Spotkałam go
tuż przed drzwiami windy austriackiego hotelu położonego niemalże u stup
Bergisel. Thomas Morgenstern po odłożeniu nart w kąt, nie przestał szukać
adrenaliny w powietrzu, pragnąc zostać pilotem śmigłowców. Od tego czasu nieco
przytył, jego twarz wyraźnie się zaokrągliła, zniknęły zapadnięte policzki i
charakterystyczne rysy, przez co może w ogólnym rozrachunku dodało mu to kilku
lat. Wciąż jednak odstawały mu uszy, choć już spod ciemniejszych blond pasm,
niż zazwyczaj. Z niecierpliwością czekał, aż drzwi dźwigu w końcu się otworzą,
zupełnie nie czując na swoich plecach mojego uważnego i przepalającego
spojrzenia. Weszłam do środka tuż za nim, wprawiając go w małą konsternację i
zdziwienie kiedy zreflektował się na moją obecność. Jego przenikliwe,
niebieskie, iskrzące tęczówki drenowały we mnie uczucie skrępowania. Wydawało
mi się, że w jego spojrzeniu przewijały się obrazy nie tylko z naszej ostatnio wspólnie
spędzonej nocy w Wiśle. Widziałam tam wszystkie spędzone z nim chwile, w
których kiedyś na samą myśl o nich robiło się w sercu nieco cieplej.
Dostrzegłam jak kącik jego ust zadrżał w charakterystycznym półuśmiechu, a
nieco speszony zaistniałą sytuacją ulokował swój wzrok w czubki swoich butów.
Zanim Thomas zdążył rozewrzeć wargi i spytać o cokolwiek, jeszcze na tym samym
piętrze w ostatniej chwili dołączył do nas Gregor. Zagryzłam policzki od
środka, czując jak serce mocno mi drży, a poty oblewają całe ciało. Szatyn
przerzucił swoje spojrzenie ze mnie na Morgensterna i uścisnął serdecznie
wyciągniętą na przywitanie dłoń blondyna. Chyba nie potrafiłam w tamtym
momencie znaleźć w swojej głowie bardziej krępującej i niezręcznej sytuacji w
jakiej kiedykolwiek mogłabym się znaleźć. Zerknęłam niepewnie kątem oka na
stojącego w przeciwnym rogu Gregora, ale jego twarz nie zdradzała żadnych
emocji.
- Nie
musicie przede mną udawać, że nic was nie łączy, naprawdę o twoich podrapanych
plecach Schlierie plotkuje już nawet Herbert i Heinz – blondyn parsknął
śmiechem, ewidentnie nie wytrzymując unoszącego się napięcia i pokręcił z
rozbawieniem głową – Chyba, że bardzo się tego wstydzisz, Gregor.
Uniosłam z
powątpiewaniem do góry prawą brew i niemalże spiorunowałam byłego skoczka
nieprzychylnym spojrzeniem w reakcji na jego dość dwuznaczne słowa.
-
Najchętniej podzieliłbym się tym z całym światem, ale na razie nie mogę – Schlierenzauer
odparł zgryźliwie, zupełnie nie kryjąc tego w swoim tonie – Mam nadzieję, że
nikomu tutaj nic nie powiesz? Jasmine – urwał, spoglądając na mnie czule - zależy
na dyskrecji.
- Trochę
słabo się ukrywacie, a ściany zawsze mają uszy, wiem coś o tym – parsknął pod
nosem opuszczając windę na parterze - Z resztą Kraft żalił mi się, że nie może
już przez was spać po nocach – rzucił przez plecy, rzucając mi pretensjonalne
spojrzenie.
- Jeszcze
głośniej, bo nie wszyscy słyszeli – syknął zniesmaczony Gregor, przewracając
teatralnie oczami.
- Wy gdzieś
razem idziecie? – mrugnęłam kilkukrotnie rzęsami, zupełnie zaszokowana widokiem
trzymającego w kieszeniach spodni dłoni Morgensterna i podążającego za nim
Schlierenzauera.
- Tak,
nagrywamy razem program dla austriackiej stacji w ramach Turnieju – wyjaśnił
naprędce blondyn.
- Thomas będzie
robił wywiad ze mną i Freundem w aucie, Severin nic nie wspominał?
Pokiwałam
przecząco głową, a szatyn podrapał się po głowie, marszcząc czoło , jakby coś
mu się nie zgadzało i wzruszył bezwiednie ramionami.
- Ty też mi
nic nie powiedziałeś! – wymierzyłam w niego oskarżycielsko wskazujący palec,
mrużąc nieufnie oczy.
- Kochanie
należysz do obozu wroga – uśmiechnął się dziarsko i puścił mi oczko z
szelmowskim wyrazem na twarzy – Nie mogę ci o wszystkim mówić.
Wsunął
nonszalancko dłonie do kieszeni kurtki i obracając się na pięcie podążył ramię
w ramię z Morgensternem w kierunku wyjścia. Jeszcze długo po tym jak zniknął w przeszklonych
drzwiach, wpatrując się w miejsce, w którym stał szatyn, chłonęłam każdym
zmysłem dźwięk jego jednego słowa. Słowa, które wprawiło mnie w niemałą
konsternację.
- A oni od
kiedy żyją w przyjacielskich relacjach? – tuż nad moim uchem rozniósł się
kpiący głos Macieja, a zaraz potem kątem oka dostrzegłam przystępującą obok
mnie jego sylwetkę.
- Daruj
sobie.
- Gregor już
dopiekł Thomasowi? – żachnął się, nie kryjąc swojej ciekawości, graniczącej
niemal z przepełniającą go pewnością - Pokazał mu, że cię zdobył, pochwalił
się?
- Dlaczego
chcesz mi sprawić przykrość Maciek? – odwróciłam się w jego stronę, zakładając
ręce na krzyż i spoglądając w jego ciemne tęczówki wyczekująco. Próbowałam
znaleźć jakieś wytłumaczenie, dla jego krnąbrnej satysfakcji - Nie musisz
przelewać na mnie swoich frustracji.
-
Rozmawiałem z nim przed świętami – wskazuje podbródkiem na pustą przestrzeń po
Austriaku – I nie kupuję tej jego troski o ciebie ani tego, że mu na tobie
zależy.
- Bo co? –
prychnęłam oburzona -Twoim zdaniem nie zasługuje na bezinteresowne uczucie? Bo
jestem jakimś wybrakowanym towarem na lipnej promocji?
- Nie to
chciałem powiedzieć, ja po prostu …
- Ale
pomyślałeś – przerwałam mu hardo, kiwając głową z politowaniem.
- Jaśmina,
przestań – zniecierpliwiony próbował zatrzymać mnie, zaciskając dłoń na moim
przedramieniu, jednak skutecznie wyrwałam się z jego uścisku. Moja nie
umiejętna próba wyminięcia Leyhe skończyła się jednak niefortunny trąceniem
moim barkiem w jego przedramię.
- Jasmine! –
zawołał za mną, kiedy zignorowałam swój czyn – Pamiętasz, że dzisiaj popołudniu
moje prawo kolano ma romans z twoimi dłońmi?
- Nigdy bym
o tym nie zapomniała, Stephan – rzuciłam przez ramię z szerokim uśmiechem, na
co niemiecki skoczek zreflektował się tym samym – Zaraz do ciebie zajrzę,
pomogę tylko Christianowi w wypakowywaniu sprzętu!
Kiedy tylko
doskoczyłam do niemieckiego pojazdu, przy którym w pocie czoła uwijali się serwismeni
, to jednak grzecznie podziękowali za zaoferowaną im pomoc,a ja zauważyłam coś, obok czego nie mogłam przejść
obojętnie. Phillip Sjoen, nowe genialne dziecko norweskich skoków, które
zaczęło z impetem naciskać na inne cudowne dzieci, jak Forfang, czy Tande. Z
założonym szczelnie kapturem od fioletowej kurtki na głowie, siedział samotnie
w rozkroku na ośnieżonej ławce i nerwowo podrygiwał prawą nogą. Rozglądał się
niecierpliwie dookoła, po czym schował zmartwioną twarz w drżących dłoniach.
Zwykła ludzka empatia popchała mnie w kierunku młodego Norwega, nie dając
chwili namysłu na jakiekolwiek mądre słowa, którymi mogłabym zacząć rozmowę.
Przygryzłam niepewnie dolną wargę, stojąc wyczekująco nad szatynem i na próżno
oczekując, iż poczuje nad sobą mój niecierpliwy oddech.
- Młody,
wszystko z tobą w porządku? – szturchnęłam jego trapera, swoimi zimowymi butami
zaczepnie, na co Norwego mozolnie podniósł na mnie swoje szklące się oczy.
Zmarszczył swoje czoło i ściągnął z niezrozumieniem brwi, lustrując mnie z góry
na dół.
- W
porządku? – parsknął, uśmiechając się ironicznie, a zamarznięty obłoczek pary
uniósł się nad jego wargami – Raz, jeden raz – urwał, szukając odpowiednich
słów, żeby wyrazić co czuje – Raz skoczyłem dobrze, w Engelbergu, zająłem
jedenaste miejsce na koniec zawodów.
- Wiem,
pamiętam.
- Każdy
chciał ze mną porozmawiać, dziennikarze się na mnie rzucili, dziewczyny –
próbował zdusić, cisnący się na usta buńczuczny uśmiech – zaczęły się mną
jeszcze bardziej interesować, ja sam zacząłem od siebie wymagać więcej,
nakładać większą presję. Wiesz, chciałem być od razu jak Schlierenzauer kiedy
zaczynał, a nawet przez chwilę kiedy stałem tam pod ostrzałem fleszy i kamer,
chciałem być lepszy. Układałem sobie w głowie plan, w którym pobiję rekord
Gregora w wygranych i to jeszcze w młodszym wieku, niż jemu w końcu się to
udało.
- Przecież
możesz to zrobić – wzruszyłam bezwiednie ramionami – Dopiero zacząłeś swoją
przygodę w Pucharze, przed tobą wiele…
- Ale ja już
sobie nie radzę – warknął, przerywając mi zdenerwowany – Psychicznie i przez to
słabiej skaczę, moja forma jest nie równa.
- Nie
wszystko przychodzi na zawołanie i pstryknięcie palca. Tutaj, na wyciągnięcie
ręki masz kilkudziesięciu zawodników, kilkunastu prawdziwych mistrzów, którzy
po upadku zdołali się podnieść, którzy musieli czekać na swoje pierwsze
zwycięstwo czasami bardzo długo, albo tych, na których splendor i presja spadły
już od pierwszych startów. Skoki to jeden z tych sportów, który uczy
cierpliwości i pokory.
- Chciałem z
nim porozmawiać, wiesz?
- Z kim?
- Z
Schlierenzauerem, idolem z dzieciństwa – zakpił - Chciałem się go poradzić, w
końcu on sobie poradził w młodości z tą całą szaleńczą otoczką, ale oczywiście
mnie olał ciepłym moczem.
- Aha –
przeklinam w myślach butną stronę Gregora i przysięgam sobie w duchu, że gorzko
tego pożałuje.
- Czytałem
gdzieś, chyba w wywiadzie z Morgensternem, że kiedy ten wchodził do szatni miał
w sobie dużo szacunku do starszych kolegów, a z kolei Gregorowi ponoć tego
brakowało i tego pierwszego to strasznie drażniło – młody skoczek wstał i
otrzepał resztki śniegu ze spodni - Widzę, że ludzie zmieniają ubrania, ale nie
charaktery.
- Od kiedy
nie jesteś o mnie już zazdrosny, co Greg? – głos Thomasa nie krył nawet
przełamującego zaskoczenia, czym przyprawił swojego rozmówcę o przeszywający
powietrze śmiech - Od momentu kiedy jestem z Sabriną, czy kiedy już sobie
przeleciałeś Jas?
- Uważaj na
słowa – skarcił go szatyn z nieprzejednanym wyrazem twarzy.
- Mówiłeś,
że nie korzystasz z moich, jak to wtedy ująłeś… – zamyślił się teatralnie,
próbując sobie przypomnieć doskonale znane powiedzenie - …przechodnich
zdobyczy, więc co się zmieniło? – zadał frasobliwe pytanie, spoglądając w
pochmurne tęczówki Greogra wyczekująco.
- Zamknij tą
swoją spasłą gębę, zanim powiesz jedno słowo za dużo, Morgenstern – wycedził
przez zaciśnięte zęby, wykrzywiając twarz w kwaśny grymas.
- Naprawdę
nie mogłeś już sobie odpuścić? – drążył dalej, naciskając butami na trzeszczący
pod ich naporem śnieg.
- A ty
naprawdę chcesz, żeby cię za chwilę musieli przypudrować? – wskazał podbródkiem
w kierunku rozkładającego się kamerzysty przy czarnym audi, za którego kółkiem
miał usiąść były skoczek.
- Mam ci
klaskać, czy pogratulować, bo nie wiem już czego oczekujesz – wzruszył
ramionami, przystając i zastępując Gregorowi drogę - Chcesz usłyszeć, że
wygrałeś? – uniósł enigmatycznie brwi ku górze, z satysfakcją obserwując jak
wszystkie mięśnie twarzy szatyna gwałtownie się napinają.
- To nie ma
nic wspólnego z tobą, nie pomyślałeś o tym? – Schlierenzauer pokręcił
zniecierpliwiony głową, poniekąd zaskakują sam siebie ulatującą z jego krwi
urazą do odwiecznego rywala.
- Nie? A
zemsta za Glorię? Z Silvią się nie udało, więc może myślałeś, że uwiedziesz Jas
i mnie to zaboli, ale wiesz co? To najbardziej zaboli ją, a nie mnie.
- Tobie
naprawdę znudziło się oddychanie prostym nosem – zaparzył się, dając upust
swojej gromadzonej w duchu złości i zacisnął swoje pięści na śliskim materiale
thomasowej, niebieskiej kurtki.
-
Wyprowadzam cię z równowagi przed zawodami, jak ty kiedyś mnie – przebiegły
uśmiech na twarzy blondyna, pokazywał jedynie jak dobrze bawi się kosztem
swojego rodaka.
- Nie dam
się wyprowadzić z równowagi, nie dzisiaj – uspokoił swój przyspieszony oddech i
rozluźnił uścisk, wygładzając pognieciony materiał.
-
Kamillooooo! – wrzasnęłam radośnie, przeszywając ostrym piskiem, gęstniejące od
spadających płatków śniegu powietrze. Biegnąc przedzierałam się niezdarnie
przez gąszcz kręcących się w strefie zawodników i sztaby, a kiedy naskoczyłam
na zdezorientowanego Stocha zdejmującego swój kask, prawie straciliśmy
równowagę i grunt pod nogami.
- Chryste
Panie, zaraz mnie kobieto udusisz! – szczery, kamilowy śmiech otulił mnie
szczelnie, jak jego ramiona – Też się stęskniłem – zaśmiał się wprost do mojego
ucha i okręcił dookoła, unosząc nad ziemią.
- Widzę, że
mistrz wraca do formy, gratuluję siódmego miejsca na Bergisel – chwytam
wyimaginowany rąbek spódnicy i kłaniam się nisko – W dodatku twoja przemowa po
odebraniu statuetki dla najlepszego sportowca roku przejdzie do historii –
zaśmiałam się cicho pod nosem, a zawstydzony szatyn ulokował swój speszony
wzrok w czubki swoich butów. Nagle poczułam przyjemny, gorący dreszcz
przebiegający wzdłuż karku, a tuż po chwili poczułam niesiony z wiatrem mój
ulubiony zapach identyfikujący się jedynie w mojej wyobraźni z bliskością
Gregora.
- Dobre
zawody – Schlierenzauer podszedł do Stocha, poklepując go przyjacielsko po
ramieniu.
- Jutro
idziemy na podium, co? – zreflektował się Kamil, naciągając czapkę na uszy –
Oho, Skrobot już na mnie wymachuje, zaczęło się – zaśmiał się, ukazując urocze
dołeczki – Do później.
Na
pożegnanie pomachałam Kamilowi nazbyt ekscentrycznie, wysyłając w powietrzu
kilka soczystych buziaków, co nie umknęło uwadze wciąż stojącego naprzeciw mnie
wysokiego skoczka.
- Ty wiesz,
że ona ma żonę? – szczerze poddał wątpliwości moją przyjacielską więź z
małżeństwem Stochów i uniósł sugestywnie swoje brwi ku górze.
- Zazdrość
nie wygląda na tobie dobrze, Schlierenzauer – odparłam z przekąsem, posyłając w
stronę oddalającego się polskiego skoczka jeszcze jedno spojrzenie.
- Przypomnij
mi proszę dlaczego nie możesz, tak jak Kamilowi, rzucić mi się na szyję i
pogratulować jeszcze lepszego miejsca? – zadumał się na chwilę, aktorsko
pocierając brodę z kilkudniowym zarostem.
- Bo jestem z obozu wroga, kochanie i to
podwójnego – wyszczerzyłam swoje śnieżnobiałe zęby w przaśnym uśmiechu. Wykonał
nieśmiały krok w moim kierunku, zmniejszając odległość pomiędzy nami, po czym
subtelnie i z troską wymalowaną na twarzy naciągnął rąbek mojej czapki na całe
ucho. Zerknął za siebie, upewniając się, że ten gest nie został przez nikogo
niepożądanego zarejestrowany i spojrzał w moje oczy z nienazwanym porażającym
moje ciało uczuciem.
- Ty wiesz,
że mi naprawdę na tobie zależy, prawda? – wyszeptał niemal drżącym głosem,
próbując zdusić nerwowy uśmiech w kąciku ust.
- Wiem –
wychrypiałam ledwo słyszalnym głosem, sparaliżowana jego parzącym nawet przez
materiał, puchowej kurtki wzrokiem.
- To dobrze
– odetchnął głęboko i posłał mi uspokajający uśmiech.
- Gregor –
zagaiłam niepewnie, przez ułamek sekundy spuszczając wzrok w czubki swoich
butów – Mógłbyś porozmawiać z tym młodym, norweskim skoczkiem? Phillipem? On
teraz przechodzi ciężki okres, a …
- A ja nie
przechodzę? – po jego wymownym parsknięciu w powietrzu pozostał jedynie
zamarznięty obłoczek pary. Pokręcił głową z niedowierzaniem, a ja poczułam jak
obrzuca mnie pretensją.
- Jesteś dla
niego wzorem, może mógłbyś mu zaproponować, że do następnego sezonu przez
pewien czas przygotujecie się wspólnie, albo…
- Dlaczego
miałbym to zrobić? Ja go nawet nie znam – wzruszył ramionami wyraźnie
poddenerwowany.
- Bo Cię o
to proszę, Greg – zagryzam z zniecierpliwienia dolną wargę, wpatrując się w
niego swoim smutnym spojrzeniem, tak długo aż szatyn nie przewraca teatralnie
oczami i skina głową z ciężkim westchnięciem – Jesteś cudowny – moje dłonie
lądują na krawędzi jego rozpiętej kurtki i przyciągają ciało skoczka bliżej
siebie.
- Poczekaj z
tymi wyznaniami do wieczora – jego niski, pociągający głos rozległ się tuż nad
moim uchem, a słodki oddech owionął moją twarz.
Po
zakończeniu 63 Turnieju czterech skoczni Gregor Schlierenzauer nie zamierzał
świętować sukcesu swoich rodaków wspólnie z pozostałymi zawodnikami. Nie chciał
ogrzewać się blaskiem fleszy i jupiterów skierowanych na jego kolegów, a
padających na niego cieniem. Nie mógł też pławić się w swoim własnym sukcesie,
bo siódme miejsce jakie zajął na koniec rozgrywek było dla niego rozczarowujące
i nie spełniające ambicji z jakimi przyjechał na turniej. Zawiedzione nadzieje
pojawiły się już w pierwszym dniu, kiedy pogrzebał swoje szansę już na starcie.
Jednak nawet w pozostałych dniach wiąż odstawał znacząco od najlepszych. Czuł
jednak, że ma szansę na to, aby powoli odzyskać dawny blask i powrócić do
swoich najlepszych lat. Wiedział, że w końcu obrał właściwe tory i nie chciał
tego zaprzepaścić. Nie chciał marnować więcej czasu, aniżeli jest to konieczne.
Musiał się jedynie skupić na jeszcze większej pracy, a jednocześnie oczyścić
swój umysł z niepotrzebnej presji. Potrzebował spokoju, swojego dobrze
wypracowanego rytmu, a nie hulaszczych zabaw i picia piwa do rana. Zdawał sobie
sprawę, że może teraz zyskać przewagę w przygotowaniach do Mistrzostw Świata.
Kiedy wszyscy wciskali się w gładkie, wyprasowane koszule on w pośpiechu
pakował swoje rzeczy do walizki, aby jeszcze dzisiaj jak najwcześniej wrócić do
Fulpmes.
-
Zamierzałeś mi powiedzieć, że jedziesz dzisiaj do domu? – stojąc w progu jego
pokoju i przytrzymując delikatnie drewniane drzwi, obserwowałam jak mój głos nasączony
pretensją zatrzymuje jego sylwetkę pochyloną na rozłożoną na hotelowym łóżku
walizką. Oparł dłonie o krawędź balustrady i schował głowę pod ramiona, jak
bezwstydny kochanek nakryty na zdradzie. Prychnął cicho po nosem i pokręcił
głową, zerkając na mnie niepewnie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłszy się o
zimną metalową klamkę czułam, jak brązowe tęczówki Schlierenzauera otaksują
moje ciało uważnie z dołu do góry. Jego wzrok przepalał przez materiał
czerwonej, opinającej się na moich biodrach sukienki i łechtał spragnioną
gorącego dotyku jego dłoni skórę.
- Nie
chciałem psuć ci zabawy – wyjaśnił w mało przekonywujący sposób, wymyślając na
poczekaniu kiepskiej jakości wymówkę. Oziębły ton jego głosu przeszedł zimnym
dreszczem wzdłuż mojego karku, a chłód, który poczułam przez wyraźnie
zaznaczony dystans związał w supeł moje gardło.
- Jakoś do
tej pory, kiedy chciałeś się zabawić doskonale wiedziałeś gdzie mnie szukać.
- Może
właśnie to za bardzo mnie rozpraszało – wyprostował się nagle i zamyślił,
wpatrując się tempo w nienazwany punkt na ścianie.
- Ale co?
Zakradanie się w nocy do mojego pokoju, zaciąganie do schowka na miotły na
szybki numerek, czy błyskawiczny lodzik w przerwie między konkursami? Chcesz
mnie obwinić o swoje niepowodzenia? Proszę bardzo, ale nie odtrącaj mnie, kiedy
chcę ci pomóc, być tu dla ciebie.
- W czym ty
chcesz mi pomóc, jak ty nawet nie wiesz jak to jest? – obruszył się, ciskając
ze złości swoją pogniecioną koszulę w głąb walizki - Nigdy nie byłaś w mojej
sytuacji i nigdy tego nie zrozumiesz!
Próbowałam
zdusić żal, jakie zadały mi jego zbolałe słowa, które odcisnęły swoje głębokie
piętno gdzieś na samym dnie niespokojnie drżącego serca. Z całych sił z jaki
ściskałam do zbielałych kłykci swoją ściśniętą pieść, tak samo mocno zaciskałam
powieki, aby piekące łzy nie znalazły ujścia po słonej wędrówce po mojej
twarzy.
-
Przepraszam, ja … – westchnął, przecierając zmęczoną twarz w dłoniach – Zostań,
pojedź ze mną do domu, proszę – wyciągnął zachęcająco dłoń w moim kierunku, a
spoglądając na mnie przełknął nerwowo ślinę – Potrzebuję Cię, Jas.
Zaciskam uprzednio zwilżone wargi, a moja drżąca ręka
ściska mocno jego w mocnym i kurczliwym uścisku. Szatyn przyciąga mnie do
siebie i obraca odkrytymi do pasa plecami. Odgarnia niesforne włosy na jedno
ramię i z największą czułością składa pocałunki na nagim ramieniu pokrytym
gęsią skórką. Mokre ślady jego zachłannych i miękkich ust suną wzdłuż szyi w
tym samym czasie kiedy ciepłe, duże dłonie zaciskają się mocno na moich
piersiach, przyprawiając mi przyjemny ból. Moje ciało wygina się w łuk,
wstrząśnięte intymnym dreszczem ekscytacji, kiedy sprawne, lecz kościste palce
odnajdują długie rozcięcie sukni i subtelnie muskają wewnętrzną stronę moich
ud.
- Gdyby ta
sukienka nie była taka łada i droga, przysięgam, że zdarłbym ją z ciebie –
wzdycha roznamiętnionym głosem wprost do mojego ucha – Walić to! Kupię ci taką
samą.
W jednie
chwili wraz z dźwiękiem rozpruwanego materiału, czuję mocne szarpnięcie za
satynę i wypełnia mnie granicząca pewność, że tuż na ranem na moich udach
widnieć będą ciemnofioletowe siniaki odpowiadające kształtom obuszków
austriackiego skoczka.
Kiedy nad
ranem, próbuję bezszelestnie i niezauważona próbuję wymknąć się z pokoju
austriackiego skoczka i jestem już niemal zadowolona z powodzenia swojej misji,
stojąc przed drzwiami ze swoim numerem ręka Christiana chwyta mnie za
przedramię i obraca gwałtownie w swoją stronę.
- Myślisz,
że nie weryfikujemy twoich informacji? – sapnął poirytowany tuż przy moim uchu,
potrząsając moim ciałem i przygniatając do ściany - Jeśli jeszcze jeden raz
sprzedasz nam coś starego, albo wciśniesz kolejną podpuchę, to Gregorowi też mogą
się odpiąć narty w locie, Andreas miał bardzo dużo szczęścia, że się to tak skończyło.
Moje serce
zamarło.
Lecimy szybko z tematem, bo druga część czeka. Czujecie już zbliżająca się katastrofę? Bo ja tak i nie mogę się doczekać.