stefana.



Uradowany Richard oślepiał swoim wątpliwej urody uśmiechem, podążając wzrokiem za wędrującą wokoło kamerą gloryfikując z przesadną emfazą zwycięstwo. Zeskoczył z podium pławiąc się w świetle reflektorów i oślepiających flaszy i pomachał ku uciesze wiwatującej szwajcarskiej publiczności bukietem konkursowych kwiatów. Wyswobodziłam się w końcu z ciężaru ramienia Christiana spoczywającego na moich barkach i opuściłam ten żałosny korowód sztabu szkoleniowego, skupionego przy podium ze wzruszeniem wsłuchanego w państwowy niemiecki hymn. Przemknęłam niezauważalnie przez strefę pozostawiając w niej tłumnie zgromadzonych skoczków udzielających wywiadów, dyskutujących ze sobą trenerów i zbierających sprzęt serwismenów.
- Hej! Jas! – zawołał swoim naturalnym, przenikającym po całym moim ciele głosie, przekrzykując panujący wokoło harmider i głos spikera wspomagany dodatkowym nagłośnieniem. Poczułam jak zbyt wiele sił wkłada, szarpiąc za mój nadgarstek, czym powoduje, że obracam się gwałtownie w jego kierunku. Aksamitny, aczkolwiek hardy głos, dotykający gdzieś w sam środek serca, gładka twarz o idealnych rysach, pełne, duże usta, starannie ułożone włosy i niebieska toń łagodnych tęczówek.
- Co ty tutaj do diabła robisz, Erik? – syczę nieprzyjemnie, a moje tęczówki świdrują jego sylwetkę z żywą nutą pretensji i wręcz niemal żałosnego błagania.
- Nie spodziewałaś się mnie tutaj, co? – jego jasne brwi drgnęły ku górze, a usta drgnęły w zmiękczającym mnie półuśmiechu – Mogłaś sobie zablokować mój numer i wiadomości, ale nie będziesz ciągle przede mną uciekać Jas, bo ja nie odpuszczę.
Wsłuchuję się w jego słowa popełniając wciąż ten sam błąd, patrząc się wprost w jego duże, pochłaniające mnie oczy. Oczy przesiąknięte czystością, jasną niewinnością i szczerością.
- Nie na bierzesz mnie na te swoje tanie sztuczki – kiwam przecząco głową - Czego tak naprawdę ode mnie chcesz, co? – brzmię żałośnie, ale już dawno przestałam utrzymywać swoje emocje na uprzęży.
- Leczę się.
- Gratuluję.
- Bez ciebie mi się nie uda.
- Potrzebujesz mojego przebaczenia? To jakiś ostatni etap w jednej z twojej sesji? – unoszę do góry jedną brew i strofuje jego zbliżającą się sylwetkę - Wybaczam, a teraz muszę wrócić do pracy.
- Potrzebuję ciebie, inaczej sobie nie poradzę, Jas proszę porozmawiaj ze mną wieczorem – nie wiem czy zatrzymuje mnie stanowczym uściskiem za przedramiona, czy swoim błagalnym wołaniem, nasączonym odrobiną ckliwej bezsilności. Przymykam powieki i wydycham z trudem powietrze.
- To nie ma sensu, Erik.
- Czego się boisz, co? Że nie przestało ci na mnie zależeć, że wciąż coś do mnie czujesz?
Prychnęłam, kręcąc głową z pogardliwym niedowierzaniem na to jak buńczucznie wypowiedział to zdanie, a pewność siebie i delikatne rozbawienie nie schodziły z jego twarzy.
- Nie boję się – kiwam głową z przekłamaną pewnością i przygryzam ze zdenerwowaniem dolną wargę.
- Kiedyś chciałaś, żebym wyzdrowiał, pamiętasz? – spytał z nadzieją, niepewnie podnosząc na mnie swój roztapiający lód wzrok.
- Erik, to faktycznie nie jest czas i miejsce na takie rozmowy, daj mi dziesięć minut – oglądam się za siebie przez plecy, dostrzegając rozchodzących się kibiców.
- Będę czekał – oświadczył przekonywująco, obdarzając mnie ostatnim przeciągłym spojrzeniem, po czym delikatnie wycofał się robiąc krok w tył i obrócił się do mnie plecami.
Starałam się uregulować nierównomierny oddech i uspokoić rozedrgane dłonie, ruszając zdecydowanym krokiem przed siebie i niemal wpadając bezwładnie w sylwetkę austriackiego skoczka, zmierzającego w moim kierunku. Jako jeden z nielicznych dzisiaj został odcięty od medialnego blichtru ze względu na swój słabszy występ, z którego był rozczarowany i nie próbował tego nawet w jakikolwiek sposób ukryć. Odbiłam się od jego ciężaru, lecz zdążył pozostawić po sobie w powietrzu ślad swoich perfum, które muszę przyznać zaczęły należeć do mojego ulubionego zapachu.
- Cześć – przywitał się protekcjonalnie, wciąż nieco przez to skonfundowany taka formą rozpoczynania jakiegokolwiek dialogu ze mną – Chyba mam pomysł! – podniosłam wzrok na jego tęczówki, które zaiskrzyły – Wiem co mogłabyś zdradzić Niemcom na Turniej …
- Super Gregor, ale to naprawdę nie jest najlepsza pora – jęknęłam nieco zmęczona, wlepiając w niego swoje przepraszające spojrzenie i posyłając ciepły uśmiech.
- Śpieszysz się? – spytał, unosząc enigmatycznie do góry prawą brew, a ja kiwnęłam potwierdzająco głową, nerwowo przełykając ślinę – Pakować niemieckie manatki, czy może czekasz na kogoś,  hmm? – szepnął mi tuż nad uchem, niskim, cierpkim głosem przyprawiającym mnie o dreszcz biegnący wzdłuż karku.
- Nie twoja sprawa! – fuknęłam, uderzając pięścią w jego klatkę piersiową i przebijając się przez jego grubą kurtkę. W ułamku sekundy złapał za mój nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie. Jego druga dłoń spoczywająca na moich plecach przycisnęła moje ciało jeszcze bliżej, tak że czułam każdą częścią ciała szybsze bicie serca. Wstrzymując oddech, poczułam jak jego ciepłe i kształtne wargi napierają na moje, sparaliżowane i nie wykazujące najmniejszego oporu. Pozwolił sobie sprytnie rozchylić językiem moje delikatnie rozwarte usta jeszcze szerzej i pogłębić zachłanny pocałunek. Podrażnił moje podniebienie i odsunął swoją twarz z kleistym mlaśnięciem, podrażając jeszcze kącik moich ust swoim kilkudniowym zarostem.
- Co ty robisz? – mój cichy szept wypełnił przestrzeń przesiąkniętą naszymi przyspieszonymi, niespokojnymi oddechami. Przeszklone oczy Gregora oderwały się na chwilę od mojej twarzy i ukradkiem zerknęły gdzieś ponad moją głowę. Podążyłam za jego spojrzeniem, choć zauważyłam, że chciał mnie odwieść od tego pomysłu. Erik Durm posyłający mi bezprawnie zawiedzione i rozczarowane spojrzenie, to ostatnie co zapamiętałam przed kolejnym mrugnięciem, po którym jego sylwetka zniknęła gdzieś w gęstym, rozmywającym się tłumie kilkaset metrów dalej.
- Co to miało być? – warknęłam, w stronę Schlierenzauera, który utrzymywał na swojej pociągłej twarzy satysfakcjonujący uśmiech.
- Nic – wzruszył bezwiednie ramionami – Ważne, że skuteczne.
- Ile ty masz lat?! – parsknęłam z niedowierzaniem, rozdziawiając usta i wybałuszając oczy – Dwanaście?!
- I pół – wyszczerzył się głupkowato w szerokim, szelmowskim uśmiechu.
- Ktoś to mógł zobaczyć!
- Kto? – zmarszczył z niepokojem brwi.
- Na pewno nie Sandra – wypaliłam, sama nie wiedząc dlaczego, trochę spuszczając z tonu i zakładając ręce na krzyż - Widziałam, że dodała zdjęcie ze swoim ukochanym Norweskim, nieco starszym biathlonistą, czy kim on tam jest.
- Yyy wiem – odpowiedział mało inteligentnie, drapiąc się po głowie.
- Po co kłamałeś?
- Co? Kiedy?
Wyglądał co najmniej na szczerze zdziwionego, mrugając kilkukrotnie zupełnie zaskoczony, a ja jedynie przewróciłam teatralnie oczami.
- Chciałeś, żeby do ciebie wróciła – przypomniałam mu.
- Chciałem, żeby mi wybaczyła, a nie do mnie wróciła, to jest taka subtelna różnica – zaśmiał się lekko pod nosem i wymierzył we mnie swój przeszywający na wskroś wzrok, łapiąc za suwak od mojej kurtki, zapięty pod samą szyją - Przyznaj, że byłaś zazdrosna.
- Nie byłam! – zaparłam się, zaciskając mocno dłonie i szczękę.
- Byłaś, sprawdzałaś ją – skwitował z oczywistością- A ty co? Zamierzałaś się z nim spotkać? – burknął, wskazując podbródkiem w pustą przestań po Eriku.
- Nie! – zaprzeczam gwałtownie kiwnięciem głowy - A nawet jeśli nawet, to …
- To jesteś jednak głupsza, niż myślałem – wtrącił w półsłowa swoim cierpkim, pozbawionym melodyjnego brzmienia głosem - I może faktycznie niepotrzebnie tak mi na tym wszystkim zależy.

I zostawił mnie z porażającym złością wzrokiem i ciemniejącymi źrenicami, z zalewającą się falą piętrzących myśli, ulatniającym się zapachem jego perfum i zbliżającym się do mnie wściekłym niemieckim fizjoterapeutą.









Męczyłam to całe posesyjne wolne.
Jutro wszystkie kciuki za naszych <3