Zapraszam na 1 rozdział II serii Jaśminy i Gregora.
sobota, 4 maja 2019
czwartek, 21 lutego 2019
15."Tylko jedna rzecz mogła zaślepić tak bystrego człowieka, jak ty Gregor."
Z plecami przyklejonymi do zaparowanej szyby
kabiny drżałam niespokojnie za każdym mocniejszym pchnięciem, które powodowało
moje konwulsje. Co raz mniej rozkosznie wplątywałam palce w gęste i brązowe
włosy Gregora, na rzecz mocnego ściśnięcia pasm. Nasze mokre, od kropel
spadający z prysznica, ciała co raz bardziej się o siebie ocierały, a język
Austriaka igrał sobie rzewnie z moimi twardniejącymi sutkami.
-
Skończ we mnie – moja prośba rozochociła go jeszcze bardziej w swoich poczynaniach,
przyspieszając każdy jego ruch. Szatyn lekko dyszał już od dobrych kilku chwil,
kiedy moje plecy gwałtownie wygięły się w łuk, a cichy krzyk przeszył rozgrzane
powietrze.
-
Musimy robić to częściej – stwierdził, opuszczając mnie na podłogę, bym poczuła
pod stopami grunt.
-
Uprawiać seks, kończyć we mnie, czy…?
-
Powinnaś częściej u mnie zostawać – rozbawiony moimi słowami, uśmiechnął się
dziarsko i pocałował mnie czule w skroń. Gregor rozsunął drzwi kabiny i opasany
ręcznikiem wokoło bioder opuścił łazienkę, posyłają mi jeszcze w progu
przeciągłe spojrzenie. Ubrałam się w jego wczorajszą, zdzieraną z impetem
koszulę od piżamowego kompletu i wysuszyłam mokre końcówki włosów. Zapinając
dość skrupulatnie guziki, zerknęłam niepewnie w zaparowaną taflę lustra,
przygryzając przy tym wyczekująco dolną wargę. Rozczochrane jeszcze włosy nigdy
nie układały się kaskadą na plecach, jak dzisiaj, skóra czysta, nawilżona i
rozpromieniona, a tęczówki mieniły się iskrami radości. Uśmiechnęłam się sama
do siebie nieśmiało dotykając dłonią swojego bezwstydnie zaróżowiałego lica. Chyba
byłam szczęśliwa.
-
Oszalałaś, prawda?! – warknął na mnie, kiedy wesołym, niemal tanecznym krokiem
przekroczyłam próg gregorowej sypialni. W jednej dłoni trzymał strzępy
kolorowego papieru, w który zapakowałam jego urodzinowy prezent, w drugiej
wymachiwał mi przed oczami nowym obiektywem do jego ukochanej leicy, którą
zawsze ze sobą zabierał. Zamrugałam kilkukrotnie oczami, zupełnie zaskoczona
jego pretensją w głosie i złowrogim wyrazem twarzy.
-
Skoro już znalazłeś i sam rozpakowałeś, to wszystkiego najlepszego – odparłam
nieco kąśliwie, zupełnie inaczej wyobrażając sobie moment wręczenia mu podarku,
który notabene sfinansowałam z części spadku po moim bracie. Inaczej mogłabym
sobie to jedynie namalować, co po raz kolejny przywoływało do mojej, zalepionej
hormonami miłości, głowy racjonalny argument, przemawiający za rychłym
zakończeniem tej baśni.
-
Nie mogę tego przyjąć, to jest za drogie – pokiwał przecząco głową – Oddaj to z
powrotem – wyciągnął dłoń ze sprzętem w moim kierunku.
-
Aha – żachnęłam się i błędnie zinterpretowałam jego nagłe oburzenie - Nie
możesz po prostu tego przyjąć, jako kumpelski podarek? To nic zobowiązującego
jeśli o to ci chodzi.
-
Boże, Jas! – westchnął zdumiony moimi słowami, przez które zmarszczył czoło i
ściągnął brwi – Nie wiem czy przyjąłbym to jakbyśmy byli dwadzieścia lat po
ślubie i mieli trójkę dzieci – przewrócił teatralnie oczami – Jest cudowny, chciałbym,
ale nie mogę, naprawdę – spuścił nieco głowę wyraźnie zakłopotany.
-
Nawet jeśli bardzo chciałabym, żebyś mi zrobił prywatną sesję? – spoglądam na
skoczka nieśmiało, rozpinając powoli guziki jego kraciastej koszuli, odchylając
ponętnie rąbek materiału ukazujący kawałek nagiej piersi – Nie daj się prosić i
nie oddawaj mi tego cholernego obiektywu, bo się pogniewam!
-
Chyba nie mam wyjścia – westchnął w geście kapitulacji i otaksował
roznamiętnionym wzrokiem moje odkryte, gładkie nogi – Ale najpierw muszę ci
podziękować bardzo, albo to bardzo mocno
– wymamrotał wprost do moich ust z szerokim uśmiechem na ustach.
-
Najpierw zdjęcia – oderwałam się od kleistych ust Gregora i rzucając się
klękiem na łóżko poczęłam stroić przeróżne pozy, które bardziej przypominały
komediowe i niewdzięczne umizgi, niż profesjonalny modeling. Szatyn pokręcił
głową ze śmiechem, jednak potem podszedł do wyznaczonego zadania na poważnie,
odsłonił przesłonięte zasłoną okno, dostosowując tym samym odpowiednie światło
oraz poprawił ułożenie moich dłoni i udzielał wskazówek w którą stronę kierować
swój wzrok.
-
Czy mogę być po sesji równie nieprofesjonalny co Jack Dowson po namalowaniu
Rose?
-
Przecież po samym akcie zachował się profesjonalnie, Greg – skarciłam go
wzrokiem
- Ja
mam o wiele większą pokusę, za bardzo mnie podniecasz – warknął, odkładając w
końcu na drewniany stolik swój aparat, dopadając do mnie w mgnieniu oka i
pociągając za sobą na miękki, wygodny materac, uginający się pod jego
wysportowaną sylwetką. Jego ciepłe, duże i męskie dłonie sunęły subtelnie,
wręcz eterycznie po moich udach, przyprawiając mnie o zimny dreszcz przebiegający
wzdłuż kręgosłupa i gorący ucisk w podbrzuszu.
-
Czuję – roześmiałam się, siedząc na nim okrakiem i z lubieżną rozkoszą
wpatrując się w roziskrzone, brązowe tęczówki – Trochę cię kręci to całe
ukrywanie się na konkursach, prawda?
-
Niesamowicie – wpił się zachłannie w moje usta i sprytnie rozsunął je swoim
językiem.
- Zdążyłam
zauważyć, że to właśnie jedynie ta adrenalina nakręca twój testosteron –
westchnęłam cichutko, nieco okraszając to zachowanie nutą rozczarowania, co
spowodowało, że mokre wargi Gregora zatrzymały się gdzieś w zagłębieniu mojego
obojczyka. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, niemal zastygła w bezruchu,
a ja niecierpliwie trawiłam tą niewymowną chwilę ciszy. W końcu powoli wstał z
łóżka i chwytając mnie za rękę, pociągnął za sobą do garderoby, rozsuwając
drzwi jedynej zamykanej szafy.
-
Jeśli tylko będziesz gotowa i będziesz chciała – oparł nonszalancko swój łokieć
o rant rozsuwanych drzwi i wskazał dłonią na puste półki w pozostałych otwartych
przestrzeniach garderoby – czasem możesz tutaj coś przywieźć – odchrząknął
znacząco, a jego niepewny wzrok spotkał się z moim nieco przerażonym i
zdezorientowanym – Myślałaś już o tym co będzie po ostatnim konkursie, po
Planicy?
-
Nauczyłam się już nie wybiegać myślami za bardzo w przyszłość – odparłam wciąż
onieśmielona, czego dowodem był założenie za ucho swoich włosów, chociaż gest
ten był nadaremny.
-
Rozumiem – szatyn pokiwał ekscentrycznie głową, spodziewając się bezpieczniej
odpowiedzi.
-
Znowu planujesz zgarnąć mnie spod skoczki na jakieś wakacje? – zaśmiałam się
lekko, przypominając sobie opary absurdu tamtej sytuacji.
-
Chcę spróbować, Jas – wychrypiał nagle pociągającym, niskim tonem głosu,
wplątując swoje kościste palce pomiędzy moje. Wpatrywał się wyczekująco,
patrząc bezwstydnie wprost w bezdenną głębinę mojego spojrzenia, dotykając tym
samym najwrażliwszych miejsc na samym dnie duszy, nie wiedząc kiedy po drodze
pokonując i krusząc wszystkie przeszkody. Poczułam jak wzrokiem dotyka mnie za
serce i nie potrafiłam się już dłużej opierać. Jego słodki oddech owinął moją
twarz, a zapach jego skóry skutecznie otumaniał, powoli od siebie uzależniając.
- Mam
wrażenie, że ty nigdy nie dopuścisz mnie do siebie zbyt blisko, Greg.
- To
jest tyko twoje zdanie, ja na ten temat mam trochę inne – uciekł zbolałym
wzrokiem w bok, zgniatając usta w wąską kreskę – Ratujesz mnie – oparłszy swoim
czołem o moje, wyszeptał przyciszonym głosem, nerwowo przełykając ślinę. Wplotłam
delikatnie palce pomiędzy jego gęste pasma kasztanowych włosów, zachwycając się
ich miękkością.
- To
ty ratujesz mnie – stając niemal na czubkach palców, powoli i subtelnie
pochłaniam jego miękkie i ciepłe wargi. Kosztuje jego słodki oddech i drażnię
natarczywy język penetrujący bezwzględnie moją szczękę. Dłonie szatyna suną po
plecach i lędźwiach jedynie po to, aby zacisnąć się na moich pośladkach,
powodując kolejny ucisk w moim podbrzuszu.
-
Pójdziesz ze mną na trening na Bergisel i pobawisz się tym prezentem, który mi
zrobiłaś, co? – wymamrotał pomiędzy żarliwymi pocałunkami, a ja w odpowiedzi
pokiwałam twierdząco głową – Będę testował nową bieliznę, co prawda docelowo ma
pomóc Michiemu w walce o kryształową kulę, ale na mistrzostwa też się nam
przyda, zobacz – ujmuje w swoje dłonie moje i z dziarskim uśmiechem oraz błyskiem
w oku, pociąga za sobą do szafy, która skrywała w sobie największą tajną broń
austriackich skoczków – Całkiem nowa, jednoczęściowa bielizna ze specjalnego
materiału – wyjaśnił tajemniczo dotykając tkaniny.
-
Nie znam się na tym – wzruszyłam bezwiednie ramionami.
-
Posiada pewien rodzaj przyczepności, a to z kolei pozwala trochę manipulować
długością kombinezonu, kiedy jesteś w locie znajduje się on trochę niżej, wtedy
pozwala uzyskać dodatkową powierzchnię nośną, a kiedy …
- A
kiedy jest kontrola, kombinezon wraca na normalną wysokość i zawodnik unika
dyskwalifikacji – dokańczam za niego, kiwając głową z pełnym podziwem i
uznaniem dla austriackiego sztabu – Sprytne, a co kiedy FIS postanowi
uregulować tą sprawę i nie będzie już dowolności?
-
Ponoć nie wybiegasz w przyszłość – przypomniał mi, odgryzając się kąśliwie, na
co teatralnie przewróciłam oczami.
Bergisel
tętniła życiem, pompowała krew niczym serce w organizmie, a ton nadawały
treningowe skoki Gregora, które próbowałam uwiecznić na malowniczym, górskim
tle pokrytym płatami lodu i śniegu. Z mizernym skutkiem i grymasem
wykrzywiającym twarz rejestrowałam efekty swojej pracy, lub po prostu wątpliwy
talent do robienia zdjęć, którego nikt nie mógł za to odmówić
Schlierenzauerowi. Leciał wysoko, daleko i perfekcyjnie lądował. W powietrzu
płynął z nienaganną, posągową sylwetką, dając nadzieję dla Kuttina w Falun.
-
Pokaż, co tam napstrykałaś – gregorowa dłoń niemal wyrwała z mojego uścisku swój
ukochany sprzęt - Hmm fajne, fajne, takie … ciekawe.
-
Widzę twoją minę, Greg – westchnęłam z nutą unoszącego się rozczarowania -
Mógłbyś bardziej się postarać.
-
Przepraszam, na pewno z czasem będzie lepiej – zdusił kpiarskie parsknięcie na
swoich pełnych ustach i obdarzył mnie rozbawionym spojrzeniem - Trochę Cię
poduczę, poćwiczymy różne techniki i – urwał, przygryzając dolną wargę i wciąż
świdrując mnie swoimi piwnymi tęczówkami - … czy ja dalej mam na myśli
fotografowanie?
Podrapał
się zakłopotany po głowie, a ja przewróciłam teatralnie oczami, kręcąc głową z
politowaniem dla jego niewyżytej chłopięcej wyobraźni. Gregorowa dłoń subtelnie
gładziła moje zaróżowiałe lico, a moje dłonie zaciskały się na połaciach jego
kurtki.
Iskrzący
od promieni słonecznych śnieg trzeszczał pod naporem nierównomiernie
rozkładanych kroków, a ja mimowolnie odwróciłam głowę, spoglądając za siebie
przez plecy.
- Lukas?
Gloria? Co wy tutaj robicie? – niedowierzający głos szatyna rozległ się tuż nad
moim uchem, a jego sylwetka od razu oderwała się ode mnie, wychodząc naprzeciw
swojemu rodzeństwu i przytulając siostrę.
-
Może gdybyś odbierał telefon to byś wiedział! – oparł z oczywistością Lukas
przybijając ze swoim bratem piątkę – Macie nową panią fotograf? – młodszy z
braci poruszył sugestywnie, brwiami zerkając na mnie znacząco. Rozwarłam
zdezorientowana usta, marszcząc przy tym brwi, a speszony Gregor spojrzał na
mnie pytająco, szukając ratunku od niewygodnego pytania.
- To
Jasmine, moja … - głos skoczka zaciął się niespodziewanie, zagęszczając i tak
napiętą sytuację - … moja Jasmine.
- Ah,
to ta Jasmine, powód nieobecności mojego brata na rodzinnej wigilii? – dopytała
krótko podekscytowana szatynka, może nieco nasączając swój ton pretensją,
jednak pozostawiając wypowiedź w zabawnej tonacji.
-
Gloria! – jęknął przeciągle, wbijając w nią błagalne spojrzenie.
- No
co? – żachnęła się niezadowolona, wzruszając niezrozumiale ramionami – Wolisz,
żebym się spytała, czy to ta dziewczyna, która zawróciła w głowie mojemu bratu?
– uniosła pytająco do góry prawą brew.
-
Gloria! – tym razem syknął przez zaciśnięte zęby, a Lukas roześmiał się
dźwięcznie, uśmiechając się przy tym uroczo – Muszę wracać na górę – skoczek
potarł zaniepokojony swoje zmarszczone czoło – Nie zagadajcie Jas, nie
wystraszcie jej i nie kompromitujcie mnie, ok?
-
Wyluzuj – prychnęła najstarsza z trójki rodzeństwa, podchodząc bliżej barierek
i stając tuż obok mnie, na co Schlierenzauer przewrócił teatralnie oczami.
- Ja
pójdę porobić Ci zdjęcia – odparł ochoczo Lukas i wsuwając dłonie do kieszeni
swoich spodni podążył za szatynem.
-
Zapewne już wiesz, że Gregor ma kilka innych wad poza dużym, aroganckim
nochalem i wrodzoną głuchotą – zagaiła nagle wesoło Gloria, podnosząc do ust swoje
zmarznięte dłonie – Ale to dobry brat.
-
Bardzo chce cię chronić, chyba jesteś jego oczkiem w głowie – odważyłam się
podzielić swoimi spostrzeżeniami, na które szatynka jedynie przytaknęła.
-
Kiedyś chciał pomścić moją miłosną krzywdę – parsknęła śmiechem, kręcąc przy
tym głową z politowaniem – To było bardzo honorowe, ale … - urwała, nie
wiedząc, czy może sobie pozwolić na kontynuowanie wypowiedzi.
- Nie
musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-
Przecież ty i tak to wszystko wiesz – jej przymrużone dotąd oczy, które
intensywnie analizowały sytuację, skupiły się na manie – Wiesz, że Gregor ma
fioła na punkcie Thomasa?
Jego
poprzedni związek prawie się rozpadł wcześniej przez to, że chciał uwieść tą
całą Silvię, kiedy ta romansowała w Morgensternem. I to wszystko po to, żeby mu
dokopać. Zawziętość to chyba nasza rodzinna cecha – pokiwała głową z
dezaprobatą, uderzając butem o metalowa barierkę w celu usunięcia z podeszwy
grudy śniegu, po czym posłała mi uspokajający uśmiech. Odwzajemniłam ten gest z
drżącymi kącikami ust, jednak po chwili odwróciłam głowę skupiając całą swoją
uwagę na wybijającym się z progu szatynie.
Gdybym
wtedy wiedziała, gdybym nie wysłuchiwała słów Glorii Schlierenzauer z takim
przejęciem, które drenowało we mnie masę wątpliwości i nie wygodnych domysłów.
Gdybym tylko wtedy wiedziała, że siostra Gregora doskonale wie o moim romansie
z Thomasem, gdybym była świadoma jej celowej rozgrywki, słownej utarczki i
wciąż żywo bijącego niespełnionego uczucia do austriackiego skoczka. Gdybym
wiedziała, że w tamtej chwili tak bardzo mnie nienawidziła i każdym kolejnym
słowem, choć prawdziwym, sprawiała mi piekący ból. Może moja własna głupota,
może słowa Maćka, Thomasa, Glorii i Manuela skumulowały się w jednym czasie w
mojej głowie i przesłoniły racjonalizm. Może wypływająca w myślach groźba
Christiana, może strach o życie Schlierenzauera, a może o swoje. Może to spanikowany członek austriackiego sztabu,
szantażowany przez Niemców kompromitującymi zdjęciami, który machał mi przed
oczami sfałszowanymi próbkami moczowymi podpisanymi nazwiskiem Gregora,
ostatecznie popchnął mnie do bardzo nierozsądnej rzeczy. Oprócz turniejowych
austriackich nowinek, którymi obdarzył mnie szatyn, dotrzymując tym samym
złożoną mi obietnicę, całkiem prywatnie i w największym zaufaniu pochwalił się
testowaniem specjalnej bielizny pod kombinezon dla Hayboecka. Wiedziałam
wszystko o materiale, kroju, zastosowaniu. I tą wiedzą podzieliłam się z drugim
niemieckim trenerem reprezentacji. Nie chciałam ryzykować przekazywania
ponownie przeterminowanych sprzętowych rewolucji, nie chciałam ryzykować, kiedy
na szali postawiono groźbę skrzywdzenia bliskiej mi osoby, a Gregor
zdecydowanie dla mnie taką był, po mimo wszystkich narastających i kłębiących
się we mnie wątpliwości.
Przeglądający
uważnie moje zapiski Christian rozszerzał swoje błyszczące źrenice, wyraźnie
powiększając szeroki uśmiech na swojej parszywej twarzy. Na jeden moment
oderwał uważny wzrok od kartek i przeniósł go na mnie, przez co zestresowałam
się jeszcze bardziej.
-
Dobra robota – rzucił kąśliwie i obrócił się na pięcie, podążając wprost do
swojego pokoju.
Zapukałam
nerwowo do drewnianych drzwi wynajmowanego przez nas hotelu w Falun, które otworzył
mi zdezorientowany i jeszcze nie wypakowany Wellinger.
-
Andi – pociągnęłam nosem, powstrzymując piekące w kącikach oczu łzy – Zrobiłam
coś bardzo złego – zaniosłam się gorzkim, rzewnym płaczem wpadając wprost w
jego rozpostarte ramiona, mocząc jego bawełnianą bluzę słonymi łzami.
Był szczęśliwy.
Musiałam przyznać, że dotąd nie widziałam w jego oczach tak zapalczywiej iskry,
mieniącej się w reflektorach na szwedzkiej skoczni Lugnet, Mogłam jedynie z
daleka obserwować nostalgicznym spojrzeniem, jak wpada w ramiona Krafta, a po
chwili ściska dłoń Herberta, który przytrzymuje majestatycznie jego narty jak
największy austriacki skarb. Nie pęcznieje z dumy, zacięty uśmiech na twarzy nie
wyraża pychy, widzę, że przepełniająca go radość jest szczera, a towarzyszące
uczucie adrenaliny rozszerza źrenice. Podchodzę bliżej strefy, aby cieszącemu
się już ze zwycięstwa na zeskoku Freundowi podać jego plecak i odebrać narty.
Schlierenzauer spogląda ukradkiem przez plecy z dziarskim uśmiechem na ustach,
a w przeciągłym spojrzeniu puszcza mi dyskretnie oko. Ile bym dała, aby móc
teraz z okrzykiem radości na ustach rzucić mu się na szyję i długo oraz
namiętnie gratulować mu tak bardzo wyczekiwanego sukcesu.
-Brawo
Sevciu, dzisiaj już nawet daruję mówienie sobie, że przegraliście z nami w nogę
…
- A
mów sobie co tylko chcesz! – machnął lekceważąco ręką i przycisnął mnie do
siebie w nagłym i niespodziewanym przypływie radości i miłosierdzia. Odkaszlnęłam
teatralnie, nabierając powietrza głęboki haustem, trzymając dłoń na wysokości
klatki piersiowej.
-
Udusiłby mnie Niemiec jeden, widziałeś? – pokiwałam głową z dezaprobatą, kiedy
przechodzący obok mnie Piotrek roześmiał się w swój charakterystyczny sposób.
- Ja
myślisz Jaśminka, może tą flaszkę ja dam teraz Gregorowi, co? – kiwnął
podbródkiem w stronę austriackiego skoczka.
Wypięty
do kamery z dumą prezentował na swojej szyi srebrny medal mistrzostw świata. Z
filuternym uśmiechem przeczesał swoimi długimi i kościstymi palcami swoje włosy
i bez skrępowania kontynuował swój wywiad. Wspominał o trudach na początku
sezonu, problemach z przyzwyczajeniem się do nowych wiązań, a także problemach
z dotychczasową pozycją dojazdową. Był jednak święcie przekonany, że po krótkim
wykolejeniu właśnie wrócił na stare, sprawdzone i właściwe tory.
-
Popełniłaś bardzo duży błąd – poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, który
przenikał swoich chłodem nawet przez materiał kurtki. Obróciłam się wystraszona
i z przerażeniem spojrzałam na członka austriackiego sztabu, który w pierwszy
dzień przybycia do Falun wymachiwał mi przed oczami sfałszowanymi próbkami
moczu.
- I
kto to mówi – żachnęłam się, zakładając ręce na krzyż.
-
Niemcy nie mają takiej siły, żeby mnie aż tak szantażować – pokręcił z
rozbawienia głową – Ale akurat na tyle, żebyś ty w to uwierzyła to tak, dałaś
się nabrać. Oby nikt się o tym nie dowiedział, na moje i twoje szczęście.
Wyminął
mnie, trącając swoim łokciem i pozostawiając przed obliczem Wellingera i jego
bystrego spojrzenia przenikającego aż do szpiku.
-
Czego on od ciebie chciał, co? – zamarznięty obłoczek pary wydobył się z
spierzchniętych ust blondyna. Z zaniepokojeniem potarł dłonią moje ramię,
próbując dodać mi tym gestem otuchy.
-
Wykiwał mnie – spuentowałam wydymając usta i cmokając niecierpliwie – Byłam
naiwna wierząc, że przez zdjęcia z kochanką Paul byłby gotów podmienić próbki i
że moja lojalność sprawi, że tego nie zrobi – pokiwałam głową z politowaniem
dla samej siebie i swojej głupoty – Wiedziałeś o tym?
-
Ależ skąd! – podniósł dłonie w geście obronnym – Przecież wiesz jak ostatnio
skończyło się dla mnie zbytnie interesowanie się tym cyrkiem Christiana.
-
Dzięki Andi, wracam do hotelu, mam dość dzisiejszego dnia.
-
Możesz na mnie liczyć, pamiętasz?
Skinęłam
delikatnie głową i posyłając uspokajający uśmiech wróciłam do swojego pokoju, a
po oczyszczającym dusze i ciało prysznicu, położyłam się w swoim hotelowym
łóżku. Moje powieki stawały się co raz cięższe, jednak wyostrzony słuch
zarejestrował skrzypnięcie pod naporem czyiś kroków. Miękki materac ugiął się
pod ciężarem męskiego ciała, a charakterystyczny zapach ukoił mój narastający
niepokój. Poczułam jak moje plecy przylegają do jego nagiej klatki, a jego
oddech rozwiewa pasma moich włosów. Bez problemu Gregor odnalazł moją dłoń,
obejmując mnie mocno i szczelnie.
-
Ciii, śpij – wyszeptał tuż nad moim uchem, kiedy poruszyłam się niespokojnie i
zanurzył twarz w zapachu piżma i pomarańczy moich kasztanowych włosów.
Ostatni
mistrzowski, drużynowy konkurs przebiegał bez żadnych zastrzeżeń, pomijając
rzucane sobie wzajemnie nienawistne spojrzenia Gregora Schlierenzauera i
Andreasa Wellingera, skaczących w tej samej turze. Przebierający niecierpliwie
palcami Austriak najwyraźniej nie wytrzymując presji niebieskich tęczówek
blondyna, prychnął pod nosem i pokręcił głową, uśmiechając się przy tym
nieznacznie.
-
Cieszysz się, że wróciłem? – Andreas uniósł brwi ku górze i cmoknął z
rozczarowaniem - Wybacz, ja bardziej stęskniłem się za Jas.
-
Nigdy nie rozumiałem tej waszej przyjaźni – szatyn zmarszczył czoło i spojrzał
na swojego kolegę z nieukrywanym niezrozumieniem – Ale jeśli chcesz wiedzieć,
to nie przeszkadza mi to.
-
Szkoda mi ciebie Gregor, serio – parsknął wymownie niebieskooki skoczek i
poklepał pocieszająco swojego rywala po plecach - Twoje serce po mistrzostwach
będzie złamane – dodał z nieukrywaną satysfakcją, która zagnieździła się gdzieś
w kpiarskim uśmiechu - Może ona mnie nie kocha, ale ciebie też nie.
Niemiec
wstał z zajmowanego dotąd miejsca i chwycił w mocnym uścisku swoje narty
podążając mozolnie w stronę wyjścia, zostawiając osłupiałego i
zdezorientowanego Szlierenzauera
dogłębnie trawiącego jego słowa w palącej ciszy.
Biegł
najszybciej jak tylko potrafił, a w płucach czuł nieprzyjemne, ostre i kłujące
pieczenie. Przystanął opierając dłonie o swoje uginające się kolana i próbował
unormować przyspieszony oddech. Dopiero co krew zaczęła dopływać do jego mózgu
i przetwarzać rejestrowane obrazy w informacje. Karetka wciąż stała przed hotelem
z migającymi światłami, które przyćmiewały te z policyjnego radiowozu. Dwóch
mundurowych spisywało zeznania roztrzęsionej recepcjonistki i jednego z
ochroniarzy. Całemu przedstawieniu przypatrywała się niewielka grupa gapiów,
jednak to kucający Stoch, który chował twarz w swoich dłoniach przykuł jego
największą uwagę. Przepychając się bezwiednie przez przypadkowe osoby jego
brązowym tęczówkom ukazały się jeszcze zatrwożone sylwetki Leyhe i Żyły.
-
Jak do tego doszło? Ja pierdole, nie mogę w to uwierzyć! – zatroskany polski
skoczek przesłonił usta swoją dłonią, a trzymający się za głowę Wellinger
obrócił się w stronę Schlierenzauera ze szklącymi się od powstrzymywanych łez
oczami.
- Co
się … - głos uwiązł mu w gardle, a mięśnie nóg odmówiły posłuszeństwa. Wbił
swój wyczekujący wzrok w Andreasa, ale ten jedynie spuścił wzrok w dół.
-
Nic jej nie będzie, była przytomna, na pewno skończy się tylko na siniakach …
- Co
się do kurwy nędzy stało?!
-
Silvia. … zepchnęła Jaśminę ze schodów – odezwał się nagle Stoch – Maciek
pojechał z nią do szpitala na szczegółowe badania, a Silvia trafi do
zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
- Ja
– Gregor próbował złapać głębszy oddech, kiedy zakręciło mu się w głowie – Ja
muszę do niej jechać – zdezorientowany przeczesał dłonią włosy i rozglądał się
niecierpliwie dookoła.
-
Schlierie – Kraft złapał go za ramię i pociągnął w swoją stronę.
-
Jadę do szpitala.
-
Najpierw musisz coś wiedzieć.
-
Później – warknął, wyrywając się z uścisku swojego przyjaciela.
-
Ale to ważne.
-
Jas jest dla mnie ważniejsza, Stefan! Najważniejsza!
-
Ale to ma z nią związek – austriacki skoczek rozłożył bezradnie ręce –
Słyszałeś, na pewno wszystko będzie dobrze, chodź.
Zaprowadził
go do Herberta, który bez zbędnych formalności od razu przeszedł do rzeczy.
Może tylko ulotną chwilę poświęcił na zdiagnozowanie z jak pustym spojrzeniem
lustrował go Schlierenzauer, wciąż trzymający ściśniętą pięść, aż do zbielałych
kłykci. Jego myśli wciąż uparcie krążyły wokoło jednej osoby i jej aktualnego
stanu zdrowia. Niemal odchodził już od zmysłów co wykazały specjalistyczne badania
i czy aby na pewno nie doszło do jakiś wewnętrznych urazów.
- O
tym co specjalnego ma Hayboeck wiedziałeś tylko ty, ja, Michi i trener –
wyliczył cierpliwie - Więc jakim cudem Niemcy też o tym wiedzą? – oparł swoje
dłonie o oparcie krzesła, pochylając się do przodu - I dlaczego wypełnia mnie
przekonanie graniczące niemal z pewnością, że ich fizjoterapeutka dowiedziała
się o bieliźnie od ciebie, Gregor?
Słowa
Herbeta podziałały na zniesmaczonego szatyna niczym wysoka fala uderzeniowa wysokiego
napięcia. Natychmiast wyprostował dotąd zgarbioną sylwetkę, a jego wyblakłe
tęczówki ożywiła złowroga iskra.
- To
niemożliwe, nie … - pokiwał głową z pełnym pasji zaprzeczeniem i związał
rozwarte usta w wąską kreskę.
-
Wiem, że nie dopuszczasz do siebie takiej myśli, ale … - urwał, widząc jak
narastające wątpliwości piętrzą się w głowie skoczka.
-
Nie, nie Jas … - niemalże szepnął tonem, którym chciał przekonać samego siebie
i przymknął mocno drżące powieki.
-
Paul to potwierdził Gregor.
-
Nie! Ona tego nie zrobiła, nie mogłaby …
-
Tylko jedna rzecz mogła zaślepić tak bystrego człowieka, jak ty Gregor. Miłość.
-
Jak mogłaś?!
Gregor
przekroczył próg mojej sali zamaszystym krokiem, a jego podniesiony ton głosu
odbijał się echem od ścian pomalowanych pastelową zieloną farbą. Nie tego się
spodziewałam. Czekałam na niego jeszcze wczoraj, jednak nadaremno. Nie
potrafiłam spokojnie zasnąć mając wciąż przed oczami płaczącą Silvię, która lamentując,
obwiniała mnie o swoją osobistą tragedię i poronienie. Choć badania nie
wykazały żadnych poważnych obrażeń, poza kilkoma siniakami i obtarciami,
zostałam zatrzymana jeszcze na nocną obserwację. Właśnie posłusznie oczekiwałam
na wypis, kiedy ujrzałam tak bardzo wyczekiwaną przeze mnie sylwetkę, jednak
nie z takim powitaniem jakiego się spodziewałam.
-
Jak mogłaś mi to zrobić? – zacisnął dłonie o ran łóżka i spojrzał na mnie ze wściekłością
w ciemnych tęczówkach – Od początku o to ci chodziło? – jego usta wykrzywiły
się w kwaśny grymas, a odraza z jaką spluwał w moim kierunku sparaliżowała moje
ciało – Wellinger się wygadał, a je nie połączyłem faktów – pokręcił głową,
karcąc się za zaćmienie umysłu – Wiedział o wszystkim, prawda? O bieliźnie, i
tym jak chcesz to rozegrać, brawo – ściągnął brwi i z gorzkim uśmiechem klasnął
z przekłamanym uznaniem w dłonie – Dobrana z was para.
Przełknęłam
głośno ślinę zatrwożona gregorowymi oskarżycielskimi spojrzeniami, którymi bezwstydnie
torpedował mnie nieprzerwanie. Parsknęłam z niedowierzaniem i powstrzymując
napływające do oczu łzy, mocniej zacisnęłam dłonie na materiale szpitalnej
pościeli.
- To
nie tak – zaprzeczyłam spokojnie – Chciałam cię tylko chronić, Gregor.
Christian zagroził…
-
Przestań! – warknął, wchodząc mi w słowo – Mogłaś mi o tym powiedzieć, zamiast
to ukrywać, nie zaufałaś mi, a ja tobie bezgranicznie i to był mój błąd – spojrzał
na mnie z nieukrywanym wyrzutem.
- Bo
ty ani przez chwilę nie traktowałeś mnie, jak karty rewanżowej w potyczce z
Morgensternem? – prychnęłam, czując jak z każdą sekundą każdy oddech kosztuje
mnie przepalający ból.
- Skąd
ci to w ogóle przyszło do głowy?
-
Wszyscy na czele z twoją siostrą dawali mi to jasno do zrozumienia.
-
Dlatego postanowiłaś się zemścić tak?!
-
Chciałam Cię chronić, ale może to był błąd – wykrzyczałam mu prosto w twarz,
przeczesując dłonią opadające na twarz włosy, które miały przesłonić płynącą po
policzku łzę.
- Ta
cała relacja była błędem – wypowiedział te słowa z odrazą, jednak jego oczy
wyraźnie zaczęły się szklić - Nawet nie wiesz, jak bardzo się na tobie
zawiodłem – przystawił ściśniętą pięść do ust, chcąc zdusić nie tyle zbędne
emocje jakie nim w tamtej chwili targały, co konsekwencje swoich słów.
-
Zawiodłeś? – nie mogłam uwierzyć, czy aby słuch mnie sprawia mi psikusa –
Zrobiłabym dla ciebie wszystko, robiłam dla ciebie wszystko – prawie się
zapowietrzyłam.
-
Dlatego mnie oszukałaś i wykorzystałaś, a na końcu zdradziłaś naszą tajemnicę?
Straciłem do ciebie zaufanie, nie jestem w stanie dłużej z tobą rozmawiać.
- W
takim razie wyjdź stąd! Wynoś się i nie wracaj!
-
Proszę się nie awanturować, co pan robi? – głos wchodzącej pielęgniarki,
oburzonej jego wtargnięciem i zapewne krzykami przywołał szatyna do porządku - Proszę
nie nękać pacjentki!
-
Już wychodzę, spokojnie – uniósł dłonie w obronnym geście, stawiając krok w tył
- Już nigdy nie będę nękał tej pacjentki swoją osobą – swój ton okrasił
chłodem, a mnie posłał lodowate spojrzenie - Może być Pani tego pewna – dodał,
spoglądając na zdezorientowaną kobietę i opuścił salę. W tamtym momencie Gregor
Schlierenzauer opuścił moje życie.
-
Jaśmina? – niepewny głos Maćka, sprawił że spojrzała na niego przez rozmazujące
mi obraz słone łzy.
-
Maciek, zabierz mnie do domu, proszę.
Tam da ram dam. II część -> http://posiniaczeni.blogspot.com/
niedziela, 6 stycznia 2019
14. "Zazdrość nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer"
Spotkałam go
tuż przed drzwiami windy austriackiego hotelu położonego niemalże u stup
Bergisel. Thomas Morgenstern po odłożeniu nart w kąt, nie przestał szukać
adrenaliny w powietrzu, pragnąc zostać pilotem śmigłowców. Od tego czasu nieco
przytył, jego twarz wyraźnie się zaokrągliła, zniknęły zapadnięte policzki i
charakterystyczne rysy, przez co może w ogólnym rozrachunku dodało mu to kilku
lat. Wciąż jednak odstawały mu uszy, choć już spod ciemniejszych blond pasm,
niż zazwyczaj. Z niecierpliwością czekał, aż drzwi dźwigu w końcu się otworzą,
zupełnie nie czując na swoich plecach mojego uważnego i przepalającego
spojrzenia. Weszłam do środka tuż za nim, wprawiając go w małą konsternację i
zdziwienie kiedy zreflektował się na moją obecność. Jego przenikliwe,
niebieskie, iskrzące tęczówki drenowały we mnie uczucie skrępowania. Wydawało
mi się, że w jego spojrzeniu przewijały się obrazy nie tylko z naszej ostatnio wspólnie
spędzonej nocy w Wiśle. Widziałam tam wszystkie spędzone z nim chwile, w
których kiedyś na samą myśl o nich robiło się w sercu nieco cieplej.
Dostrzegłam jak kącik jego ust zadrżał w charakterystycznym półuśmiechu, a
nieco speszony zaistniałą sytuacją ulokował swój wzrok w czubki swoich butów.
Zanim Thomas zdążył rozewrzeć wargi i spytać o cokolwiek, jeszcze na tym samym
piętrze w ostatniej chwili dołączył do nas Gregor. Zagryzłam policzki od
środka, czując jak serce mocno mi drży, a poty oblewają całe ciało. Szatyn
przerzucił swoje spojrzenie ze mnie na Morgensterna i uścisnął serdecznie
wyciągniętą na przywitanie dłoń blondyna. Chyba nie potrafiłam w tamtym
momencie znaleźć w swojej głowie bardziej krępującej i niezręcznej sytuacji w
jakiej kiedykolwiek mogłabym się znaleźć. Zerknęłam niepewnie kątem oka na
stojącego w przeciwnym rogu Gregora, ale jego twarz nie zdradzała żadnych
emocji.
- Nie
musicie przede mną udawać, że nic was nie łączy, naprawdę o twoich podrapanych
plecach Schlierie plotkuje już nawet Herbert i Heinz – blondyn parsknął
śmiechem, ewidentnie nie wytrzymując unoszącego się napięcia i pokręcił z
rozbawieniem głową – Chyba, że bardzo się tego wstydzisz, Gregor.
Uniosłam z
powątpiewaniem do góry prawą brew i niemalże spiorunowałam byłego skoczka
nieprzychylnym spojrzeniem w reakcji na jego dość dwuznaczne słowa.
-
Najchętniej podzieliłbym się tym z całym światem, ale na razie nie mogę – Schlierenzauer
odparł zgryźliwie, zupełnie nie kryjąc tego w swoim tonie – Mam nadzieję, że
nikomu tutaj nic nie powiesz? Jasmine – urwał, spoglądając na mnie czule - zależy
na dyskrecji.
- Trochę
słabo się ukrywacie, a ściany zawsze mają uszy, wiem coś o tym – parsknął pod
nosem opuszczając windę na parterze - Z resztą Kraft żalił mi się, że nie może
już przez was spać po nocach – rzucił przez plecy, rzucając mi pretensjonalne
spojrzenie.
- Jeszcze
głośniej, bo nie wszyscy słyszeli – syknął zniesmaczony Gregor, przewracając
teatralnie oczami.
- Wy gdzieś
razem idziecie? – mrugnęłam kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaszokowana widokiem
trzymającego w kieszeniach spodni dłoni Morgensterna i podążającego za nim
Schlierenzauera.
- Tak,
nagrywamy razem program dla austriackiej stacji w ramach Turnieju – wyjaśnił
naprędce blondyn.
- Thomas będzie
robił wywiad ze mną i Freundem w aucie, Severin nic nie wspominał?
Pokiwałam
przecząco głową, a szatyn podrapał się po głowie, marszcząc czoło , jakby coś
mu się nie zgadzało i wzruszył bezwiednie ramionami.
- Ty też mi
nic nie powiedziałeś! – wymierzyłam w niego oskarżycielsko wskazujący palec,
mrużąc nieufnie oczy.
- Kochanie
należysz do obozu wroga – uśmiechnął się dziarsko i puścił mi oczko z
szelmowskim wyrazem na twarzy – Nie mogę ci o wszystkim mówić.
Wsunął
nonszalancko dłonie do kieszeni kurtki i obracając się na pięcie podążył ramię
w ramię z Morgensternem w kierunku wyjścia. Jeszcze długo po tym jak zniknął w przeszklonych
drzwiach, wpatrując się w miejsce, w którym stał szatyn, chłonęłam każdym
zmysłem dźwięk jego jednego słowa. Słowa, które wprawiło mnie w niemałą
konsternację.
- A oni od
kiedy żyją w przyjacielskich relacjach? – tuż nad moim uchem rozniósł się
kpiący głos Macieja, a zaraz potem kątem oka dostrzegłam przystępującą obok
mnie jego sylwetkę.
- Daruj
sobie.
- Gregor już
dopiekł Thomasowi? – żachnął się, nie kryjąc swojej ciekawości, graniczącej
niemal z przepełniającą go pewnością - Pokazał mu, że cię zdobył, pochwalił
się?
- Dlaczego
chcesz mi sprawić przykrość Maciek? – odwróciłam się w jego stronę, zakładając
ręce na krzyż i spoglądając w jego ciemne tęczówki wyczekująco. Próbowałam
znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla jego krnąbrnej satysfakcji - Nie musisz
przelewać na mnie swoich frustracji.
-
Rozmawiałem z nim przed świętami – wskazuje podbródkiem na pustą przestrzeń po
Austriaku – I nie kupuję tej jego troski o ciebie ani tego, że mu na tobie
zależy.
- Bo co? –
prychnęłam oburzona -Twoim zdaniem nie zasługuje na bezinteresowne uczucie? Bo
jestem jakimś wybrakowanym towarem na lipnej promocji?
- Nie to
chciałem powiedzieć, ja po prostu …
- Ale
pomyślałeś – przerwałam mu hardo, kiwając głową z politowaniem.
- Jaśmina,
przestań – zniecierpliwiony próbował zatrzymać mnie, zaciskając dłoń na moim
przedramieniu, jednak skutecznie wyrwałam się z jego uścisku. Moja nie
umiejętna próba wyminięcia Leyhe skończyła się jednak niefortunny trąceniem
moim barkiem w jego przedramię.
- Jasmine! –
zawołał za mną, kiedy zignorowałam swój czyn – Pamiętasz, że dzisiaj popołudniu
moje prawo kolano ma romans z twoimi dłońmi?
- Nigdy bym
o tym nie zapomniała, Stephan – rzuciłam przez ramię z szerokim uśmiechem, na
co niemiecki skoczek zreflektował się tym samym – Zaraz do ciebie zajrzę,
pomogę tylko Christianowi w wypakowywaniu sprzętu!
Kiedy tylko
doskoczyłam do niemieckiego pojazdu, przy którym w pocie czoła uwijali się serwismeni
, to jednak grzecznie podziękowali za zaoferowaną im pomoc,a ja zauważyłam coś, obok czego nie mogłam przejść
obojętnie. Phillip Sjoen, nowe genialne dziecko norweskich skoków, które
zaczęło z impetem naciskać na inne cudowne dzieci, jak Forfang, czy Tande. Z
założonym szczelnie kapturem od fioletowej kurtki na głowie, siedział samotnie
w rozkroku na ośnieżonej ławce i nerwowo podrygiwał prawą nogą. Rozglądał się
niecierpliwie dookoła, po czym schował zmartwioną twarz w drżących dłoniach.
Zwykła ludzka empatia popchała mnie w kierunku młodego Norwega, nie dając
chwili namysłu na jakiekolwiek mądre słowa, którymi mogłabym zacząć rozmowę.
Przygryzłam niepewnie dolną wargę, stojąc wyczekująco nad szatynem i na próżno
oczekując, iż poczuje nad sobą mój niecierpliwy oddech.
- Młody,
wszystko z tobą w porządku? – szturchnęłam jego trapera, swoimi zimowymi butami
zaczepnie, na co Norwego mozolnie podniósł na mnie swoje szklące się oczy.
Zmarszczył swoje czoło i ściągnął z niezrozumieniem brwi, lustrując mnie z góry
na dół.
- W
porządku? – parsknął, uśmiechając się ironicznie, a zamarznięty obłoczek pary
uniósł się nad jego wargami – Raz, jeden raz – urwał, szukając odpowiednich
słów, żeby wyrazić co czuje – Raz skoczyłem dobrze, w Engelbergu, zająłem
jedenaste miejsce na koniec zawodów.
- Wiem,
pamiętam.
- Każdy
chciał ze mną porozmawiać, dziennikarze się na mnie rzucili, dziewczyny –
próbował zdusić, cisnący się na usta buńczuczny uśmiech – zaczęły się mną
jeszcze bardziej interesować, ja sam zacząłem od siebie wymagać więcej,
nakładać większą presję. Wiesz, chciałem być od razu jak Schlierenzauer kiedy
zaczynał, a nawet przez chwilę kiedy stałem tam pod ostrzałem fleszy i kamer,
chciałem być lepszy. Układałem sobie w głowie plan, w którym pobiję rekord
Gregora w wygranych i to jeszcze w młodszym wieku, niż jemu w końcu się to
udało.
- Przecież
możesz to zrobić – wzruszyłam bezwiednie ramionami – Dopiero zacząłeś swoją
przygodę w Pucharze, przed tobą wiele…
- Ale ja już
sobie nie radzę – warknął, przerywając mi zdenerwowany – Psychicznie i przez to
słabiej skaczę, moja forma jest nie równa.
- Nie
wszystko przychodzi na zawołanie i pstryknięcie palca. Tutaj, na wyciągnięcie
ręki masz kilkudziesięciu zawodników, kilkunastu prawdziwych mistrzów, którzy
po upadku zdołali się podnieść, którzy musieli czekać na swoje pierwsze
zwycięstwo czasami bardzo długo, albo tych, na których splendor i presja spadły
już od pierwszych startów. Skoki to jeden z tych sportów, który uczy
cierpliwości i pokory.
- Chciałem z
nim porozmawiać, wiesz?
- Z kim?
- Z
Schlierenzauerem, idolem z dzieciństwa – zakpił - Chciałem się go poradzić, w
końcu on sobie poradził w młodości z tą całą szaleńczą otoczką, ale oczywiście
mnie olał ciepłym moczem.
- Aha –
przeklinam w myślach butną stronę Gregora i przysięgam sobie w duchu, że gorzko
tego pożałuje.
- Czytałem
gdzieś, chyba w wywiadzie z Morgensternem, że kiedy ten wchodził do szatni miał
w sobie dużo szacunku do starszych kolegów, a z kolei Gregorowi ponoć tego
brakowało i tego pierwszego to strasznie drażniło – młody skoczek wstał i
otrzepał resztki śniegu ze spodni - Widzę, że ludzie zmieniają ubrania, ale nie
charaktery.
- Od kiedy
nie jesteś o mnie już zazdrosny, co Greg? – głos Thomasa nie krył nawet
przełamującego zaskoczenia, czym przyprawił swojego rozmówcę o przeszywający
powietrze śmiech - Od momentu kiedy jestem z Sabriną, czy kiedy już sobie
przeleciałeś Jas?
- Uważaj na
słowa – skarcił go szatyn z nieprzejednanym wyrazem twarzy.
- Mówiłeś,
że nie korzystasz z moich, jak to wtedy ująłeś… – zamyślił się teatralnie,
próbując sobie przypomnieć doskonale znane powiedzenie - …przechodnich
zdobyczy, więc co się zmieniło? – zadał frasobliwe pytanie, spoglądając w
pochmurne tęczówki Greogra wyczekująco.
- Zamknij tą
swoją spasłą gębę, zanim powiesz jedno słowo za dużo, Morgenstern – wycedził
przez zaciśnięte zęby, wykrzywiając twarz w kwaśny grymas.
- Naprawdę
nie mogłeś już sobie odpuścić? – drążył dalej, naciskając butami na trzeszczący
pod ich naporem śnieg.
- A ty
naprawdę chcesz, żeby cię za chwilę musieli przypudrować? – wskazał podbródkiem
w kierunku rozkładającego się kamerzysty przy czarnym audi, za którego kółkiem
miał usiąść były skoczek.
- Mam ci
klaskać, czy pogratulować, bo nie wiem już czego oczekujesz – wzruszył
ramionami, przystając i zastępując Gregorowi drogę - Chcesz usłyszeć, że
wygrałeś? – uniósł enigmatycznie brwi ku górze, z satysfakcją obserwując jak
wszystkie mięśnie twarzy szatyna gwałtownie się napinają.
- To nie ma
nic wspólnego z tobą, nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer pokręcił
zniecierpliwiony głową, poniekąd zaskakują sam siebie ulatującą z jego krwi
urazą do odwiecznego rywala.
- Nie? A
zemsta za Glorię? Z Silvią się nie udało, więc może myślałeś, że uwiedziesz Jas
i mnie to zaboli, ale wiesz co? To najbardziej zaboli ją, a nie mnie.
- Tobie
naprawdę znudziło się oddychanie prostym nosem – zaparzył się, dając upust
swojej gromadzonej w duchu złości i zacisnął swoje pięści na śliskim materiale
thomasowej, niebieskiej kurtki.
-
Wyprowadzam cię z równowagi przed zawodami, jak ty kiedyś mnie – przebiegły
uśmiech na twarzy blondyna, pokazywał jedynie jak dobrze bawi się kosztem
swojego rodaka.
- Nie dam
się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj – uspokoił swój przyspieszony oddech i
rozluźnił uścisk, wygładzając pognieciony materiał.
-
Kamillooooo! – wrzasnęłam radośnie, przeszywając ostrym piskiem, gęstniejące od
spadających płatków śniegu powietrze. Biegnąc przedzierałam się niezdarnie
przez gąszcz kręcących się w strefie zawodników i sztaby, a kiedy naskoczyłam
na zdezorientowanego Stocha zdejmującego swój kask, prawie straciliśmy
równowagę i grunt pod nogami.
- Chryste
Panie, zaraz mnie kobieto udusisz! – szczery, kamilowy śmiech otulił mnie
szczelnie, jak jego ramiona – Też się stęskniłem – zaśmiał się wprost do mojego
ucha i okręcił dookoła, unosząc nad ziemią.
- Widzę, że
mistrz wraca do formy, gratuluję siódmego miejsca na Bergisel – chwytam
wyimaginowany rąbek spódnicy i kłaniam się nisko – W dodatku twoja przemowa po
odebraniu statuetki dla najlepszego sportowca roku przejdzie do historii –
zaśmiałam się cicho pod nosem, a zawstydzony szatyn ulokował swój speszony
wzrok w czubki swoich butów. Nagle poczułam przyjemny, gorący dreszcz
przebiegający wzdłuż karku, a tuż po chwili poczułam niesiony z wiatrem mój
ulubiony zapach identyfikujący się jedynie w mojej wyobraźni z bliskością
Gregora.
- Dobre
zawody – Schlierenzauer podszedł do Stocha, poklepując go przyjacielsko po
ramieniu.
- Jutro
idziemy na podium, co? – zreflektował się Kamil, naciągając czapkę na uszy –
Oho, Skrobot już na mnie wymachuje, zaczęło się – zaśmiał się, ukazując urocze
dołeczki – Do później.
Na
pożegnanie pomachałam Kamilowi nazbyt ekscentrycznie, wysyłając w powietrzu
kilka soczystych buziaków, co nie umknęło uwadze wciąż stojącego naprzeciw mnie
wysokiego skoczka.
- Ty wiesz,
że ona ma żonę? – szczerze poddał wątpliwości moją przyjacielską więź z
małżeństwem Stochów i uniósł sugestywnie swoje brwi ku górze.
- Zazdrość
nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer – odparłam z przekąsem, posyłając w
stronę oddalającego się polskiego skoczka jeszcze jedno spojrzenie.
- Przypomnij
mi proszę dlaczego nie możesz, tak jak Kamilowi, rzucić mi się na szyję i
pogratulować jeszcze lepszego miejsca? – zadumał się na chwilę, aktorsko
pocierając brodę z kilkudniowym zarostem.
- Bo jestem z obozu wroga, kochanie i to
podwójnego – wyszczerzyłam swoje śnieżnobiałe zęby w przaśnym uśmiechu. Wykonał
nieśmiały krok w moim kierunku, zmniejszając odległość pomiędzy nami, po czym
subtelnie i z troską wymalowaną na twarzy naciągnął rąbek mojej czapki na całe
ucho. Zerknął za siebie, upewniając się, że ten gest nie został przez nikogo
niepożądanego zarejestrowany i spojrzał w moje oczy z nienazwanym porażającym
moje ciało uczuciem.
- Ty wiesz,
że mi naprawdę na tobie zależy, prawda? – wyszeptał niemal drżącym głosem,
próbując zdusić nerwowy uśmiech w kąciku ust.
- Wiem –
wychrypiałam ledwo słyszalnym głosem, sparaliżowana jego parzącym nawet przez
materiał, puchowej kurtki wzrokiem.
- To dobrze
– odetchnął głęboko i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Gregor –
zagaiłam niepewnie, przez ułamek sekundy spuszczając wzrok w czubki swoich
butów – Mógłbyś porozmawiać z tym młodym, norweskim skoczkiem? Phillipem? On
teraz przechodzi ciężki okres, a …
- A ja nie
przechodzę? – po jego wymownym parsknięciu w powietrzu pozostał jedynie
zamarznięty obłoczek pary. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja poczułam jak
obrzuca mnie pretensją.
- Jesteś dla
niego wzorem, może mógłbyś mu zaproponować, że do następnego sezonu przez
pewien czas przygotujecie się wspólnie, albo…
- Dlaczego
miałbym to zrobić? Ja go nawet nie znam – wzruszył ramionami wyraźnie
poddenerwowany.
- Bo Cię o
to proszę, Greg – zagryzam z zniecierpliwienia dolną wargę, wpatrując się w
niego swoim smutnym spojrzeniem, tak długo aż szatyn nie przewraca teatralnie
oczami i skina głową z ciężkim westchnięciem – Jesteś cudowny – moje dłonie
lądują na krawędzi jego rozpiętej kurtki i przyciągają ciało skoczka bliżej
siebie.
- Poczekaj z
tymi wyznaniami do wieczora – jego niski, pociągający głos rozległ się tuż nad
moim uchem, a słodki oddech owionął moją twarz.
Po
zakończeniu 63 Turnieju czterech skoczni Gregor Schlierenzauer nie zamierzał
świętować sukcesu swoich rodaków wspólnie z pozostałymi zawodnikami. Nie chciał
ogrzewać się blaskiem fleszy i jupiterów skierowanych na jego kolegów, a
padających na niego cieniem. Nie mógł też pławić się w swoim własnym sukcesie,
bo siódme miejsce jakie zajął na koniec rozgrywek było dla niego rozczarowujące
i nie spełniające ambicji z jakimi przyjechał na turniej. Zawiedzione nadzieje
pojawiły się już w pierwszym dniu, kiedy pogrzebał swoje szansę już na starcie.
Jednak nawet w pozostałych dniach wiąż odstawał znacząco od najlepszych. Czuł
jednak, że ma szansę na to, aby powoli odzyskać dawny blask i powrócić do
swoich najlepszych lat. Wiedział, że w końcu obrał właściwe tory i nie chciał
tego zaprzepaścić. Nie chciał marnować więcej czasu, aniżeli jest to konieczne.
Musiał się jedynie skupić na jeszcze większej pracy, a jednocześnie oczyścić
swój umysł z niepotrzebnej presji. Potrzebował spokoju, swojego dobrze
wypracowanego rytmu, a nie hulaszczych zabaw i picia piwa do rana. Zdawał sobie
sprawę, że może teraz zyskać przewagę w przygotowaniach do Mistrzostw Świata.
Kiedy wszyscy wciskali się w gładkie, wyprasowane koszule on w pośpiechu
pakował swoje rzeczy do walizki, aby jeszcze dzisiaj jak najwcześniej wrócić do
Fulpmes.
-
Zamierzałeś mi powiedzieć, że jedziesz dzisiaj do domu? – stojąc w progu jego
pokoju i przytrzymując delikatnie drewniane drzwi, obserwowałam jak mój głos nasączony
pretensją zatrzymuje jego sylwetkę pochyloną na rozłożoną na hotelowym łóżku
walizką. Oparł dłonie o krawędź balustrady i schował głowę pod ramiona, jak
bezwstydny kochanek nakryty na zdradzie. Prychnął cicho po nosem i pokręcił
głową, zerkając na mnie niepewnie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłszy się o
zimną metalową klamkę czułam, jak brązowe tęczówki Schlierenzauera otaksują
moje ciało uważnie z dołu do góry. Jego wzrok przepalał przez materiał
czerwonej, opinającej się na moich biodrach sukienki i łechtał spragnioną
gorącego dotyku jego dłoni skórę.
- Nie
chciałem psuć ci zabawy – wyjaśnił w mało przekonywujący sposób, wymyślając na
poczekaniu kiepskiej jakości wymówkę. Oziębły ton jego głosu przeszedł zimnym
dreszczem wzdłuż mojego karku, a chłód, który poczułam przez wyraźnie
zaznaczony dystans związał w supeł moje gardło.
- Jakoś do
tej pory, kiedy chciałeś się zabawić doskonale wiedziałeś gdzie mnie szukać.
- Może
właśnie to za bardzo mnie rozpraszało – wyprostował się nagle i zamyślił,
wpatrując się tempo w nienazwany punkt na ścianie.
- Ale co?
Zakradanie się w nocy do mojego pokoju, zaciąganie do schowka na miotły na
szybki numerek, czy błyskawiczny lodzik w przerwie między konkursami? Chcesz
mnie obwinić o swoje niepowodzenia? Proszę bardzo, ale nie odtrącaj mnie, kiedy
chcę ci pomóc, być tu dla ciebie.
- W czym ty
chcesz mi pomóc, jak ty nawet nie wiesz jak to jest? – obruszył się, ciskając
ze złości swoją pogniecioną koszulę w głąb walizki - Nigdy nie byłaś w mojej
sytuacji i nigdy tego nie zrozumiesz!
Próbowałam
zdusić żal, jakie zadały mi jego zbolałe słowa, które odcisnęły swoje głębokie
piętno gdzieś na samym dnie niespokojnie drżącego serca. Z całych sił z jaki
ściskałam do zbielałych kłykci swoją ściśniętą pieść, tak samo mocno zaciskałam
powieki, aby piekące łzy nie znalazły ujścia po słonej wędrówce po mojej
twarzy.
-
Przepraszam, ja … – westchnął, przecierając zmęczoną twarz w dłoniach – Zostań,
pojedź ze mną do domu, proszę – wyciągnął zachęcająco dłoń w moim kierunku, a
spoglądając na mnie przełknął nerwowo ślinę – Potrzebuję Cię, Jas.
Zaciskam uprzednio zwilżone wargi, a moja drżąca ręka
ściska mocno jego w mocnym i kurczliwym uścisku. Szatyn przyciąga mnie do
siebie i obraca odkrytymi do pasa plecami. Odgarnia niesforne włosy na jedno
ramię i z największą czułością składa pocałunki na nagim ramieniu pokrytym
gęsią skórką. Mokre ślady jego zachłannych i miękkich ust suną wzdłuż szyi w
tym samym czasie kiedy ciepłe, duże dłonie zaciskają się mocno na moich
piersiach, przyprawiając mi przyjemny ból. Moje ciało wygina się w łuk,
wstrząśnięte intymnym dreszczem ekscytacji, kiedy sprawne, lecz kościste palce
odnajdują długie rozcięcie sukni i subtelnie muskają wewnętrzną stronę moich
ud.
- Gdyby ta
sukienka nie była taka łada i droga, przysięgam, że zdarłbym ją z ciebie –
wzdycha roznamiętnionym głosem wprost do mojego ucha – Walić to! Kupię ci taką
samą.
W jednie
chwili wraz z dźwiękiem rozpruwanego materiału, czuję mocne szarpnięcie za
satynę i wypełnia mnie granicząca pewność, że tuż na ranem na moich udach
widnieć będą ciemnofioletowe siniaki odpowiadające kształtom obuszków
austriackiego skoczka.
Kiedy nad
ranem, próbuję bezszelestnie i niezauważona próbuję wymknąć się z pokoju
austriackiego skoczka i jestem już niemal zadowolona z powodzenia swojej misji,
stojąc przed drzwiami ze swoim numerem ręka Christiana chwyta mnie za
przedramię i obraca gwałtownie w swoją stronę.
- Myślisz,
że nie weryfikujemy twoich informacji? – sapnął poirytowany tuż przy moim uchu,
potrząsając moim ciałem i przygniatając do ściany - Jeśli jeszcze jeden raz
sprzedasz nam coś starego, albo wciśniesz kolejną podpuchę, to Gregorowi też mogą
się odpiąć narty w locie, Andreas miał bardzo dużo szczęścia, że się to tak skończyło.
Moje serce
zamarło.
Lecimy szybko z tematem, bo druga część czeka. Czujecie już zbliżająca się katastrofę? Bo ja tak i nie mogę się doczekać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)