sobota, 11 marca 2017

06. "Nie mogę połapać się w twoich zmiennych nastrojach, Schlierenzauer"


23 listopada 2014r. – Klingenthal, Niemcy.


Drobna, niemal wychudzona anorektycznie kelnerka w związanych w gładką kitkę blond włosach, postawiła z gracją przed Schlierenzauerem porcelanowy dzbanek z zaparzoną pomarańczową herbatą z nutką rozgrzewającego imbiru, po czym dołożyła wielki kubek, przesuwając go tuż pod jego nos.
- Dziękuję – wypowiedział pospiesznie, niczym zaprogramowany automatycznie robot, nawet na nią nie zerkając i wyzbywając się wszelkiej atencji do jej osoby. Niepozorna dziewczyna przycisnęła tackę mocniej do swoich piersi i uśmiechnęła się zalotnie do szatyna, nieco kusicielsko przygryzając dolną wargę. Westchnęła cicho i odeszła ewidentnie zasmucona brakiem jakiejkolwiek pozawerbalnej interakcji skoczka. Austriak, który siedział nonszalancko oparty o krzesło z założonymi rękoma, nieprzerwanie utrzymywał swój, wyczekujący wzrok na siedzącym naprzeciw niego Kocie. Maciejowe spojrzenie sięgające gdzieś dalej, poza zabrudzoną od kurzu kawiarnianą szybę, obejmuje niespodziewany, gwałtowny powiew wiatru, kołyszący suche gałęzie drzew i rozwiewający w jednej chwili wszystkie jego wątpliwości. Zaciska swoje wargi w wąską kreskę i wciąż siedząc pochylony nad stołem, nerwowo miętosi w swoich palach prawej dłoni żółtą serwetkę.
- Erik Durm to seksoholik – Maciej zawiesił na chwilę swój zachrypnięty głos, co wykorzystał jego słuchacz, wchodząc mu z zniecierpliwieniem w słowo.
- Tyle to mi powiedziałeś przez telefon, kiedy byłem na Cyprze, może rzuciłbyś czymś czego jeszcze nie wiem?
- Chcesz posłuchać, czy nie? – rzucił zirytowany Polak, w odpowiedzi na prześmiewczy ton swojego towarzysza, który potulnie zasznurował usta i pokornie pokiwał głową – Jaśmina, jak to kochająca na zabój kobieta, wmówiła sobie i całemu światu, że mu pomoże, że go zmieni – parsknął kpiarsko i pokręcił z dezaprobatą głową na samo wspomnienie – Znosiła więc cierpliwie wszystkie zdrady, te których była świadoma, jak i te o których nie miała zielonego pojęcia. To poniżające – stwierdził rozgoryczony i na chwilę podniósł swoje ciemne oczy na zaciętą twarz Gregora, z której nie potrafił rozczytać jego reakcji – Robiła dla niego wszystko, a nawet i więcej. Chciała stworzyć normalny związek, nauczyć go kochać i wspierać w terapii, na którą nawet nie poszedł. Aż pewnego dnia po prostu stwierdził, że on wcale nie jest chory, a to z nią jest coś nie tak, skoro jest dla niego niewystarczająco dobra. Wpędził w kompletnie poczucie winy i bezużyteczności swoją dziewczynę, zakochaną w nim do szaleństwa nastolatkę, dla której był jej pierwszym we wszystkich możliwych aspektach. Później już w ogóle nie próbował się ukrywać i zdradzał ją praktycznie na jej oczach. Rozumiesz? Zniszczył jej wyobrażenie o wielkiej romantycznej miłości i własnym poczuciu wartości. Zawsze była piekielnie wrażliwa, więc w końcu nie wytrzymała i trochę się załamała. Leczyła się już u nas, w Polsce. Kiedyś jej nie dopilnowałem. To tylko i wyłącznie moja wina, że wtedy targnęła się na własne życie i przysięgłem sobie, że zrobię wszystko, by ją z tego wyciągnąć i już zawsze przy niej będę. I byłem. Nawet wtedy, kiedy straciła brata – Gregor uniósł pytająco do góry prawą brew, a Kot dodał pospiesznie – Zginał na misji w Afganistanie.
- Jak … - Schlierenzauer odchrząknął i przełknął z trudem ślinę – Jak ona go w ogóle poznała? – zmarszczył brwi, jakby coś mu się nie zgadzało.
- Ty kompletnie nic nie wiesz – wyszeptał z niedowierzeniem Maciej, porażając go pretensjonalnością spojrzenia – Jaśmina i Paweł stracili rodziców w wypadku samochodowym. Ona miała wtedy cztery lata, więc praktycznie niczego nie była świadoma, być może przez to nie odczuła, aż tak boleśnie tej straty, jak Paweł. On był dziesięć lat starszy, więc doskonale pamiętał, jak go wychowywali. Obydwoje trafili pod opiekę dziadków, jednak też do czasu. Po jakimś czasie Paweł wstąpił do wojska, aby kontynuować rodzinną tradycję, a Jaśmina po liceum wyjechała do Niemiec. Wtedy nasza przyjaźń została rozdzielona przez jej ciotkę, która czuła się zobowiązana w stosunku do swojej zmarłej siostry. Dlatego, kiedy jej córka Ewa, będąc już żoną jednego z naszych lepszych piłkarzy, wyjechała za nim do Dortmudnu, Jaśmina pojechała wraz z nimi i tam rozpoczęła swoje studia i poznała tego skończonego dupka – zgorzkniały grymas wykrzywił jego twarz - Ot, cała historia, chociaż nawet ja nie wiem o wszystkim – dodał cicho, spuszczając delikatnie głowę, kątem oka dostrzegając jak powoli w napiętej ciszy, pęka zszokowane oblicze Austriaka.
- Przeszła co najmniej za kilka osób – zreflektował ponuro, potrząsając lekko głową i upijając łyk zimnego już napoju, z którego już dawno przestała się unosić gorąca para.
- Trochę się tego nazbierało, to fakt – przyznał, przytakując głową - Życie jej nie oszczędzało, dlatego pozornie jest taka twarda na zewnątrz, a w środku krucha.
- Chyba już wiem, dlaczego tak bardzo lgnęła do Morgiego – Schlierenzauer zmarszczył czoło, a niekontrolowana ironia wdarła się na jego usta.
- Bo przypominał jej Durma, ale w takiej wersji light – Maciej wykrzywił usta w kwaśny grymas, po czym zmrużył swoje pochmurne oczy i przechylił głowę - Wciąż nie rozumiem, jakim cudem byliście razem na wakacjach – podparł brodę i podrapał się po niej.
- Nierozsądnie decyzje po alkoholu – brązowowłosy uśmiechnął się lekko, podnosząc swoje wesołe spojrzenie na wciąż nieufnego Kota.
- Gregor … - Maciej zastukał niecierpliwie placami o blat drewnianego stołu i przygryzł niepewnie wargę.
- On jej już nie skrzywdzi, masz to, jak w banku.
- A ty?
- Co ja? – gwałtownie się wyprostował i spiął nerwowo mięśnie twarz, gdyż zadane pytanie całkiem zbiło go z pantałyku.
- Ty jej też nie skrzywdzisz, prawda? – jego dywagujący ton głosu, balansował na granicy poważnego ostrzeżenia, a groźby.  
- Ekhm – zająknął się, obdarzając swojego rozmówce zdystansowanym spojrzeniem - Będę miał oko na Wellingera – zapewnił, wstając gwałtownie i odsuwając piskliwie, szurające po podłodze krzesło.
- Nie skrzywdzisz jej? – spytał ponownie, wlepiając swoje opanowane spojrzenie w wsuwającego w rękawy niebieskiej kurtki Austriaka.
- Nie – poprawił zamaszystym ruchem pognieciony kaptur - Nie mam takiego zamiaru.


Ostatni raz spojrzałam na swój biały talerz zapełniony liśćmi pomieszanych sałat, koktajlowych pomidorków i pokrojonego w kostkę jednego z różnych odmian twarogu w postaci sera. Przygryzłam dolną wargę, dywagując na dorzuceniem sobie czegokolwiek co dobrze komponowałaby się w przygotowanym zestawie i treściwie nasyciło mój żołądek przyklejony do pleców. Typowa stołówka dla skoczków w niemieckim hotelu w Klingenthal zawsze była najbardziej suto zastawionym lokum i wypadała iście królewsko na tle, choćby suchych bułek jedzonych w swoich pokojach na konkursach w Azji.
- Tylko nie bierz jabłka – charakterystyczny, znajomy głos i twardy akcent rozbrzmiał tuż nad moim uchem, powodując niespokojne i niezrozumiałe wzdrygnięcie gdzieś pomiędzy żebrami. Nie kto inny, jak Gregor Schlierenauer w momencie, w którym wszyscy konsumowali swoje lekkie, pierwsze posiłki dnia, stał tuż obok mnie, z nonszalancko zatopionymi dłońmi w kieszeni swoich dla odmiany granatowych sportowych spodni. Nie ułożone jeszcze starannie włosy skoczka sterczały w ogromnym nieładzie, przez co wydawał się jeszcze bardziej pociągający, wraz z intensywnym zapachem cholernie drogiego żelu pod prysznic.
- Bo co? – prychnęłam, wywracając aktorsko oczami - Bo zaraz je strącę, a ty wykażesz się znakomitym refleksem i je złapiesz, co będzie do porzygu przypominało najbardziej tandetną scenę ze Zmierzchu?
- Hmm – zamyślił się, pocierając dłońmi o podbródek - W ogóle tego nie oglądałem – skwaszony pokręcił głową, po czym obdarzył mnie kompletnie rozbrajającym szelmowskim uśmiechem, rozciągającym się nieprzyzwoicie w prawym kąciku warg.
- Nie mogę połapać się w twoich zmiennych nastrojach, Schlierenzauer – bąknęłam, wypuszczając ze świstem, zaczerpnięte uprzednio haustem powietrze.
- To już jest ten moment, w którym musiałbym powiedzieć ci coś w stylu, żebyś trzymała się ode mnie z daleka? – pochylił się nade mną konspiracyjnie, mrucząc mi do ucha swoim melodyjnym głosem i przyprawiając o przebiegający wzdłuż karku zimny dreszcz. Dopiero teraz zrozumiałam, że przypadkowy sens moich słów zbiega się prawdopodobnie z filmowym scenariuszem i zaśmiałam się lekko pod nosem.
- Tylko czemu szepczesz? – zniżyłam głos i dyskretnie rozejrzałam się na boki, po czym chwyciłam tackę ze swoim śniadaniem, podążając do jedynego wolnego stolika.
- Bo nie chcę, żeby ktokolwiek dowiedział się, że znam te sceny na pamięć – oznajmił z pełną powagą, podążając za mną ze swoją owsianką na mleku z owocami.
- Czego w takim razie ode mnie oczekujesz? – usiadłam naprzeciw skoczka i uniosłam pytająco do góry brwi.
- Proponuję żebyśmy zawarli pakt.
- Słucham? – niemal zakrztusiłam się przełykaną porcją fety i natychmiast odłożyłam widelec od ust.
- Sojusz, kontrakt, umowę, jak wolisz, nazywaj to jak chcesz – wzruszył bezwiednie ramionami, wydymając dolną wargę.
- A jaki głębszy sens chcesz temu przypisać?
- Poniekąd jesteśmy na siebie skazani, trudno tutaj nie wchodzić sobie w drogę, więc aby w miarę komfortowo koegzystować ze sobą powinniśmy spisać jakieś zasady.
- W życiu nie słyszałam czegoś równie głupiego, Schlierenzauer – wymamrotałam, po czym obdarzyłam go współczującym głupoty spojrzeniem – Koegzystowaliśmy już ze sobą w miarę, nie pamiętasz?
- A więc rozejm?
- Nie jestem z tobą na wojnie. Cholera, zmierzaj szybciej do tego o czym naprawdę chciałeś pogadać, albo zaraz twoja papka wyląduje na twojej brzydkiej twarzyczce!
- Przepraszam – wydusił po dłuższej chwili ciszy i nabieraniu powietrza do ust - chciałem cię przeprosić Jas, okej?
- Nie jest okej, Gregor – wymamrotałam niewyraźnie, uciekając wzrokiem w bok, byle tylko nie widzieć tego ciepłego błysku w jego źrenicach, który mógłby mnie nieroztropnie roztopić.
- Wcześniej wiedziałem tylko, że ten cały Durm jest … chory -  westchnął ciężko, przewracając niecierpliwie oczami, a we mnie wykiełkował jakiś cierń rozrywający kawałek serca - chociaż dla mnie to jakiś zwykły zwyrodnialec. Dopiero wczoraj twój przyjaciel – przeniósł swój wzrok na siedzącego za moimi plecami Kota - trochę więcej mi opowiedział. Przepraszam, że tak cię wtedy potraktowałem – chrząknął słabo, przykładając ściśniętą dłoń do ust, ewidentnie czując, że ma to już za sobą. Jasne, odbębnił swoje i znowu uważa się za jaśnie wielmożnego pana wszystkiego. Znaj łaskę króla Gregora, litościwie ci wybacza i zmienia o tobie swoje niepochlebne dotąd zdanie. Skakać z radości, czy całować stopy?
- Bo ty tak robisz, oceniasz ludzi pochopnie, z wyższością i w swoim tyrolskim przekonaniu o swojej nieskazitelności – wysyczałam przez zaciśnięte usta, a mój nieprzyjemny ton głosu, sparaliżował jego dłoń, mieszającą łyżką zawartość owsianki - Myślisz, że teraz coś o mnie wiesz? – prychnęłam.
- Starałem się zrozumieć – mrugnął kilkukrotnie, zaskoczony moją gwałtowną reakcją.
- Ale nigdy nie zrozumiesz – pokręciłam głową z niedowierzaniem, nieroztropnie pozwalając, spuścić wszelkie narastające negatywne emocje, rozluźnić nieposkromioną złość na Maćka i potęgujący żal do świata - Masz rodzinę, ojca, który jest dumny ze swojego syna, matkę która cię kocha i wpiera, rodzeństwo, które zawsze za tobą stoi, kolegów, dla których jesteś wzorem i kibiców, dla których jesteś idolem. Twoja była narzeczona zaraz będzie pewnie twoją oddaną żoną – szatyn zrobił skwaszoną minę i wciąż przysłuchiwał się moim słowom z dotkliwie podrażnionym wzrokiem - Robisz to co kochasz, jesteś zdrowy, możesz skakać i wyjechać gdzie tylko chcesz i fotografować co tylko zapragniesz. Masz wszystko i nie potrafisz tego docenić, bo przytrafił ci się słabszy sezon, bo ktoś okazał się na chwilę lepszy od ciebie, jakbyś miał jakiekolwiek prawo do monopolu na wszystko. Wydaje ci się, że twoim największym problemem jest jakiś głupi, zacięty licznik zwycięstw i medali. Ale to nie jest profesjonalizm do bólu, ty masz chorą obsesję na swoim punkcie. Liczysz się tylko ty, twoje wygrane, twoje skoki, twoje upadki, twoje rekordy, twoje niepowodzenia. Ty nawet do porażki nie jesteś w stanie sam się przyznać. Przepraszam, ale straciłam apetyt – odtrąciłam prawie nietkniętą zawartość wraz z talerzem i odstąpiłam od stolika, rzucając na jego blat białą serwetką i wtapiając się niepozornie w tłum wychodzących z pomieszczenie skoczków.


Pierwszy konkurs indywidualny na Volgtald Arena trwał w najlepsze przy uciesze tłumnie zgromadzonej i wiwatującej publiczności, machającej, trzepoczącymi na wietrze w większości niemieckimi flagami. Większość zgromadzonych liczyła, że na skoczni, której rekordzistom wciąż nieodwołalnie jest Uhrmann, będą się cieszyć ze zwycięstwa któregoś ze swoich rodaków, a największe nadzieje posiadali w Severine Freundzie. Konkurs przebiegał bez większych zakłóceń, chociaż kręcący na zeskoku wiatr ze zmiennym szczęściem nieco mógł wypatrzeć sprawiedliwy wynik zawodów. Stałam obok Skrobota, mojego ukochanego serwismena, dbający o sprzęt i narty naszych orłów, który od początku pierwszej serii nieprzerwanie trajkotał mi o swojej nowej dziewczynie, aż w pewnym momencie miałam wrażenie, że i ja znam ją już długi okres czasu i powoli się w niej zakochuje.
- Będziesz musiała ją koniecznie poznać, Jaśminka, jestem pewien, że od razu znajdziecie wspólny język i bardzo się polubicie – klasnął rozentuzjowany w dłonie i napędzony niewinnym, otumaniającym uczuciem, kontynuował – Z resztą, kto by nie polubił mojej Klary, przecież to istny anioł, który wpadł prosto w moje ramiona …
- Z wielką przyjemnością przy najbliżej okazji ją poznam i cieszę się twoim szczęściem Kacperku – położyłam mu dłoń na ramieniu, poklepując przyjacielsko – Ale powiedz mi proszę, co nasz Stoch odwala z tą kostką? Trochę się martwię, że ucieka mu początek sezonu.
- Winiarski mówił, że nie jest źle, ale jak wrócimy do Polski zrobi szczegółowe badania – pociągnął nosem i wzruszył bezwiednie ramionami – Więcej nawet sam Kamil, chyba nie wie.
- Oj – jęknęłam, kiedy ujrzałam na ekranie ewidentnie spóźnione wyjście z progu Schlierenzauera, które później znacząco odbiło się na uzyskanej przez niego odległości, którą wyszarpywał do ostatnich metrów. Skrobot spojrzał na mnie spod ściągniętych, krzaczastych brwi i zmarszczonego czoła ze zdziwieniem, zastanawiając się od kiedy niepojętą radość po każdym nieudanym skoku Gregora zamieniłam na jakiekolwiek wyrazy współczucia.
- No co – żachnęłam się – Przejście nad bulą, to on ma nawet ładne.
- Ehe, jak zachwycałem się jego techniką, krzyczałaś, ze się gówno znam.
Skrobot obrócił się przez plecy dostrzegając machającego na niego Żyłę i przepraszając mnie na chwilę podbiegł do Pitera i jego nart. Ja natomiast podeszłam bliżej barierki i przechodzącego, rozczarowanego Schlierenzauera.
- Spóźniłeś i za szybko pochyliłeś się do przodu – zagryzłam wargę dywagując, czy w ogóle powinnam kierować do tego zakutego łba jakiekolwiek słowa, jednak kiedy zabierał swoje narty i przerzucił ja na ramię, odważyłam się. Podniósł swój zdezorientowany i rozwścieczony wzrok, a kiedy zorientował się skąd napływały uwagi, prychnął butnie, uśmiechając się kpiarsko.
- Jeszcze jakieś złote rady? – wysyczał złośliwie przez zaciśnięte zęby.
- Tak, przypomnij sobie skok z treningu.
- Odczep się, okej? – rzucił rozzłoszczony, obdarzając mnie pretensją. W odpowiedzi fuknęłam jedynie urażona, tupiąc z bezradności nogą w zbitą i twardą kupę śniegu.
- Po prostu próbuję ci pomóc, okej?
Doskonale zdawałam sobie sprawę, że moje zachowanie przy śniadaniu, a przede wszystkim nieprzemyślane i wypowiadane z maszynową szybkością karabinu słowa, mogły urazić nawet takiego gruboskórnego pyszałka i największego aroganta, jakim był Gregor. Jednak co najmniej uwierające mnie było poczucie jego nieuzasadnionej złości na mnie.
Drugi skok Austriaka był już o niebo lepszy technicznie i dłuższy, co spotkało się z gromkimi brawami zgromadzonej publiczności, której Schlierenzauer z pewnością należał do jednego z ulubieńców. Tym razem powstrzymałam się od jakiejkolwiek reakcji, a tym bardziej gorączkowego pocierania swoich rąk i gloryfikacji jego wątpliwej wagi wyczynu. Odczepił swoje zapięcia i składając swoje narty i odpinając kask spojrzał przeciągle gdzieś ponad głowami kilku osób wprost na mnie. Kiedy upewnił się, że nie oderwałam od niego wzroku, patrząc z niezrozumieniem na jego nieruchomą postać, rozerwał wargi.
- Dziękuję, Jas – odczytałam z dźwięcznego ruchu jego ust, zanim zniknął, stając do przymusowego mierzenia wszystkich wymiarów swojego kostiumu.
Walczącego o zwycięstwo Krafta i Wellingera podzielił natomiast Kodelka, Gregor przesunął się gdzieś do połowy stawki, a najlepszy z Polaków Żyła, wyprzedzał Austriaka o jedno miejsce.

- Popełniłem błąd – zamarznięty obłoczek wydostający się z Gregorowych ust przemknął tuż przed moim nosem. Podniosłam wzrok na jego postać, zakładającą na głowę czapkę i skrupulatnie naciągając ją, aż po same uszy.
- Spóźniłeś.
- Nie o to mi chodzi – pokręcił przecząco głową nieco rozbawiony, jednak po chwili wyraz jego pociągłej twarzy spoważniał - Popełniłem błąd, kiedy pochopnie cię oceniłem, Jas.  
- Maciek nie powiedział ci wszystkiego – kiedy przymknęłam powieki, mój głos nienaturalnie zadrżał.
- Nie musisz do tego wracać – poczułam przez materiał kurtki jego dłoń troskliwie pocierającą moje ramię.
- Nie zamierzam. Jakkolwiek by się starał, to nie jest w stanie zrozumieć co czułam i nawet ja nie jestem w stanie tego opowiedzieć, tak żeby ktokolwiek to zrozumiał.
- Wyszedłem z takiego założenia, wbrew pozorom nie jestem takim idiotą – jego kąciki ust, zadrżały w półuśmiechu.
- Po prostu trudno jest żyć z seksoholikiem, jeszcze trudniej kochać za dwoje. Chodziłam częściej do sexshopu niż do spożywczego i przez chwilę nawet zapomniałam do czego w głównej mierze służy ten blat w kuchni – wymamrotałam, nieco zażenowana, wbijając wzrok w czubki swoich butów, czując jak moje policzki czerwienią się bardziej od palącego wstydu, niż szczypiącego je ostrego mrozu.
- Teraz chcesz mnie do siebie zniechęcić? – zakpił, chwytając za mój podbródek i unosząc go do góry, abym mogła bezwstydnie spojrzeć w jego oczy - Trochę ci nie wychodzi, wręcz przynosi odwrotny skutek i bardzo zachęcająco działa na moją wyobraźnię – wyszczerzył rząd śnieżnobiałych zębów w głupkowatym uśmiechu, za co zdzierżyłam go w ramię, brutalnie odpychając od siebie, jego pewną siebie sylwetkę.
- Przestań pajacować Gregor i zrób dobry uczynek – warknęłam, przymrużając oczy i pociągając za rękaw jego niebieskiej, puchowej kurtki.
- Gdzie ty mnie ciągniesz kobieto? – jęknął przeciągle - Jestem dzisiaj zmęczony i nie mam ochoty na witanie piskliwych tłumów – począł oponować aroganckim tonem - Odbębniłem swoje przy barierkach.
- Jeden chłopiec łazi tutaj za tobą od wczoraj, a dzisiaj przed hotelem nabzdyczony jak osa, zignorowałeś go i potraktowałeś jak powietrze, więc teraz łaskawie weźmiesz swój tyłek w troki, dasz mu w końcu swój autograf, zrobisz sobie z nim zdjęcie i dasz mu najszerszy uśmiech jaki posiadasz, bo to twój psi obowiązek Schlierenzauer! – warknęłam i popchnęłam go lekko w kierunku niewielkiej grupki okupującej jeszcze skocznie, na której czele wciąż stał niezniechęcony kilkulatek. Mały chłopiec podskoczył w geście radości, kiedy jego idol z wielką życzliwością i wyrozumiałością mozolnie pozował do całej sesji kolejnych zdjęć. Ktoś niemal wbił swój długi, kościsty palec prosto pomiędzy kręgi w moje plecy.
- A ty czasem nie pomyliłaś drużyn i nie powinnaś teraz pomagać nam się pakować?




I po MŚ. Brawo Piter.
Dzisiaj 100 % Gregora. Wszelkie błędy poprawię jutro, wstawiam na szybko.
Wracam po dłużej przerwie. Przyznam, że początek semestru zawsze jest absorbujący.
W dodatku przytrafiło mi się małe omdlenie na laboratoriach i przez jakiś tydzień nie mogłam się pozbierać, więc wszystko poobsuwało się nieco w czasie, więc dzisiaj pilnie usiadłam i stworzyłam coś w stylu lekkiego przerywnika. W następnym odwiedzimy Stochów, prezesa Tajnera i będzie więcej nieprzyzwoitego Andiego. Czy myślicie, że to ocieplenie stosunków Jas i Grega przetrwa do następnych zawodów?


Chciałam też przedstawić kilka kolejnych projektów.
Najważniejsze. I na razie tylko tutaj można mnie znaleźć.  Coś co zawsze chciałam napisać. Coś co kocham całym serduchem i zarówno bohater, jak i dyscyplina jest moją wielką miłością. Kwiatek i kolarstwo. http://another-tears.blogspot.com/
Perwersyjna Majka i Skra Bałchatów. Start po zakończeniu tego tutaj. http://niewinna-perwersja.blogspot.com/
Oliwia, Winiarski i Stoch w trudnym melodramacie. Za miesiąc albo dwa. http://melody-paradise.blogspot.com/
Norwegowie w czymś bardzo mi bliskim i osobistym. http://luckless--romance.blogspot.com/



13 komentarzy:

  1. Dobrze, że Maciek wyjaśnił to i owo Gregorowi. Widać, że Austriakowi bądź co bądź zależy na Jaśminie.
    Coś mi się wydaje, że rozejm Gregora i Jas jednak zbyt długo trwać nie będzie. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ze tak duzo Gregora. Wiadomo ze zbyt kolorowo miedzy Jas i Gregorem nie moze byc ale najgorsze maja chyba juz za soba. Rozdzial super sie czytalo nie moglam sie juz go doczekac. Dzis trzymamy kciuki za naszych no za Schlierego oczywiscie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gregor skradł moje serce ♥ Dawno nie czytałam o nim,w taki skomplikowany sposób. Chodzi mi o to, że mam dreszcze przy każdym zdaniu, bo postacie są trójwymiarowe. Kocham ,kocham, kocham ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Kobieto! Zajebisty jest twój styl pisania <3 Gdyby tak interesująco i ciekawie były lektury pisane, to wszyscy by czytali <3 :D Jesteś wspaniała!

    OdpowiedzUsuń
  5. Melduję się!
    Kochana, co ja ci mogę powiedzieć... mam wrażenie, że już ostatnio zużyłam cały zapas epitetów, aby cię pochwalić :D Bardzo podoba mi się ten rozdział, nie tylko dlatego, że dużo w nim Gregora, ale... tak po prostu. Dobrze mi się go czytało :)
    Widać, że Gregorowi zależy na Jaśminie. Pytanie tylko, co z tego "zależenia" wyniknie, ale mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości będzie dla nich lepiej niż gorzej. Bo chyba wszystko, co złe, mają już raczej za sobą. Tak w ogóle, Grzesiek w twojej wersji coraz mocniej podbija moje wybredne serducho, jeśli chodzi o bohaterów w jakichkolwiek opowiadaniach, wielbię go podwójnie :D
    Czekam niecierpliwie na kolejną część, trzymam też za ciebie kciuki, bo sama teraz również niestety mam niezłe urwanie głowy, te laboratoria mnie wykańczają...
    Weny, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię ten rozdział, bo jest dużo Gregora. W dodatku miłego Gregora. Gregora, który jest nie do poznania. I ja temu ziomkowi dobrze radzę, żeby wywiązywał się z tych swoich obietnic. W ogóle nie wierzę, że ten stan rzeczy może przetrwać. Czuje, że już przed następnymi zawodami czeka nas jakieś takie wielkie bum, po którym nie będzie co zbierać. W dodatku jak ma wpaść Apoloniusz, to ja biorę popcorn, wygodnie rozsiadam się w fotelu i czekam. Przecież to będzie cyrk, wstęp do apokalopsy, KONIEC ŚWIATA. Na świnie Didla, już nie mogę się doczekać. Nieprzyzwoity Andi? Hehe. Nie wiem jak to skomentować. Weeeeny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Gregor. <3 Pamiętam, że w pierwszej części Sublimacyjnych naprawdę średnio za nim przepadałam, chociaż był (i dalej jest!) bardzo wyrazistą postacią. No ale występował nieco przeciw Morgo, więc chyba to rozumiesz? Serce nie sługa, ja zawsze wybiorę tego typa z uszami. Anyway, pomijając dawne uprzedzenie i patrząc na to, jak prowadzisz postać Grega w tej części Sublimacyjnych - chyba się w nim zakochuję? Poważnie. To chyba ta słabość to bohaterów, którzy zgrywają cwaniaczków; są twardzi na zewnątrz, ale kiedy trzeba zdejmują maski i odkrywają swoje prawdziwe, wrażliwe oblicza. Taki jest Gregor i to, jak on odnosi się do Jaśminki jest ogromnie ujmujące.
    Ach, po przeczytaniu miałam zapamiętać, żeby napisać Ci, że wiązanka jaką Jaśmina puściła Gregorowi jest ZAJEBISTA. Rany, chyba powiedziała wszystko, co można powiedzieć o Gregorze, a właściwie o tej stronie, którą on wszystkim pokazuje. To było mega mocne i mega dobre. I w punkt. Ale najbardziej lubię to, że po tym nie było pomiędzy nimi żadnego napięcia. Tak jakby ona miała prawo to powiedzieć, a dla niego nie było to nic, czego by nie wiedział.
    No nic. Czytam, kocham, trzymam kciuki i wiernie kibicuję Twojemu pisańsku! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Byłam tutaj przy pierwszym rozdziale i niestety przez sesję przypadło mi to opowiadanie, nad czym bardzo ubolewam :-(

    Teraz nadrobilam wszystko i jestem zachwycona 😍
    Bardzo podoba mi się postać Jaśminy. Jest taką silną kobietką, a z drugiej strony wiele przeżyła.

    Super przedstawiłaś wszystkich skoczków 😄
    Będę sledzila dalsze losy bohaterki i wprost nie mogę się doczekać tego, co dla niej wymyśliłaś 😄

    Życzę Ci dużo weny! 😘

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyznam się bez bicia, że przeczytałam kilka dni temu (we wtorek/w środę?), ale ciągle coś zatrzymywało, by w końcu przyjść i wyrazić swoje zdanie.

    G R E G O R Z E, ja pana uwielbiam <3 Za tę troskę, którą w sobie ma, bo ma, prawda? Bo on o Jaśminę się na swój popieprzony sposób troszczy, jest za nią cholernie i wskoczyłby w ogień, jeżeli tylko taka potrzeba by się pojawiła. To, że jest w większości przypadków chamski i udaje twardziela, tylko i wyłącznie potęguje moją miłość.
    (dlaczego nasunęło mi się teraz: łobuz kocha najbardziej? :D)

    Erik... ostatnio przeczytałam naprawdę piękny cytat na jednym z fejsbukowych kont, które przywołują piękne słowa pięknie piszących.
    "(...) tworzenie relacji z drugą osobą zdecydowanie nie jest dla osób niedojrzałych... Może myślisz, że jakoś to będzie, że przecież musisz zdobywać doświadczenie i uczyć się życia z drugą osobą ale spójrz na to inaczej... to co musisz lub to czego chcesz to tylko Twoje potrzeby... wiążąc się z kimś musisz brać pod uwagę również potrzeby drugiej strony... może ona nie ma już ochoty na krótki związek, może chce się ustatkować, może postanowiła, że poświęci się w pełni, bo chce zbudować coś trwałego? Co chcesz jej powiedzieć po 6 miesiącach znajomości?

    - przepraszam, ale to jednak nie to?, nie jestem gotowy?, zbyt wiele nas dzieli? A może,że potrzebujesz więcej czasu lub więcej przestrzeni? Wielbicieli czasu i przestrzeni zapraszam na lekcje fizyki..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I skojarzyło mi się to teraz z Erikiem. Bo rollercoaster, który zafundował Jasminie, która była zrobić dla niego wszystko, jest czymś niegodnym człowieka. Nienawidzę tych pewnych siebie, zaburzonych typów, którzy potrafią owinąć sobie dookoła palca kobietę, pokazując piękny świat, a gdy tylko poczują, że mają ją w pełni, bo ona chce się poświęcić i zbudować wspólne życie - bajka zmienia się w koszmar.
      Jaśmina, trzymaj się, proszę cię. I pamiętaj: przeszłość nigdy nie ma nic nowego do powiedzenia <3

      M A C I E J U <3 jestes najprawdziwszym przyjacielem, pomimo tego, że aktualnie jesteś lekko poddenerwowany. Ale mieć takiego Maciejka to prawdziwe szczęście <3

      Jaśmina, bądź twarda. Bądź twarda, gdy niepewność znów stanie przed Tobą i będzie śmiała się w twarz. Pamiętaj, że wytrzymałaś tak wiele i NIE MOŻESZ tego zaprzepaścić <3



      Kocham!

      Usuń
  10. Jaśminko podziwiam Cię. Z zewnątrz jesteś taka niedostępna, twarda jak orzech, ale w środku jest to krucha dziewczyna, którą może pokonać jedna rysa na szkle. Macieju, jeżeli chcesz zostań też moim przyjacielem. Zapraszam do siebie i ściskam ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Gdzie jest kolejny rozdział?? Ja tu usycham z tęsknoty za kolejną częścią <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Wczoraj wpadłam na Twojego bloga i już pochłonęłam wszystkie rozdziały. Chcę więceeeej!

    OdpowiedzUsuń