15 października 2014r – Innsbruck,
Austria.
- Nasze wyrazy współczucia – Manuel
podsunął duży kufel zimnego piwa, po którym ostentacyjnie spływała złocista
kropla, pod sam czubek nosa przygaszonego blondyna. Jego nieobecny wzrok przenikał
gdzieś przez okurzoną i brudną szybę usytuowanego w ścianie okna. Brunet cicho
westchnął i poklepał go pokrzepiająco po ramieniu, zajmując miejsce naprzeciw.
- Dzięki – mruknął Morgenstern,
podnosząc na Fettnera swoje, przepełnione wdzięcznością, niebieskie tęczówki.
- Jak się trzymasz? – spytał
dyskretnie, przerywając skrzętną chwilę ciężkiej ciszy, siedzący w kącie i
stukający nerwowo palcami o bordowy stolik Hayboeck. Ktoś strzelił kośćmi, a
ktoś inny brzdęknął szkłem, jednak wszyscy poczuli ulgę, gdy frapujące i zduszane
na wargach pytanie, w końcu padło z ust Michaela.
- Jest dobrze – skłamał, marszcząc
czoło i obejmując niespokojnie dłońmi zimy trunek – Wciąż mam Lilly, to jest
najważniejsze.
- A Silvia? Co z nią? – Diethart
mlasnął, upijając dość spory łyk chmielowego piwa i wlepił w swojego imiennika
wybałuszone, brązowe oczyska sponad potężnego kufla.
- Ehmm – zacisnął mocno wargi i
przymknął na chwilę obarczone winą powieki, po czym odchrząknął znacząco – Nie
zniosła tego najlepiej. Po poronieniu wpadła w depresję. Chciałem zorganizować
jej jak najlepszą opiekę i pomoc, ale jej rodzina oskarżyła mnie, że chcę z
niej zrobić wariatkę i odcięła mnie od jakichkolwiek informacji. Nie mam pojęcia
co się z nią teraz dzieje – wzruszył bezwiednie ramionami.
- Karma to suka, ale zawsze wraca –
Kraft zaśmiał się prześmiewczo, jednak w odpowiedzi spotkał się z
nieprzejednanym ostrym wzrokiem Koflera, który jedynie pokręcił deprymująco
głową – No, co? – żachnął oburzony i przewrócił zniecierpliwiony oczami –
Jestem zatrwożony waszą obłudą i krótką pamięcią. Kristina załamała się przez
Silvię, a teraz Silvia przez … - umyślnie zrobił pauzę i zawiesił swój głos, po
czym rzucił ukradkowe spojrzenie w stronę Schlierenzauera - … przez Jasmine.
Podkreślony i zaakcentowany przez
bruneta wydźwięk jej imienia obił się echem w ich głowach. Gregor napiął
mięśnie twarzy i zacisnął mocno szczękę, uciekając wzrokiem w bok, co nie
umknęło bystrej uwadze Morgensterna.
- Stefan! – warknął Andreas,
winszując koledze z drużyny delikatności i taktu, których w jego mniemaniu
Thomas winien od nich oczekiwać.
- Przecież Wellinger widział ich w
Wiśle!
- Zamknij ten niewyparzony ryj,
plotkaro!
- W porządku – blondyn strofował
ręką w stronę broniącego go przyjaciela, a jego usta zadrżały w półuśmiechu – On
ma rację, Andi.
Pewny siebie, cwaniacki uśmieszek
wślizgnął się podstępnie na usta Krafta, który ze swoim triumfującym
spojrzeniem mierzył się z tym wrogim rzucanym mu przez Koflera.
- Zaraz wrócę – oświadczył
rozbawiony Thomas, kiedy wstając z miejsca, dostrzegł zmieszane miny kolegów i
ich przepraszające, za zachowanie swojego kolegi z kadry, przebąkiwanie. Jego
charakterystyczna sylwetka skrupulatnie odprowadzana, przez przymrużone piwne
oczy niezabierającego dotąd głosu właściciela, zniknęła za rogiem w długim i
przyciemnionym korytarzu, prowadzącym do łazienki.
- Zaraz wrócę – cichy pomruk rozległ
się nad uchem Krafta.
- A ty gdzie? – zdezorientowany,
podniósł swoją głowę na wyprostowaną sylwetkę Schlierenzauera, podążającą
śladami Morgensterna – Wracaj!
Szatyn lekceważąc paniczne okrzyki
swojego kolegi i kwitując je wywróceniem oczami, wsunął swoje dłonie do
kieszeni spodni, kierując się pewnym krokiem w stronę męskiej toalety. Nacisnął
na klamkę i pchnął lekko uchylone drzwi, dostrzegając pochylonego nad białą
umywalką Morgensterna, przemywającego bieżącą wodą swoją szarą, przemęczoną
twarz. Przetarł zamaszyście dłońmi po swojej cerze i oparł dłonie na zimnych
krańcach metalu. Pozwalał by zimne strugi opadały mozolnie i pojedynczo z rysów
jego twarzy. Poczuł na sobie ten znajomy ciężar spojrzenia i przekręcił głową
pod pach. Zderzył się z lekko speszonym Schlierenzauerem, który właśnie
zorientował się, jak absurdalnie musiał wyglądać przypatrując się Thomasowi. Blondyn
zaśmiał się kpiarsko i pokręcił rozbawiony głową.
- Widziałem się z nią w lipcu Wiśle
tylko tych kilka godzin, od tamtej pory nie mam z nią żadnego kontaktu – gdy
tylko czujnik zarejestrował jego zbliżającą się dłoń, z metalowej obudowy z
mechanicznym dźwiękiem wypełzła karykaturalna postać zielonego, papierowego
ręcznika, w które to zbyt przesadnie wycierał swoje dłonie.
- Co?
- Jajco! Przyszedłeś tutaj, bo chciałeś
spytać o Jasmine – stwierdził z oczywistością, podnosząc na parskającego
szatyna swój wzrok.
- Raczej stwierdzić, że żadnej
okazji nie przepuścisz i niczego się do tej pory jeszcze nie nauczyłeś – szatyn
z wylewającą się wręcz z ust ironią udawał zatrwożonego i niepocieszonego
wygłoszonym przez siebie faktem. Założył ręce na krzyż i przez chwilę znowu
poczuł się od niego lepszy, znowu torpedował go swoim oceniającym spojrzeniem pełnym
pogardy, zaznaczając swoją wyższość. Musiał przyznać, że nic nie równało się z
przyjemnością budowania swojego ego na moralności Morgensterna.
- Inna forma, ale intencja ta sama.
- Mam ją gdzieś, gówno mnie
obchodzi – warknął, wykrzywiając usta w grymas. Przez ułamek sekundy jego oczy
pociemniały ze złości przeszywającej jego ciałem, aż w jego ciemnych źrenicach
można było dostrzec istny ogień.
- Czyżby? – Thomas parsknął
śmiechem i uniósł enigmatycznie do góry swoją brew. Dźwięk spłuczki i
trzaskające od kabiny drzwi pozostawiły ich przez chwilę w powietrznej walce na
nienawistne spojrzenia – I nic między wami się nie wydarzyło? – spytał z
powątpiewaniem, kiedy, przyglądający się im z nader narzucającym się
zaciekawieniem, intruz w końcu opuścił pomieszczenie – Dobry seks nie jest zły,
Gregor. Mógł byś kiedyś spróbować, serio.
- Chyba wolałabym zadzwonić po
luksusową prostytutkę, niż korzystać z twoich przechodnich zdobyczy.
- W takim razie dobrze, że Gloria
to twoja siostra, bo jej też nie mógłbyś już tknąć.
- Ty sukinsynu! – wrzasnął z
niepohamowaną złością, która pchnęła go momentalnie w stronę niespodziewającego
się niczego blondyna. Pchnął z furią na ścianę sylwetkę Morgensterna i dopadł
do niego, łapiąc kurczliwie obiema pięściami za materiał bawełnianej koszulki -
Odpieprz się od Glorii!
- Przecież wiesz, że z twoją
siostrą to był tylko jeden raz, który w dodatku dość słabo pamiętam. A może to
ona była za słaba? – zmarszczył czoło, ewidentnie rozbawiony i
usatysfakcjonowany sytuacją, do jakiej umyślnie i z premedytacją doprowadził. Nie
zliczoną już ilość razy doświadczał upokarzania ze strony Schlierenzauera przed
niemal każdymi zawodami. Młodszy kolega niejednokrotnie chciał go zdeprymować,
wybić z rytmu, zdekoncentrować. Bezceremonialnie i krzty empatii grał mu na
emocjach i wrażliwości. Ten cholerny ignorant doskonale wiedział gdzie uderzyć,
tak aby najmocniej bolało, więc teraz choć przytwierdzony do zimnych kafelek i
czujący na sobie jego wściekły oddech, czuł nad nim niemiłosierną przewagę. Jak
nigdy dotąd. Choć nie powinien, to przecież nie w jego stylu, by zniżać się do
szczeniackich, aroganckich zagrywek tego buca.
- Zamknij się – wysyczał przez
zaciśnięte zęby.
- Nie krępuj się Gregor, uderz mnie
– podjudzał i prowokował przyduszonym głosem - Tylko za Glorie czy za Jas? A może
za obie?
Momentalnie rozluźnił uścisk,
pozwalając blondynowi zaczerpnąć głębszy haust powierza.
- Nie warto na ciebie brudzić rąk,
Morgenstern.
7 kwietnia 2014r - Protaras, Cypr.
Ostre promienie słoneczne
intensywnie pieściły moją piekącą mnie od ich natarczywości skórę. Jednak to
paradoksalnie przyjemne odczucie kontrastowało z moją pękającą na miliony
kawałki głową i pulsującym pod czaszką mózgiem, którego to uderzenia nasilały
się wraz z wzmożoną aktywnością jednych z cypryjskich, ulicznych decybeli.
- Nie rób mi zdjęć, zdradziecka
łajzo – fuknęłam obruszona, kiedy tylko podrażnił mnie dźwięk przesłony w
lustrzance, trzymanej w dłoniach Schlierenzauera. Przystanęłam przed marmurową,
wielostopniową fontanną, zasłaniając się pokracznie rękoma, jednak mój
spóźniony refleks, tym razem mnie zawiódł. Spojrzałam nieufnie na szatyna,
który wpatrywał się w swoje dzieło z głupkowatym, wyszczerzonym, żałosnym
obliczem.
Chociaż numerem do jego dentysty i
ortodonty bym nie pogardziła.
- Powinno trafić na wystawę do
galerii z podpisem „Człowiek kac” – zaśmiał się szczerze, kiedy zapowietrzona
ze złości, spoglądnęłam na ekran znad jego ramienia.
- Usuń to! – zażądałam
nieustępliwie, grożąc mu palcem, spod przymrużonych oczu.
- Żartujesz sobie? – zakpił, ewidentnie
się ze mnie naigrywając – Dopilnuję, żeby to zdjęcie ujrzało światło dziennie w
jakiś sociel mediach.
- Ty podła karykaturo człowieka! –
sfrustrowana, tupnęłam nogą w twardą kostkę – Dawaj to!
Próbując nadaremnie sięgnąć i
wyrwać z jego kurczliwego uścisku jego sprzęt, zwróciłam na siebie uwagę chyba
wszystkich przechodniów skupionych na niezwykle zabawniej przedpołudniowej
atrakcji. Bezskutecznie starałam doskoczyć do wyciągniętej do góry wraz z
aparatem ręki Gregora, warcząc niczym malutki rottweiler. Prawdopodobnie sama
śmiałabym się do rozpuku z tej przekomicznie wyglądającej sytuacji, ale
zawzięcie robiłam wszystko, aby zetrzeć ten irytujący mnie, cwaniacki uśmiech
rozczepiony na jego cholernie pociągłej twarzy.
- Nie skacz, bo jeszcze skręcisz sobie
…
- Auuuuuuuuć!
- … kostkę.
Westchnął głęboko, ukrywając twarz
w dłoniach i kręcąc załamany głową, kiedy ja nie przymierzając syczałam w
poczuciu lekkiego dyskomfortu.
- Sierotka – zironizował - Skręciłaś?
- Bynajmniej – wymamrotałam,
przysiadając na zimnym marmurowym kamieniu – Źle stanęłam, zaraz mi przejdzie –
stwierdziłam rozmasowując delikatnie podkręcone miejsce.
- Na pewno? – uniósł brew z
powątpiewaniem, przysiadając obok mnie – Wyglądało …
- Chyba wiem lepiej – weszłam mu
bez pardonu w słowo, posyłając piorunujące spojrzenie, na co odchylił się
nieznacznie do tyłu, podnosząc ręce w geście kapitulacji. Nagle do moich uszu
dotarły przecinające powietrze dźwięki przeciągłych gwizdów, okrzyków mojego
imienia i powitań. Wszystkie dobiegały ze strony machających w moją stroną dwój
opalonych brunetów w czarnych, przeciwsłonecznych okularach, siedzących pod
parasolem, przy stoliku, jednej z restauracji.
- Gwizdać, to ty sobie możesz na
swojego psa, ty kutafonie!
- Jas, przestań – Gregor uśmiechnął
się lekko i trącił mój wystający środkowy palec prawej dłoni.
- Bo co? Potępiam seksistowskie i
uprzedmiotowiające zachowania!
- To są twoi wczorajsi koledzy z
klubu, którym postawiłaś kilka kolejek – wytknął mi prześmiewczo, szepcząc do
ucha niskim, pociągającym głosem.
Cholera, od kiedy moje ciało
reaguje w gorący dzień zimnym, przebiegającym wzdłuż kręgosłupa dreszczem na
jego irytujący, zarozumiały ton? To z pewnością jakaś równie upierdliwa,
dziwna, czarna muszka dziabnęła mnie w kark.
- Z jakiej niby okazji, byłam taka hojna?
– zlekceważyłam dziwne rozedrganie, pytając posępnie i konsekwentnie nie
patrząc w jego utkwione we mnie piwne oczy.
- Wczoraj się zaręczyli – jego usta
zadrżały w półuśmiechu w reakcji na moje dość ekscentryczne niedowierzanie –
Mało co pamiętasz z wczorajszej nocy, prawda?
- Niewiele – przyznałam, kręcąc
głową, a jego zawahanie w głosie i wyczekujące spojrzenie, jakoś mi wtedy
całkowicie umknęło.
- Więc co pomaga ci na kaca?
- Góry – widziałam, kiedy lekkie
zdziwienie na jego twarzy, ustąpiło pokiwaniu z głową z uznaniem.
- To czeka nas mała wyprawa –
stwierdził beznamiętnie i przymknął oko od rażącego słońca. Czułam, że to
odpowiedni moment.
- Gregor – zaczęłam, przygryzając
dolną wargę z niepewności – Przez co Thomas tak bardzo zaszedł ci za skórę?
- Słucham? – zmarszczył czoło,
niedowierzając, czy aby jego narząd słuchu czasem nie sprawił mu psikusa i go
podle nie oszukał.
- Mówiłeś w Planicy o Glorii …
- Musiałaś się przesłyszeć.
- Skrzywdził ją? On ją skrzywdził,
prawda?
Instynktownie, chcąc go zatrzymać
przed ewidentnym podniesieniem się, zacisnęłam dłoń na jego umięśnionym udzie,
przez co spojrzał na mnie wyraźnie zmieszany. Gdy tylko utkwił swoje na wpół
rozdrażnione i zdegustowane spojrzenie na moją rękę, odsunęłam ją niczym
oparzoną. Wydawało mi się, iż rozwarł wargi, aby zaoponować przed moją zbyt
gwałtowną reakcją, ale szybko odwrócił głowę, tocząc w swojej głowie ewidentnie
ciężki pojedynek.
- Morgenstern wziął kiedyś Glorię
ze sobą na jakieś wesele – zaczął, po zduszonym westchnięciu – Ostrzegałem go,
że jeśli tylko ją tknie to już więcej nie będzie w stanie wykonać skoku –
zaśmiał się kpiarsko – Dał mi słowo, ale oczywiście nie wytrzymał, rano nawet
nie pamiętał, czy do czegoś doszło, w przeciwieństwie do mojej siostry. Mówiła,
że go kocha i jeśli mu coś zrobię, to przestanę być jej bratem – potrząsnął
otrzeźwiająco głową i spojrzał na mój lekko zaniepokojony wyraz twarzy –
Niepotrzebnie ci to powiedziałem.
Widziałam, że miał do siebie
pretensję, że obnażył przede mną swoją słabość i gdy tylko rozwarłam usta, by
wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, przerwał mi dziecięcy głos.
- Przepraszam, czy mogę autograf? –
kilkuletni blondynek, mówiący po niemiecku, wypiął się dumnie i wcisnął
Schlierenzauerowi kartkę z długopisem.
- Pierwszy, który mnie rozpoznał –
filuterny, przebiegły uśmiech znowu dodał szatynowi pewności siebie.
- I ostatni – ostudziłam jego
gorący zapęd, gdyż widziałam, jak już puchnie z dumy wraz z każdym oddechem.
- Lubisz skoki? – spytał, oddając
mu papier ze swoimi niechlujnym pismem i bazgrołami, które nazywał swoim
podpisem.
- Tak, ale wolę piłkę – na jego
różowej twarzyczce pojawił się szeroki uśmiech, ukazujący ubytki w uzębieniu.
- Messi czy Ronaldo?
- Wolę Bundesligę – odparł hardo, a
ja zaczęłam rozglądać się za jakimkolwiek przejawem, iż w pobliżu są gdzieś
jego rodzice – A moim ulubionym piłkarzem jest Lewandowski.
Trochę pokaleczył, ale za bardzo
mnie uszczęśliwił, bym mogła mieć do niego pretensję.
- Polska jeden, Austria zero –
zaśmiałam się, szturchając niezadowolonego Gregora, zerkającego na mnie
zniesmaczonym spojrzeniem.
- Szkoda tylko, że odszedł od nas
do Bayernu – zasmucony, zagarnął ręką opadające kosmyki włosów z czoła.
- Jesteś z Dortmundu? – spytałam
zaciekawiona.
- Ups, mama mówiła, żebym nie mówił
obcym gdzie mieszkam – pacnął się w czoło z otwartej ręki.
- Mąż mojej kuzynki gra w Borussi,
Piszczek, kojarzysz?
- Pewnie, znam wszystkich! To
kolega mojego wujka, Erika. On też tam gra! – krzyknął rozentuzjowany, a
wszystkie moje mięśnie gwałtownie się spięły.
- To jakiś pojedynek na znajomości?
– wtrącił zjadliwie skoczek, utyskując na brak zainteresowania swoją przecież
zbyt rozpoznawalną osobą.
- Wujek miał ostatnio poważną
kontuzję, ale już kończy rehabilitację i zanim wróci na boisko, zabrał mnie i mamusię
na krótką wycieczkę.
Nagle poczułam, jak wielka gula
stanęła mi w gardle, a niesforne dłonie zaczęły się pocić.
- Hej – zaczął wyliczać
Szchlierenzauer na palcach - ja jestem mistrzem świata, zdobywcą kryształowej
kuli…
- Nawet tutaj są! – mały klasnął
radośnie w rączki.
Muszę uciekać.
- …wygrałem Turniej Czterech
Skoczni i mistrzostwa w lotach, a ten twój wujek to w ogóle coś zdobył?
- Mamooo, wuuuujku! Tutaj jestem! –
zaczął skakać i machać do pary stojącej dosłownie kilka metrów dalej.
- Dobra mały, zjeżdżaj!
Za późno.
Jego lustrujące mnie w otępieniu
spojrzenie, powoli rozrywało mi płuca.
Nie wiem co miałam odczytać z ruchu
jego ponętnych, malinowych warg, ale coś niemiłosiernie ukuło mnie boleśnie w
żebrach. Serce biło mi jak oszalałe, łomocząc tak głośno i mocno, jakby chciało
wydrzeć się z klatki piersiowej, wraz z każdym krokiem bliżej, sunącego co raz
szybciej w moją stronę o jednej kuli średniego wzrostu blondyna.
Nie wiem tylko skąd znalazłam w
sobie siłę, by wstać i bez zastanowienia ruszyć przed siebie pewnym krokiem,
pozostawiając za sobą osłupionego Durma i zdezorientowanego Schlierenzauera.
20 listopada 2014r. – Klingenthal,
Niemcy.
- Panie Prezesie mówiłam panu, żeby
nie dzwonił pan na ten numer – syknęłam do telefonu, przyciszonym,
konspiracyjnym tonem, skrzętnie rozglądając się po korytarzu – Słucham? A skąd
mam wiedzieć, że nie jestem na podsłuchu? – wytknęłam oburzona do aparatu,
sunąc w basenowych klapkach, do mojej pomarańczowej szafki – Nie, nic
konkretnego jeszcze nie wiem – wzruszyłam bezwiednie ramionami i przytrzymałam
telefon ramieniem, aby móc swobodnie rozpiąć plecak wrzucony do szafki - Obóz
jak obóz. Motoryczny. Robili to co my. Rolki, deski, płyta mocy, siłownia,
sala, siatkówka. Może mają lepszy sprzęt, to tyle – streściłam zwięźle,
mamrocząc niewyraźnie - Musimy się spotkać po zawodach – zaordynowałam - No co,
miałam im dać przecież jakieś ochłapy, a na razie podchodzą do mnie z dystansem
– starałam się przekonać oponującego po drugiej stronie Tajnera, który wyraził
dezaprobatę dla mojego pomysłu - Jak mam się od nich czegoś dowiedzieć, to
muszę wzbudzić ich zaufanie – wywróciłam zniecierpliwiona oczami - Do
usłyszenia.
Szybko nacisnęłam czerwony klawisz
na ekranie, słysząc znajome męskie, tubalne głosy i wrzuciłam zręcznie aparat
do jeden z przegródek, starannie zapinając błyskawiczny zamek.
- Z kim rozmawiałaś? – półnagi Andreas
Wellinger z dźwięcznym hukiem obił swoim ramieniem metalową szafkę i ściągnął
brwi, parząc na mnie nieufnie.
- Z przyjaciółką – przełknęłam głośno
ślinę, siląc się, aby mój głos zabrzmiał naturalnie i spokojnie.
- Mam nadzieję, że mnie nie zdradzasz
– mruknął ponuro, chwytając za niesforny kosmyk moich włosów i zakładając go za
ucho - Zdążyłem stęsknić się za tym widokiem – pochylił się nade mną, otulając
swoim słodkim oddechem - Ciebie w bikini – czułam na sobie jego lustrujące i
rozbierające spojrzenie, a jego świdrujące z pożądania niebiańskie tęczówki i
niestosowna bliskość, wstrzymywały w moich płucach oddech, przesiąknięty jego nieprzyzwoicie
intensywnym zapachem. Nieme westchnięcie zamarło na jego pełnych, dużych i
kształtnych wargach.
- Andi, nie zawstydzaj mnie –
speszona i zastygła w bezruchu, spuściłam głowę i wbiłam zawstydzony wzrok w czubki
swoich palców.
- Oceń proszę swoim fachowym okiem –
onieśmielił mnie swoim aksamitnym wzrokiem, uśmiechając się dziarsko - jak
myślisz, powinienem bardziej przycisnąć na siłowni? – jego dłoń chwyciła za
moją rękę i usytuowała ją na jego, umięśnionym brzuchu. Wypuszczając cicho
powietrze, zerknęłam na jego spięte mięśnie, których zarys doskonale czułam pod
swoimi opuszkami. Cholerny gówniarz. Zbyt bezczelnie zaczyna sobie ze mną
pogrywać. O ile w walce z niemieckim związkiem, mam za plecami Apoloniusza i
całą jego świtę, o tyle w walce z Wellingerem, po kłótni z Kotem, jestem
zupełnie bezbronna.
Do moich uszu docierały co raz
głośniejsze gromkie i szorstkie śmiechy, które ucichły wraz z
charakterystycznymi krokami tuż za moimi plecami. Blondyn oderwał ode mnie
wzrok i przerzucił go gdzieś ponad moją głowę, a w kącikach jego ust pojawił
się mały grymas.
- Nie za szybko przyjechaliście? –
spytał, a w tonie jego głosu dało się wychwycić okraszony pretensją zarzut.
Odskoczyłam od Niemca jak poparzona, obracając się przez plecy.
- Zawsze tak przyjeżdżamy – odparł z
oczywistością zdziwiony Kraft, następnie obrócił się na pięcie i kołysząc
biodrami, podreptał w stronę przebieralni.
- Pośpiesz się, Jas – niski,
pociągający głos Andreasa zamruczał nad twoim uchem, bym po chwili mogła
obserwować jego umięśnione plecy, znikające gdzieś za ścianą.
Popycham drzwiczki drżącymi dłońmi,
trzaskając zbyt głośno szafką, a to wszystko spowodowane jest przez osądzające
mnie spojrzenie, stojącego obok Schlierenzauera. Spoglądam na jego profil
zatrwożona, lustrując jego dawno nie widzianą sylwetkę przeciągle. Idealnie
pociągła, gładka twarz, idealnie długie rzęsy okalające piwne tęczówki,
idealnie ułożone, nieco przydługie, brązowe włosy. Idealny pieprzony pan
wszystkiego. Czułam się, jakby ktoś niespodziewanie podał mi dożylnie środek
zwiotczający mięśnie.
- Chciałem cię przeprosić, po tym
co dowiedziałem się od Maćka na temat Durma – zaśmiał się z politowaniem dla
samego siebie, po czym podzielił się ze mną swoim pochopnie wyciągniętym
wnioskom – Pieprzyłaś się w Wiśle z Morgim, teraz dajesz dupy Wellingerowi? –
warknął i niespodziewanie nawet dla samego siebie, pod wpływem nieznanego dla
mnie impulsu, który nim kierował, stanął naprzeciw mnie i oparł swoje dłonie po
obu stronach mojej głowy - Staczasz się z sezonu na sezon.
- Wyjaśnijmy coś sobie
Schlierenzauer – rzuciłam rozdrażniona na bezdechu - Gówno ci Maciek powiedział
i gówno o mnie wiesz – lustrowałam z niezrozumieniem jego pogardę wymalowaną na
opalonej twarzy - Ty masz mnie za dziwkę, a dla mnie jesteś gburowatym i
zarozumiałym chamem! Nie będę ci udowadniała, że jest inaczej, bo przestało mi
zależeć na tym co o mnie myślisz – prychnęłam, wykorzystując chwilę jego zdezorientowanego
spojrzenia i trąciłam jego łokieć, uwalniając się z kleszczy.
- I jeszcze jedno – przystanęłam przed
nim, ściągając brwi i kiwając twierdząco głową - Może miałeś rację, może
jesteśmy z Morgensternem siebie warci, ale tak już jest, że niegrzecznych
chłopców się kocha, za grzecznych wychodzi, a gównianych się zostawia. Widzisz?
– parsknęłam ironicznie - Nawet twoja idealna Sandra to zrozumiała.
- I według ciebie, dlatego do mnie
wróciła? – zastąpił mi drogę, a jego błyskotliwe spojrzenie wyraźnie mnie
poraziło. Zachłysnęłam się powietrzem, a moja rozdziawiona ze zdziwienia buzia,
wyraźnie go rozbawiła.
- Wspaniale! – zamrugałam kilkukrotnie,
zaskoczona jego słowami - Idealnie do siebie pasujecie. Obydwoje zimni, wyrachowani,
egoistyczni. Życzę – zawahałam się przez moment, po czym rzuciłam zjadliwie - szczęścia.
Ruszyłam przed siebie, przepychając
go ramieniem i nie wiem dlaczego wydawało mi się, że pozostawiłam go tam z piętrzącą
się w jego źrenicach satysfakcją i rozciągającym się butnym uśmiechem.
Porażka, w przeciwieństwie do
sukcesów naszych w Japonii.
Bardzo mi się podoba i żałuję, że nie trafiłam tu wcześniej, gdy były jeszcze wcześniejsze rozdiały :(
OdpowiedzUsuńSytuacja z Andim i Gregorem mistrzostwo. Bardzo podoba mi sie relacja Jasminy z jednym i drugim ale mam nadzieje ze to relacja z Gregorem sie rozwinie, poglebi :)
OdpowiedzUsuńŻyczę duzo weny i z niecierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial.
Czy ktoś może podać link do piosenki w tle?
OdpowiedzUsuńhttps://youtu.be/r1CmL8QoeYo
UsuńA mi tam się podoba to, co jest na górze. Choć w niektórych momentach te tajemnice, które wychodzą na światło dzienne zaczynają mnie przerastać..., więc nie wyobrażam sobie tego, co musi czuć Jaśmina.
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie kciuki i życzę weny.
Do zobaczenia :*
Porażka? Błagam cię, no chyba nie. To tam na górze czyta się tak, że z jednej strony chcę pochłonąć to na raz, a z drugiej delektować się słowo po słowie.
OdpowiedzUsuńI jestem z siebie dumna, że wciąż łapie o co chodzi i kumam wszystkie wątki bo jest ich dużo, ale przez to jest też ciekawie.
Także czekam z niecierpliwością na kolejny i życzę weny :)
Ściskam :*
Czy Ty wiesz, że ja się w tym opowiadaniu kocham? I idę się wykąpać i wracam czytać!
OdpowiedzUsuńGdyby co to mam jedno parta już z Winiarem :)
Jaka porażka? Proszę cię.
UsuńTylko ja się już powoli zaczynam gubić z kim ona już spała. Lista zapewne jest długa...
Zacznę od Morgiego - tak, właśnie taki Morgi jest najlepszy, żadne tam ciepłe kluchy, tylko porywczy ignorant z pociągiem do płci przeciwnej. Takim mi się właśnie wydaje Morgenstern, pomimo tego małoletniego uśmiechu na twarzy.
Schlerenzauer powoli przegina, trochę za bardzo stawia się za Jas...
Erik?
Jas, okej na Twoją prośbę z poprzedniego rozdziału nie będę nic mówić, ale no... jak już wyżej zaznaczyłam, się gubię :D
Całość i tam wygrywa Kraft. Dziękujemy kolego!
Skoro myślisz jak Schlierenzauer, to się cieszę, bo ten efekt chciałam uzyskać, pajęczyna dezinformacji i poplątanie z pomieszaniem. Ale ( uwaga, spoiler ) wraz z pojawieniem się Erika w następnym rozdziale trochę się wyjaśni! Albo bardziej skomplikuje... 😁
UsuńTo mnie pocieszyłaś... :D czekam <3
UsuńJaka porażka? Dziewczyno, nie żartuj, twoje opowiadanie jest zajebiste! <3 Wincyj, chcę wincyj! To jest najlepsze jakie czytałam <3
OdpowiedzUsuńWdech. I wydech.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się właśnie kto wygrał ten rozdział, bo wbrew pozorom tutaj się tyle wydarzyło, że potrzebowałam całej nocy na przetrawienie. Oczywiście specjalna statuetka wędruje do Wellingera, który sobie przegina (ale oczywiście w najlepszy z możliwych sposobów sobie przegina) i w sumie to chcę go bardzo dużo tutaj (jeżeli to nie problem). Tylko, żeby nie robił konkurencji Gregorowi. Niech będzie, ale w bezpieczny dla Gregora sposób. Bo ja sobie w ogóle nie wyobrażam, że ona mogłaby być z kimś innym niż z Gregorem. To dopiero początek, ale ja po prostu nie widzę innej opcji. Dlatego czekam na rozwój sytuacji i Erika. Co jeszcze wydarzyło się na Cyprze? I jak to teraz będzie?
Na początku to ja byłam zagubiona, ale po chwili już wszystko do mnie dotarło. Najlepsze wrażenie zrobił na mnie Wellinger, chce go więcej i to właśnie takiego. Dodatkowo ten Erik, to lepiej to nikt by nie wymyślił. Mistrzyni!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie.
Melduję się!
OdpowiedzUsuńPorażka? No błagam cię... chciałabym mieć takie "porażki", wiesz? Przecież rozdział jest genialny! Niesamowicie dobrze mi się go czytało, naprawdę. Nie chcę następnym razem słyszeć żadnych narzekań :D
Hmm... no, powiem szczerze, że podoba mi się ta wersja Wellingera, jaką nam tutaj prezentujesz. Jak na razie zrobił na mnie najbardziej pozytywne wrażenie z całej tej kolorowej ekipy :)
Podoba mi się to, jak pokazujesz nam Morgiego, za to Gregor... no nie wiem, trochę chyba przesadza z tym wszystkim.
Jestem ciekawa, co się zmieni, kiedy do gry wkroczy Erik. Bo jestem pewna, że coś na pewno ulegnie małym zmianom :)
Czekam, buziaki :**
PS. Właśnie się zakochałam w tej piosence z playlisty. Boska! *.*
MILENKA. Rany boskie, w końcu dotarłam. Jak Ty pędzisz! Uff, ale w końcu jestem. Przepraszam, że tyle mi zajęło dotarcie tutaj z komentarzem (albo czymś na jego podobieństwo), ale czasu u mnie jak na lekarstwo, a jak już go mam, to patrzę się w to białe okienko i kompletnie nie wiem, co napisać. Ech, starość mnie już chyba bierze, bo już totalnie nie umiem w pisanie komentarzy. Ale nieważne!
OdpowiedzUsuńCzy ja Ci już mówiłam, jak cholernie bardzo kocham tę historię i Ciebie? No tak, pewnie pod każdym rozdziałem na "starych" Sublimacyjnych przypominałam Ci o tym po 10x. Ale wiesz, o takich rzeczach trzeba przypominać, bo niewyrażany zachwyt bardzo się marnuje, a obecnie naprawdę rzadko czyta się coś tak dobrego. A poza tym mój wewnętrzny jednorożec szaleje, gdy czytam Twoje teksty, a to powoduje u mnie bardzo dobry humor, a ja lubię mieć dobry humor, więc rozumiesz?
Kocham Jaśminę. I jak Tomaszka kocham tak od trzech lat (wiesz, że to już ze trzy lata jak się skumałyśmy na bloggerze?) ona jest w top3 moich ulubionych bohaterek. To chyba ta moja słabość do skomplikowanych, pogubionych bohaterek, które na zewnątrz są silne i tworzą grę pozorów, ale w środku są kruche i zranione. Zdecydowanie to mój ulubiony typ bohaterek - pogubione, ale niezamknięte w czterech ścianach i nierozmemłane do granic możliwości. Bo są i takie, a tych nie znoszę.
I są chłopaki. Właściwie wszyscy i to też u Ciebie kocham, że te teamy są ze sobą pomieszane i możemy tutaj poczytać właściwie o każdym. Z tym, że ten "każdy" ma swój własny charakter, osobowość, przypisany styl. No po prostu mamy tutaj cały wachlarz postaci, które nie są wrzucone do jednego worka, np. jak są Norki, to od razu wszyscy są świrusami, bo to takie norweskie. A u Ciebie każdy jest inny - ludzki, przez to tak łatwo wciągasz w świat tutejszych postaci. Bo ten świat jest po prostu prawdziwy, a nie przekolorowany. No, chyba chwytasz o co mi chodzi?
No i w ogóle te żywe opisy, takie staranne, że ma się wrażenie, że niemal stoi się obok tych postaci i przysłuchuje ich rozmowie. Kocham to, zawsze kochałam w Twoim stylu i kochać będę już zawsze. <3
Jedyne co mam Ci za złe to to, że nigdzie nie ma już tych starych rozdziałów Sublimacyjnych, do których nie mogę sobie wrócić w chwilach, gdy mam tego opowiadaniowego doła i chcę sobie przypomnieć stare czasy. :( No ale i tak ogromnie się ciesze, że powstała zakładka z genezą, bo odpowiedziałaś mi na kilka pytań i rozwiałaś niektóre wątpliwości.
A tutejszego Morgiego nigdy nie przestanę kochać, nieważne jak wielkim dupkiem by był. Chyba wciąż naiwnie wierzę w niego i Jaśminę. Ich potyczki słowne zdecydowanie były moimi ulubionymi punktami Sublimacyjnych. <3
Wybacz, ze to takie nijakie i ogólne bardzo, ale z następnym rozdziałem się poprawię. Ściskam Cię bardzo mocno, życzę ogromnych pokładów weny i piszpiszpiszpiiiiiiiiisz! Buziaczki!
Och, Ems! <3
UsuńSama żałuję, że nigdzie tych rozdziałów nie zachowałam, ale cieszę się, że pozostaną oni nie tylko w mojej pamięci.
Ja wiem, wiem, że ty #teamMorgi, ale już od początku miałam w głowie, że w pierwszej części króluje Thomas, a w drugiej Gregor :D
Awwww nie moge sie doczekac az Jasmina i Gregor zostana przyjaciolmi i poznaja swoje tajemnicy. Ciekawe czy w ogole do tego dojdzie. Wspaniale opowiadanie czekam na kolejne rozdzialy :)
OdpowiedzUsuń