niedziela, 6 stycznia 2019

14. "Zazdrość nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer"


Spotkałam go tuż przed drzwiami windy austriackiego hotelu położonego niemalże u stup Bergisel. Thomas Morgenstern po odłożeniu nart w kąt, nie przestał szukać adrenaliny w powietrzu, pragnąc zostać pilotem śmigłowców. Od tego czasu nieco przytył, jego twarz wyraźnie się zaokrągliła, zniknęły zapadnięte policzki i charakterystyczne rysy, przez co może w ogólnym rozrachunku dodało mu to kilku lat. Wciąż jednak odstawały mu uszy, choć już spod ciemniejszych blond pasm, niż zazwyczaj. Z niecierpliwością czekał, aż drzwi dźwigu w końcu się otworzą, zupełnie nie czując na swoich plecach mojego uważnego i przepalającego spojrzenia. Weszłam do środka tuż za nim, wprawiając go w małą konsternację i zdziwienie kiedy zreflektował się na moją obecność. Jego przenikliwe, niebieskie, iskrzące tęczówki drenowały we mnie uczucie skrępowania. Wydawało mi się, że w jego spojrzeniu przewijały się obrazy nie tylko z naszej ostatnio wspólnie spędzonej nocy w Wiśle. Widziałam tam wszystkie spędzone z nim chwile, w których kiedyś na samą myśl o nich robiło się w sercu nieco cieplej. Dostrzegłam jak kącik jego ust zadrżał w charakterystycznym półuśmiechu, a nieco speszony zaistniałą sytuacją ulokował swój wzrok w czubki swoich butów. Zanim Thomas zdążył rozewrzeć wargi i spytać o cokolwiek, jeszcze na tym samym piętrze w ostatniej chwili dołączył do nas Gregor. Zagryzłam policzki od środka, czując jak serce mocno mi drży, a poty oblewają całe ciało. Szatyn przerzucił swoje spojrzenie ze mnie na Morgensterna i uścisnął serdecznie wyciągniętą na przywitanie dłoń blondyna. Chyba nie potrafiłam w tamtym momencie znaleźć w swojej głowie bardziej krępującej i niezręcznej sytuacji w jakiej kiedykolwiek mogłabym się znaleźć. Zerknęłam niepewnie kątem oka na stojącego w przeciwnym rogu Gregora, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
- Nie musicie przede mną udawać, że nic was nie łączy, naprawdę o twoich podrapanych plecach Schlierie plotkuje już nawet Herbert i Heinz – blondyn parsknął śmiechem, ewidentnie nie wytrzymując unoszącego się napięcia i pokręcił z rozbawieniem głową – Chyba, że bardzo się tego wstydzisz, Gregor.
Uniosłam z powątpiewaniem do góry prawą brew i niemalże spiorunowałam byłego skoczka nieprzychylnym spojrzeniem w reakcji na jego dość dwuznaczne słowa.
- Najchętniej podzieliłbym się tym z całym światem, ale na razie nie mogę – Schlierenzauer odparł zgryźliwie, zupełnie nie kryjąc tego w swoim tonie – Mam nadzieję, że nikomu tutaj nic nie powiesz? Jasmine – urwał, spoglądając na mnie czule - zależy na dyskrecji.
- Trochę słabo się ukrywacie, a ściany zawsze mają uszy, wiem coś o tym – parsknął pod nosem opuszczając windę na parterze - Z resztą Kraft żalił mi się, że nie może już przez was spać po nocach – rzucił przez plecy, rzucając mi pretensjonalne spojrzenie.
- Jeszcze głośniej, bo nie wszyscy słyszeli – syknął zniesmaczony Gregor, przewracając teatralnie oczami.
- Wy gdzieś razem idziecie? – mrugnęłam kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaszokowana widokiem trzymającego w kieszeniach spodni dłoni Morgensterna i podążającego za nim Schlierenzauera.
- Tak, nagrywamy razem program dla austriackiej stacji w ramach Turnieju – wyjaśnił naprędce blondyn.
- Thomas będzie robił wywiad ze mną i Freundem w aucie, Severin nic nie wspominał?
Pokiwałam przecząco głową, a szatyn podrapał się po głowie, marszcząc czoło , jakby coś mu się nie zgadzało i wzruszył bezwiednie ramionami.
- Ty też mi nic nie powiedziałeś! – wymierzyłam w niego oskarżycielsko wskazujący palec, mrużąc nieufnie oczy.
- Kochanie należysz do obozu wroga – uśmiechnął się dziarsko i puścił mi oczko z szelmowskim wyrazem na twarzy – Nie mogę ci o wszystkim mówić.
Wsunął nonszalancko dłonie do kieszeni kurtki i obracając się na pięcie podążył ramię w ramię z Morgensternem w kierunku wyjścia. Jeszcze długo po tym jak zniknął w przeszklonych drzwiach, wpatrując się w miejsce, w którym stał szatyn, chłonęłam każdym zmysłem dźwięk jego jednego słowa. Słowa, które wprawiło mnie w niemałą konsternację.
- A oni od kiedy żyją w przyjacielskich relacjach? – tuż nad moim uchem rozniósł się kpiący głos Macieja, a zaraz potem kątem oka dostrzegłam przystępującą obok mnie jego sylwetkę.
- Daruj sobie.
- Gregor już dopiekł Thomasowi? – żachnął się, nie kryjąc swojej ciekawości, graniczącej niemal z przepełniającą go pewnością - Pokazał mu, że cię zdobył, pochwalił się?
- Dlaczego chcesz mi sprawić przykrość Maciek? – odwróciłam się w jego stronę, zakładając ręce na krzyż i spoglądając w jego ciemne tęczówki wyczekująco. Próbowałam znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla jego krnąbrnej satysfakcji - Nie musisz przelewać na mnie swoich frustracji.
- Rozmawiałem z nim przed świętami – wskazuje podbródkiem na pustą przestrzeń po Austriaku – I nie kupuję tej jego troski o ciebie ani tego, że mu na tobie zależy.
- Bo co? – prychnęłam oburzona -Twoim zdaniem nie zasługuje na bezinteresowne uczucie? Bo jestem jakimś wybrakowanym towarem na lipnej promocji?
- Nie to chciałem powiedzieć, ja po prostu …
- Ale pomyślałeś – przerwałam mu hardo, kiwając głową z politowaniem.
- Jaśmina, przestań – zniecierpliwiony próbował zatrzymać mnie, zaciskając dłoń na moim przedramieniu, jednak skutecznie wyrwałam się z jego uścisku. Moja nie umiejętna próba wyminięcia Leyhe skończyła się jednak niefortunny trąceniem moim barkiem w jego przedramię.
- Jasmine! – zawołał za mną, kiedy zignorowałam swój czyn – Pamiętasz, że dzisiaj popołudniu moje prawo kolano ma romans z twoimi dłońmi?
- Nigdy bym o tym nie zapomniała, Stephan – rzuciłam przez ramię z szerokim uśmiechem, na co niemiecki skoczek zreflektował się tym samym – Zaraz do ciebie zajrzę, pomogę tylko Christianowi w wypakowywaniu sprzętu!
Kiedy tylko doskoczyłam do niemieckiego pojazdu, przy którym w pocie czoła uwijali się serwismeni , to jednak grzecznie podziękowali za zaoferowaną im pomoc,a ja  zauważyłam coś, obok czego nie mogłam przejść obojętnie. Phillip Sjoen, nowe genialne dziecko norweskich skoków, które zaczęło z impetem naciskać na inne cudowne dzieci, jak Forfang, czy Tande. Z założonym szczelnie kapturem od fioletowej kurtki na głowie, siedział samotnie w rozkroku na ośnieżonej ławce i nerwowo podrygiwał prawą nogą. Rozglądał się niecierpliwie dookoła, po czym schował zmartwioną twarz w drżących dłoniach. Zwykła ludzka empatia popchała mnie w kierunku młodego Norwega, nie dając chwili namysłu na jakiekolwiek mądre słowa, którymi mogłabym zacząć rozmowę. Przygryzłam niepewnie dolną wargę, stojąc wyczekująco nad szatynem i na próżno oczekując, iż poczuje nad sobą mój niecierpliwy oddech.
- Młody, wszystko z tobą w porządku? – szturchnęłam jego trapera, swoimi zimowymi butami zaczepnie, na co Norwego mozolnie podniósł na mnie swoje szklące się oczy. Zmarszczył swoje czoło i ściągnął z niezrozumieniem brwi, lustrując mnie z góry na dół.
- W porządku? – parsknął, uśmiechając się ironicznie, a zamarznięty obłoczek pary uniósł się nad jego wargami – Raz, jeden raz – urwał, szukając odpowiednich słów, żeby wyrazić co czuje – Raz skoczyłem dobrze, w Engelbergu, zająłem jedenaste miejsce na koniec zawodów.
- Wiem, pamiętam.
- Każdy chciał ze mną porozmawiać, dziennikarze się na mnie rzucili, dziewczyny – próbował zdusić, cisnący się na usta buńczuczny uśmiech – zaczęły się mną jeszcze bardziej interesować, ja sam zacząłem od siebie wymagać więcej, nakładać większą presję. Wiesz, chciałem być od razu jak Schlierenzauer kiedy zaczynał, a nawet przez chwilę kiedy stałem tam pod ostrzałem fleszy i kamer, chciałem być lepszy. Układałem sobie w głowie plan, w którym pobiję rekord Gregora w wygranych i to jeszcze w młodszym wieku, niż jemu w końcu się to udało.
- Przecież możesz to zrobić – wzruszyłam bezwiednie ramionami – Dopiero zacząłeś swoją przygodę w Pucharze, przed tobą wiele…
- Ale ja już sobie nie radzę – warknął, przerywając mi zdenerwowany – Psychicznie i przez to słabiej skaczę, moja forma jest nie równa.
- Nie wszystko przychodzi na zawołanie i pstryknięcie palca. Tutaj, na wyciągnięcie ręki masz kilkudziesięciu zawodników, kilkunastu prawdziwych mistrzów, którzy po upadku zdołali się podnieść, którzy musieli czekać na swoje pierwsze zwycięstwo czasami bardzo długo, albo tych, na których splendor i presja spadły już od pierwszych startów. Skoki to jeden z tych sportów, który uczy cierpliwości i pokory.
- Chciałem z nim porozmawiać, wiesz?
- Z kim?
- Z Schlierenzauerem, idolem z dzieciństwa – zakpił - Chciałem się go poradzić, w końcu on sobie poradził w młodości z tą całą szaleńczą otoczką, ale oczywiście mnie olał ciepłym moczem.
- Aha – przeklinam w myślach butną stronę Gregora i przysięgam sobie w duchu, że gorzko tego pożałuje.
- Czytałem gdzieś, chyba w wywiadzie z Morgensternem, że kiedy ten wchodził do szatni miał w sobie dużo szacunku do starszych kolegów, a z kolei Gregorowi ponoć tego brakowało i tego pierwszego to strasznie drażniło – młody skoczek wstał i otrzepał resztki śniegu ze spodni - Widzę, że ludzie zmieniają ubrania, ale nie charaktery.


- Od kiedy nie jesteś o mnie już zazdrosny, co Greg? – głos Thomasa nie krył nawet przełamującego zaskoczenia, czym przyprawił swojego rozmówcę o przeszywający powietrze śmiech - Od momentu kiedy jestem z Sabriną, czy kiedy już sobie przeleciałeś Jas?
- Uważaj na słowa – skarcił go szatyn z nieprzejednanym wyrazem twarzy.
- Mówiłeś, że nie korzystasz z moich, jak to wtedy ująłeś… – zamyślił się teatralnie, próbując sobie przypomnieć doskonale znane powiedzenie - …przechodnich zdobyczy, więc co się zmieniło? – zadał frasobliwe pytanie, spoglądając w pochmurne tęczówki Greogra wyczekująco.
- Zamknij tą swoją spasłą gębę, zanim powiesz jedno słowo za dużo, Morgenstern – wycedził przez zaciśnięte zęby, wykrzywiając twarz w kwaśny grymas.
- Naprawdę nie mogłeś już sobie odpuścić? – drążył dalej, naciskając butami na trzeszczący pod ich naporem śnieg.
- A ty naprawdę chcesz, żeby cię za chwilę musieli przypudrować? – wskazał podbródkiem w kierunku rozkładającego się kamerzysty przy czarnym audi, za którego kółkiem miał usiąść były skoczek.
- Mam ci klaskać, czy pogratulować, bo nie wiem już czego oczekujesz – wzruszył ramionami, przystając i zastępując Gregorowi drogę - Chcesz usłyszeć, że wygrałeś? – uniósł enigmatycznie brwi ku górze, z satysfakcją obserwując jak wszystkie mięśnie twarzy szatyna gwałtownie się napinają.
- To nie ma nic wspólnego z tobą, nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer pokręcił zniecierpliwiony głową, poniekąd zaskakują sam siebie ulatującą z jego krwi urazą do odwiecznego rywala.
- Nie? A zemsta za Glorię? Z Silvią się nie udało, więc może myślałeś, że uwiedziesz Jas i mnie to zaboli, ale wiesz co? To najbardziej zaboli ją, a nie mnie.
- Tobie naprawdę znudziło się oddychanie prostym nosem – zaparzył się, dając upust swojej gromadzonej w duchu złości i zacisnął swoje pięści na śliskim materiale thomasowej, niebieskiej kurtki.
- Wyprowadzam cię z równowagi przed zawodami, jak ty kiedyś mnie – przebiegły uśmiech na twarzy blondyna, pokazywał jedynie jak dobrze bawi się kosztem swojego rodaka.
- Nie dam się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj – uspokoił swój przyspieszony oddech i rozluźnił uścisk, wygładzając pognieciony materiał.


- Kamillooooo! – wrzasnęłam radośnie, przeszywając ostrym piskiem, gęstniejące od spadających płatków śniegu powietrze. Biegnąc przedzierałam się niezdarnie przez gąszcz kręcących się w strefie zawodników i sztaby, a kiedy naskoczyłam na zdezorientowanego Stocha zdejmującego swój kask, prawie straciliśmy równowagę i grunt pod nogami.
- Chryste Panie, zaraz mnie kobieto udusisz! – szczery, kamilowy śmiech otulił mnie szczelnie, jak jego ramiona – Też się stęskniłem – zaśmiał się wprost do mojego ucha i okręcił dookoła, unosząc nad ziemią.
- Widzę, że mistrz wraca do formy, gratuluję siódmego miejsca na Bergisel – chwytam wyimaginowany rąbek spódnicy i kłaniam się nisko – W dodatku twoja przemowa po odebraniu statuetki dla najlepszego sportowca roku przejdzie do historii – zaśmiałam się cicho pod nosem, a zawstydzony szatyn ulokował swój speszony wzrok w czubki swoich butów. Nagle poczułam przyjemny, gorący dreszcz przebiegający wzdłuż karku, a tuż po chwili poczułam niesiony z wiatrem mój ulubiony zapach identyfikujący się jedynie w mojej wyobraźni z bliskością Gregora.
- Dobre zawody – Schlierenzauer podszedł do Stocha, poklepując go przyjacielsko po ramieniu.
- Jutro idziemy na podium, co? – zreflektował się Kamil, naciągając czapkę na uszy – Oho, Skrobot już na mnie wymachuje, zaczęło się – zaśmiał się, ukazując urocze dołeczki – Do później.
Na pożegnanie pomachałam Kamilowi nazbyt ekscentrycznie, wysyłając w powietrzu kilka soczystych buziaków, co nie umknęło uwadze wciąż stojącego naprzeciw mnie wysokiego skoczka.
- Ty wiesz, że ona ma żonę? – szczerze poddał wątpliwości moją przyjacielską więź z małżeństwem Stochów i uniósł sugestywnie swoje brwi ku górze.
- Zazdrość nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer – odparłam z przekąsem, posyłając w stronę oddalającego się polskiego skoczka jeszcze jedno spojrzenie.
- Przypomnij mi proszę dlaczego nie możesz, tak jak Kamilowi, rzucić mi się na szyję i pogratulować jeszcze lepszego miejsca? – zadumał się na chwilę, aktorsko pocierając brodę z kilkudniowym zarostem.
 - Bo jestem z obozu wroga, kochanie i to podwójnego – wyszczerzyłam swoje śnieżnobiałe zęby w przaśnym uśmiechu. Wykonał nieśmiały krok w moim kierunku, zmniejszając odległość pomiędzy nami, po czym subtelnie i z troską wymalowaną na twarzy naciągnął rąbek mojej czapki na całe ucho. Zerknął za siebie, upewniając się, że ten gest nie został przez nikogo niepożądanego zarejestrowany i spojrzał w moje oczy z nienazwanym porażającym moje ciało uczuciem.
- Ty wiesz, że mi naprawdę na tobie zależy, prawda? – wyszeptał niemal drżącym głosem, próbując zdusić nerwowy uśmiech w kąciku ust.
- Wiem – wychrypiałam ledwo słyszalnym głosem, sparaliżowana jego parzącym nawet przez materiał, puchowej kurtki wzrokiem.
- To dobrze – odetchnął głęboko i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Gregor – zagaiłam niepewnie, przez ułamek sekundy spuszczając wzrok w czubki swoich butów – Mógłbyś porozmawiać z tym młodym, norweskim skoczkiem? Phillipem? On teraz przechodzi ciężki okres, a …
- A ja nie przechodzę? – po jego wymownym parsknięciu w powietrzu pozostał jedynie zamarznięty obłoczek pary. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja poczułam jak obrzuca mnie pretensją.
- Jesteś dla niego wzorem, może mógłbyś mu zaproponować, że do następnego sezonu przez pewien czas przygotujecie się wspólnie, albo…
- Dlaczego miałbym to zrobić? Ja go nawet nie znam – wzruszył ramionami wyraźnie poddenerwowany.
- Bo Cię o to proszę, Greg – zagryzam z zniecierpliwienia dolną wargę, wpatrując się w niego swoim smutnym spojrzeniem, tak długo aż szatyn nie przewraca teatralnie oczami i skina głową z ciężkim westchnięciem – Jesteś cudowny – moje dłonie lądują na krawędzi jego rozpiętej kurtki i przyciągają ciało skoczka bliżej siebie.
- Poczekaj z tymi wyznaniami do wieczora – jego niski, pociągający głos rozległ się tuż nad moim uchem, a słodki oddech owionął moją twarz.


Po zakończeniu 63 Turnieju czterech skoczni Gregor Schlierenzauer nie zamierzał świętować sukcesu swoich rodaków wspólnie z pozostałymi zawodnikami. Nie chciał ogrzewać się blaskiem fleszy i jupiterów skierowanych na jego kolegów, a padających na niego cieniem. Nie mógł też pławić się w swoim własnym sukcesie, bo siódme miejsce jakie zajął na koniec rozgrywek było dla niego rozczarowujące i nie spełniające ambicji z jakimi przyjechał na turniej. Zawiedzione nadzieje pojawiły się już w pierwszym dniu, kiedy pogrzebał swoje szansę już na starcie. Jednak nawet w pozostałych dniach wiąż odstawał znacząco od najlepszych. Czuł jednak, że ma szansę na to, aby powoli odzyskać dawny blask i powrócić do swoich najlepszych lat. Wiedział, że w końcu obrał właściwe tory i nie chciał tego zaprzepaścić. Nie chciał marnować więcej czasu, aniżeli jest to konieczne. Musiał się jedynie skupić na jeszcze większej pracy, a jednocześnie oczyścić swój umysł z niepotrzebnej presji. Potrzebował spokoju, swojego dobrze wypracowanego rytmu, a nie hulaszczych zabaw i picia piwa do rana. Zdawał sobie sprawę, że może teraz zyskać przewagę w przygotowaniach do Mistrzostw Świata. Kiedy wszyscy wciskali się w gładkie, wyprasowane koszule on w pośpiechu pakował swoje rzeczy do walizki, aby jeszcze dzisiaj jak najwcześniej wrócić do Fulpmes.
- Zamierzałeś mi powiedzieć, że jedziesz dzisiaj do domu? – stojąc w progu jego pokoju i przytrzymując delikatnie drewniane drzwi, obserwowałam jak mój głos nasączony pretensją zatrzymuje jego sylwetkę pochyloną na rozłożoną na hotelowym łóżku walizką. Oparł dłonie o krawędź balustrady i schował głowę pod ramiona, jak bezwstydny kochanek nakryty na zdradzie. Prychnął cicho po nosem i pokręcił głową, zerkając na mnie niepewnie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłszy się o zimną metalową klamkę czułam, jak brązowe tęczówki Schlierenzauera otaksują moje ciało uważnie z dołu do góry. Jego wzrok przepalał przez materiał czerwonej, opinającej się na moich biodrach sukienki i łechtał spragnioną gorącego dotyku jego dłoni skórę.
- Nie chciałem psuć ci zabawy – wyjaśnił w mało przekonywujący sposób, wymyślając na poczekaniu kiepskiej jakości wymówkę. Oziębły ton jego głosu przeszedł zimnym dreszczem wzdłuż mojego karku, a chłód, który poczułam przez wyraźnie zaznaczony dystans związał w supeł moje gardło.
- Jakoś do tej pory, kiedy chciałeś się zabawić doskonale wiedziałeś gdzie mnie szukać.
- Może właśnie to za bardzo mnie rozpraszało – wyprostował się nagle i zamyślił, wpatrując się tempo w nienazwany punkt na ścianie.
- Ale co? Zakradanie się w nocy do mojego pokoju, zaciąganie do schowka na miotły na szybki numerek, czy błyskawiczny lodzik w przerwie między konkursami? Chcesz mnie obwinić o swoje niepowodzenia? Proszę bardzo, ale nie odtrącaj mnie, kiedy chcę ci pomóc, być tu dla ciebie.
- W czym ty chcesz mi pomóc, jak ty nawet nie wiesz jak to jest? – obruszył się, ciskając ze złości swoją pogniecioną koszulę w głąb walizki - Nigdy nie byłaś w mojej sytuacji i nigdy tego nie zrozumiesz!
Próbowałam zdusić żal, jakie zadały mi jego zbolałe słowa, które odcisnęły swoje głębokie piętno gdzieś na samym dnie niespokojnie drżącego serca. Z całych sił z jaki ściskałam do zbielałych kłykci swoją ściśniętą pieść, tak samo mocno zaciskałam powieki, aby piekące łzy nie znalazły ujścia po słonej wędrówce po mojej twarzy.
- Przepraszam, ja … – westchnął, przecierając zmęczoną twarz w dłoniach – Zostań, pojedź ze mną do domu, proszę – wyciągnął zachęcająco dłoń w moim kierunku, a spoglądając na mnie przełknął nerwowo ślinę – Potrzebuję Cię, Jas.
Zaciskam  uprzednio zwilżone wargi, a moja drżąca ręka ściska mocno jego w mocnym i kurczliwym uścisku. Szatyn przyciąga mnie do siebie i obraca odkrytymi do pasa plecami. Odgarnia niesforne włosy na jedno ramię i z największą czułością składa pocałunki na nagim ramieniu pokrytym gęsią skórką. Mokre ślady jego zachłannych i miękkich ust suną wzdłuż szyi w tym samym czasie kiedy ciepłe, duże dłonie zaciskają się mocno na moich piersiach, przyprawiając mi przyjemny ból. Moje ciało wygina się w łuk, wstrząśnięte intymnym dreszczem ekscytacji, kiedy sprawne, lecz kościste palce odnajdują długie rozcięcie sukni i subtelnie muskają wewnętrzną stronę moich ud.
- Gdyby ta sukienka nie była taka łada i droga, przysięgam, że zdarłbym ją z ciebie – wzdycha roznamiętnionym głosem wprost do mojego ucha – Walić to! Kupię ci taką samą.
W jednie chwili wraz z dźwiękiem rozpruwanego materiału, czuję mocne szarpnięcie za satynę i wypełnia mnie granicząca pewność, że tuż na ranem na moich udach widnieć będą ciemnofioletowe siniaki odpowiadające kształtom obuszków austriackiego skoczka.

Kiedy nad ranem, próbuję bezszelestnie i niezauważona próbuję wymknąć się z pokoju austriackiego skoczka i jestem już niemal zadowolona z powodzenia swojej misji, stojąc przed drzwiami ze swoim numerem ręka Christiana chwyta mnie za przedramię i obraca gwałtownie w swoją stronę.
- Myślisz, że nie weryfikujemy twoich informacji? – sapnął poirytowany tuż przy moim uchu, potrząsając moim ciałem i przygniatając do ściany - Jeśli jeszcze jeden raz sprzedasz nam coś starego, albo wciśniesz kolejną podpuchę, to Gregorowi też mogą się odpiąć narty w locie, Andreas miał bardzo dużo szczęścia, że się to tak skończyło.
Moje serce zamarło.










Lecimy szybko z tematem, bo druga część czeka. Czujecie już zbliżająca się katastrofę? Bo ja tak i nie mogę się doczekać.