23 listopada 2014r. – Klingenthal,
Niemcy.
Drobna, niemal wychudzona
anorektycznie kelnerka w związanych w gładką kitkę blond włosach, postawiła z
gracją przed Schlierenzauerem porcelanowy dzbanek z zaparzoną pomarańczową herbatą
z nutką rozgrzewającego imbiru, po czym dołożyła wielki kubek, przesuwając go
tuż pod jego nos.
- Dziękuję – wypowiedział pospiesznie,
niczym zaprogramowany automatycznie robot, nawet na nią nie zerkając i
wyzbywając się wszelkiej atencji do jej osoby. Niepozorna dziewczyna
przycisnęła tackę mocniej do swoich piersi i uśmiechnęła się zalotnie do
szatyna, nieco kusicielsko przygryzając dolną wargę. Westchnęła cicho i odeszła
ewidentnie zasmucona brakiem jakiejkolwiek pozawerbalnej interakcji skoczka.
Austriak, który siedział nonszalancko oparty o krzesło z założonymi rękoma,
nieprzerwanie utrzymywał swój, wyczekujący wzrok na siedzącym naprzeciw niego
Kocie. Maciejowe spojrzenie sięgające gdzieś dalej, poza zabrudzoną od kurzu
kawiarnianą szybę, obejmuje niespodziewany, gwałtowny powiew wiatru, kołyszący suche
gałęzie drzew i rozwiewający w jednej chwili wszystkie jego wątpliwości.
Zaciska swoje wargi w wąską kreskę i wciąż siedząc pochylony nad stołem,
nerwowo miętosi w swoich palach prawej dłoni żółtą serwetkę.
- Erik Durm to seksoholik – Maciej
zawiesił na chwilę swój zachrypnięty głos, co wykorzystał jego słuchacz,
wchodząc mu z zniecierpliwieniem w słowo.
- Tyle to mi powiedziałeś przez
telefon, kiedy byłem na Cyprze, może rzuciłbyś czymś czego jeszcze nie wiem?
- Chcesz posłuchać, czy nie? –
rzucił zirytowany Polak, w odpowiedzi na prześmiewczy ton swojego towarzysza,
który potulnie zasznurował usta i pokornie pokiwał głową – Jaśmina, jak to
kochająca na zabój kobieta, wmówiła sobie i całemu światu, że mu pomoże, że go
zmieni – parsknął kpiarsko i pokręcił z dezaprobatą głową na samo wspomnienie –
Znosiła więc cierpliwie wszystkie zdrady, te których była świadoma, jak i te o
których nie miała zielonego pojęcia. To poniżające – stwierdził rozgoryczony i
na chwilę podniósł swoje ciemne oczy na zaciętą twarz Gregora, z której nie
potrafił rozczytać jego reakcji – Robiła dla niego wszystko, a nawet i więcej.
Chciała stworzyć normalny związek, nauczyć go kochać i wspierać w terapii, na
którą nawet nie poszedł. Aż pewnego dnia po prostu stwierdził, że on wcale nie
jest chory, a to z nią jest coś nie tak, skoro jest dla niego niewystarczająco
dobra. Wpędził w kompletnie poczucie winy i bezużyteczności swoją dziewczynę,
zakochaną w nim do szaleństwa nastolatkę, dla której był jej pierwszym we
wszystkich możliwych aspektach. Później już w ogóle nie próbował się ukrywać i
zdradzał ją praktycznie na jej oczach. Rozumiesz? Zniszczył jej wyobrażenie o
wielkiej romantycznej miłości i własnym poczuciu wartości. Zawsze była
piekielnie wrażliwa, więc w końcu nie wytrzymała i trochę się załamała. Leczyła
się już u nas, w Polsce. Kiedyś jej nie dopilnowałem. To tylko i wyłącznie moja
wina, że wtedy targnęła się na własne życie i przysięgłem sobie, że zrobię
wszystko, by ją z tego wyciągnąć i już zawsze przy niej będę. I byłem. Nawet
wtedy, kiedy straciła brata – Gregor uniósł pytająco do góry prawą brew, a Kot
dodał pospiesznie – Zginał na misji w Afganistanie.
- Jak … - Schlierenzauer
odchrząknął i przełknął z trudem ślinę – Jak ona go w ogóle poznała? –
zmarszczył brwi, jakby coś mu się nie zgadzało.
- Ty kompletnie nic nie wiesz –
wyszeptał z niedowierzeniem Maciej, porażając go pretensjonalnością spojrzenia –
Jaśmina i Paweł stracili rodziców w wypadku samochodowym. Ona miała wtedy
cztery lata, więc praktycznie niczego nie była świadoma, być może przez to nie
odczuła, aż tak boleśnie tej straty, jak Paweł. On był dziesięć lat starszy,
więc doskonale pamiętał, jak go wychowywali. Obydwoje trafili pod opiekę
dziadków, jednak też do czasu. Po jakimś czasie Paweł wstąpił do wojska, aby kontynuować
rodzinną tradycję, a Jaśmina po liceum wyjechała do Niemiec. Wtedy nasza
przyjaźń została rozdzielona przez jej ciotkę, która czuła się zobowiązana w
stosunku do swojej zmarłej siostry. Dlatego, kiedy jej córka Ewa, będąc już
żoną jednego z naszych lepszych piłkarzy, wyjechała za nim do Dortmudnu, Jaśmina
pojechała wraz z nimi i tam rozpoczęła swoje studia i poznała tego skończonego
dupka – zgorzkniały grymas wykrzywił jego twarz - Ot, cała historia, chociaż nawet
ja nie wiem o wszystkim – dodał cicho, spuszczając delikatnie głowę, kątem oka
dostrzegając jak powoli w napiętej ciszy, pęka zszokowane oblicze Austriaka.
- Przeszła co najmniej za kilka
osób – zreflektował ponuro, potrząsając lekko głową i upijając łyk zimnego już
napoju, z którego już dawno przestała się unosić gorąca para.
- Trochę się tego nazbierało, to fakt
– przyznał, przytakując głową - Życie jej nie oszczędzało, dlatego pozornie
jest taka twarda na zewnątrz, a w środku krucha.
- Chyba już wiem, dlaczego tak
bardzo lgnęła do Morgiego – Schlierenzauer zmarszczył czoło, a niekontrolowana
ironia wdarła się na jego usta.
- Bo przypominał jej Durma, ale w
takiej wersji light – Maciej wykrzywił usta w kwaśny grymas, po czym zmrużył swoje
pochmurne oczy i przechylił głowę - Wciąż nie rozumiem, jakim cudem byliście
razem na wakacjach – podparł brodę i podrapał się po niej.
- Nierozsądnie decyzje po alkoholu –
brązowowłosy uśmiechnął się lekko, podnosząc swoje wesołe spojrzenie na wciąż nieufnego
Kota.
- Gregor … - Maciej zastukał
niecierpliwie placami o blat drewnianego stołu i przygryzł niepewnie wargę.
- On jej już nie skrzywdzi, masz
to, jak w banku.
- A ty?
- Co ja? – gwałtownie się
wyprostował i spiął nerwowo mięśnie twarz, gdyż zadane pytanie całkiem zbiło go
z pantałyku.
- Ty jej też nie skrzywdzisz,
prawda? – jego dywagujący ton głosu, balansował na granicy poważnego
ostrzeżenia, a groźby.
- Ekhm – zająknął się, obdarzając
swojego rozmówce zdystansowanym spojrzeniem - Będę miał oko na Wellingera –
zapewnił, wstając gwałtownie i odsuwając piskliwie, szurające po podłodze
krzesło.
- Nie skrzywdzisz jej? – spytał ponownie,
wlepiając swoje opanowane spojrzenie w wsuwającego w rękawy niebieskiej kurtki
Austriaka.
- Nie – poprawił zamaszystym ruchem
pognieciony kaptur - Nie mam takiego zamiaru.
Ostatni raz spojrzałam na swój
biały talerz zapełniony liśćmi pomieszanych sałat, koktajlowych pomidorków i
pokrojonego w kostkę jednego z różnych odmian twarogu w postaci sera.
Przygryzłam dolną wargę, dywagując na dorzuceniem sobie czegokolwiek co dobrze
komponowałaby się w przygotowanym zestawie i treściwie nasyciło mój żołądek przyklejony
do pleców. Typowa stołówka dla skoczków w niemieckim hotelu w Klingenthal zawsze
była najbardziej suto zastawionym lokum i wypadała iście królewsko na tle, choćby suchych bułek jedzonych w swoich pokojach na konkursach w Azji.
- Tylko nie bierz jabłka –
charakterystyczny, znajomy głos i twardy akcent rozbrzmiał tuż nad moim uchem,
powodując niespokojne i niezrozumiałe wzdrygnięcie gdzieś pomiędzy żebrami. Nie
kto inny, jak Gregor Schlierenauer w momencie, w którym wszyscy konsumowali
swoje lekkie, pierwsze posiłki dnia, stał tuż obok mnie, z nonszalancko
zatopionymi dłońmi w kieszeni swoich dla odmiany granatowych sportowych spodni.
Nie ułożone jeszcze starannie włosy skoczka sterczały w ogromnym nieładzie,
przez co wydawał się jeszcze bardziej pociągający, wraz z intensywnym zapachem
cholernie drogiego żelu pod prysznic.
- Bo co? – prychnęłam, wywracając
aktorsko oczami - Bo zaraz je strącę, a ty wykażesz się znakomitym refleksem i
je złapiesz, co będzie do porzygu przypominało najbardziej tandetną scenę ze
Zmierzchu?
- Hmm – zamyślił się, pocierając
dłońmi o podbródek - W ogóle tego nie oglądałem – skwaszony pokręcił głową, po
czym obdarzył mnie kompletnie rozbrajającym szelmowskim uśmiechem,
rozciągającym się nieprzyzwoicie w prawym kąciku warg.
- Nie mogę połapać się w twoich
zmiennych nastrojach, Schlierenzauer – bąknęłam, wypuszczając ze świstem,
zaczerpnięte uprzednio haustem powietrze.
- To już jest ten moment, w którym
musiałbym powiedzieć ci coś w stylu, żebyś trzymała się ode mnie z daleka? –
pochylił się nade mną konspiracyjnie, mrucząc mi do ucha swoim melodyjnym
głosem i przyprawiając o przebiegający wzdłuż karku zimny dreszcz. Dopiero
teraz zrozumiałam, że przypadkowy sens moich słów zbiega się prawdopodobnie z
filmowym scenariuszem i zaśmiałam się lekko pod nosem.
- Tylko czemu szepczesz? – zniżyłam
głos i dyskretnie rozejrzałam się na boki, po czym chwyciłam tackę ze swoim
śniadaniem, podążając do jedynego wolnego stolika.
- Bo nie chcę, żeby ktokolwiek
dowiedział się, że znam te sceny na pamięć – oznajmił z pełną powagą, podążając
za mną ze swoją owsianką na mleku z owocami.
- Czego w takim razie ode mnie oczekujesz?
– usiadłam naprzeciw skoczka i uniosłam pytająco do góry brwi.
- Proponuję żebyśmy zawarli pakt.
- Słucham? – niemal zakrztusiłam
się przełykaną porcją fety i natychmiast odłożyłam widelec od ust.
- Sojusz, kontrakt, umowę, jak
wolisz, nazywaj to jak chcesz – wzruszył bezwiednie ramionami, wydymając dolną
wargę.
- A jaki głębszy sens chcesz temu
przypisać?
- Poniekąd jesteśmy na siebie
skazani, trudno tutaj nie wchodzić sobie w drogę, więc aby w miarę komfortowo koegzystować
ze sobą powinniśmy spisać jakieś zasady.
- W życiu nie słyszałam czegoś
równie głupiego, Schlierenzauer – wymamrotałam, po czym obdarzyłam go
współczującym głupoty spojrzeniem – Koegzystowaliśmy już ze sobą w miarę, nie
pamiętasz?
- A więc rozejm?
- Nie jestem z tobą na wojnie.
Cholera, zmierzaj szybciej do tego o czym naprawdę chciałeś pogadać, albo zaraz
twoja papka wyląduje na twojej brzydkiej twarzyczce!
- Przepraszam – wydusił po dłuższej
chwili ciszy i nabieraniu powietrza do ust - chciałem cię przeprosić Jas, okej?
- Nie jest okej, Gregor –
wymamrotałam niewyraźnie, uciekając wzrokiem w bok, byle tylko nie widzieć tego
ciepłego błysku w jego źrenicach, który mógłby mnie nieroztropnie roztopić.
- Wcześniej wiedziałem tylko, że
ten cały Durm jest … chory - westchnął
ciężko, przewracając niecierpliwie oczami, a we mnie wykiełkował jakiś cierń
rozrywający kawałek serca - chociaż dla mnie to jakiś zwykły zwyrodnialec.
Dopiero wczoraj twój przyjaciel – przeniósł swój wzrok na siedzącego za moimi
plecami Kota - trochę więcej mi opowiedział. Przepraszam, że tak cię wtedy potraktowałem
– chrząknął słabo, przykładając ściśniętą dłoń do ust, ewidentnie czując, że ma
to już za sobą. Jasne, odbębnił swoje i znowu uważa się za jaśnie wielmożnego
pana wszystkiego. Znaj łaskę króla Gregora, litościwie ci wybacza i zmienia o
tobie swoje niepochlebne dotąd zdanie. Skakać z radości, czy całować stopy?
- Bo ty tak robisz, oceniasz ludzi
pochopnie, z wyższością i w swoim tyrolskim przekonaniu o swojej
nieskazitelności – wysyczałam przez zaciśnięte usta, a mój nieprzyjemny ton
głosu, sparaliżował jego dłoń, mieszającą łyżką zawartość owsianki - Myślisz,
że teraz coś o mnie wiesz? – prychnęłam.
- Starałem się zrozumieć – mrugnął kilkukrotnie,
zaskoczony moją gwałtowną reakcją.
- Ale nigdy nie zrozumiesz –
pokręciłam głową z niedowierzaniem, nieroztropnie pozwalając, spuścić wszelkie
narastające negatywne emocje, rozluźnić nieposkromioną złość na Maćka i
potęgujący żal do świata - Masz rodzinę, ojca, który jest dumny ze swojego
syna, matkę która cię kocha i wpiera, rodzeństwo, które zawsze za tobą stoi,
kolegów, dla których jesteś wzorem i kibiców, dla których jesteś idolem. Twoja
była narzeczona zaraz będzie pewnie twoją oddaną żoną – szatyn zrobił skwaszoną
minę i wciąż przysłuchiwał się moim słowom z dotkliwie podrażnionym wzrokiem -
Robisz to co kochasz, jesteś zdrowy, możesz skakać i wyjechać gdzie tylko
chcesz i fotografować co tylko zapragniesz. Masz wszystko i nie potrafisz tego
docenić, bo przytrafił ci się słabszy sezon, bo ktoś okazał się na chwilę
lepszy od ciebie, jakbyś miał jakiekolwiek prawo do monopolu na wszystko. Wydaje
ci się, że twoim największym problemem jest jakiś głupi, zacięty licznik zwycięstw
i medali. Ale to nie jest profesjonalizm do bólu, ty masz chorą obsesję na
swoim punkcie. Liczysz się tylko ty, twoje wygrane, twoje skoki, twoje upadki,
twoje rekordy, twoje niepowodzenia. Ty nawet do porażki nie jesteś w stanie sam
się przyznać. Przepraszam, ale straciłam apetyt – odtrąciłam prawie nietkniętą
zawartość wraz z talerzem i odstąpiłam od stolika, rzucając na jego blat białą
serwetką i wtapiając się niepozornie w tłum wychodzących z pomieszczenie
skoczków.
Pierwszy konkurs indywidualny na
Volgtald Arena trwał w najlepsze przy uciesze tłumnie zgromadzonej i
wiwatującej publiczności, machającej, trzepoczącymi na wietrze w większości
niemieckimi flagami. Większość zgromadzonych liczyła, że na skoczni, której
rekordzistom wciąż nieodwołalnie jest Uhrmann, będą się cieszyć ze zwycięstwa
któregoś ze swoich rodaków, a największe nadzieje posiadali w Severine
Freundzie. Konkurs przebiegał bez większych zakłóceń, chociaż kręcący na
zeskoku wiatr ze zmiennym szczęściem nieco mógł wypatrzeć sprawiedliwy wynik
zawodów. Stałam obok Skrobota, mojego ukochanego serwismena, dbający o sprzęt i
narty naszych orłów, który od początku pierwszej serii nieprzerwanie trajkotał
mi o swojej nowej dziewczynie, aż w pewnym momencie miałam wrażenie, że i ja
znam ją już długi okres czasu i powoli się w niej zakochuje.
- Będziesz musiała ją koniecznie
poznać, Jaśminka, jestem pewien, że od razu znajdziecie wspólny język i bardzo
się polubicie – klasnął rozentuzjowany w dłonie i napędzony niewinnym,
otumaniającym uczuciem, kontynuował – Z resztą, kto by nie polubił mojej Klary,
przecież to istny anioł, który wpadł prosto w moje ramiona …
- Z wielką przyjemnością przy
najbliżej okazji ją poznam i cieszę się twoim szczęściem Kacperku – położyłam mu
dłoń na ramieniu, poklepując przyjacielsko – Ale powiedz mi proszę, co nasz
Stoch odwala z tą kostką? Trochę się martwię, że ucieka mu początek sezonu.
- Winiarski mówił, że nie jest źle,
ale jak wrócimy do Polski zrobi szczegółowe badania – pociągnął nosem i wzruszył
bezwiednie ramionami – Więcej nawet sam Kamil, chyba nie wie.
- Oj – jęknęłam, kiedy ujrzałam na
ekranie ewidentnie spóźnione wyjście z progu Schlierenzauera, które później
znacząco odbiło się na uzyskanej przez niego odległości, którą wyszarpywał do
ostatnich metrów. Skrobot spojrzał na mnie spod ściągniętych, krzaczastych brwi
i zmarszczonego czoła ze zdziwieniem, zastanawiając się od kiedy niepojętą
radość po każdym nieudanym skoku Gregora zamieniłam na jakiekolwiek wyrazy
współczucia.
- No co – żachnęłam się – Przejście
nad bulą, to on ma nawet ładne.
- Ehe, jak zachwycałem się jego
techniką, krzyczałaś, ze się gówno znam.
Skrobot obrócił się przez plecy
dostrzegając machającego na niego Żyłę i przepraszając mnie na chwilę podbiegł
do Pitera i jego nart. Ja natomiast podeszłam bliżej barierki i przechodzącego,
rozczarowanego Schlierenzauera.
- Spóźniłeś i za szybko pochyliłeś
się do przodu – zagryzłam wargę dywagując, czy w ogóle powinnam kierować do
tego zakutego łba jakiekolwiek słowa, jednak kiedy zabierał swoje narty i
przerzucił ja na ramię, odważyłam się. Podniósł swój zdezorientowany i
rozwścieczony wzrok, a kiedy zorientował się skąd napływały uwagi, prychnął
butnie, uśmiechając się kpiarsko.
- Jeszcze jakieś złote rady? – wysyczał
złośliwie przez zaciśnięte zęby.
- Tak, przypomnij sobie skok z
treningu.
- Odczep się, okej? – rzucił rozzłoszczony,
obdarzając mnie pretensją. W odpowiedzi fuknęłam jedynie urażona, tupiąc z
bezradności nogą w zbitą i twardą kupę śniegu.
- Po prostu próbuję ci pomóc, okej?
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że
moje zachowanie przy śniadaniu, a przede wszystkim nieprzemyślane i wypowiadane
z maszynową szybkością karabinu słowa, mogły urazić nawet takiego gruboskórnego
pyszałka i największego aroganta, jakim był Gregor. Jednak co najmniej
uwierające mnie było poczucie jego nieuzasadnionej złości na mnie.
Drugi skok Austriaka był już o
niebo lepszy technicznie i dłuższy, co spotkało się z gromkimi brawami zgromadzonej
publiczności, której Schlierenzauer z pewnością należał do jednego z
ulubieńców. Tym razem powstrzymałam się od jakiejkolwiek reakcji, a tym bardziej
gorączkowego pocierania swoich rąk i gloryfikacji jego wątpliwej wagi wyczynu.
Odczepił swoje zapięcia i składając swoje narty i odpinając kask spojrzał
przeciągle gdzieś ponad głowami kilku osób wprost na mnie. Kiedy upewnił się,
że nie oderwałam od niego wzroku, patrząc z niezrozumieniem na jego nieruchomą
postać, rozerwał wargi.
- Dziękuję, Jas – odczytałam z
dźwięcznego ruchu jego ust, zanim zniknął, stając do przymusowego mierzenia
wszystkich wymiarów swojego kostiumu.
Walczącego o zwycięstwo Krafta i
Wellingera podzielił natomiast Kodelka, Gregor przesunął się gdzieś do połowy
stawki, a najlepszy z Polaków Żyła, wyprzedzał Austriaka o jedno miejsce.
- Popełniłem błąd – zamarznięty obłoczek
wydostający się z Gregorowych ust przemknął tuż przed moim nosem. Podniosłam
wzrok na jego postać, zakładającą na głowę czapkę i skrupulatnie naciągając ją, aż
po same uszy.
- Spóźniłeś.
- Nie o to mi chodzi – pokręcił przecząco
głową nieco rozbawiony, jednak po chwili wyraz jego pociągłej twarzy spoważniał
- Popełniłem błąd, kiedy pochopnie cię oceniłem, Jas.
- Maciek nie powiedział ci
wszystkiego – kiedy przymknęłam powieki, mój głos nienaturalnie zadrżał.
- Nie musisz do tego wracać –
poczułam przez materiał kurtki jego dłoń troskliwie pocierającą moje ramię.
- Nie zamierzam. Jakkolwiek by się
starał, to nie jest w stanie zrozumieć co czułam i nawet ja nie jestem w stanie
tego opowiedzieć, tak żeby ktokolwiek to zrozumiał.
- Wyszedłem z takiego założenia,
wbrew pozorom nie jestem takim idiotą – jego kąciki ust, zadrżały w
półuśmiechu.
- Po prostu trudno jest żyć z
seksoholikiem, jeszcze trudniej kochać za dwoje. Chodziłam częściej do sexshopu
niż do spożywczego i przez chwilę nawet zapomniałam do czego w głównej mierze
służy ten blat w kuchni – wymamrotałam, nieco zażenowana, wbijając wzrok w
czubki swoich butów, czując jak moje policzki czerwienią się bardziej od
palącego wstydu, niż szczypiącego je ostrego mrozu.
- Teraz chcesz mnie do siebie
zniechęcić? – zakpił, chwytając za mój podbródek i unosząc go do góry, abym
mogła bezwstydnie spojrzeć w jego oczy - Trochę ci nie wychodzi, wręcz przynosi
odwrotny skutek i bardzo zachęcająco działa na moją wyobraźnię – wyszczerzył rząd
śnieżnobiałych zębów w głupkowatym uśmiechu, za co zdzierżyłam go w ramię,
brutalnie odpychając od siebie, jego pewną siebie sylwetkę.
- Przestań pajacować Gregor i zrób
dobry uczynek – warknęłam, przymrużając oczy i pociągając za rękaw jego
niebieskiej, puchowej kurtki.
- Gdzie ty mnie ciągniesz kobieto? –
jęknął przeciągle - Jestem dzisiaj zmęczony i nie mam ochoty na witanie piskliwych
tłumów – począł oponować aroganckim tonem - Odbębniłem swoje przy barierkach.
- Jeden chłopiec łazi tutaj za tobą
od wczoraj, a dzisiaj przed hotelem nabzdyczony jak osa, zignorowałeś go i
potraktowałeś jak powietrze, więc teraz łaskawie weźmiesz swój tyłek w troki,
dasz mu w końcu swój autograf, zrobisz sobie z nim zdjęcie i dasz mu najszerszy
uśmiech jaki posiadasz, bo to twój psi obowiązek Schlierenzauer! – warknęłam i
popchnęłam go lekko w kierunku niewielkiej grupki okupującej jeszcze skocznie,
na której czele wciąż stał niezniechęcony kilkulatek. Mały chłopiec podskoczył
w geście radości, kiedy jego idol z wielką życzliwością i wyrozumiałością
mozolnie pozował do całej sesji kolejnych zdjęć. Ktoś niemal wbił swój długi,
kościsty palec prosto pomiędzy kręgi w moje plecy.
- A ty czasem nie pomyliłaś drużyn
i nie powinnaś teraz pomagać nam się pakować?
I po MŚ. Brawo Piter.
Dzisiaj 100 % Gregora. Wszelkie
błędy poprawię jutro, wstawiam na szybko.
Wracam po dłużej przerwie.
Przyznam, że początek semestru zawsze jest absorbujący.
W dodatku przytrafiło mi się małe
omdlenie na laboratoriach i przez jakiś tydzień nie mogłam się pozbierać, więc
wszystko poobsuwało się nieco w czasie, więc dzisiaj pilnie usiadłam i
stworzyłam coś w stylu lekkiego przerywnika. W następnym odwiedzimy Stochów,
prezesa Tajnera i będzie więcej nieprzyzwoitego Andiego. Czy myślicie, że to
ocieplenie stosunków Jas i Grega przetrwa do następnych zawodów?
Chciałam też przedstawić kilka
kolejnych projektów.
Najważniejsze. I na razie tylko tutaj można mnie znaleźć. Coś co zawsze chciałam napisać. Coś co kocham całym serduchem i zarówno bohater, jak i dyscyplina jest moją wielką miłością. Kwiatek i kolarstwo. http://another-tears.blogspot.com/
Perwersyjna Majka i Skra Bałchatów.
Start po zakończeniu tego tutaj. http://niewinna-perwersja.blogspot.com/
Oliwia, Winiarski i Stoch w trudnym
melodramacie. Za miesiąc albo dwa. http://melody-paradise.blogspot.com/
Norwegowie w czymś bardzo mi
bliskim i osobistym. http://luckless--romance.blogspot.com/