czwartek, 21 lutego 2019

15."Tylko jedna rzecz mogła zaślepić tak bystrego człowieka, jak ty Gregor."


Z plecami przyklejonymi do zaparowanej szyby kabiny drżałam niespokojnie za każdym mocniejszym pchnięciem, które powodowało moje konwulsje. Co raz mniej rozkosznie wplątywałam palce w gęste i brązowe włosy Gregora, na rzecz mocnego ściśnięcia pasm. Nasze mokre, od kropel spadający z prysznica, ciała co raz bardziej się o siebie ocierały, a język Austriaka igrał sobie rzewnie z moimi twardniejącymi sutkami.
- Skończ we mnie – moja prośba rozochociła go jeszcze bardziej w swoich poczynaniach, przyspieszając każdy jego ruch. Szatyn lekko dyszał już od dobrych kilku chwil, kiedy moje plecy gwałtownie wygięły się w łuk, a cichy krzyk przeszył rozgrzane powietrze.
- Musimy robić to częściej – stwierdził, opuszczając mnie na podłogę, bym poczuła pod stopami grunt.
- Uprawiać seks, kończyć we mnie, czy…?
- Powinnaś częściej u mnie zostawać – rozbawiony moimi słowami, uśmiechnął się dziarsko i pocałował mnie czule w skroń. Gregor rozsunął drzwi kabiny i opasany ręcznikiem wokoło bioder opuścił łazienkę, posyłają mi jeszcze w progu przeciągłe spojrzenie. Ubrałam się w jego wczorajszą, zdzieraną z impetem koszulę od piżamowego kompletu i wysuszyłam mokre końcówki włosów. Zapinając dość skrupulatnie guziki, zerknęłam niepewnie w zaparowaną taflę lustra, przygryzając przy tym wyczekująco dolną wargę. Rozczochrane jeszcze włosy nigdy nie układały się kaskadą na plecach, jak dzisiaj, skóra czysta, nawilżona i rozpromieniona, a tęczówki mieniły się iskrami radości. Uśmiechnęłam się sama do siebie nieśmiało dotykając dłonią swojego bezwstydnie zaróżowiałego lica. Chyba byłam szczęśliwa.
- Oszalałaś, prawda?! – warknął na mnie, kiedy wesołym, niemal tanecznym krokiem przekroczyłam próg gregorowej sypialni. W jednej dłoni trzymał strzępy kolorowego papieru, w który zapakowałam jego urodzinowy prezent, w drugiej wymachiwał mi przed oczami nowym obiektywem do jego ukochanej leicy, którą zawsze ze sobą zabierał. Zamrugałam kilkukrotnie oczami, zupełnie zaskoczona jego pretensją w głosie i złowrogim wyrazem twarzy.
- Skoro już znalazłeś i sam rozpakowałeś, to wszystkiego najlepszego – odparłam nieco kąśliwie, zupełnie inaczej wyobrażając sobie moment wręczenia mu podarku, który notabene sfinansowałam z części spadku po moim bracie. Inaczej mogłabym sobie to jedynie namalować, co po raz kolejny przywoływało do mojej, zalepionej hormonami miłości, głowy racjonalny argument, przemawiający za rychłym zakończeniem tej baśni.
- Nie mogę tego przyjąć, to jest za drogie – pokiwał przecząco głową – Oddaj to z powrotem – wyciągnął dłoń ze sprzętem w moim kierunku.
- Aha – żachnęłam się i błędnie zinterpretowałam jego nagłe oburzenie - Nie możesz po prostu tego przyjąć, jako kumpelski podarek? To nic zobowiązującego jeśli o to ci chodzi.
- Boże, Jas! – westchnął zdumiony moimi słowami, przez które zmarszczył czoło i ściągnął brwi – Nie wiem czy przyjąłbym to jakbyśmy byli dwadzieścia lat po ślubie i mieli trójkę dzieci – przewrócił teatralnie oczami – Jest cudowny, chciałbym, ale nie mogę, naprawdę – spuścił nieco głowę wyraźnie zakłopotany.
- Nawet jeśli bardzo chciałabym, żebyś mi zrobił prywatną sesję? – spoglądam na skoczka nieśmiało, rozpinając powoli guziki jego kraciastej koszuli, odchylając ponętnie rąbek materiału ukazujący kawałek nagiej piersi – Nie daj się prosić i nie oddawaj mi tego cholernego obiektywu, bo się pogniewam!
- Chyba nie mam wyjścia – westchnął w geście kapitulacji i otaksował roznamiętnionym wzrokiem moje odkryte, gładkie nogi – Ale najpierw muszę ci podziękować bardzo, albo to bardzo  mocno – wymamrotał wprost do moich ust z szerokim uśmiechem na ustach.
- Najpierw zdjęcia – oderwałam się od kleistych ust Gregora i rzucając się klękiem na łóżko poczęłam stroić przeróżne pozy, które bardziej przypominały komediowe i niewdzięczne umizgi, niż profesjonalny modeling. Szatyn pokręcił głową ze śmiechem, jednak potem podszedł do wyznaczonego zadania na poważnie, odsłonił przesłonięte zasłoną okno, dostosowując tym samym odpowiednie światło oraz poprawił ułożenie moich dłoni i udzielał wskazówek w którą stronę kierować swój wzrok.
- Czy mogę być po sesji równie nieprofesjonalny co Jack Dowson po namalowaniu Rose?
- Przecież po samym akcie zachował się profesjonalnie, Greg – skarciłam go wzrokiem
- Ja mam o wiele większą pokusę, za bardzo mnie podniecasz – warknął, odkładając w końcu na drewniany stolik swój aparat, dopadając do mnie w mgnieniu oka i pociągając za sobą na miękki, wygodny materac, uginający się pod jego wysportowaną sylwetką. Jego ciepłe, duże i męskie dłonie sunęły subtelnie, wręcz eterycznie po moich udach, przyprawiając mnie o zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa i gorący ucisk w podbrzuszu.
- Czuję – roześmiałam się, siedząc na nim okrakiem i z lubieżną rozkoszą wpatrując się w roziskrzone, brązowe tęczówki – Trochę cię kręci to całe ukrywanie się na konkursach, prawda?
- Niesamowicie – wpił się zachłannie w moje usta i sprytnie rozsunął je swoim językiem.
- Zdążyłam zauważyć, że to właśnie jedynie ta adrenalina nakręca twój testosteron – westchnęłam cichutko, nieco okraszając to zachowanie nutą rozczarowania, co spowodowało, że mokre wargi Gregora zatrzymały się gdzieś w zagłębieniu mojego obojczyka. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, niemal zastygła w bezruchu, a ja niecierpliwie trawiłam tą niewymowną chwilę ciszy. W końcu powoli wstał z łóżka i chwytając mnie za rękę, pociągnął za sobą do garderoby, rozsuwając drzwi jedynej zamykanej szafy.
- Jeśli tylko będziesz gotowa i będziesz chciała – oparł nonszalancko swój łokieć o rant rozsuwanych drzwi i wskazał dłonią na puste półki w pozostałych otwartych przestrzeniach garderoby – czasem możesz tutaj coś przywieźć – odchrząknął znacząco, a jego niepewny wzrok spotkał się z moim nieco przerażonym i zdezorientowanym – Myślałaś już o tym co będzie po ostatnim konkursie, po Planicy?
- Nauczyłam się już nie wybiegać myślami za bardzo w przyszłość – odparłam wciąż onieśmielona, czego dowodem był założenie za ucho swoich włosów, chociaż gest ten był nadaremny.
- Rozumiem – szatyn pokiwał ekscentrycznie głową, spodziewając się bezpieczniej odpowiedzi.
- Znowu planujesz zgarnąć mnie spod skoczki na jakieś wakacje? – zaśmiałam się lekko, przypominając sobie opary absurdu tamtej sytuacji.
- Chcę spróbować, Jas – wychrypiał nagle pociągającym, niskim tonem głosu, wplątując swoje kościste palce pomiędzy moje. Wpatrywał się wyczekująco, patrząc bezwstydnie wprost w bezdenną głębinę mojego spojrzenia, dotykając tym samym najwrażliwszych miejsc na samym dnie duszy, nie wiedząc kiedy po drodze pokonując i krusząc wszystkie przeszkody. Poczułam jak wzrokiem dotyka mnie za serce i nie potrafiłam się już dłużej opierać. Jego słodki oddech owinął moją twarz, a zapach jego skóry skutecznie otumaniał, powoli od siebie uzależniając.
- Mam wrażenie, że ty nigdy nie dopuścisz mnie do siebie zbyt blisko, Greg.
- To jest tyko twoje zdanie, ja na ten temat mam trochę inne – uciekł zbolałym wzrokiem w bok, zgniatając usta w wąską kreskę – Ratujesz mnie – oparłszy swoim czołem o moje, wyszeptał przyciszonym głosem, nerwowo przełykając ślinę. Wplotłam delikatnie palce pomiędzy jego gęste pasma kasztanowych włosów, zachwycając się ich miękkością.
- To ty ratujesz mnie – stając niemal na czubkach palców, powoli i subtelnie pochłaniam jego miękkie i ciepłe wargi. Kosztuje jego słodki oddech i drażnię natarczywy język penetrujący bezwzględnie moją szczękę. Dłonie szatyna suną po plecach i lędźwiach jedynie po to, aby zacisnąć się na moich pośladkach, powodując kolejny ucisk w moim podbrzuszu.
- Pójdziesz ze mną na trening na Bergisel i pobawisz się tym prezentem, który mi zrobiłaś, co? – wymamrotał pomiędzy żarliwymi pocałunkami, a ja w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową – Będę testował nową bieliznę, co prawda docelowo ma pomóc Michiemu w walce o kryształową kulę, ale na mistrzostwa też się nam przyda, zobacz – ujmuje w swoje dłonie moje i z dziarskim uśmiechem oraz błyskiem w oku, pociąga za sobą do szafy, która skrywała w sobie największą tajną broń austriackich skoczków – Całkiem nowa, jednoczęściowa bielizna ze specjalnego materiału – wyjaśnił tajemniczo dotykając tkaniny.
- Nie znam się na tym – wzruszyłam bezwiednie ramionami.
- Posiada pewien rodzaj przyczepności, a to z kolei pozwala trochę manipulować długością kombinezonu, kiedy jesteś w locie znajduje się on trochę niżej, wtedy pozwala uzyskać dodatkową powierzchnię nośną, a kiedy …
- A kiedy jest kontrola, kombinezon wraca na normalną wysokość i zawodnik unika dyskwalifikacji – dokańczam za niego, kiwając głową z pełnym podziwem i uznaniem dla austriackiego sztabu – Sprytne, a co kiedy FIS postanowi uregulować tą sprawę i nie będzie już dowolności?
- Ponoć nie wybiegasz w przyszłość – przypomniał mi, odgryzając się kąśliwie, na co teatralnie przewróciłam oczami.



Bergisel tętniła życiem, pompowała krew niczym serce w organizmie, a ton nadawały treningowe skoki Gregora, które próbowałam uwiecznić na malowniczym, górskim tle pokrytym płatami lodu i śniegu. Z mizernym skutkiem i grymasem wykrzywiającym twarz rejestrowałam efekty swojej pracy, lub po prostu wątpliwy talent do robienia zdjęć, którego nikt nie mógł za to odmówić Schlierenzauerowi. Leciał wysoko, daleko i perfekcyjnie lądował. W powietrzu płynął z nienaganną, posągową sylwetką, dając nadzieję dla Kuttina w Falun.
- Pokaż, co tam napstrykałaś – gregorowa dłoń niemal wyrwała z mojego uścisku swój ukochany sprzęt - Hmm fajne, fajne, takie … ciekawe.
- Widzę twoją minę, Greg – westchnęłam z nutą unoszącego się rozczarowania - Mógłbyś bardziej się postarać.
- Przepraszam, na pewno z czasem będzie lepiej – zdusił kpiarskie parsknięcie na swoich pełnych ustach i obdarzył mnie rozbawionym spojrzeniem - Trochę Cię poduczę, poćwiczymy różne techniki i – urwał, przygryzając dolną wargę i wciąż świdrując mnie swoimi piwnymi tęczówkami - … czy ja dalej mam na myśli fotografowanie?
Podrapał się zakłopotany po głowie, a ja przewróciłam teatralnie oczami, kręcąc głową z politowaniem dla jego niewyżytej chłopięcej wyobraźni. Gregorowa dłoń subtelnie gładziła moje zaróżowiałe lico, a moje dłonie zaciskały się na połaciach jego kurtki.
Iskrzący od promieni słonecznych śnieg trzeszczał pod naporem nierównomiernie rozkładanych kroków, a ja mimowolnie odwróciłam głowę, spoglądając za siebie przez plecy.
- Lukas? Gloria? Co wy tutaj robicie? – niedowierzający głos szatyna rozległ się tuż nad moim uchem, a jego sylwetka od razu oderwała się ode mnie, wychodząc naprzeciw swojemu rodzeństwu i przytulając siostrę.
- Może gdybyś odbierał telefon to byś wiedział! – oparł z oczywistością Lukas przybijając ze swoim bratem piątkę – Macie nową panią fotograf? – młodszy z braci poruszył sugestywnie, brwiami zerkając na mnie znacząco. Rozwarłam zdezorientowana usta, marszcząc przy tym brwi, a speszony Gregor spojrzał na mnie pytająco, szukając ratunku od niewygodnego pytania.
- To Jasmine, moja … - głos skoczka zaciął się niespodziewanie, zagęszczając i tak napiętą sytuację - … moja Jasmine.
- Ah, to ta Jasmine, powód nieobecności mojego brata na rodzinnej wigilii? – dopytała krótko podekscytowana szatynka, może nieco nasączając swój ton pretensją, jednak pozostawiając wypowiedź w zabawnej tonacji.
- Gloria! – jęknął przeciągle, wbijając w nią błagalne spojrzenie.
- No co? – żachnęła się niezadowolona, wzruszając niezrozumiale ramionami – Wolisz, żebym się spytała, czy to ta dziewczyna, która zawróciła w głowie mojemu bratu? – uniosła pytająco do góry prawą brew.
- Gloria! – tym razem syknął przez zaciśnięte zęby, a Lukas roześmiał się dźwięcznie, uśmiechając się przy tym uroczo – Muszę wracać na górę – skoczek potarł zaniepokojony swoje zmarszczone czoło – Nie zagadajcie Jas, nie wystraszcie jej i nie kompromitujcie mnie, ok?
- Wyluzuj – prychnęła najstarsza z trójki rodzeństwa, podchodząc bliżej barierek i stając tuż obok mnie, na co Schlierenzauer przewrócił teatralnie oczami.
- Ja pójdę porobić Ci zdjęcia – odparł ochoczo Lukas i wsuwając dłonie do kieszeni swoich spodni podążył za szatynem.
- Zapewne już wiesz, że Gregor ma kilka innych wad poza dużym, aroganckim nochalem i wrodzoną głuchotą – zagaiła nagle wesoło Gloria, podnosząc do ust swoje zmarznięte dłonie – Ale to dobry brat.
- Bardzo chce cię chronić, chyba jesteś jego oczkiem w głowie – odważyłam się podzielić swoimi spostrzeżeniami, na które szatynka jedynie przytaknęła.
- Kiedyś chciał pomścić moją miłosną krzywdę – parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową z politowaniem – To było bardzo honorowe, ale … - urwała, nie wiedząc, czy może sobie pozwolić na kontynuowanie wypowiedzi.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz.
- Przecież ty i tak to wszystko wiesz – jej przymrużone dotąd oczy, które intensywnie analizowały sytuację, skupiły się na manie – Wiesz, że Gregor ma fioła na punkcie Thomasa?
Jego poprzedni związek prawie się rozpadł wcześniej przez to, że chciał uwieść tą całą Silvię, kiedy ta romansowała w Morgensternem. I to wszystko po to, żeby mu dokopać. Zawziętość to chyba nasza rodzinna cecha – pokiwała głową z dezaprobatą, uderzając butem o metalowa barierkę w celu usunięcia z podeszwy grudy śniegu, po czym posłała mi uspokajający uśmiech. Odwzajemniłam ten gest z drżącymi kącikami ust, jednak po chwili odwróciłam głowę skupiając całą swoją uwagę na wybijającym się z progu szatynie.

Gdybym wtedy wiedziała, gdybym nie wysłuchiwała słów Glorii Schlierenzauer z takim przejęciem, które drenowało we mnie masę wątpliwości i nie wygodnych domysłów. Gdybym tylko wtedy wiedziała, że siostra Gregora doskonale wie o moim romansie z Thomasem, gdybym była świadoma jej celowej rozgrywki, słownej utarczki i wciąż żywo bijącego niespełnionego uczucia do austriackiego skoczka. Gdybym wiedziała, że w tamtej chwili tak bardzo mnie nienawidziła i każdym kolejnym słowem, choć prawdziwym, sprawiała mi piekący ból. Może moja własna głupota, może słowa Maćka, Thomasa, Glorii i Manuela skumulowały się w jednym czasie w mojej głowie i przesłoniły racjonalizm. Może wypływająca w myślach groźba Christiana, może strach o życie Schlierenzauera, a może o swoje. Może to  spanikowany członek austriackiego sztabu, szantażowany przez Niemców kompromitującymi zdjęciami, który machał mi przed oczami sfałszowanymi próbkami moczowymi podpisanymi nazwiskiem Gregora, ostatecznie popchnął mnie do bardzo nierozsądnej rzeczy. Oprócz turniejowych austriackich nowinek, którymi obdarzył mnie szatyn, dotrzymując tym samym złożoną mi obietnicę, całkiem prywatnie i w największym zaufaniu pochwalił się testowaniem specjalnej bielizny pod kombinezon dla Hayboecka. Wiedziałam wszystko o materiale, kroju, zastosowaniu. I tą wiedzą podzieliłam się z drugim niemieckim trenerem reprezentacji. Nie chciałam ryzykować przekazywania ponownie przeterminowanych sprzętowych rewolucji, nie chciałam ryzykować, kiedy na szali postawiono groźbę skrzywdzenia bliskiej mi osoby, a Gregor zdecydowanie dla mnie taką był, po mimo wszystkich narastających i kłębiących się we mnie wątpliwości.
Przeglądający uważnie moje zapiski Christian rozszerzał swoje błyszczące źrenice, wyraźnie powiększając szeroki uśmiech na swojej parszywej twarzy. Na jeden moment oderwał uważny wzrok od kartek i przeniósł go na mnie, przez co zestresowałam się jeszcze bardziej.
- Dobra robota – rzucił kąśliwie i obrócił się na pięcie, podążając wprost do swojego pokoju.
Zapukałam nerwowo do drewnianych drzwi wynajmowanego przez nas hotelu w Falun, które otworzył mi zdezorientowany i jeszcze nie wypakowany Wellinger.
- Andi – pociągnęłam nosem, powstrzymując piekące w kącikach oczu łzy – Zrobiłam coś bardzo złego – zaniosłam się gorzkim, rzewnym płaczem wpadając wprost w jego rozpostarte ramiona, mocząc jego bawełnianą bluzę słonymi łzami.

Był szczęśliwy. Musiałam przyznać, że dotąd nie widziałam w jego oczach tak zapalczywiej iskry, mieniącej się w reflektorach na szwedzkiej skoczni Lugnet, Mogłam jedynie z daleka obserwować nostalgicznym spojrzeniem, jak wpada w ramiona Krafta, a po chwili ściska dłoń Herberta, który przytrzymuje majestatycznie jego narty jak największy austriacki skarb. Nie pęcznieje z dumy, zacięty uśmiech na twarzy nie wyraża pychy, widzę, że przepełniająca go radość jest szczera, a towarzyszące uczucie adrenaliny rozszerza źrenice. Podchodzę bliżej strefy, aby cieszącemu się już ze zwycięstwa na zeskoku Freundowi podać jego plecak i odebrać narty. Schlierenzauer spogląda ukradkiem przez plecy z dziarskim uśmiechem na ustach, a w przeciągłym spojrzeniu puszcza mi dyskretnie oko. Ile bym dała, aby móc teraz z okrzykiem radości na ustach rzucić mu się na szyję i długo oraz namiętnie gratulować mu tak bardzo wyczekiwanego sukcesu.
-Brawo Sevciu, dzisiaj już nawet daruję mówienie sobie, że przegraliście z nami w nogę …
- A mów sobie co tylko chcesz! – machnął lekceważąco ręką i przycisnął mnie do siebie w nagłym i niespodziewanym przypływie radości i miłosierdzia. Odkaszlnęłam teatralnie, nabierając powietrza głęboki haustem, trzymając dłoń na wysokości klatki piersiowej.
- Udusiłby mnie Niemiec jeden, widziałeś? – pokiwałam głową z dezaprobatą, kiedy przechodzący obok mnie Piotrek roześmiał się w swój charakterystyczny sposób.
- Ja myślisz Jaśminka, może tą flaszkę ja dam teraz Gregorowi, co? – kiwnął podbródkiem w stronę austriackiego skoczka.
Wypięty do kamery z dumą prezentował na swojej szyi srebrny medal mistrzostw świata. Z filuternym uśmiechem przeczesał swoimi długimi i kościstymi palcami swoje włosy i bez skrępowania kontynuował swój wywiad. Wspominał o trudach na początku sezonu, problemach z przyzwyczajeniem się do nowych wiązań, a także problemach z dotychczasową pozycją dojazdową. Był jednak święcie przekonany, że po krótkim wykolejeniu właśnie wrócił na stare, sprawdzone i właściwe tory.
- Popełniłaś bardzo duży błąd – poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, który przenikał swoich chłodem nawet przez materiał kurtki. Obróciłam się wystraszona i z przerażeniem spojrzałam na członka austriackiego sztabu, który w pierwszy dzień przybycia do Falun wymachiwał mi przed oczami sfałszowanymi próbkami moczu.
- I kto to mówi – żachnęłam się, zakładając ręce na krzyż.
- Niemcy nie mają takiej siły, żeby mnie aż tak szantażować – pokręcił z rozbawienia głową – Ale akurat na tyle, żebyś ty w to uwierzyła to tak, dałaś się nabrać. Oby nikt się o tym nie dowiedział, na moje i twoje szczęście.
Wyminął mnie, trącając swoim łokciem i pozostawiając przed obliczem Wellingera i jego bystrego spojrzenia przenikającego aż do szpiku.
- Czego on od ciebie chciał, co? – zamarznięty obłoczek pary wydobył się z spierzchniętych ust blondyna. Z zaniepokojeniem potarł dłonią moje ramię, próbując dodać mi tym gestem otuchy.
- Wykiwał mnie – spuentowałam wydymając usta i cmokając niecierpliwie – Byłam naiwna wierząc, że przez zdjęcia z kochanką Paul byłby gotów podmienić próbki i że moja lojalność sprawi, że tego nie zrobi – pokiwałam głową z politowaniem dla samej siebie i swojej głupoty – Wiedziałeś o tym?
- Ależ skąd! – podniósł dłonie w geście obronnym – Przecież wiesz jak ostatnio skończyło się dla mnie zbytnie interesowanie się tym cyrkiem Christiana.
- Dzięki Andi, wracam do hotelu, mam dość dzisiejszego dnia.
- Możesz na mnie liczyć, pamiętasz?
Skinęłam delikatnie głową i posyłając uspokajający uśmiech wróciłam do swojego pokoju, a po oczyszczającym dusze i ciało prysznicu, położyłam się w swoim hotelowym łóżku. Moje powieki stawały się co raz cięższe, jednak wyostrzony słuch zarejestrował skrzypnięcie pod naporem czyiś kroków. Miękki materac ugiął się pod ciężarem męskiego ciała, a charakterystyczny zapach ukoił mój narastający niepokój. Poczułam jak moje plecy przylegają do jego nagiej klatki, a jego oddech rozwiewa pasma moich włosów. Bez problemu Gregor odnalazł moją dłoń, obejmując mnie mocno i szczelnie.
- Ciii, śpij – wyszeptał tuż nad moim uchem, kiedy poruszyłam się niespokojnie i zanurzył twarz w zapachu piżma i pomarańczy moich kasztanowych włosów.  

Ostatni mistrzowski, drużynowy konkurs przebiegał bez żadnych zastrzeżeń, pomijając rzucane sobie wzajemnie nienawistne spojrzenia Gregora Schlierenzauera i Andreasa Wellingera, skaczących w tej samej turze. Przebierający niecierpliwie palcami Austriak najwyraźniej nie wytrzymując presji niebieskich tęczówek blondyna, prychnął pod nosem i pokręcił głową, uśmiechając się przy tym nieznacznie.
- Cieszysz się, że wróciłem? – Andreas uniósł brwi ku górze i cmoknął z rozczarowaniem - Wybacz, ja bardziej stęskniłem się za Jas.
- Nigdy nie rozumiałem tej waszej przyjaźni – szatyn zmarszczył czoło i spojrzał na swojego kolegę z nieukrywanym niezrozumieniem – Ale jeśli chcesz wiedzieć, to nie przeszkadza mi to.
- Szkoda mi ciebie Gregor, serio – parsknął wymownie niebieskooki skoczek i poklepał pocieszająco swojego rywala po plecach - Twoje serce po mistrzostwach będzie złamane – dodał z nieukrywaną satysfakcją, która zagnieździła się gdzieś w kpiarskim uśmiechu - Może ona mnie nie kocha, ale ciebie też nie.
Niemiec wstał z zajmowanego dotąd miejsca i chwycił w mocnym uścisku swoje narty podążając mozolnie w stronę wyjścia, zostawiając osłupiałego i zdezorientowanego  Szlierenzauera dogłębnie trawiącego jego słowa w palącej ciszy.

Biegł najszybciej jak tylko potrafił, a w płucach czuł nieprzyjemne, ostre i kłujące pieczenie. Przystanął opierając dłonie o swoje uginające się kolana i próbował unormować przyspieszony oddech. Dopiero co krew zaczęła dopływać do jego mózgu i przetwarzać rejestrowane obrazy w informacje. Karetka wciąż stała przed hotelem z migającymi światłami, które przyćmiewały te z policyjnego radiowozu. Dwóch mundurowych spisywało zeznania roztrzęsionej recepcjonistki i jednego z ochroniarzy. Całemu przedstawieniu przypatrywała się niewielka grupa gapiów, jednak to kucający Stoch, który chował twarz w swoich dłoniach przykuł jego największą uwagę. Przepychając się bezwiednie przez przypadkowe osoby jego brązowym tęczówkom ukazały się jeszcze zatrwożone sylwetki Leyhe i Żyły.
- Jak do tego doszło? Ja pierdole, nie mogę w to uwierzyć! – zatroskany polski skoczek przesłonił usta swoją dłonią, a trzymający się za głowę Wellinger obrócił się w stronę Schlierenzauera ze szklącymi się od powstrzymywanych łez oczami.
- Co się … - głos uwiązł mu w gardle, a mięśnie nóg odmówiły posłuszeństwa. Wbił swój wyczekujący wzrok w Andreasa, ale ten jedynie spuścił wzrok w dół.
- Nic jej nie będzie, była przytomna, na pewno skończy się tylko na siniakach …
- Co się do kurwy nędzy stało?!
- Silvia. … zepchnęła Jaśminę ze schodów – odezwał się nagle Stoch – Maciek pojechał z nią do szpitala na szczegółowe badania, a Silvia trafi do zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
- Ja – Gregor próbował złapać głębszy oddech, kiedy zakręciło mu się w głowie – Ja muszę do niej jechać – zdezorientowany przeczesał dłonią włosy i rozglądał się niecierpliwie dookoła.
- Schlierie – Kraft złapał go za ramię i pociągnął w swoją stronę.
- Jadę do szpitala.
- Najpierw musisz coś wiedzieć.
- Później – warknął, wyrywając się z uścisku swojego przyjaciela.
- Ale to ważne.
- Jas jest dla mnie ważniejsza, Stefan! Najważniejsza!
- Ale to ma z nią związek – austriacki skoczek rozłożył bezradnie ręce – Słyszałeś, na pewno wszystko będzie dobrze, chodź.
Zaprowadził go do Herberta, który bez zbędnych formalności od razu przeszedł do rzeczy. Może tylko ulotną chwilę poświęcił na zdiagnozowanie z jak pustym spojrzeniem lustrował go Schlierenzauer, wciąż trzymający ściśniętą pięść, aż do zbielałych kłykci. Jego myśli wciąż uparcie krążyły wokoło jednej osoby i jej aktualnego stanu zdrowia. Niemal odchodził już od zmysłów co wykazały specjalistyczne badania i czy aby na pewno nie doszło do jakiś wewnętrznych urazów.
- O tym co specjalnego ma Hayboeck wiedziałeś tylko ty, ja, Michi i trener – wyliczył cierpliwie - Więc jakim cudem Niemcy też o tym wiedzą? – oparł swoje dłonie o oparcie krzesła, pochylając się do przodu - I dlaczego wypełnia mnie przekonanie graniczące niemal z pewnością, że ich fizjoterapeutka dowiedziała się o bieliźnie od ciebie, Gregor?
Słowa Herbeta podziałały na zniesmaczonego szatyna niczym wysoka fala uderzeniowa wysokiego napięcia. Natychmiast wyprostował dotąd zgarbioną sylwetkę, a jego wyblakłe tęczówki ożywiła złowroga iskra.
- To niemożliwe, nie … - pokiwał głową z pełnym pasji zaprzeczeniem i związał rozwarte usta w wąską kreskę.
- Wiem, że nie dopuszczasz do siebie takiej myśli, ale … - urwał, widząc jak narastające wątpliwości piętrzą się w głowie skoczka.
- Nie, nie Jas … - niemalże szepnął tonem, którym chciał przekonać samego siebie i przymknął mocno drżące powieki.
- Paul to potwierdził Gregor.
- Nie! Ona tego nie zrobiła, nie mogłaby …
- Tylko jedna rzecz mogła zaślepić tak bystrego człowieka, jak ty Gregor. Miłość.


- Jak mogłaś?!
Gregor przekroczył próg mojej sali zamaszystym krokiem, a jego podniesiony ton głosu odbijał się echem od ścian pomalowanych pastelową zieloną farbą. Nie tego się spodziewałam. Czekałam na niego jeszcze wczoraj, jednak nadaremno. Nie potrafiłam spokojnie zasnąć mając wciąż przed oczami płaczącą Silvię, która lamentując, obwiniała mnie o swoją osobistą tragedię i poronienie. Choć badania nie wykazały żadnych poważnych obrażeń, poza kilkoma siniakami i obtarciami, zostałam zatrzymana jeszcze na nocną obserwację. Właśnie posłusznie oczekiwałam na wypis, kiedy ujrzałam tak bardzo wyczekiwaną przeze mnie sylwetkę, jednak nie z takim powitaniem jakiego się spodziewałam.
- Jak mogłaś mi to zrobić? – zacisnął dłonie o ran łóżka i spojrzał na mnie ze wściekłością w ciemnych tęczówkach – Od początku o to ci chodziło? – jego usta wykrzywiły się w kwaśny grymas, a odraza z jaką spluwał w moim kierunku sparaliżowała moje ciało – Wellinger się wygadał, a je nie połączyłem faktów – pokręcił głową, karcąc się za zaćmienie umysłu – Wiedział o wszystkim, prawda? O bieliźnie, i tym jak chcesz to rozegrać, brawo – ściągnął brwi i z gorzkim uśmiechem klasnął z przekłamanym uznaniem w dłonie – Dobrana z was para.
Przełknęłam głośno ślinę zatrwożona gregorowymi oskarżycielskimi spojrzeniami, którymi bezwstydnie torpedował mnie nieprzerwanie. Parsknęłam z niedowierzaniem i powstrzymując napływające do oczu łzy, mocniej zacisnęłam dłonie na materiale szpitalnej pościeli.
- To nie tak – zaprzeczyłam spokojnie – Chciałam cię tylko chronić, Gregor. Christian zagroził…
- Przestań! – warknął, wchodząc mi w słowo – Mogłaś mi o tym powiedzieć, zamiast to ukrywać, nie zaufałaś mi, a ja tobie bezgranicznie i to był mój błąd – spojrzał na mnie z nieukrywanym wyrzutem.
- Bo ty ani przez chwilę nie traktowałeś mnie, jak karty rewanżowej w potyczce z Morgensternem? – prychnęłam, czując jak z każdą sekundą każdy oddech kosztuje mnie przepalający ból.
- Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Wszyscy na czele z twoją siostrą dawali mi to jasno do zrozumienia.
- Dlatego postanowiłaś się zemścić tak?!
- Chciałam Cię chronić, ale może to był błąd – wykrzyczałam mu prosto w twarz, przeczesując dłonią opadające na twarz włosy, które miały przesłonić płynącą po policzku łzę.
- Ta cała relacja była błędem – wypowiedział te słowa z odrazą, jednak jego oczy wyraźnie zaczęły się szklić - Nawet nie wiesz, jak bardzo się na tobie zawiodłem – przystawił ściśniętą pięść do ust, chcąc zdusić nie tyle zbędne emocje jakie nim w tamtej chwili targały, co konsekwencje swoich słów.
- Zawiodłeś? – nie mogłam uwierzyć, czy aby słuch mnie sprawia mi psikusa – Zrobiłabym dla ciebie wszystko, robiłam dla ciebie wszystko – prawie się zapowietrzyłam.
- Dlatego mnie oszukałaś i wykorzystałaś, a na końcu zdradziłaś naszą tajemnicę? Straciłem do ciebie zaufanie, nie jestem w stanie dłużej z tobą rozmawiać.
- W takim razie wyjdź stąd! Wynoś się i nie wracaj!
- Proszę się nie awanturować, co pan robi? – głos wchodzącej pielęgniarki, oburzonej jego wtargnięciem i zapewne krzykami przywołał szatyna do porządku - Proszę nie nękać pacjentki!
- Już wychodzę, spokojnie – uniósł dłonie w obronnym geście, stawiając krok w tył - Już nigdy nie będę nękał tej pacjentki swoją osobą – swój ton okrasił chłodem, a mnie posłał lodowate spojrzenie - Może być Pani tego pewna – dodał, spoglądając na zdezorientowaną kobietę i opuścił salę. W tamtym momencie Gregor Schlierenzauer opuścił moje życie.
- Jaśmina? – niepewny głos Maćka, sprawił że spojrzała na niego przez rozmazujące mi obraz słone łzy.
- Maciek, zabierz mnie do domu, proszę.










Tam da ram dam. II część -> http://posiniaczeni.blogspot.com/

niedziela, 6 stycznia 2019

14. "Zazdrość nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer"


Spotkałam go tuż przed drzwiami windy austriackiego hotelu położonego niemalże u stup Bergisel. Thomas Morgenstern po odłożeniu nart w kąt, nie przestał szukać adrenaliny w powietrzu, pragnąc zostać pilotem śmigłowców. Od tego czasu nieco przytył, jego twarz wyraźnie się zaokrągliła, zniknęły zapadnięte policzki i charakterystyczne rysy, przez co może w ogólnym rozrachunku dodało mu to kilku lat. Wciąż jednak odstawały mu uszy, choć już spod ciemniejszych blond pasm, niż zazwyczaj. Z niecierpliwością czekał, aż drzwi dźwigu w końcu się otworzą, zupełnie nie czując na swoich plecach mojego uważnego i przepalającego spojrzenia. Weszłam do środka tuż za nim, wprawiając go w małą konsternację i zdziwienie kiedy zreflektował się na moją obecność. Jego przenikliwe, niebieskie, iskrzące tęczówki drenowały we mnie uczucie skrępowania. Wydawało mi się, że w jego spojrzeniu przewijały się obrazy nie tylko z naszej ostatnio wspólnie spędzonej nocy w Wiśle. Widziałam tam wszystkie spędzone z nim chwile, w których kiedyś na samą myśl o nich robiło się w sercu nieco cieplej. Dostrzegłam jak kącik jego ust zadrżał w charakterystycznym półuśmiechu, a nieco speszony zaistniałą sytuacją ulokował swój wzrok w czubki swoich butów. Zanim Thomas zdążył rozewrzeć wargi i spytać o cokolwiek, jeszcze na tym samym piętrze w ostatniej chwili dołączył do nas Gregor. Zagryzłam policzki od środka, czując jak serce mocno mi drży, a poty oblewają całe ciało. Szatyn przerzucił swoje spojrzenie ze mnie na Morgensterna i uścisnął serdecznie wyciągniętą na przywitanie dłoń blondyna. Chyba nie potrafiłam w tamtym momencie znaleźć w swojej głowie bardziej krępującej i niezręcznej sytuacji w jakiej kiedykolwiek mogłabym się znaleźć. Zerknęłam niepewnie kątem oka na stojącego w przeciwnym rogu Gregora, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Nie musicie przede mną udawać, że nic was nie łączy, naprawdę o twoich podrapanych plecach Schlierie plotkuje już nawet Herbert i Heinz – blondyn parsknął śmiechem, ewidentnie nie wytrzymując unoszącego się napięcia i pokręcił z rozbawieniem głową – Chyba, że bardzo się tego wstydzisz, Gregor.
Uniosłam z powątpiewaniem do góry prawą brew i niemalże spiorunowałam byłego skoczka nieprzychylnym spojrzeniem w reakcji na jego dość dwuznaczne słowa.
- Najchętniej podzieliłbym się tym z całym światem, ale na razie nie mogę – Schlierenzauer odparł zgryźliwie, zupełnie nie kryjąc tego w swoim tonie – Mam nadzieję, że nikomu tutaj nic nie powiesz? Jasmine – urwał, spoglądając na mnie czule - zależy na dyskrecji.
- Trochę słabo się ukrywacie, a ściany zawsze mają uszy, wiem coś o tym – parsknął pod nosem opuszczając windę na parterze - Z resztą Kraft żalił mi się, że nie może już przez was spać po nocach – rzucił przez plecy, rzucając mi pretensjonalne spojrzenie.
- Jeszcze głośniej, bo nie wszyscy słyszeli – syknął zniesmaczony Gregor, przewracając teatralnie oczami.
- Wy gdzieś razem idziecie? – mrugnęłam kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaszokowana widokiem trzymającego w kieszeniach spodni dłoni Morgensterna i podążającego za nim Schlierenzauera.
- Tak, nagrywamy razem program dla austriackiej stacji w ramach Turnieju – wyjaśnił naprędce blondyn.
- Thomas będzie robił wywiad ze mną i Freundem w aucie, Severin nic nie wspominał?
Pokiwałam przecząco głową, a szatyn podrapał się po głowie, marszcząc czoło , jakby coś mu się nie zgadzało i wzruszył bezwiednie ramionami.
- Ty też mi nic nie powiedziałeś! – wymierzyłam w niego oskarżycielsko wskazujący palec, mrużąc nieufnie oczy.
- Kochanie należysz do obozu wroga – uśmiechnął się dziarsko i puścił mi oczko z szelmowskim wyrazem na twarzy – Nie mogę ci o wszystkim mówić.
Wsunął nonszalancko dłonie do kieszeni kurtki i obracając się na pięcie podążył ramię w ramię z Morgensternem w kierunku wyjścia. Jeszcze długo po tym jak zniknął w przeszklonych drzwiach, wpatrując się w miejsce, w którym stał szatyn, chłonęłam każdym zmysłem dźwięk jego jednego słowa. Słowa, które wprawiło mnie w niemałą konsternację.
- A oni od kiedy żyją w przyjacielskich relacjach? – tuż nad moim uchem rozniósł się kpiący głos Macieja, a zaraz potem kątem oka dostrzegłam przystępującą obok mnie jego sylwetkę.
- Daruj sobie.
- Gregor już dopiekł Thomasowi? – żachnął się, nie kryjąc swojej ciekawości, graniczącej niemal z przepełniającą go pewnością - Pokazał mu, że cię zdobył, pochwalił się?
- Dlaczego chcesz mi sprawić przykrość Maciek? – odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na krzyż i spoglądając w jego ciemne tęczówki wyczekująco. Próbowałam znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla jego krnąbrnej satysfakcji - Nie musisz przelewać na mnie swoich frustracji.
- Rozmawiałem z nim przed świętami – wskazuje podbródkiem na pustą przestrzeń po Austriaku – I nie kupuję tej jego troski o ciebie ani tego, że mu na tobie zależy.
- Bo co? – prychnęłam oburzona -Twoim zdaniem nie zasługuje na bezinteresowne uczucie? Bo jestem jakimś wybrakowanym towarem na lipnej promocji?
- Nie to chciałem powiedzieć, ja po prostu …
- Ale pomyślałeś – przerwałam mu hardo, kiwając głową z politowaniem.
- Jaśmina, przestań – zniecierpliwiony próbował zatrzymać mnie, zaciskając dłoń na moim przedramieniu, jednak skutecznie wyrwałam się z jego uścisku. Moja nie umiejętna próba wyminięcia Leyhe skończyła się jednak niefortunny trąceniem moim barkiem w jego przedramię.
- Jasmine! – zawołał za mną, kiedy zignorowałam swój czyn – Pamiętasz, że dzisiaj popołudniu moje prawo kolano ma romans z twoimi dłońmi?
- Nigdy bym o tym nie zapomniała, Stephan – rzuciłam przez ramię z szerokim uśmiechem, na co niemiecki skoczek zreflektował się tym samym – Zaraz do ciebie zajrzę, pomogę tylko Christianowi w wypakowywaniu sprzętu!
Kiedy tylko doskoczyłam do niemieckiego pojazdu, przy którym w pocie czoła uwijali się serwismeni , to jednak grzecznie podziękowali za zaoferowaną im pomoc,a ja  zauważyłam coś, obok czego nie mogłam przejść obojętnie. Phillip Sjoen, nowe genialne dziecko norweskich skoków, które zaczęło z impetem naciskać na inne cudowne dzieci, jak Forfang, czy Tande. Z założonym szczelnie kapturem od fioletowej kurtki na głowie, siedział samotnie w rozkroku na ośnieżonej ławce i nerwowo podrygiwał prawą nogą. Rozglądał się niecierpliwie dookoła, po czym schował zmartwioną twarz w drżących dłoniach. Zwykła ludzka empatia popchała mnie w kierunku młodego Norwega, nie dając chwili namysłu na jakiekolwiek mądre słowa, którymi mogłabym zacząć rozmowę. Przygryzłam niepewnie dolną wargę, stojąc wyczekująco nad szatynem i na próżno oczekując, iż poczuje nad sobą mój niecierpliwy oddech.
- Młody, wszystko z tobą w porządku? – szturchnęłam jego trapera, swoimi zimowymi butami zaczepnie, na co Norwego mozolnie podniósł na mnie swoje szklące się oczy. Zmarszczył swoje czoło i ściągnął z niezrozumieniem brwi, lustrując mnie z góry na dół.
- W porządku? – parsknął, uśmiechając się ironicznie, a zamarznięty obłoczek pary uniósł się nad jego wargami – Raz, jeden raz – urwał, szukając odpowiednich słów, żeby wyrazić co czuje – Raz skoczyłem dobrze, w Engelbergu, zająłem jedenaste miejsce na koniec zawodów.
- Wiem, pamiętam.
- Każdy chciał ze mną porozmawiać, dziennikarze się na mnie rzucili, dziewczyny – próbował zdusić, cisnący się na usta buńczuczny uśmiech – zaczęły się mną jeszcze bardziej interesować, ja sam zacząłem od siebie wymagać więcej, nakładać większą presję. Wiesz, chciałem być od razu jak Schlierenzauer kiedy zaczynał, a nawet przez chwilę kiedy stałem tam pod ostrzałem fleszy i kamer, chciałem być lepszy. Układałem sobie w głowie plan, w którym pobiję rekord Gregora w wygranych i to jeszcze w młodszym wieku, niż jemu w końcu się to udało.
- Przecież możesz to zrobić – wzruszyłam bezwiednie ramionami – Dopiero zacząłeś swoją przygodę w Pucharze, przed tobą wiele…
- Ale ja już sobie nie radzę – warknął, przerywając mi zdenerwowany – Psychicznie i przez to słabiej skaczę, moja forma jest nie równa.
- Nie wszystko przychodzi na zawołanie i pstryknięcie palca. Tutaj, na wyciągnięcie ręki masz kilkudziesięciu zawodników, kilkunastu prawdziwych mistrzów, którzy po upadku zdołali się podnieść, którzy musieli czekać na swoje pierwsze zwycięstwo czasami bardzo długo, albo tych, na których splendor i presja spadły już od pierwszych startów. Skoki to jeden z tych sportów, który uczy cierpliwości i pokory.
- Chciałem z nim porozmawiać, wiesz?
- Z kim?
- Z Schlierenzauerem, idolem z dzieciństwa – zakpił - Chciałem się go poradzić, w końcu on sobie poradził w młodości z tą całą szaleńczą otoczką, ale oczywiście mnie olał ciepłym moczem.
- Aha – przeklinam w myślach butną stronę Gregora i przysięgam sobie w duchu, że gorzko tego pożałuje.
- Czytałem gdzieś, chyba w wywiadzie z Morgensternem, że kiedy ten wchodził do szatni miał w sobie dużo szacunku do starszych kolegów, a z kolei Gregorowi ponoć tego brakowało i tego pierwszego to strasznie drażniło – młody skoczek wstał i otrzepał resztki śniegu ze spodni - Widzę, że ludzie zmieniają ubrania, ale nie charaktery.


- Od kiedy nie jesteś o mnie już zazdrosny, co Greg? – głos Thomasa nie krył nawet przełamującego zaskoczenia, czym przyprawił swojego rozmówcę o przeszywający powietrze śmiech - Od momentu kiedy jestem z Sabriną, czy kiedy już sobie przeleciałeś Jas?
- Uważaj na słowa – skarcił go szatyn z nieprzejednanym wyrazem twarzy.
- Mówiłeś, że nie korzystasz z moich, jak to wtedy ująłeś… – zamyślił się teatralnie, próbując sobie przypomnieć doskonale znane powiedzenie - …przechodnich zdobyczy, więc co się zmieniło? – zadał frasobliwe pytanie, spoglądając w pochmurne tęczówki Greogra wyczekująco.
- Zamknij tą swoją spasłą gębę, zanim powiesz jedno słowo za dużo, Morgenstern – wycedził przez zaciśnięte zęby, wykrzywiając twarz w kwaśny grymas.
- Naprawdę nie mogłeś już sobie odpuścić? – drążył dalej, naciskając butami na trzeszczący pod ich naporem śnieg.
- A ty naprawdę chcesz, żeby cię za chwilę musieli przypudrować? – wskazał podbródkiem w kierunku rozkładającego się kamerzysty przy czarnym audi, za którego kółkiem miał usiąść były skoczek.
- Mam ci klaskać, czy pogratulować, bo nie wiem już czego oczekujesz – wzruszył ramionami, przystając i zastępując Gregorowi drogę - Chcesz usłyszeć, że wygrałeś? – uniósł enigmatycznie brwi ku górze, z satysfakcją obserwując jak wszystkie mięśnie twarzy szatyna gwałtownie się napinają.
- To nie ma nic wspólnego z tobą, nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer pokręcił zniecierpliwiony głową, poniekąd zaskakują sam siebie ulatującą z jego krwi urazą do odwiecznego rywala.
- Nie? A zemsta za Glorię? Z Silvią się nie udało, więc może myślałeś, że uwiedziesz Jas i mnie to zaboli, ale wiesz co? To najbardziej zaboli ją, a nie mnie.
- Tobie naprawdę znudziło się oddychanie prostym nosem – zaparzył się, dając upust swojej gromadzonej w duchu złości i zacisnął swoje pięści na śliskim materiale thomasowej, niebieskiej kurtki.
- Wyprowadzam cię z równowagi przed zawodami, jak ty kiedyś mnie – przebiegły uśmiech na twarzy blondyna, pokazywał jedynie jak dobrze bawi się kosztem swojego rodaka.
- Nie dam się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj – uspokoił swój przyspieszony oddech i rozluźnił uścisk, wygładzając pognieciony materiał.


- Kamillooooo! – wrzasnęłam radośnie, przeszywając ostrym piskiem, gęstniejące od spadających płatków śniegu powietrze. Biegnąc przedzierałam się niezdarnie przez gąszcz kręcących się w strefie zawodników i sztaby, a kiedy naskoczyłam na zdezorientowanego Stocha zdejmującego swój kask, prawie straciliśmy równowagę i grunt pod nogami.
- Chryste Panie, zaraz mnie kobieto udusisz! – szczery, kamilowy śmiech otulił mnie szczelnie, jak jego ramiona – Też się stęskniłem – zaśmiał się wprost do mojego ucha i okręcił dookoła, unosząc nad ziemią.
- Widzę, że mistrz wraca do formy, gratuluję siódmego miejsca na Bergisel – chwytam wyimaginowany rąbek spódnicy i kłaniam się nisko – W dodatku twoja przemowa po odebraniu statuetki dla najlepszego sportowca roku przejdzie do historii – zaśmiałam się cicho pod nosem, a zawstydzony szatyn ulokował swój speszony wzrok w czubki swoich butów. Nagle poczułam przyjemny, gorący dreszcz przebiegający wzdłuż karku, a tuż po chwili poczułam niesiony z wiatrem mój ulubiony zapach identyfikujący się jedynie w mojej wyobraźni z bliskością Gregora.
- Dobre zawody – Schlierenzauer podszedł do Stocha, poklepując go przyjacielsko po ramieniu.
- Jutro idziemy na podium, co? – zreflektował się Kamil, naciągając czapkę na uszy – Oho, Skrobot już na mnie wymachuje, zaczęło się – zaśmiał się, ukazując urocze dołeczki – Do później.
Na pożegnanie pomachałam Kamilowi nazbyt ekscentrycznie, wysyłając w powietrzu kilka soczystych buziaków, co nie umknęło uwadze wciąż stojącego naprzeciw mnie wysokiego skoczka.
- Ty wiesz, że ona ma żonę? – szczerze poddał wątpliwości moją przyjacielską więź z małżeństwem Stochów i uniósł sugestywnie swoje brwi ku górze.
- Zazdrość nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer – odparłam z przekąsem, posyłając w stronę oddalającego się polskiego skoczka jeszcze jedno spojrzenie.
- Przypomnij mi proszę dlaczego nie możesz, tak jak Kamilowi, rzucić mi się na szyję i pogratulować jeszcze lepszego miejsca? – zadumał się na chwilę, aktorsko pocierając brodę z kilkudniowym zarostem.
 - Bo jestem z obozu wroga, kochanie i to podwójnego – wyszczerzyłam swoje śnieżnobiałe zęby w przaśnym uśmiechu. Wykonał nieśmiały krok w moim kierunku, zmniejszając odległość pomiędzy nami, po czym subtelnie i z troską wymalowaną na twarzy naciągnął rąbek mojej czapki na całe ucho. Zerknął za siebie, upewniając się, że ten gest nie został przez nikogo niepożądanego zarejestrowany i spojrzał w moje oczy z nienazwanym porażającym moje ciało uczuciem.
- Ty wiesz, że mi naprawdę na tobie zależy, prawda? – wyszeptał niemal drżącym głosem, próbując zdusić nerwowy uśmiech w kąciku ust.
- Wiem – wychrypiałam ledwo słyszalnym głosem, sparaliżowana jego parzącym nawet przez materiał, puchowej kurtki wzrokiem.
- To dobrze – odetchnął głęboko i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Gregor – zagaiłam niepewnie, przez ułamek sekundy spuszczając wzrok w czubki swoich butów – Mógłbyś porozmawiać z tym młodym, norweskim skoczkiem? Phillipem? On teraz przechodzi ciężki okres, a …
- A ja nie przechodzę? – po jego wymownym parsknięciu w powietrzu pozostał jedynie zamarznięty obłoczek pary. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja poczułam jak obrzuca mnie pretensją.
- Jesteś dla niego wzorem, może mógłbyś mu zaproponować, że do następnego sezonu przez pewien czas przygotujecie się wspólnie, albo…
- Dlaczego miałbym to zrobić? Ja go nawet nie znam – wzruszył ramionami wyraźnie poddenerwowany.
- Bo Cię o to proszę, Greg – zagryzam z zniecierpliwienia dolną wargę, wpatrując się w niego swoim smutnym spojrzeniem, tak długo aż szatyn nie przewraca teatralnie oczami i skina głową z ciężkim westchnięciem – Jesteś cudowny – moje dłonie lądują na krawędzi jego rozpiętej kurtki i przyciągają ciało skoczka bliżej siebie.
- Poczekaj z tymi wyznaniami do wieczora – jego niski, pociągający głos rozległ się tuż nad moim uchem, a słodki oddech owionął moją twarz.


Po zakończeniu 63 Turnieju czterech skoczni Gregor Schlierenzauer nie zamierzał świętować sukcesu swoich rodaków wspólnie z pozostałymi zawodnikami. Nie chciał ogrzewać się blaskiem fleszy i jupiterów skierowanych na jego kolegów, a padających na niego cieniem. Nie mógł też pławić się w swoim własnym sukcesie, bo siódme miejsce jakie zajął na koniec rozgrywek było dla niego rozczarowujące i nie spełniające ambicji z jakimi przyjechał na turniej. Zawiedzione nadzieje pojawiły się już w pierwszym dniu, kiedy pogrzebał swoje szansę już na starcie. Jednak nawet w pozostałych dniach wiąż odstawał znacząco od najlepszych. Czuł jednak, że ma szansę na to, aby powoli odzyskać dawny blask i powrócić do swoich najlepszych lat. Wiedział, że w końcu obrał właściwe tory i nie chciał tego zaprzepaścić. Nie chciał marnować więcej czasu, aniżeli jest to konieczne. Musiał się jedynie skupić na jeszcze większej pracy, a jednocześnie oczyścić swój umysł z niepotrzebnej presji. Potrzebował spokoju, swojego dobrze wypracowanego rytmu, a nie hulaszczych zabaw i picia piwa do rana. Zdawał sobie sprawę, że może teraz zyskać przewagę w przygotowaniach do Mistrzostw Świata. Kiedy wszyscy wciskali się w gładkie, wyprasowane koszule on w pośpiechu pakował swoje rzeczy do walizki, aby jeszcze dzisiaj jak najwcześniej wrócić do Fulpmes.
- Zamierzałeś mi powiedzieć, że jedziesz dzisiaj do domu? – stojąc w progu jego pokoju i przytrzymując delikatnie drewniane drzwi, obserwowałam jak mój głos nasączony pretensją zatrzymuje jego sylwetkę pochyloną na rozłożoną na hotelowym łóżku walizką. Oparł dłonie o krawędź balustrady i schował głowę pod ramiona, jak bezwstydny kochanek nakryty na zdradzie. Prychnął cicho po nosem i pokręcił głową, zerkając na mnie niepewnie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłszy się o zimną metalową klamkę czułam, jak brązowe tęczówki Schlierenzauera otaksują moje ciało uważnie z dołu do góry. Jego wzrok przepalał przez materiał czerwonej, opinającej się na moich biodrach sukienki i łechtał spragnioną gorącego dotyku jego dłoni skórę.
- Nie chciałem psuć ci zabawy – wyjaśnił w mało przekonywujący sposób, wymyślając na poczekaniu kiepskiej jakości wymówkę. Oziębły ton jego głosu przeszedł zimnym dreszczem wzdłuż mojego karku, a chłód, który poczułam przez wyraźnie zaznaczony dystans związał w supeł moje gardło.
- Jakoś do tej pory, kiedy chciałeś się zabawić doskonale wiedziałeś gdzie mnie szukać.
- Może właśnie to za bardzo mnie rozpraszało – wyprostował się nagle i zamyślił, wpatrując się tempo w nienazwany punkt na ścianie.
- Ale co? Zakradanie się w nocy do mojego pokoju, zaciąganie do schowka na miotły na szybki numerek, czy błyskawiczny lodzik w przerwie między konkursami? Chcesz mnie obwinić o swoje niepowodzenia? Proszę bardzo, ale nie odtrącaj mnie, kiedy chcę ci pomóc, być tu dla ciebie.
- W czym ty chcesz mi pomóc, jak ty nawet nie wiesz jak to jest? – obruszył się, ciskając ze złości swoją pogniecioną koszulę w głąb walizki - Nigdy nie byłaś w mojej sytuacji i nigdy tego nie zrozumiesz!
Próbowałam zdusić żal, jakie zadały mi jego zbolałe słowa, które odcisnęły swoje głębokie piętno gdzieś na samym dnie niespokojnie drżącego serca. Z całych sił z jaki ściskałam do zbielałych kłykci swoją ściśniętą pieść, tak samo mocno zaciskałam powieki, aby piekące łzy nie znalazły ujścia po słonej wędrówce po mojej twarzy.
- Przepraszam, ja … – westchnął, przecierając zmęczoną twarz w dłoniach – Zostań, pojedź ze mną do domu, proszę – wyciągnął zachęcająco dłoń w moim kierunku, a spoglądając na mnie przełknął nerwowo ślinę – Potrzebuję Cię, Jas.
Zaciskam  uprzednio zwilżone wargi, a moja drżąca ręka ściska mocno jego w mocnym i kurczliwym uścisku. Szatyn przyciąga mnie do siebie i obraca odkrytymi do pasa plecami. Odgarnia niesforne włosy na jedno ramię i z największą czułością składa pocałunki na nagim ramieniu pokrytym gęsią skórką. Mokre ślady jego zachłannych i miękkich ust suną wzdłuż szyi w tym samym czasie kiedy ciepłe, duże dłonie zaciskają się mocno na moich piersiach, przyprawiając mi przyjemny ból. Moje ciało wygina się w łuk, wstrząśnięte intymnym dreszczem ekscytacji, kiedy sprawne, lecz kościste palce odnajdują długie rozcięcie sukni i subtelnie muskają wewnętrzną stronę moich ud.
- Gdyby ta sukienka nie była taka łada i droga, przysięgam, że zdarłbym ją z ciebie – wzdycha roznamiętnionym głosem wprost do mojego ucha – Walić to! Kupię ci taką samą.
W jednie chwili wraz z dźwiękiem rozpruwanego materiału, czuję mocne szarpnięcie za satynę i wypełnia mnie granicząca pewność, że tuż na ranem na moich udach widnieć będą ciemnofioletowe siniaki odpowiadające kształtom obuszków austriackiego skoczka.

Kiedy nad ranem, próbuję bezszelestnie i niezauważona próbuję wymknąć się z pokoju austriackiego skoczka i jestem już niemal zadowolona z powodzenia swojej misji, stojąc przed drzwiami ze swoim numerem ręka Christiana chwyta mnie za przedramię i obraca gwałtownie w swoją stronę.
- Myślisz, że nie weryfikujemy twoich informacji? – sapnął poirytowany tuż przy moim uchu, potrząsając moim ciałem i przygniatając do ściany - Jeśli jeszcze jeden raz sprzedasz nam coś starego, albo wciśniesz kolejną podpuchę, to Gregorowi też mogą się odpiąć narty w locie, Andreas miał bardzo dużo szczęścia, że się to tak skończyło.
Moje serce zamarło.










Lecimy szybko z tematem, bo druga część czeka. Czujecie już zbliżająca się katastrofę? Bo ja tak i nie mogę się doczekać.