niedziela, 5 lutego 2017

03. "Znaleźć sobie sojusznika"


6 kwietnia 2014r - Protaras, Cypr.

Precyzyjne i ostrożne posunięcie kremową pomadką przy kąciku dolnej wargi, które wykonałam przed wiszącym na ścianie sporych rozmiarów lustrem białej, hotelowej łazienki, było ostatnim elementem owocnie spędzonej godzinnej pracy nad swoją nienaganną aparycją dzisiejszego wieczora. Włożyłam kawałek papieru pomiędzy wargi i odcisnęłam na nim nadmiar intensywnie czerwonego produktu. W lustrzanym odbiciu dostrzegłam smukłą postać mojego nieszczęsnego towarzysza wakacyjnej beztroski. Stał niechlujnie oparty o framugę drzwi z rękoma skrzyżowanymi na poziomie swojej klatki piersiowej, przesłoniętej starannie wyprasowaną, białą koszulą z dwoma rozpiętymi guzikami. Nawet czułam na sobie jego palący, niezrozumiały dla mnie nienawistny wzrok, który wędrował aż od metalowej szpilki kremowych butów, przez gładkie, opalone, smukłe nogi, umięśnione uda, aż po jędrny, zgrabny i dość sporych rozmiarów tyłek, na którym opinała się na ostatnich szwach, prosta, kusa i gładka czerwona sukienka. Przestąpiłam z nogi na nogę by poruszyć uwypukleniami, na których ostentacyjnie zatrzymał się jego wzrok. Zacisnął mocno szczękę, wykrzywiając twarz w grymas i spojrzał w taflę lustra, gdzie spotkały się nasze spojrzenia. Moje niezrozumiałe i jego przepełnione odrazą.
- Co się gapisz? – warknęłam, gniotąc w dłoni brudną chustkę i obracając się w jego stronę, aby bezbłędnie rzucić papierem do kosza – Nie podoba ci się? – spytałam prześmiewczo, choć doskonale znałam odpowiedź. Za każdym razem zaczynałam się zastanawiać jakim niedorzecznym zrządzeniem wylądowałam z nim na wakacjach, które miał spędzić ze swoim bratem, Lukasem. I do tej pory nie mogę rozstrzygnąć, kto był bardziej pijany. On, proponując mi wyjazd, czy ja reflektując to zaproszenie. Jedno jest pewne. Ktoś z nas do tej pory jeszcze nie wytrzeźwiał, skoro obydwoje żyjemy i żadne z nas się nie pozabijało.
- Nie bardzo – mruknął, przesuwając po mnie swoim spojrzeniem – Znowu idziesz do klubu?
Gregor Schlierenzauer brzmiał całkiem żałośnie i co najmniej niewiarygodnie za każdym razem, kiedy odgrywał rolę zatroskanego brata połączoną z nieprzejednanym ojcem nastoletniej i niepełnoletniej córki, zbulwersowanym zbyt wyuzdanym strojem. Zapomniał tylko, że jestem już dorosła, a on wbrew pozorom nie jest za mnie odpowiedzialny pod żadnym względem.
- Tobie też by się w końcu przydało. Jesteś jakiś taki spięty, jak agrafka – zaśmiałam się z przekąsem, poprawiając materiał sukienki.
- Raczej – odchrząknął - unikam takich miejsc – dodał sceptycznie – Dziewczyny są za bardzo napalone, prawie jak pod skocznią. Wciskają swoje numery telefonów, albo krzyczą adres hotelu i numer pokoju. Żałosne – pokręcił głową rozbawiony na niejedno wspomnienie, jakie stanęło mu przed oczami.
- Nikt ci nie każe wpychać się jednorazowo pomiędzy każde rozłożone nogi umysłowych ameb.
Jego piwne tęczówki zabłysnęły, a spoglądając na mnie wybuchnął śmiechem, który uroczo zagnieździł się w dołeczkach na jego pociągłej twarzy o ostrych rysach, nieco ocieplając jej wyraz. Śnieżnobiały kolor zębów stapiał się z kolorem koszuli, a starannie ułożone, nieco dłuższe niż zazwyczaj brązowe włosy idealnie dopełniały wkomponowaną całość, której wyraziłam niezauważalny zachwyt cichym westchnięciem, które to zarejestrowałam dopiero po fakcie.
- Mam w takim miejscu znaleźć kogoś wartościowego? – zakpił przesadnym tonem – W końcowym rozrachunku wszystkie na koniec i tak zawsze lecą na moją kasę. Sandra była inna. Poznała mnie na długo przed moją wielką karierą, w dodatku pochodziła z zamożnej rodziny i nie traktowała mnie wyłącznie, jak bankomat.
Cały, chwilowy i niespodziewany czar, który rzucał szatyn pękł, niczym bańka mydlana. Wylazł stary, kpiarski, butny Schlierenzauer. Cofnęłam się o parę kroków, wpadając na umywalkę i pozwalając by kran wpijał się w moje ciało, gestykulując przy tym w nieco przerysowany sposób, jakbym traciła równowagę.
- Co ty robisz? – skoczek ściągnął brwi i zmarszczył czoło, podrywając się i wsadzając ręce w kieszeni.
- Przygniotła mnie twoja skromność – wydusiłam głosem spod przyduszającej mocy, po czym natychmiast się wyprostowałam, kręcąc głową z politowaniem - To dlaczego ona za ciebie nie wyszła, a obecnie w ogóle z tobą nie jest? – spytałam z udawaną troską, opierając ręce o boki – Ups, czuły punkt? – syknęłam nietaktownie.
- Nie masz o niczym pojęcia – rzucił oschle, a jego tęczówki pociemniały ze złości.
- Więc, niech pan ważny w końcu zrozumie – podeszłam bliżej niego, wbijając dobitnie w niego swój palec - że nie jest jakimś pępkiem świata i niech przestanie zachowywać się, jak pieprzony pan wszystkiego, bo wcale nim nie jest, okej?
Spoglądał mnie z góry, świdrując tymi swoimi przeklętymi, ciemnymi oczami z zaciętym i spiętym wyrazem twarzy, na który wstępowało rozluźnienie w postaci gorzkiego parsknięcia.
- I ty mnie będziesz pouczać? – zaśmiał się kpiarsko, unosząc do góry brew – Nie różnisz się zbytnio od swojej rodaczki, która wieszała się na Ammanie i nie dawała mu spokoju, dopóki jej porządnie nie przeleciał. Thomasa też prosiłaś? Czuły punkt? Ups.
Nie zarejestrowałam momentu, w którym moja dłoń wylądowała na jego policzku. Słyszałam tylko dźwięczny plask, który przeszył wymowną ciszę, która przez dłużą chwilę utrzymywała się w powietrzu. Instynktownie złapałam za zaczerwienioną rękę, powstrzymując zebrane w kącikach oka pojedyncze łzy. W głowie wciąż powtarzałam ile czasu spędziłam na d makijażem oka. Gregor z wciąż przechyloną w bok twarzą, zastygł na moment, przymykając obciążone winą powieki.
- Wcale nie jesteś lepszy od ludzi, który oceniasz, Schlierenzauer – starałam się, by mój głos, nie zdradził, jak bardzo zabolały mnie jego słowa – I nie masz prawa porównywać mnie do jakiejś wywłoki z Zakopanego – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, wymijając nie potrafiącego spojrzeć mi w oczy Austriaka. Przekraczając próbg, chwycił mnie za nadgarstek i wygiął moją rękę za plecy, zatrzymując przy sobie.
- Zasłużyłem – przytaknął głową, będąc zdegustowanym swoim zachowaniem, a następnie dodał uszczypliwie – Ale to ty zaczęłaś z Sandrą …
- Ty nawet nie potrafisz szczerze przeprosić – żachnęłam się, próbując nadaremnie wyrwać się z jego uścisku, jednak w efekcie, przycisnął mnie bardziej do siebie, a niestosowna bliskość wzdrygnęła naszymi ciałami - Dlaczego tak bardzo mną gardzisz za to co było z Morgensternem, masz jakiś problem?
- Nie mogę ci wybaczyć tego, że cię miał – zarzucił mi zniesmaczony, po dłuższej chwili dogłębnego zastanawiania się i szukania odpowiedzi w moich nieco przerażonych tęczówkach.
- Słucham?
- Nie powinienem był – rozluźnił uścisk i uwolnił moją dłoń, a brak jego stanowczego dotyku mnie rozczarował – Przepraszam.


15 października 2014r. - Plaang, Monachium, Niemcy.

Nic nie było w stanie zepsuć mi dzisiaj mojego wyśmienitego humoru i zetrzeć z pogodnej twarzy uśmiechu, którym obdarzałam przypadkowych ludzi, mijanych w ulicznym tłumie. Ani gnębiące mnie wyrzuty sumienia po spędzeniu w lipcu kilkudziesięciu minut pustych rozkoszy z Morgensternem, ani urażony wciąż nieodzywający i niedający się przeprosić Maciej, którego to zachowanie ponownie pchnęło mnie w wakacje w ramiona austriackiego skoczka, ani wielka spadająca na mój kark kropla rzęsistego deszczu, którą to ani przez moment nie przyszło mi na myśl porównać z półpłynnym, białym, ptasim prezentem.
- Jaki miło was widzieć w taki piękny dzień! – zaświergotałam uradowana z wielkim uśmiechem na ustach, gdy tylko wejściowe drzwi automatyczne zdążyły się za mną zasunąć, a moim oczom ukazało się posępne stado Niemców okupujące hol.
Ups, okupujący Niemcy, ta zbitka ewidentnie brzmi zbyt niefortunnie.
Przyciągnęłam za sobą sporych rozmiarów walizkę na kółkach oblepionych błotem, robiąc przy tym zbyt dużo bałaganu i hałasu, przez który to po kolei moi towarzysze niedoli przebąkiwali niezbyt wylewne powitanie dość zaspanymi głosami.
- Jas, przecież pada – wytknął mi rezolutnie Wank z prześmiewczym tonem, po czym ziewnął, zakrywając rozdziawioną buzię dłonią.
- Och, chłopcy! Co z wami? – jęknęłam z udawaną troską w głosie i przesuwałam triumfujące spojrzenie po pochmurnych twarzach Niemców, siedzących w nie przymierzając grobowej ciszy - Wyglądacie, jakby wczoraj wasza mistrzowska reprezentacja przegrała jakiś mecz w piłkę nożną – niekontrolowana ironia wdarła mi się na usta, przez co spotkałam się tylko z niewyraźnym mamrotaniem Freunda, który leżał z zasłaniającą twarz czapką.
Gdybym miała taką twarz, też by ją zakrywała.
- Coś mówiłeś, Sevciu? – ściągnęłam brwi, zakładając ręce na krzyż i pytając z powątpiewaniem.
- Mówiłem, że mieliście tylko dwa celne strzały, a w dodatku … auua, kurwa Marinus, co mnie trącasz łokciem?
- Nic nie mówił – Kraus spojrzał na mnie, odrywając na chwilę swój wzrok od telefonu i posłał ciepły, kontrolowany uśmiech.
- Na twoim miejscu nie cieszyłbym się za bardzo – zza pleców roześmianego do rozpuku Eisenbichlera wyłonił się kruczoczarny właściciel, nieprzyjemnego, szorstkiego głosu – Werner, wzywa cię do gabinetu – dodał oschle Freitag, mrużąc oczy, które patrzyły na mnie nieufnie – Poza tym we Frankfurcie rozjedziemy was walcem.
- Dobrze, że nie czołgiem – wymamrotałam po polsku pod nosem, podążając w stronę mahoniowych drzwi, po czym zagarnęłam włosy za ramię i strzepując wyimaginowany kurz z mojej, czarnej ramoneski. Zapukałam z lekkim zawahaniem, jednak już po chwili za wyraźną głośną aprobatą przebijającą się przez drewno, pchnęłam mocno za klamkę.
- Witaj, dobrze, że już jesteś, usiądź proszę na chwilę – Schuster obrócił się na pięcie, rzucając świstkiem papieru na szklany blat biurka - Nie podpisaliśmy ostatnio aneksu do twojej umowy – przygryzł niecierpliwie wargę i spojrzał na mnie wyczekująco.
- Jakiego aneksu? – spytałam zdezorientowana, opierając się o poręcze fotela i zaciskając je w kurczliwym uścisku spoconych dłoni.
Ding – Dong. Coś mi tutaj nie gra.
- W którym liczysz się ze wszystkimi powodami, dla których możesz zostać zwolniona dyscyplinarnie – uniósł tajemniczo do góry brwi, stukając nerwowo o blat biurka palcami.
- Mam podpisać dodatkowy świstek, aby zapewnić, że nie będę romansować z pana podopiecznymi? – żachnęłam się, kręcąc głową z niedowierzaniem – Bądźmy szczerzy panie trenerze, w każdej chwili jesteście gotowi mnie pogrążyć za Morgensterna.
Werner oparł się z powrotem o oparcie i westchnął głośno, po czym przecierając zamaszyście dłonią zmęczoną twarz, naciągając skórę z policzków i zaprzestając nerwowego kręcenia się na boki na obrotowym krześle.
- Dopóki sprawa nie wycieknie do mediów, jesteś całkowicie bezpieczna, chociaż naprawdę nie obchodzi mnie kto tutaj z kim sypia – splótł ze sobą swoje dłonie i oparł je o kant stołu, pochylając się konspiracyjnie w moim kierunku - Chodzi mi o umiejętność dochowania innych tajemnic – na jego twarzy zagościł deprymujący uśmieszek, zduszony w kącikach ust, a aby wprawić mnie w jeszcze większa konsternację okrasił swój głos w niezbyt przyjemny ton - powiedzmy lotów najwyższej wagi, nie chcielibyśmy znaleźć zastosowania naszych rozwiązań u naszej konkurencji, prawda?
Spuściłam wzrok, przegrywając konfrontację z jego przeszywającym spojrzeniem i starając się opanować mimowolne drżenie dłoni w odpowiedzi momentalnie chwyciłam za leżący obok długopis i bez zastanowienia i uprzedniego przeczytania, złożyłam koślawy podpis we wskazanym miejscu. Zgarnął biały arkusz sprzed mojego nosa, jakby bał się, że zdążę się rozmyślić i podrzeć go na strzępy.
- Przekaż chłopakom, że wyjeżdżamy za 20 minut.
- Oczywiście.
Zamknęłam za sobą drzwi nieco zbyt ekscentrycznie, przełykając z trudem głośno ślinę i próbując spłycić  przyspieszony, niespokojny oddech. Nie mogłam dać po sobie poznać, że to spotkanie wytrąciło mnie z równowagi, a każdy nerwowy ruch mógł zdradzać mój lęk spowodowanym przecież nieczystym sumieniem. Będąc pod baczną obserwacją i ostrzałem Richarda, nie mogłam przecież w najmniejszym stopniu zdemaskować swojego strachu, który narastał za każdym razem, kiedy przypominałam sobie na jak cienkiej linii nad przepaścią właśnie zamierzam tańczyć.
Apollo mówił, że mam znaleźć sobie sojusznika.
Oblizuję spierzchnięte wargi, dyskretnie się rozglądając i lustruję uważnie po kolei każdą sylwetkę, skrupulatnie ocieniając komu mogłabym zaufać i na kogo mogłabym bezwzględnie liczyć. Kraus bez mocnej pozycji, Leyhe się nie liczy, Wank może się przydać, Freund zdecydowanie odpada, Freitag mi nie ufa, Eisenbichler może mi co najwyżej podać hasło do darmowych seriali.
- Jak się masz?! – podskoczyłam gwałtownie, kiedy znajomy głos rozległ się tuż nad moim uchem, wyrywając mnie z marazmu kotłujących się w mojej głowie myśli.
- Jezus, Andi!
- Sam Andi w zupełności wystarczy – Wellinger oparł rękę o ścianę nad moją głową i przechylając nieznacznie głowę w bok, poraził mnie swoim uśmiechem chochlika – Masz coś na sumieniu, że tak bardzo się wystraszyłaś?
- Całe swoje życie – wymamrotałam pod nosem, błądząc po nieokreślonym punkcie zamglonym wzrokiem.
- Słyszałaś, że Austriacy lecą na Cypr? – spojrzałam na niego podejrzanie, a on przeczesał uwodzącym ruchem swoje błyszczące blond pasma ręką, po czym włożył ją nonszalancko do kieszenie swoich dżinsów – Nie dość, że Schlierenzauer spędził tam swoje wakacje, to jeszcze cały obóz – zaśmiał się szczerze, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów, a w moim gardle urosła niewyobrażalnie wielka gula – Dobrze, że chociaż ty będziesz miała urozmaicenie i polecisz z nami do Turcji – zniżył ciepły głos do niemal konspiracyjnego szeptu i niebezpiecznie się nade mną pochylając, nadgorliwie poprawił kosmyk moich włosów za uchem.
Spojrzałam zaszokowana w jego niebieskie, chłodne tęczówki, które nie zdradzały żadnych emocji. Jego głębokie pełne wyrachowania i zachowawczości spojrzenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że prowadzone przez niego rozmowa nie jest poddana przypadkowi, a ta piekielnie diabelska bestia rozpoczyna właśnie swoją prywatną grę, w której chce się zrewanżować za to, że kiedyś odrzuciłam jego szczeniackie zaloty.
- Też się cieszę – uśmiechnęłam się nerwowo, siląc się na sztuczny uśmiech.
- Jeszcze ten wczorajszy mecz! – podniósł swój dźwięczny ton głosu z podekscytowania i trącił mnie delikatnie w ramię powracając do bezpiecznej granicy odległości naszych ciał – Wasza reprezentacja miała fuksa w obronie!
- Glika.
- Słucham? – zmarszczył czoło, nieco zbity z pantałyku.
- W naszej obronie gra Kamil Glik, a nie fuks – niemal wysyczałam przez zaciśnięte ze złości zęby.
- W każdym razie – machnął lekceważąco dłonią w powietrzu – Durm ewidentnie zawalił przy drugiej bramce – uniósł do góry brwi i przyglądał mi się uważnie rejestrując każdą mimiczną zmianę na mojej twarz. Dostrzegłam w jego oczach niespodziewane ukłucie rozczarowania i zdezorientowania moim zachowaniem, kiedy niewzruszona słuchałam jego wywodu. Z pewnością oczekiwał ewidentnego zdenerwowania i przerażenia, które co prawda sparaliżowało moje ciało, choć nie dałam tego po sobie poznać.
- Ewidentnie – podkreśliłam - to przegrał siłowe przepchnięcie z Lewandowskim.
– Podobno Erik ma tendencje, aby zawsze wszystko spieprzyć – drążył, a jego pewność siebie wcale nie uleciała i nie miał zamiaru dać za wygraną. Miałam świadomość, że ma ku temu podstawy.
Skąd on do diabła, tyle wie? Nie dość, że jestem szantażowana przez dwa związki, to jeszcze te gówniarz z bezczelnym uśmieszkiem będzie mnie rozgrywał? Jedno było pewnie mój sojusznik sam mnie znalazł i nie pozostawił mi wyboru.
- Andi – mój głos zadrżał nienaturalnie, a na dodatek zachłysnęłam się powietrzem – Usiądziesz ze mną w samolocie?
Potwierdzeniem, a zarazem gwoździem do trumny był jego triumfujący wyraz twarzy. Wcale nie był zaskoczony takim obrotem sprawy, dokładnie tego ode mnie oczekiwał i w tej chwili tego się spodziewał.
- Pewnie, poopowiadasz mi co słychać u Morgiego! Widziałaś się z nim w Wiśle, prawda? Och, wezmę twoją walizkę.
W całym tym burdelu wszyscy mieli rozrysowany, długofalowy plan skrupulatnie przemyślanego działania, jedynie ja byłam kompletnie pozbawiona logiki działania, a na domiar złego nie miałam w dalekiej perspektywie żadnego zabezpieczenia, a wizja mojego bezpodstawnego miękkiego lodowania przestała się już nawet tlić i brutalnie zgasła.  
Sięgnęłam po wibrujący w kieszeni telefon, spoglądając na ekran.
Maciek dzwoni.
Odrzuć.


6/7 kwietnia 2014r - Protaras, Cypr.

Szumiało mu lekko w głowie, jednak w porównaniu do chichoczącej, drobnej szatynki, która nie potrafiła samodzielnie przejść kilku metrów bez zachwiania i zaliczenia spektakularnego upadku był trzeźwy, jak niemowlę. Był na nią niewyobrażalnie zły, za nieodpowiedzialne doprowadzenie się do takiego stanu, jednak pijacka czkawka jaka ją ogarnęła i niezrozumiały bełkot za bardzo go rozśmieszał. Jednocześnie wyglądała tak słodko i nieporadnie w jego ramionach, że mógłby tą pocieszą istotkę ciągnąć za sobą jeszcze dalej niż do ich wspólnego apartamentu. Włożył kartę, otwierając drzwi i niemal siłą wepchnął ją do pokoju, żeby jej błagalnego skomlenia, iż nie chce jeszcze spać, nie obudziły pozostałych gości. Wypuścił ją dosłownie na moment z rąk, a ona runęła na ziemię, obijając sobie swój zgrabny tyłek.
- Auć, wywaliłam się – stwierdziła z oczywistością i wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Pokręcił z politowaniem głową patrząc na jej kompletnie żałosne i rozbrajające oblicze, a jego kąciki ust zadrżały w lekkim uśmiechu. Kucnął przy niej i dopadł do zdradzieckich, kremowych szpilek od Lluboutin, które jak zdążyła się już pochwalić, dostała na gwiazdkę od swojej kuzynki, która była żoną jakiegoś polskiego piłkarza, który gra w Bundeslidze, ale nie zapamiętał dokładnie jego nazwiska. Pomógł jej wstać, a ona wciąż chichocząc, przegrywała nierówną walkę z grawitacją. Jej ciało było bezwładne, a ona sama cała nieświadoma otaczającej jej wirującej rzeczywistości.
- Nie chcę spać, Gregor – mruknęła tuż nad jego uchem, kiedy doprowadzając ją do jej łóżka, schylił się, by bezpiecznie wylądowała na miękkim materacu – Nie daj mi zasnąć – jej ciepły oddech, owinął jego zdezorientowaną twarz i jedynie przez wstrzymany oddech poczuł pomieszany zapach kwiatowych perfum i wszystkich trunków, jakie dzisiaj w siebie wlała. Bezbłędnie odnalazła jego usta, które nie oponowały, nie pozostawały bierne, wręcz przeciwnie co raz zachłanniej pochłaniały jej słodkie od brzoskwini, a kwaśne od wiśni wargi. Pociągnęła go za kurczliwie trzymane w dłoniach skrawki jego białej koszuli, opinającej się na jego wyrzeźbionej sylwetce, wskutek czego wylądował na niej, przygniatając ją swoim ciężarem.
- Nie powinniśmy – oderwał się od niej niechętnie, po przez spowodowany w zakamarkach resztek trzeźwego umysłu alarm – Jutro wytrzeźwiejesz i o ile będziesz cokolwiek pamiętać, znienawidzisz mnie za to.
Wsłuchiwała się z niewinnym przejęciem w jego przyspieszony wraz z oddechem głos, wpatrując się w tańczące w źrenicach ogniki i za nic nie biorąc pod uwagę jego racjonalnych argumentów. Zgrabnie przekręciła się na bok, siadając okrakiem na siedzącym na skraju łóżka szatynem. Zarzuciła bezwiednie swoje dłonie na jego spocony kark i wplotła swoje dłonie w jego rozczochraną czuprynę. Tak ujmująco wyglądał, kiedy przerażony czuł, że jest pozbawiany kontroli nad sytuacją.
- Przecież chcesz tego tak samo jak ja – przygryzła rozkosznie dolną wargę, niespokojnie wiercąc się i ocierając perwersyjnie o materiał jego spodni – Czuję to –  wyszeptała i oparła swoje czoło o jego. Oddychał niespokojnie, czując jak jego nabrzmiały członek uderza pulsacyjnie o uwierający go materiał. I choć w jego głowie cicho krzyczał cienki, przeczący głosik, to pozwolił, by zaprowadziła jego ciepłe, duże, męskie dłonie, pod dotykiem których niemal cała płonęła, na jej jędrne i kształtne pośladki, potem sunąc nimi wzdłuż linii bioder, przez talię i zaciskając je na jej piersiach, które trudno było mu objąć. Jęknął wprost do jej dyszących na jego twarzy ust. Ugiął się pod jej ciężarem, pozwalając by się na nim położyła i sunęła mozolnie mokrymi ustami w zagłębieniu jego obojczyka. Była całkowicie bezbronna, przecież nie mógł jej wykorzystać.
- Gdybyś tylko chciała kochać się ze mną na trzeźwo – wymamrotał w jej rozproszone kasztanowe włosy, pachnące pomarańczą i piżmem i gładząc je delikatnie. Jej nieruchoma sylwetka i miarowy charakterystyczny oddech utwierdził go tylko w przekonaniu, że jednak spędzi z nim resztki tej gorącej i dusznej nocy na Cyprze, śpiąc spokojnie do rana w jego ramionach. I jakby przeczuwał, że na szczęście, wraz ze wschodem słońca ona obudzi się z bolącą niemiłosiernie głową i wielką luką w pamięci.


15 października 2014r – Innsbruck, Austria.

Nie mógł przyznać Kraftowi racji. To nie byłby w żadnym wypadku najmniejszy przejaw zdrowego rozsądku, ale raczej wydanie na siebie istnego samobójstwa. Znał Stefana i doskonale zdawał sobie sprawę, że ten byłby skłonny uwierzyć w swoją nieomylność, zachłysnąłby się powtarzaniem, że przecież tak mówił, a co najgorsze uznałby się za niepodważalny autorytet i do końca życia suszyłby mu głowę, że jego rozwiązanie jest jedyne i słuszne. Tymczasem pozwolił mu tkwić w błogiej nieświadomości, ciągle usiłując dać mu do zrozumienia, że podejmowane na opak od rad Krafa decyzje są najlepszymi rozwiązaniami. Musiał jedynie przyznać przed samym sobą, że nienawiść, którą do niej żywi wynika z tego jednego niezaprzeczalnego faktu – że mu się cholernie podoba i zawsze podobała, choć nie była w ogóle ucieleśnieniem jego ideału, niebieskookiej blondynki. Fakt, że romansowała z Morgensernem, który uwijał się w pocie czoła, żeby ją uwieść i kosztowało go to nieporównywalnie dużo wysiłku, przekreślał wszystko. Nie mógł tego zdzierżyć i nie potrafi o tym zapomnieć.
- Daj sobie z nią spokój, Greg – strofował rozciągający się przy metalowej barierce Kraft – Mówiłem ci od początku, że to gówniana sprawa.
- Muszę ją przeprosić.
- Serio? – zaśmiał się, szczerząc w szerokim uśmiechu – A ty chociaż umiesz przeliterować to słowo?
- Zabawne, Krafti – zdzierżył go nieprzejednanym spojrzeniem – Przeze mnie wróciła wcześniej do siebie i wyjechała nikomu nic nie mówiąc. Maciek się o nią martwił, a gdyby coś się jej stało, to by mnie zabił. Przecież to ja byłam tam za nią odpowiedzialny.
- Od kiedy jesteś taki świętojebliwy, Schlierie hmm? Czekaj, mówiłeś, że wyjechała, bo kogoś tam spotkała – Stefan ściągnął brwi, jakby coś mu się nie zgadzało i naciągnął czapkę na uszy.
- Tak, ale ja zachowałem się wtedy, jak kompletny idiota – pociągnął nosem i wsadził dłonie do kieszeni, szarych dresów.
- Dobra – brunet wywrócił zniecierpliwiony oczami – A tego, że Silvia poroniła na wakacjach to już nie słyszałeś, co? – zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - Podobno Thomas przyznał się jej, że spotkał się z twoją niewinną Jasmine i tak jakoś wyszło, że ją niechcący zdradził – cmoknął przez wydymane usta, wydając dźwięk pierdzącej trąbki i wzruszył bezwładnie ramionami.
- Co ty chrzanisz, Kraft?
- Nie wierzysz? Sam się go spytaj, właśnie tu idzie.











A co tutaj się stanęło? :O
To kursorem to przeszłość, jakby ktoś się gubił.
Może tylko jedno słówko wyjaśnienia – Jaśmina nie jest rozwiązłą panienką, tak jak myśli Schlieri, tylko trochę pogubioną i zabraniam wam tak myśleć, zanim to wyjaśnię!
Zapraszam do zakładki ‘Geneza” oraz do ankiety na samym dole. Będzie mi niezmiernie miło dowiedzieć się ilu mam nieujawniających się czytelników.

23 komentarze:

  1. Kocham kocham kocham!
    Czekam na więcej i o mój Boże Schlieri ❤ ja juz wiem za kogo bd trzymać kciuki w tym opowiadaniu i jeszcze Welli 😂😂😂 matko to jest świetne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham kocham kocham!
    Czekam na więcej i o mój Boże Schlieri ❤ ja juz wiem za kogo bd trzymać kciuki w tym opowiadaniu i jeszcze Welli 😂😂😂 matko to jest świetne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja ju chce czytać, a ja w pracy jestem! Olaboga! Do domu aleks idz juz!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest w blogosferze jedno jedyne opowiadanie, które kocham całym sercem i do którego będę wracała. Wiadomo, shattered, majstersztyk. Będę wychwalać zawsze i wszędzie, w końcu je nawet wydrukuje i będę wnuką czytać do poduszki za 50 lat... Twoje też bym wydrukowała, postawiła na półce obok tego wcześniej już wspomnianego i czytałabym wnukom, ale chyba nie byłoby to stosowne przez ten rozdział... który mi się podobał, jak jasna cholera i czytałam go w pracy z wypiekami na policzkach!

      Grzesiek co Ty mi robisz z głową? Grzesiek!? Jak już zauważyłam pod poprzednim rozdziałem, ja go będę wielbiła ponad wszystko i za wszystko tak długo, jak długo on będzie tym złym, chorym z zazdrości Grześkiem. I chyba już się domyślam dlaczego on tak w ogóle reaguje na Morgiego i na wszystko, co z Morgim związane... Ale poczekam, co nam zaserwujesz.

      Moment Jaśminy i załogi Niemiec, te przezabawne komentarze i ta intryga to majstersztyk. Wellinger będzie drugim, zaraz po Grześkiem, w mym sercu.

      Przeczytałam również genezę, tak również w pracy, paliło się w rękach, a ja czytałam - proszę o dwie rzeczy: o rozwinięcie wątku Kocur/Ewa, jak i o obszerny opis śmierci brata, albo chociaż tych nagromadzonych przez to uczuć. Kiedyś napisałam opowiadanie, w którym Strefa Gazy miała wielki udział z Patrykiem Czarnowskim w roli głównej i jestem ciekawa, jak to wszystko potoczyło się u Ciebie.

      Czekam na więcej <3

      Usuń
    2. WNUKĄ... no to wnuką :D

      Usuń
    3. Tak, opowieść Emm była jedyna i również moja ulubiona!
      Pisałam kiedyś tych sublimacyjnych równolegle z nią, ale dawno poległam i tam były te sceny po stracie brata na misji i nie wiem czy do tego jeszcze w szerszym wymiarze wrócę, ale wątek Kotka i Ewy na pewno będzie :)

      Usuń
    4. Kibicuje bys wrocila <3

      Usuń
  4. O matko, ale mi się buzia szczerzy. No bo tak bardzo potrzebowałam uśmiechnąć się w końcu po tym upadku Gregora, że ten rozdział to istne wybawienie. Potrzebuje Gregora. Jak najwięcej. Dlatego czekam na następny rozdział i nie wiem w sumie czy dotrwam, bo chciałabym go już, teraz, natychmiast. A najlepiej jego i Jas. Zdecydowanie najlepiej. I uwielbiam Wellingę, no bo czuje, że ta krowa odegra tutaj znaczącą rolę, a przecież krowy trzeba szanować. A tak w ogóle to Morgi kontra Schlieri? Haudhaushuahsuaua. No, tak więc to tyle.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy rozdzial coraz wiecej Gregor :) i jeszcze Andi. Najlepsi z najlepszych.
    Czytam wiele roznych opowiadan ale Twoj styl pisania to zupelnie cos innego (o wiele lepszego).
    Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko, dziewczyno, twoje opowiadanie moim życiem po prostu! <3 Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały <3 Masz wielki talent, nigdy jeszcze nie czytałam tak dobrego opowiadania <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj, Gregor... Masz mnie całą XD Szukałam go całe wieki i w końcu znalazłam, idealnego! Jestem zakochana w tej opowieści.
    Oj, kochana, Ty też masz mnie już całą, na wieki i do końca wszystkich opowieści. Jak dobrze jest wrócić do domu :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeny, jaki ten komentarz jest nieskładny, co dowodzi na to, że wypadłam z wprawy komentowania :D

      Usuń
  8. Tak właśnie myślałam, że Gregor czuje coś więcej do naszej bohaterki! Teraz już sama nie wiem, u boku kogo bym ją chciała widzieć na końcu opowiadania. :/ Scena z Wellingą świetna, szczególnie jak to wszystko sobie wyobraziłam. :D

    Btw polecasz jakieś skoczne opowiadania? Byłabym bardzo wdzięczna. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. https://www.blogger.com/profile/14862480344064469728
      https://www.blogger.com/profile/07333591536773305476
      Dwa pierwsze są linkami do profili moim zdaniem dwóch najlepszych i zdecydowanie moich ulubionych blogo-pisarek, u jednej są dwa skoczne opowiadania, a u drugiej chyba nieco więcej.
      A tutaj reszta aktualnie przeze mnie czytanych :
      http://someday-again.blogspot.com/
      http://ihateyou--dontleaveme.blogspot.com/
      http://mojanietwojamilosc.blogspot.com/
      http://fly-into-me.blogspot.com/

      Usuń
    2. Dziękuję! ❤

      Usuń
  9. umarłam i jestem w piekle. jak zmartwychwstanę to skomentuję bardziej logicznie czyt. długi wywód pod numerem 4

    OdpowiedzUsuń
  10. O rany. Wiedziałam,że Gregor czuje coś więcej do Jaśminy! Akcja z Niemcami mistrzowska. Jaśmina i jej cięty język. Czekan na następny. Pozdrawiam 😀😘

    OdpowiedzUsuń
  11. Melduję się!
    O Boziu, kochana... co ty ze mną wyprawiasz. Jeszcze niedawno nadal się smuciłam po tym upadku Gregora, a teraz zamiast szykować się na egzamin, to siedzę jak zaczarowana przed laptopem i szczerzę się do niego jak mysz do sera :D Genialny rozdział! Zresztą, nadal jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak przedstawiasz nam tą historią, bo naprawdę niesamowicie przyjemnie się wszystko czyta.
    Wiedziałam, że Gregor będzie czuł coś więcej do naszej Jaśminy, no dałabym się za to ostatnio pokroić, że właśnie tak będzie :D Hmm... no jestem ciekawa, co ona teraz zrobi. Ale trzeba jej przyznać, że charakterku to jej nie ubywa, mistrzyni ciętego języka jest w formie :D
    A chłopacy, cóż... cali oni. Wellinger mnie położył na łopatki.
    Czekam niecierpliwie na kolejne, ślę wenę!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Podczas godzinnego korku, właśnie sublimacyjnie poprawiło mi humor. Odkładając książkę na bok, zaczęłam czytać i skończyłam z rumiencami na policzkach. Gregor święty nie jest, nie będzie się bronił i czułam, że uczucie do Jasminki jest ogromne. Jaśmina przypomina mi Panią prawnik z serii książek o duecie Chyłki i Zordona. Podoba mi się jej charakter i może się zmieniać tak szybko, jak sygnalizacja świetlna dzisiaj to ja będę, bo ją kocham bardziej od zatłoczonego miasta. Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jasna cholera jak ja to uwielbiam. Znowu nie potrafię się ogarnąć po przeczytaniu i sklecić czegoś mądrego, wybacz. Wskoczyłaś zdecydowanie na podium moich ulubionych historii, co do tego nie mam wątpliwości. To dopiero 3 rozdział, a tutaj już tak dużo się dzieje i bardzo mi się to podoba. Zwłaszcza te wstawki z przeszłości.
    Gregor, jak ja go uwielbiam.
    I bardzo podoba mi się Andreas w roli tego, który wie więcej niż wszyscy i próbuje coś dla siebie na tym ugrać. Wszyscy robią z niego, uroczego, nieświadomego dzieciaka, a u ciebie jest inny <3
    Czekam na kolejny, ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo, ale to bardzo uwielbiam to opowiadanie <3 Jest dla mnie jak tlen <3 I do tego tak idealnie dobrana muzyka, proszę Cię dziewczyno, pisz jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  15. Czuję się... dziwnie, bo pamiętam, że komentowałam, a mojego komentarza brak :(
    Pamiętam, że stwierdziłam ostatnio, że jest mi ich szkoda..., Jaśminy, bo tak naprawdę tkwi między młotem a kowadłem..., a Gregora, bo widać, jak na dłoni, że się zakochał (a może to tylko moje wrażenie?). No nic, czekam na ciąg dalszy :)

    PS. A i jeszcze jeśli chodzi o powiadomienia, to proszę, żebyś mnie powiadamiała jednak tu: http://prowadzmnie.blogspot.com/p/spam.html ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam na mojego bloga mam nadzieję, że wpadniesz i, że ci się spodoba http://przypadkowaamilosc.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń