Z plecami przyklejonymi do zaparowanej szyby
kabiny drżałam niespokojnie za każdym mocniejszym pchnięciem, które powodowało
moje konwulsje. Co raz mniej rozkosznie wplątywałam palce w gęste i brązowe
włosy Gregora, na rzecz mocnego ściśnięcia pasm. Nasze mokre, od kropel
spadający z prysznica, ciała co raz bardziej się o siebie ocierały, a język
Austriaka igrał sobie rzewnie z moimi twardniejącymi sutkami.
-
Skończ we mnie – moja prośba rozochociła go jeszcze bardziej w swoich poczynaniach,
przyspieszając każdy jego ruch. Szatyn lekko dyszał już od dobrych kilku chwil,
kiedy moje plecy gwałtownie wygięły się w łuk, a cichy krzyk przeszył rozgrzane
powietrze.
-
Musimy robić to częściej – stwierdził, opuszczając mnie na podłogę, bym poczuła
pod stopami grunt.
-
Uprawiać seks, kończyć we mnie, czy…?
-
Powinnaś częściej u mnie zostawać – rozbawiony moimi słowami, uśmiechnął się
dziarsko i pocałował mnie czule w skroń. Gregor rozsunął drzwi kabiny i opasany
ręcznikiem wokoło bioder opuścił łazienkę, posyłają mi jeszcze w progu
przeciągłe spojrzenie. Ubrałam się w jego wczorajszą, zdzieraną z impetem
koszulę od piżamowego kompletu i wysuszyłam mokre końcówki włosów. Zapinając
dość skrupulatnie guziki, zerknęłam niepewnie w zaparowaną taflę lustra,
przygryzając przy tym wyczekująco dolną wargę. Rozczochrane jeszcze włosy nigdy
nie układały się kaskadą na plecach, jak dzisiaj, skóra czysta, nawilżona i
rozpromieniona, a tęczówki mieniły się iskrami radości. Uśmiechnęłam się sama
do siebie nieśmiało dotykając dłonią swojego bezwstydnie zaróżowiałego lica. Chyba
byłam szczęśliwa.
-
Oszalałaś, prawda?! – warknął na mnie, kiedy wesołym, niemal tanecznym krokiem
przekroczyłam próg gregorowej sypialni. W jednej dłoni trzymał strzępy
kolorowego papieru, w który zapakowałam jego urodzinowy prezent, w drugiej
wymachiwał mi przed oczami nowym obiektywem do jego ukochanej leicy, którą
zawsze ze sobą zabierał. Zamrugałam kilkukrotnie oczami, zupełnie zaskoczona
jego pretensją w głosie i złowrogim wyrazem twarzy.
-
Skoro już znalazłeś i sam rozpakowałeś, to wszystkiego najlepszego – odparłam
nieco kąśliwie, zupełnie inaczej wyobrażając sobie moment wręczenia mu podarku,
który notabene sfinansowałam z części spadku po moim bracie. Inaczej mogłabym
sobie to jedynie namalować, co po raz kolejny przywoływało do mojej, zalepionej
hormonami miłości, głowy racjonalny argument, przemawiający za rychłym
zakończeniem tej baśni.
-
Nie mogę tego przyjąć, to jest za drogie – pokiwał przecząco głową – Oddaj to z
powrotem – wyciągnął dłoń ze sprzętem w moim kierunku.
-
Aha – żachnęłam się i błędnie zinterpretowałam jego nagłe oburzenie - Nie
możesz po prostu tego przyjąć, jako kumpelski podarek? To nic zobowiązującego
jeśli o to ci chodzi.
-
Boże, Jas! – westchnął zdumiony moimi słowami, przez które zmarszczył czoło i
ściągnął brwi – Nie wiem czy przyjąłbym to jakbyśmy byli dwadzieścia lat po
ślubie i mieli trójkę dzieci – przewrócił teatralnie oczami – Jest cudowny, chciałbym,
ale nie mogę, naprawdę – spuścił nieco głowę wyraźnie zakłopotany.
-
Nawet jeśli bardzo chciałabym, żebyś mi zrobił prywatną sesję? – spoglądam na
skoczka nieśmiało, rozpinając powoli guziki jego kraciastej koszuli, odchylając
ponętnie rąbek materiału ukazujący kawałek nagiej piersi – Nie daj się prosić i
nie oddawaj mi tego cholernego obiektywu, bo się pogniewam!
-
Chyba nie mam wyjścia – westchnął w geście kapitulacji i otaksował
roznamiętnionym wzrokiem moje odkryte, gładkie nogi – Ale najpierw muszę ci
podziękować bardzo, albo to bardzo mocno
– wymamrotał wprost do moich ust z szerokim uśmiechem na ustach.
-
Najpierw zdjęcia – oderwałam się od kleistych ust Gregora i rzucając się
klękiem na łóżko poczęłam stroić przeróżne pozy, które bardziej przypominały
komediowe i niewdzięczne umizgi, niż profesjonalny modeling. Szatyn pokręcił
głową ze śmiechem, jednak potem podszedł do wyznaczonego zadania na poważnie,
odsłonił przesłonięte zasłoną okno, dostosowując tym samym odpowiednie światło
oraz poprawił ułożenie moich dłoni i udzielał wskazówek w którą stronę kierować
swój wzrok.
-
Czy mogę być po sesji równie nieprofesjonalny co Jack Dowson po namalowaniu
Rose?
-
Przecież po samym akcie zachował się profesjonalnie, Greg – skarciłam go
wzrokiem
- Ja
mam o wiele większą pokusę, za bardzo mnie podniecasz – warknął, odkładając w
końcu na drewniany stolik swój aparat, dopadając do mnie w mgnieniu oka i
pociągając za sobą na miękki, wygodny materac, uginający się pod jego
wysportowaną sylwetką. Jego ciepłe, duże i męskie dłonie sunęły subtelnie,
wręcz eterycznie po moich udach, przyprawiając mnie o zimny dreszcz przebiegający
wzdłuż kręgosłupa i gorący ucisk w podbrzuszu.
-
Czuję – roześmiałam się, siedząc na nim okrakiem i z lubieżną rozkoszą
wpatrując się w roziskrzone, brązowe tęczówki – Trochę cię kręci to całe
ukrywanie się na konkursach, prawda?
-
Niesamowicie – wpił się zachłannie w moje usta i sprytnie rozsunął je swoim
językiem.
- Zdążyłam
zauważyć, że to właśnie jedynie ta adrenalina nakręca twój testosteron –
westchnęłam cichutko, nieco okraszając to zachowanie nutą rozczarowania, co
spowodowało, że mokre wargi Gregora zatrzymały się gdzieś w zagłębieniu mojego
obojczyka. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, niemal zastygła w bezruchu,
a ja niecierpliwie trawiłam tą niewymowną chwilę ciszy. W końcu powoli wstał z
łóżka i chwytając mnie za rękę, pociągnął za sobą do garderoby, rozsuwając
drzwi jedynej zamykanej szafy.
-
Jeśli tylko będziesz gotowa i będziesz chciała – oparł nonszalancko swój łokieć
o rant rozsuwanych drzwi i wskazał dłonią na puste półki w pozostałych otwartych
przestrzeniach garderoby – czasem możesz tutaj coś przywieźć – odchrząknął
znacząco, a jego niepewny wzrok spotkał się z moim nieco przerażonym i
zdezorientowanym – Myślałaś już o tym co będzie po ostatnim konkursie, po
Planicy?
-
Nauczyłam się już nie wybiegać myślami za bardzo w przyszłość – odparłam wciąż
onieśmielona, czego dowodem był założenie za ucho swoich włosów, chociaż gest
ten był nadaremny.
-
Rozumiem – szatyn pokiwał ekscentrycznie głową, spodziewając się bezpieczniej
odpowiedzi.
-
Znowu planujesz zgarnąć mnie spod skoczki na jakieś wakacje? – zaśmiałam się
lekko, przypominając sobie opary absurdu tamtej sytuacji.
-
Chcę spróbować, Jas – wychrypiał nagle pociągającym, niskim tonem głosu,
wplątując swoje kościste palce pomiędzy moje. Wpatrywał się wyczekująco,
patrząc bezwstydnie wprost w bezdenną głębinę mojego spojrzenia, dotykając tym
samym najwrażliwszych miejsc na samym dnie duszy, nie wiedząc kiedy po drodze
pokonując i krusząc wszystkie przeszkody. Poczułam jak wzrokiem dotyka mnie za
serce i nie potrafiłam się już dłużej opierać. Jego słodki oddech owinął moją
twarz, a zapach jego skóry skutecznie otumaniał, powoli od siebie uzależniając.
- Mam
wrażenie, że ty nigdy nie dopuścisz mnie do siebie zbyt blisko, Greg.
- To
jest tyko twoje zdanie, ja na ten temat mam trochę inne – uciekł zbolałym
wzrokiem w bok, zgniatając usta w wąską kreskę – Ratujesz mnie – oparłszy swoim
czołem o moje, wyszeptał przyciszonym głosem, nerwowo przełykając ślinę. Wplotłam
delikatnie palce pomiędzy jego gęste pasma kasztanowych włosów, zachwycając się
ich miękkością.
- To
ty ratujesz mnie – stając niemal na czubkach palców, powoli i subtelnie
pochłaniam jego miękkie i ciepłe wargi. Kosztuje jego słodki oddech i drażnię
natarczywy język penetrujący bezwzględnie moją szczękę. Dłonie szatyna suną po
plecach i lędźwiach jedynie po to, aby zacisnąć się na moich pośladkach,
powodując kolejny ucisk w moim podbrzuszu.
-
Pójdziesz ze mną na trening na Bergisel i pobawisz się tym prezentem, który mi
zrobiłaś, co? – wymamrotał pomiędzy żarliwymi pocałunkami, a ja w odpowiedzi
pokiwałam twierdząco głową – Będę testował nową bieliznę, co prawda docelowo ma
pomóc Michiemu w walce o kryształową kulę, ale na mistrzostwa też się nam
przyda, zobacz – ujmuje w swoje dłonie moje i z dziarskim uśmiechem oraz błyskiem
w oku, pociąga za sobą do szafy, która skrywała w sobie największą tajną broń
austriackich skoczków – Całkiem nowa, jednoczęściowa bielizna ze specjalnego
materiału – wyjaśnił tajemniczo dotykając tkaniny.
-
Nie znam się na tym – wzruszyłam bezwiednie ramionami.
-
Posiada pewien rodzaj przyczepności, a to z kolei pozwala trochę manipulować
długością kombinezonu, kiedy jesteś w locie znajduje się on trochę niżej, wtedy
pozwala uzyskać dodatkową powierzchnię nośną, a kiedy …
- A
kiedy jest kontrola, kombinezon wraca na normalną wysokość i zawodnik unika
dyskwalifikacji – dokańczam za niego, kiwając głową z pełnym podziwem i
uznaniem dla austriackiego sztabu – Sprytne, a co kiedy FIS postanowi
uregulować tą sprawę i nie będzie już dowolności?
-
Ponoć nie wybiegasz w przyszłość – przypomniał mi, odgryzając się kąśliwie, na
co teatralnie przewróciłam oczami.
Bergisel
tętniła życiem, pompowała krew niczym serce w organizmie, a ton nadawały
treningowe skoki Gregora, które próbowałam uwiecznić na malowniczym, górskim
tle pokrytym płatami lodu i śniegu. Z mizernym skutkiem i grymasem
wykrzywiającym twarz rejestrowałam efekty swojej pracy, lub po prostu wątpliwy
talent do robienia zdjęć, którego nikt nie mógł za to odmówić
Schlierenzauerowi. Leciał wysoko, daleko i perfekcyjnie lądował. W powietrzu
płynął z nienaganną, posągową sylwetką, dając nadzieję dla Kuttina w Falun.
-
Pokaż, co tam napstrykałaś – gregorowa dłoń niemal wyrwała z mojego uścisku swój
ukochany sprzęt - Hmm fajne, fajne, takie … ciekawe.
-
Widzę twoją minę, Greg – westchnęłam z nutą unoszącego się rozczarowania -
Mógłbyś bardziej się postarać.
-
Przepraszam, na pewno z czasem będzie lepiej – zdusił kpiarskie parsknięcie na
swoich pełnych ustach i obdarzył mnie rozbawionym spojrzeniem - Trochę Cię
poduczę, poćwiczymy różne techniki i – urwał, przygryzając dolną wargę i wciąż
świdrując mnie swoimi piwnymi tęczówkami - … czy ja dalej mam na myśli
fotografowanie?
Podrapał
się zakłopotany po głowie, a ja przewróciłam teatralnie oczami, kręcąc głową z
politowaniem dla jego niewyżytej chłopięcej wyobraźni. Gregorowa dłoń subtelnie
gładziła moje zaróżowiałe lico, a moje dłonie zaciskały się na połaciach jego
kurtki.
Iskrzący
od promieni słonecznych śnieg trzeszczał pod naporem nierównomiernie
rozkładanych kroków, a ja mimowolnie odwróciłam głowę, spoglądając za siebie
przez plecy.
- Lukas?
Gloria? Co wy tutaj robicie? – niedowierzający głos szatyna rozległ się tuż nad
moim uchem, a jego sylwetka od razu oderwała się ode mnie, wychodząc naprzeciw
swojemu rodzeństwu i przytulając siostrę.
-
Może gdybyś odbierał telefon to byś wiedział! – oparł z oczywistością Lukas
przybijając ze swoim bratem piątkę – Macie nową panią fotograf? – młodszy z
braci poruszył sugestywnie, brwiami zerkając na mnie znacząco. Rozwarłam
zdezorientowana usta, marszcząc przy tym brwi, a speszony Gregor spojrzał na
mnie pytająco, szukając ratunku od niewygodnego pytania.
- To
Jasmine, moja … - głos skoczka zaciął się niespodziewanie, zagęszczając i tak
napiętą sytuację - … moja Jasmine.
- Ah,
to ta Jasmine, powód nieobecności mojego brata na rodzinnej wigilii? – dopytała
krótko podekscytowana szatynka, może nieco nasączając swój ton pretensją,
jednak pozostawiając wypowiedź w zabawnej tonacji.
-
Gloria! – jęknął przeciągle, wbijając w nią błagalne spojrzenie.
- No
co? – żachnęła się niezadowolona, wzruszając niezrozumiale ramionami – Wolisz,
żebym się spytała, czy to ta dziewczyna, która zawróciła w głowie mojemu bratu?
– uniosła pytająco do góry prawą brew.
-
Gloria! – tym razem syknął przez zaciśnięte zęby, a Lukas roześmiał się
dźwięcznie, uśmiechając się przy tym uroczo – Muszę wracać na górę – skoczek
potarł zaniepokojony swoje zmarszczone czoło – Nie zagadajcie Jas, nie
wystraszcie jej i nie kompromitujcie mnie, ok?
-
Wyluzuj – prychnęła najstarsza z trójki rodzeństwa, podchodząc bliżej barierek
i stając tuż obok mnie, na co Schlierenzauer przewrócił teatralnie oczami.
- Ja
pójdę porobić Ci zdjęcia – odparł ochoczo Lukas i wsuwając dłonie do kieszeni
swoich spodni podążył za szatynem.
-
Zapewne już wiesz, że Gregor ma kilka innych wad poza dużym, aroganckim
nochalem i wrodzoną głuchotą – zagaiła nagle wesoło Gloria, podnosząc do ust swoje
zmarznięte dłonie – Ale to dobry brat.
-
Bardzo chce cię chronić, chyba jesteś jego oczkiem w głowie – odważyłam się
podzielić swoimi spostrzeżeniami, na które szatynka jedynie przytaknęła.
-
Kiedyś chciał pomścić moją miłosną krzywdę – parsknęła śmiechem, kręcąc przy
tym głową z politowaniem – To było bardzo honorowe, ale … - urwała, nie
wiedząc, czy może sobie pozwolić na kontynuowanie wypowiedzi.
- Nie
musisz mówić, jeśli nie chcesz.
-
Przecież ty i tak to wszystko wiesz – jej przymrużone dotąd oczy, które
intensywnie analizowały sytuację, skupiły się na manie – Wiesz, że Gregor ma
fioła na punkcie Thomasa?
Jego
poprzedni związek prawie się rozpadł wcześniej przez to, że chciał uwieść tą
całą Silvię, kiedy ta romansowała w Morgensternem. I to wszystko po to, żeby mu
dokopać. Zawziętość to chyba nasza rodzinna cecha – pokiwała głową z
dezaprobatą, uderzając butem o metalowa barierkę w celu usunięcia z podeszwy
grudy śniegu, po czym posłała mi uspokajający uśmiech. Odwzajemniłam ten gest z
drżącymi kącikami ust, jednak po chwili odwróciłam głowę skupiając całą swoją
uwagę na wybijającym się z progu szatynie.
Gdybym
wtedy wiedziała, gdybym nie wysłuchiwała słów Glorii Schlierenzauer z takim
przejęciem, które drenowało we mnie masę wątpliwości i nie wygodnych domysłów.
Gdybym tylko wtedy wiedziała, że siostra Gregora doskonale wie o moim romansie
z Thomasem, gdybym była świadoma jej celowej rozgrywki, słownej utarczki i
wciąż żywo bijącego niespełnionego uczucia do austriackiego skoczka. Gdybym
wiedziała, że w tamtej chwili tak bardzo mnie nienawidziła i każdym kolejnym
słowem, choć prawdziwym, sprawiała mi piekący ból. Może moja własna głupota,
może słowa Maćka, Thomasa, Glorii i Manuela skumulowały się w jednym czasie w
mojej głowie i przesłoniły racjonalizm. Może wypływająca w myślach groźba
Christiana, może strach o życie Schlierenzauera, a może o swoje. Może to spanikowany członek austriackiego sztabu,
szantażowany przez Niemców kompromitującymi zdjęciami, który machał mi przed
oczami sfałszowanymi próbkami moczowymi podpisanymi nazwiskiem Gregora,
ostatecznie popchnął mnie do bardzo nierozsądnej rzeczy. Oprócz turniejowych
austriackich nowinek, którymi obdarzył mnie szatyn, dotrzymując tym samym
złożoną mi obietnicę, całkiem prywatnie i w największym zaufaniu pochwalił się
testowaniem specjalnej bielizny pod kombinezon dla Hayboecka. Wiedziałam
wszystko o materiale, kroju, zastosowaniu. I tą wiedzą podzieliłam się z drugim
niemieckim trenerem reprezentacji. Nie chciałam ryzykować przekazywania
ponownie przeterminowanych sprzętowych rewolucji, nie chciałam ryzykować, kiedy
na szali postawiono groźbę skrzywdzenia bliskiej mi osoby, a Gregor
zdecydowanie dla mnie taką był, po mimo wszystkich narastających i kłębiących
się we mnie wątpliwości.
Przeglądający
uważnie moje zapiski Christian rozszerzał swoje błyszczące źrenice, wyraźnie
powiększając szeroki uśmiech na swojej parszywej twarzy. Na jeden moment
oderwał uważny wzrok od kartek i przeniósł go na mnie, przez co zestresowałam
się jeszcze bardziej.
-
Dobra robota – rzucił kąśliwie i obrócił się na pięcie, podążając wprost do
swojego pokoju.
Zapukałam
nerwowo do drewnianych drzwi wynajmowanego przez nas hotelu w Falun, które otworzył
mi zdezorientowany i jeszcze nie wypakowany Wellinger.
-
Andi – pociągnęłam nosem, powstrzymując piekące w kącikach oczu łzy – Zrobiłam
coś bardzo złego – zaniosłam się gorzkim, rzewnym płaczem wpadając wprost w
jego rozpostarte ramiona, mocząc jego bawełnianą bluzę słonymi łzami.
Był szczęśliwy.
Musiałam przyznać, że dotąd nie widziałam w jego oczach tak zapalczywiej iskry,
mieniącej się w reflektorach na szwedzkiej skoczni Lugnet, Mogłam jedynie z
daleka obserwować nostalgicznym spojrzeniem, jak wpada w ramiona Krafta, a po
chwili ściska dłoń Herberta, który przytrzymuje majestatycznie jego narty jak
największy austriacki skarb. Nie pęcznieje z dumy, zacięty uśmiech na twarzy nie
wyraża pychy, widzę, że przepełniająca go radość jest szczera, a towarzyszące
uczucie adrenaliny rozszerza źrenice. Podchodzę bliżej strefy, aby cieszącemu
się już ze zwycięstwa na zeskoku Freundowi podać jego plecak i odebrać narty.
Schlierenzauer spogląda ukradkiem przez plecy z dziarskim uśmiechem na ustach,
a w przeciągłym spojrzeniu puszcza mi dyskretnie oko. Ile bym dała, aby móc
teraz z okrzykiem radości na ustach rzucić mu się na szyję i długo oraz
namiętnie gratulować mu tak bardzo wyczekiwanego sukcesu.
-Brawo
Sevciu, dzisiaj już nawet daruję mówienie sobie, że przegraliście z nami w nogę
…
- A
mów sobie co tylko chcesz! – machnął lekceważąco ręką i przycisnął mnie do
siebie w nagłym i niespodziewanym przypływie radości i miłosierdzia. Odkaszlnęłam
teatralnie, nabierając powietrza głęboki haustem, trzymając dłoń na wysokości
klatki piersiowej.
-
Udusiłby mnie Niemiec jeden, widziałeś? – pokiwałam głową z dezaprobatą, kiedy
przechodzący obok mnie Piotrek roześmiał się w swój charakterystyczny sposób.
- Ja
myślisz Jaśminka, może tą flaszkę ja dam teraz Gregorowi, co? – kiwnął
podbródkiem w stronę austriackiego skoczka.
Wypięty
do kamery z dumą prezentował na swojej szyi srebrny medal mistrzostw świata. Z
filuternym uśmiechem przeczesał swoimi długimi i kościstymi palcami swoje włosy
i bez skrępowania kontynuował swój wywiad. Wspominał o trudach na początku
sezonu, problemach z przyzwyczajeniem się do nowych wiązań, a także problemach
z dotychczasową pozycją dojazdową. Był jednak święcie przekonany, że po krótkim
wykolejeniu właśnie wrócił na stare, sprawdzone i właściwe tory.
-
Popełniłaś bardzo duży błąd – poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, który
przenikał swoich chłodem nawet przez materiał kurtki. Obróciłam się wystraszona
i z przerażeniem spojrzałam na członka austriackiego sztabu, który w pierwszy
dzień przybycia do Falun wymachiwał mi przed oczami sfałszowanymi próbkami
moczu.
- I
kto to mówi – żachnęłam się, zakładając ręce na krzyż.
-
Niemcy nie mają takiej siły, żeby mnie aż tak szantażować – pokręcił z
rozbawienia głową – Ale akurat na tyle, żebyś ty w to uwierzyła to tak, dałaś
się nabrać. Oby nikt się o tym nie dowiedział, na moje i twoje szczęście.
Wyminął
mnie, trącając swoim łokciem i pozostawiając przed obliczem Wellingera i jego
bystrego spojrzenia przenikającego aż do szpiku.
-
Czego on od ciebie chciał, co? – zamarznięty obłoczek pary wydobył się z
spierzchniętych ust blondyna. Z zaniepokojeniem potarł dłonią moje ramię,
próbując dodać mi tym gestem otuchy.
-
Wykiwał mnie – spuentowałam wydymając usta i cmokając niecierpliwie – Byłam
naiwna wierząc, że przez zdjęcia z kochanką Paul byłby gotów podmienić próbki i
że moja lojalność sprawi, że tego nie zrobi – pokiwałam głową z politowaniem
dla samej siebie i swojej głupoty – Wiedziałeś o tym?
-
Ależ skąd! – podniósł dłonie w geście obronnym – Przecież wiesz jak ostatnio
skończyło się dla mnie zbytnie interesowanie się tym cyrkiem Christiana.
-
Dzięki Andi, wracam do hotelu, mam dość dzisiejszego dnia.
-
Możesz na mnie liczyć, pamiętasz?
Skinęłam
delikatnie głową i posyłając uspokajający uśmiech wróciłam do swojego pokoju, a
po oczyszczającym dusze i ciało prysznicu, położyłam się w swoim hotelowym
łóżku. Moje powieki stawały się co raz cięższe, jednak wyostrzony słuch
zarejestrował skrzypnięcie pod naporem czyiś kroków. Miękki materac ugiął się
pod ciężarem męskiego ciała, a charakterystyczny zapach ukoił mój narastający
niepokój. Poczułam jak moje plecy przylegają do jego nagiej klatki, a jego
oddech rozwiewa pasma moich włosów. Bez problemu Gregor odnalazł moją dłoń,
obejmując mnie mocno i szczelnie.
-
Ciii, śpij – wyszeptał tuż nad moim uchem, kiedy poruszyłam się niespokojnie i
zanurzył twarz w zapachu piżma i pomarańczy moich kasztanowych włosów.
Ostatni
mistrzowski, drużynowy konkurs przebiegał bez żadnych zastrzeżeń, pomijając
rzucane sobie wzajemnie nienawistne spojrzenia Gregora Schlierenzauera i
Andreasa Wellingera, skaczących w tej samej turze. Przebierający niecierpliwie
palcami Austriak najwyraźniej nie wytrzymując presji niebieskich tęczówek
blondyna, prychnął pod nosem i pokręcił głową, uśmiechając się przy tym
nieznacznie.
-
Cieszysz się, że wróciłem? – Andreas uniósł brwi ku górze i cmoknął z
rozczarowaniem - Wybacz, ja bardziej stęskniłem się za Jas.
-
Nigdy nie rozumiałem tej waszej przyjaźni – szatyn zmarszczył czoło i spojrzał
na swojego kolegę z nieukrywanym niezrozumieniem – Ale jeśli chcesz wiedzieć,
to nie przeszkadza mi to.
-
Szkoda mi ciebie Gregor, serio – parsknął wymownie niebieskooki skoczek i
poklepał pocieszająco swojego rywala po plecach - Twoje serce po mistrzostwach
będzie złamane – dodał z nieukrywaną satysfakcją, która zagnieździła się gdzieś
w kpiarskim uśmiechu - Może ona mnie nie kocha, ale ciebie też nie.
Niemiec
wstał z zajmowanego dotąd miejsca i chwycił w mocnym uścisku swoje narty
podążając mozolnie w stronę wyjścia, zostawiając osłupiałego i
zdezorientowanego Szlierenzauera
dogłębnie trawiącego jego słowa w palącej ciszy.
Biegł
najszybciej jak tylko potrafił, a w płucach czuł nieprzyjemne, ostre i kłujące
pieczenie. Przystanął opierając dłonie o swoje uginające się kolana i próbował
unormować przyspieszony oddech. Dopiero co krew zaczęła dopływać do jego mózgu
i przetwarzać rejestrowane obrazy w informacje. Karetka wciąż stała przed hotelem
z migającymi światłami, które przyćmiewały te z policyjnego radiowozu. Dwóch
mundurowych spisywało zeznania roztrzęsionej recepcjonistki i jednego z
ochroniarzy. Całemu przedstawieniu przypatrywała się niewielka grupa gapiów,
jednak to kucający Stoch, który chował twarz w swoich dłoniach przykuł jego
największą uwagę. Przepychając się bezwiednie przez przypadkowe osoby jego
brązowym tęczówkom ukazały się jeszcze zatrwożone sylwetki Leyhe i Żyły.
-
Jak do tego doszło? Ja pierdole, nie mogę w to uwierzyć! – zatroskany polski
skoczek przesłonił usta swoją dłonią, a trzymający się za głowę Wellinger
obrócił się w stronę Schlierenzauera ze szklącymi się od powstrzymywanych łez
oczami.
- Co
się … - głos uwiązł mu w gardle, a mięśnie nóg odmówiły posłuszeństwa. Wbił
swój wyczekujący wzrok w Andreasa, ale ten jedynie spuścił wzrok w dół.
-
Nic jej nie będzie, była przytomna, na pewno skończy się tylko na siniakach …
- Co
się do kurwy nędzy stało?!
-
Silvia. … zepchnęła Jaśminę ze schodów – odezwał się nagle Stoch – Maciek
pojechał z nią do szpitala na szczegółowe badania, a Silvia trafi do
zamkniętego zakładu psychiatrycznego.
- Ja
– Gregor próbował złapać głębszy oddech, kiedy zakręciło mu się w głowie – Ja
muszę do niej jechać – zdezorientowany przeczesał dłonią włosy i rozglądał się
niecierpliwie dookoła.
-
Schlierie – Kraft złapał go za ramię i pociągnął w swoją stronę.
-
Jadę do szpitala.
-
Najpierw musisz coś wiedzieć.
-
Później – warknął, wyrywając się z uścisku swojego przyjaciela.
-
Ale to ważne.
-
Jas jest dla mnie ważniejsza, Stefan! Najważniejsza!
-
Ale to ma z nią związek – austriacki skoczek rozłożył bezradnie ręce –
Słyszałeś, na pewno wszystko będzie dobrze, chodź.
Zaprowadził
go do Herberta, który bez zbędnych formalności od razu przeszedł do rzeczy.
Może tylko ulotną chwilę poświęcił na zdiagnozowanie z jak pustym spojrzeniem
lustrował go Schlierenzauer, wciąż trzymający ściśniętą pięść, aż do zbielałych
kłykci. Jego myśli wciąż uparcie krążyły wokoło jednej osoby i jej aktualnego
stanu zdrowia. Niemal odchodził już od zmysłów co wykazały specjalistyczne badania
i czy aby na pewno nie doszło do jakiś wewnętrznych urazów.
- O
tym co specjalnego ma Hayboeck wiedziałeś tylko ty, ja, Michi i trener –
wyliczył cierpliwie - Więc jakim cudem Niemcy też o tym wiedzą? – oparł swoje
dłonie o oparcie krzesła, pochylając się do przodu - I dlaczego wypełnia mnie
przekonanie graniczące niemal z pewnością, że ich fizjoterapeutka dowiedziała
się o bieliźnie od ciebie, Gregor?
Słowa
Herbeta podziałały na zniesmaczonego szatyna niczym wysoka fala uderzeniowa wysokiego
napięcia. Natychmiast wyprostował dotąd zgarbioną sylwetkę, a jego wyblakłe
tęczówki ożywiła złowroga iskra.
- To
niemożliwe, nie … - pokiwał głową z pełnym pasji zaprzeczeniem i związał
rozwarte usta w wąską kreskę.
-
Wiem, że nie dopuszczasz do siebie takiej myśli, ale … - urwał, widząc jak
narastające wątpliwości piętrzą się w głowie skoczka.
-
Nie, nie Jas … - niemalże szepnął tonem, którym chciał przekonać samego siebie
i przymknął mocno drżące powieki.
-
Paul to potwierdził Gregor.
-
Nie! Ona tego nie zrobiła, nie mogłaby …
-
Tylko jedna rzecz mogła zaślepić tak bystrego człowieka, jak ty Gregor. Miłość.
-
Jak mogłaś?!
Gregor
przekroczył próg mojej sali zamaszystym krokiem, a jego podniesiony ton głosu
odbijał się echem od ścian pomalowanych pastelową zieloną farbą. Nie tego się
spodziewałam. Czekałam na niego jeszcze wczoraj, jednak nadaremno. Nie
potrafiłam spokojnie zasnąć mając wciąż przed oczami płaczącą Silvię, która lamentując,
obwiniała mnie o swoją osobistą tragedię i poronienie. Choć badania nie
wykazały żadnych poważnych obrażeń, poza kilkoma siniakami i obtarciami,
zostałam zatrzymana jeszcze na nocną obserwację. Właśnie posłusznie oczekiwałam
na wypis, kiedy ujrzałam tak bardzo wyczekiwaną przeze mnie sylwetkę, jednak
nie z takim powitaniem jakiego się spodziewałam.
-
Jak mogłaś mi to zrobić? – zacisnął dłonie o ran łóżka i spojrzał na mnie ze wściekłością
w ciemnych tęczówkach – Od początku o to ci chodziło? – jego usta wykrzywiły
się w kwaśny grymas, a odraza z jaką spluwał w moim kierunku sparaliżowała moje
ciało – Wellinger się wygadał, a je nie połączyłem faktów – pokręcił głową,
karcąc się za zaćmienie umysłu – Wiedział o wszystkim, prawda? O bieliźnie, i
tym jak chcesz to rozegrać, brawo – ściągnął brwi i z gorzkim uśmiechem klasnął
z przekłamanym uznaniem w dłonie – Dobrana z was para.
Przełknęłam
głośno ślinę zatrwożona gregorowymi oskarżycielskimi spojrzeniami, którymi bezwstydnie
torpedował mnie nieprzerwanie. Parsknęłam z niedowierzaniem i powstrzymując
napływające do oczu łzy, mocniej zacisnęłam dłonie na materiale szpitalnej
pościeli.
- To
nie tak – zaprzeczyłam spokojnie – Chciałam cię tylko chronić, Gregor.
Christian zagroził…
-
Przestań! – warknął, wchodząc mi w słowo – Mogłaś mi o tym powiedzieć, zamiast
to ukrywać, nie zaufałaś mi, a ja tobie bezgranicznie i to był mój błąd – spojrzał
na mnie z nieukrywanym wyrzutem.
- Bo
ty ani przez chwilę nie traktowałeś mnie, jak karty rewanżowej w potyczce z
Morgensternem? – prychnęłam, czując jak z każdą sekundą każdy oddech kosztuje
mnie przepalający ból.
- Skąd
ci to w ogóle przyszło do głowy?
-
Wszyscy na czele z twoją siostrą dawali mi to jasno do zrozumienia.
-
Dlatego postanowiłaś się zemścić tak?!
-
Chciałam Cię chronić, ale może to był błąd – wykrzyczałam mu prosto w twarz,
przeczesując dłonią opadające na twarz włosy, które miały przesłonić płynącą po
policzku łzę.
- Ta
cała relacja była błędem – wypowiedział te słowa z odrazą, jednak jego oczy
wyraźnie zaczęły się szklić - Nawet nie wiesz, jak bardzo się na tobie
zawiodłem – przystawił ściśniętą pięść do ust, chcąc zdusić nie tyle zbędne
emocje jakie nim w tamtej chwili targały, co konsekwencje swoich słów.
-
Zawiodłeś? – nie mogłam uwierzyć, czy aby słuch mnie sprawia mi psikusa –
Zrobiłabym dla ciebie wszystko, robiłam dla ciebie wszystko – prawie się
zapowietrzyłam.
-
Dlatego mnie oszukałaś i wykorzystałaś, a na końcu zdradziłaś naszą tajemnicę?
Straciłem do ciebie zaufanie, nie jestem w stanie dłużej z tobą rozmawiać.
- W
takim razie wyjdź stąd! Wynoś się i nie wracaj!
-
Proszę się nie awanturować, co pan robi? – głos wchodzącej pielęgniarki,
oburzonej jego wtargnięciem i zapewne krzykami przywołał szatyna do porządku - Proszę
nie nękać pacjentki!
-
Już wychodzę, spokojnie – uniósł dłonie w obronnym geście, stawiając krok w tył
- Już nigdy nie będę nękał tej pacjentki swoją osobą – swój ton okrasił
chłodem, a mnie posłał lodowate spojrzenie - Może być Pani tego pewna – dodał,
spoglądając na zdezorientowaną kobietę i opuścił salę. W tamtym momencie Gregor
Schlierenzauer opuścił moje życie.
-
Jaśmina? – niepewny głos Maćka, sprawił że spojrzała na niego przez rozmazujące
mi obraz słone łzy.
-
Maciek, zabierz mnie do domu, proszę.
Tam da ram dam. II część -> http://posiniaczeni.blogspot.com/