Zanurzyła nieśmiało malinowe,
gładkie wargi w cieple różanej, herbacianej esencji, łypiąc na mnie wesoło spod
kurczliwie trzymanego w dłoniach ocieplanego, szarego kubka, tymi swoimi iście
niebiańskimi, łagodnymi tęczówkami. Odwróciła na chwilę głowę, spoglądając
przez okienną szybę okutą drewnianą ramą, w której zakamarkach nie można było
nawet dostrzec grama zbędnego kurzu. Jej lśniące od drogich olejków i aksamitne
od aromatycznych balsamów, proste, długie, niemal złote włosy opadły z ramienia
na piersi, a wargi rozciągnęły się w tajemniczym, lekkim uśmiechu. Podążyłam za
spojrzeniem blondynki, które z czułością obejmowało kuśtykającego Stocha,
odgarniającego niebieską łopatą, dzielnie i prężnie nagromadzony śnieg sprzed
ich wspólnej posesji. Zerknęłam z powrotem na Ewę, która położyła łokieć na
rancie kuchennego stołu, a dłonią podparła brodę. Jej delikatny uśmiech
rozpromieniał nieskazitelnie anielską bladą twarzyczkę, a blask złotej,
metalowej obrączki na długim i chudym palcu, jedynie dopełniał jej sielski
portret.
- Jestem cholerną szczęściarą,
Jaśmina – jej, aksamitny i subtelny kobiecy głos przerwał utkaną ciszę, a ja
jedynie potakuję niemo głową z szczerym uśmiechem na ustach – Chociaż los wcale
nas nie oszczędza, mamy zmienne szczęście, najpierw to podwójne mistrzostwo
olimpijskie, teraz ta paskudna kontuzja i frustrująca przerwa. Euforia i
ogromna radość, a teraz rozgoryczenie i smutek. Kamil wciąż jednak jest
optymistą i powtarza, że skoki uczą pokory i trzeba sto razy przegrać, żeby …
- … żeby raz wygrać – wchodzę jej
w słowo i wspólnie dokańczamy ze śmiechem stochową, życiową mantrę – Ten rok
to prawdziwy rollercoaster, prawda? – rzucam nieco prześmiewczo z wzrokiem
tempo utkwionym w obłoczkach herbacianej pary, zagryzając na spierzchniętych ustach
sączącą się ironię.
- Erik wciąż cię nęka? – zagaiła
poruszona, ściągając z niepokojem swoje jasne brwi.
- Durm to po prostu gówno, w które
raz wdepniesz, a potem trudno jest je odczepić od buta – skrzywiam się na
twarzy – Po prostu mam dość – wypuszczam ze świstem, uprzednio trzymane w
płucach powietrze - Mam dość tego ciągnącego się za mną smrodu po
Morgensternie, dręczącego mnie Freitaga, przystawiającego się na każdym kroku
dzieciaczka Wellingera i Schlierenzauera, który oprócz na nieuleczalny narcyzm,
chyba cierpi na jakieś rozdwojenie jaźni, mam dość!
- Och, Jaśminka – szturchnęła mnie
w ramię – Jestem przekonana, że po prostu każdy z nich inaczej radzi sobie z
wrażeniem jakie na nich wywierasz – zaśmiała się perliście przesłaniając usta
dłonią, a na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.
- Obawiam się, że mój Anioł Stróż
nie ochroni mnie przed taką dawką wybujałego testosteronu zbyt długo –
pokiwałam głową z powątpiewaniem i przewróciłam niecierpliwie oczami, kolejny
raz doprowadzając blondynkę do niepohamowanego śmiechu.
- A Maciek? – ożywiła się,
spoglądając na mnie niepewnie. Uniosłam ze zdumienia do góry brwi zupełnie
zaskoczona faktem, że jego imię spłynęło z jej ust bez grama nienaturalnego
drżenia, cichego westchnienia, czy też jakiegokolwiek cierpkiego brzmienia.
- To chyba ja powinnam się ciebie o
niego spytać, Ewka.
- Przestań, Jaśmina! – skarciła
mnie, zniżonym, konspiracyjnym szeptem - Już dawno wszystko sobie wyjaśniliśmy,
on naprawdę nie ma już żadnych złudzeń, więc zapomnijmy o całej sprawie, okej?
– wymamrotała niezbyt zadowolona, z sugestywnym skinięciem głową w głąb
korytarza, w którym dało się słyszeć dźwięk zatrzaskujących się drzwi
wejściowych. Dla dobra zespołu, Kamil sukcesywnie pogłębiał swoją niewiedzę o
szczeniackich zalotach swojego młodszego, nieszkodliwego kolegi z kadry do
swojej małżonki.
- Na sesji Maciej zachowywał się
tak jak wszyscy bardzo profesjonalnie i po raz pierwszy od dawna nie zrobił nic
niestosownego – ucieła krótko, nie mając już najmniejszego zamiaru kontynuować
tematu młodego skoczka, który jeszcze w Sochi daremnie i desperacko próbował
pocałować ją wbrew jej woli.
- Skoro tak uważasz – wzruszyłam bezwiednie
ramionami, nadsłuchując hałasu jaki Stoch robił w korytarzu zdejmując kurtkę i
buty.
- A masz jakieś wątpliwości? –
zaniepokojona przełknęła głośno ślinę, a w jej źrenicach pojawiła się jawna
wątpliwość. Przygryzłam dolną wargę, umiejętnie grając na zwłokę i rozważając,
czy w ogóle powinnam dzielić się z nią swoimi subiektywnymi spostrzeżeniami i
obawami.
- Nie – odparłam słabo, po czym
odchrząknęłam znacząco – Chyba nie.
- Dziewczyny, mówię wam, pizga jak
w głębokiej Finlandii, albo Norwegii – trzęsący się Stoch, przekraczający z
uśmiechem na ustach próg kuchennego pomieszczenia, pocierał energicznie
zmarznięte dłonie – Jaśminka zbieraj się, jeśli chcesz, żebym podrzucił cię do
Tajnera niespóźnioną.
- Jesteś pewien, że możesz
prowadzić z tą kostką, Kamil? – zduszam kpiarski uśmiech i unoszę prawą brew
z jawnym powątpiewaniem.
- Rehabilitowałem się, lada moment
zaczynam treningi i wracam na skocznie, więc nie popadajmy w paranoję, okej? –
zgarnął kluczyli z kuchennego blatu i potrząsnął nimi sugestywnie przed moimi
nieprzekonanymi oczami.
- Okej! – odrzekałam sugestywnie i
uniosłam ręce w geście szybkiej kapitualcji – Po prostu nie chciałam nadużywać
waszej gościnności.
- Boże Jaśmina, gadasz jak
potłuczona – blondynka skarciła mnie srodze, kręcąc głową z politowaniem –
Jedzie do ośrodka, do doktora Winiarskiego, więc i tak ma po drodze.
- Widzisz? Nie masz wyjścia!
Naciągaj czapkę na uszy i bieraj swój kożuch, dziewojo – zaświergotał wesoło,
po czym pochylił się na licem swojej małżonki, zostawiając na nim przelotny,
mokry ślad po ustach. W tej samej chwili mój telefon leżący na drewnianym stole
zabrzmiał dźwięcznie, otrzymując powiadomienie. Chwyciłam w dłoń białego huaweia
i przesunęłam palcem po ekranie, zupełnie nie spodziewając się okrągłego dymka
chatu z messengera, który przedstawiał wątpliwej urody twarz Schlierenzauera.
Gregor Schlierenzauer : Uważaj na
tego pięknisia, Jas.
Ja : Andiego?
Gregor Schlierenzauer : No chyba
napisałem wyraźnie
Ja : Aha
Gregor Schlierenzauer : Po prostu
uważaj, ok?
Ja : Pozdrów Sandrę, Greg.
Gregor Schlierenzauer : Ona nawet
nie wie kim jesteś.
- Jaśmina! – potrząsam
otrzeźwiająco głową, kiedy słyszysz podniesiony głos Kamila i spoglądam na
niego z szeroko otwartymi oczami, mrugając kilkukrtonie nieco zdezorientowana i
zbita z pantałyku ta jakże dziwną i pełną nienawistnych stuknięć w klawiaturę
ekranu konwersacją.
- No idę, już, no! – blokuję
telefon i podnoszę się ekscentrycznie, podążając w stronę wyjścia i słysząc
jeszcze jedynie głośny, krzyk Ewki, przez który Kamil przewraca teatralnie
oczami.
- Jedźcie ostrożnie, jest ślisko!
- Jaśmina, co się dzieje? –
troskliwe pytanie, które przed chwilą padło ze stochowych warg, sparaliżowało
moją sylwetkę w trakcie odpinania czarnego pasa bezpieczeństwa – Przecież widzę
– mocniej zacisnął dłonie na kierownicy, nie ustępując ani na moment z tożsamym
na jego twarzy zacięciem. Przymknęłam mocniej drżące powieki, próbując głęboko
odetchnąć i poukładać wszystkie rozbiegane myśli przed wylotem do mroźnego
Kussamo.
- Nic ważnego – pokiwałam przecząco
głową, uciekając wzrokiem gdzieś zza zakurzoną, przymarzniętą szybę. Szukając
gdzieś ratunku przed przyduszającym poczuciem bezradności w tym całym cyrku, w
którym jestem zwykłym pionkiem, przepychanym przez Tajnera i Schustera. Tak
głośno, przez niemy krzyk wołałam o pomoc i nawinie łudziłam się, że w końcu,
prędzej czy później ktoś to desperackie nawoływanie usłyszy.
- Trochę się już znamy – zauważył
rezolutnie, miażdżąc usta – Pokłóciłaś się z Maćkiem?
Czy naprawdę popełniłam błąd,
łudząc się, że tak inteligentny człowiek, jakim był Kamil, mógłby poważnie
zastanowić się nad faktem, że podwozi mnie na spotkanie z Apoloniuszem, choć
tak naprawdę nie powinnam mieć już z nim nic wspólnego? Że doszuka się
kompletnej nielogicznej idei w moim zebraniu z konkurencją? Że nie powinnam
spoufalać się z prezesem polskiego związku, będąc zatrudniona w niemieckim.
Dlaczego to przeoczył?
- Naprawdę nic – położyłam dłoń na
jego ramieniu uspokajająco - Zajmij się sobą, Ewą i widzimy się niebawem na
skoczki, Stoch – wymusiłam, na drżących ustach, mało przekonywujący uśmiech i
przykładając dwa, wyprostowane palce do czoła, odsalutowałam w jego stronę.
- Pamiętaj, że zawsze możesz na nas
liczyć – wychylił się, kiedy wysiadałam z jego pojazdu, ostrożnie stawiając
kroki na śliskiej nawierzchni.
- Wiem. Ty na mnie też. Wyślę na
ciebie SMSa w plebiscycie Przeglądu Sportowego – pokiwałam twierdząco głową i
zanim zamknęłam za sobą drzwi, zobaczyłam jak z dźwięcznym śmiechem, kręci
głową z niedowierzaniem.
Śliska, jednolitego niebieskiego
koloru teczka opatrzona rozciągliwą gumką, wylądowała na szklanym stoliku tuż
przed moim nosem, potrącając moją szklankę wypełnioną wpół mineralną wodą i
pływającym na jej powierzchni plastrem cytryny. Siedzący naprzeciw mnie w
hotelowej loży Apoloniusz, niecierpliwie wiercił się na niewygodnym pufiastym
fotelu. Nieprzerwanie rozglądał się nerwowo i podrywał za każdym razem, kiedy
przez automatycznie rozsuwane hotelowe drzwi przechodzili kolejni goście i turyści
z hałasującym bagażem na kółkach.
- Masz tam informacja o sposobach
zmianie ślizgu nart i otrzymanych wynikach, zmianach konstrukcji buta i to czym
dysponowaliśmy w Rosji, czyli o takiej specjalnej kostce, która spinała buta z
wiązaniami. Generalnie założenie było takie, aby zawodnik potrzebował mniej
siły, żeby sterować nartami. Wtedy mówili o tym wszyscy, a generalnie bardziej
działało to na psychikę rywali, niż faktycznie przynosiło względne rezultaty.
Niemniej są to rzeczy, które powinny pozwolić ci na wzbudzenie ich zaufania,
przy jednoczesnym, zerowym zagrożeniu dla nas – wyjaśnił naprędce, swoim
niskim, konspiracyjnym głosem, operując dość spokojnie opanowanym tonem głosu,
nie zdradzającym zbytni zbędnych emocji.
- Zauważyłam, że Niemcy mają specjalne
ściągacze na rękawiczkach – położyłam dłoń na niebieskiej teczce i spojrzałam
na Tajnera wyczekująco, uważnie przyglądając się jego niemal niewzruszonej
mimice twarzy, a właściwie jej braku, przez co nie potrafiłam odczytać z jego
twarzy żadnych zmiennych emocji, jakiegokolwiek punktu zaczepienia, który
pozwoliłby mi znaleźć właściwy trop.
- To bez znaczenia, większość tak
robi, tak samo jak długość kombinezonów i ich naciąganie, to jest praktycznie
nie do ruszenia i podważenia – pokręcił głową z dezaprobatą, zwilżając
łapczywie językiem swoje spierzchnięte usta – Czołowa dziesiątka musi być
przygotowana na oddanie kombinezonów do sprawdzenia, nie mogą odbiegać
wymiarami od norm.
- Jakieś wskazówki? – zmarszczyłam
czoło, gorączkowo je pocierając i próbują się skupić.
- Bielizna, nikt nie sprawdza tego
co mają pod spodem – oświadczył z oczywistością po chwili głębszego namysłu,
opierając splecione dłonie na idealnie wyprasowanej czarnej koszuli, opinającej
jego sporych rozmiarów brzuch.
- Jak mam to sprawdzić? Jak w ogóle
mam się do takich informacji dostać?
- Powoli, jestem przekonany, że
Werner niedługo poprosi cię sprytnie o jakieś informacje, więc pamiętaj masz
wzbudzić zaufanie, poczucie, że stoisz po ich stronie, że jesteś na tyle
wystraszona, że zrobisz dla nich wszystko.
- Panie Prezesie, ale ja jestem
cholernie wystraszona! – podnoszę spokojny dotąd ton głosu, patrząc z lekkim
przerażeniem prosto w jego niewzruszone twoim lękiem i obawami oczy - Co jeśli
to wszystko się wyda? Upadnie i jebnie, jak Cesarstwo Rzymskie w 476 roku? Ujawnią
mój romans z Thomasem i będę skończona! Całkowicie umoczona i totalnie udupiona
na długie lata.
- Spokojnie, nie panikuj, wszystko
jest pod kontrolą – ściągnął brwi i uniósł uspokajająco rękę - Znalazłaś kogoś
komu mogłabyś tam zaufać? – zagaił ewidentnie zaciekawiony, czy wywiązałam się
z pierwszego postawionego mi zadania.
- Zaufać Niemcowi? Pan siebie
słyszy? – zakpiłam nazbyt nasączonym ironią tonem, czym wywołałam na jego
twarzy ewidentny niesmak.
- A ten Eisenbichler? – podrapał
się niecierpliwie po brodzie.
- Odjechany. Ma swój świat.
- Freund?
- Przestajemy się dogadywać za
każdym razem kiedy przypomni mu się, że przegrali z nami w nogę na Narodowym –
zduszam kpiarskie parsknięcie na ustach, widząc żałosną minę Apolla, nie
silącego się na żadne zbędny komentarz - A uprzedzając Pana kolejne typy, to
Freitag kompletnie mi nie ufa, kontroluje mnie na każdym kroku, jest jak mój
cień, jakiś cholerny detektyw, do tego Wellinger się do mnie przystawia i wie o
mnie o wiele za dużo.
- Pamiętaj, masz Maćka, on jedyny
wie o wszystkim, właśnie po to abyś zawsze mogła zwrócić się o pomoc, kiedy coś
będzie cię przytłaczało – pochylił się nad stołem, wbijając swój brzuch w jego
półokrągłą krawędź, starając się przybrać troskliwy ojcowski ton.
Maciek, Maciek, Maciek. Maciek ma
mnie w głębokim poważaniu.
- Wiem.
- I nie kręć się znowu przy
Austriakach.
- Słucham? – mrugnęłam kilkukrotnie
kompletnie zaskoczona jego absurdalną uwagą.
- To może być źle odbierane przez
Niemców.
- Dziękuję za dobre rady, do
widzenia – wstałam energicznie, zgarniając niebieską teczkę i z zaciśniętymi
ustami obróciłam się na pięcie, przymykając powieki i zaciskając pięści, aż do
zbielałych kłykci.
- Jaśmina, pamiętaj, że jesteśmy po
tej samej stronie.
- Jasne.
- Ej, mam dobry kawał –
rozentuzjowany Freund klasnął radośnie w dłonie i energicznie potrząsnął głową,
rozglądając się na boki, szukając atencji i wyraźnej aprobaty dla jego pomysłu.
Odetchnęłam głęboko zduszonym, nagrzanym powietrzem i odkleiłam przyklejony do
spoconego czoła kosmyk włosów.
- Dajesz, Severin – westchnął zachęcająco
poprzez saunowe opary Wank, a z czubka jego czerwonego nosa spłynęła kropla
potu.
- Wiecie dlaczego kobiety tak
bardzo kochają buty? – zagaił mało inteligentnie, zduszając kpiarskie
parsknięcie na swoich wąskich ustach - Bo bez względu na to ile kobieta
przytyje, to buty i tak będą pasować.
Salwa tubalnego, niskiego śmiechu
stada baranich samców rozbrzmiała w drewnianym pomieszczeniu, a ja jedynie
przewróciłam niecierpliwie oczami, stękając cicho i z zniecierpliwieniem
odliczając sekundy do końca ostatniej sesji.
- Eeee, a wiecie, że kobiety
zaburzają nawet prawa fizyki – Marcus pstryknął błyskotliwie palcami,
przekrzykując ostatnie dźwięczne pomruki wydawane przez swoich kompanów.
- Bo im są cięższe, tym łatwiej je
poderwać – Severin wszedł mu bezpardonowo w słowo, klepiąc go po przykrytym
ręcznikiem kolanie i pokładając się wraz z towarzyszami z gardłowego śmiechu.
- Boże Freund – warczę
nieprzyjemnie końcem drżących z zniesmaczenia warg - nie rechocz, jak ropucha
na bagnach, tylko mi lepiej przypomnij jaki był wynik meczu Polska-Niemcy na
Narodowym.
- Ty to mi każdy dobry humor
potrafisz zniszczyć – blondyn rzucił kąśliwie, wykrzywiając usta w kwaśny
grymas, ewidentnie tonując swój nagły wytrysk niepoprawnego humoru.
- Jas, wyluuuzuj, jesteś strasznie
spięta – poczułam wścibski łokieć Eisenbichlera gdzieś pomiędzy swoimi żebrami
i niemal spiorunowałam go nieprzejednanym spojrzeniem spod przymrużonych
ciemnych oczu.
- Ewidentnie potrzebujesz penisa,
Jas – stwierdził Karl z całkowitą powagą w głosie, miażdżąc swoje niewyparzone
wargi i kiwając posępnie głową. O ile niedyskretnie ciche podśmiechiwania Wanka
byłam w stanie znieść, a zduszone parsknięcie Marcusa udało mi się skutecznie
zignorować, o tyle szelmowskie rozciągnięcie kącików ponętnych ust milczącego
dotąd Andreasa i buńczuczne uniesienie prawej brwi całkowicie wyprowadziło mnie
z wewnętrznej równowagi, jaką starałam się osiągnąć przez poznane techniki
relaksacji od fińskiego saunamistrza. Jasne w mniemaniu tego narcystycznego
niemieckiego blondynka, potrzebuje tylko i wyłącznie jego przyrodzenia do
osiągnięcia apogeum relaksu i spełnienia. Uśmiechnęłam się krzywo w stronę
wpatrującego się we mnie jednoznacznie Wellingera, aż jego niebieskie tęczówki
zabłysnęły niezrozumieniem i nienawistnym blaskiem iskry. Wysoka temperatura,
która miała wpłynąć korzystnie na moją psychiczną kondycję, po przez
produkowanie większej liczby endorfin, przyniosła odwrotne skutki. Finalnie
podniosłam się z zajmowanego przeze mnie miejsca, podciągając bawełniany biały
ręcznik pod pachy i podążając do wyjścia za niemieckimi skoczkami. Z pewnością ciepło
przyniosło ulgę przy ich bólach mięśniowych, zakwasach, czy naciągnięciach
ścięgien.
- Na twoim miejscu byłbym trochę
milszy – męski, niski, szorstki szept rozbrzmiały tuż nad moim uchem, zbiegł
się wraz z kurczliwym pociągnięciem za mój łokieć, przez co niemal zderzyłam
się z półnagą sylwetką niemieckiego skoczka i niemal odbiłam się od niego stalowych
mięśni brzucha - Mogę cię ochronić przed tym całym bagnem, w które wdepnęłaś,
pamiętaj o tym – pochylił się nade mną konspiracyjnie, ostrzegając wyciągniętym
przed moją zdezorientowaną twarz wskazującym placem i porażającym spojrzeniem
niebieskich tęczówek.
- Andi – przełknęłam głośno ślinę,
uśmiechając się nerwowo i chcąc wyminąć jego zastawiającą mi drogę sylwetkę –
Chcę wziąć prysznic.
- Zawsze możemy wziąć razem u mnie
w pokoju – przystanął w miejscu, w którym chciałam wykonać wymijający krok i
przytrzymał mnie za okolice bioder. Dotyk jego rozgrzanej dłoni palił moją
skórę, a subtelny, słodki oddech owiewał moją twarz, skutecznie próbując mi
udowodnić, że śmiało postawiona teza Gaigera ma swoje całkiem racjonalne
uzasadnienie i rację bytu. Westchnęłam z drżącym głosem i resztkami sił
wyrwałam się spod jego uścisku, panicznie wybiegając przed siebie i kompletnie
nie zaważając na tożsamość wymijanych towarzyszy naszej konwersacji. Chwała
opatrzności za to, że Niemcy i Austriacy zawsze wybierają ten sam hotel.
- Ty siusiak! – Gregor Schlierenzauer
ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku ulatniającego się Wellingera, którego
sylwetka zatrzymała się w półobrocie. Zagryzł ze zdenerwowania dolną,
nabrzmiałą wargę i syknął z niezadowolenia, odwracając się w stronę z której
pochodził głos Austriaka.
- Do mnie mówisz? – Niemiec uniósł
figlarnie do góry obie brwi i pytając z prześmiewczym powątpiewaniem, założył
ręce na krzyż, prężąc dzielnie swoje muskuły. Jakby co najmniej walczył właśnie
z szatynem o przywództwo w stadzie i pokracznie udowadniał niepodważalność
swojego pierwotnego instynktu samca alfa.
- Tak – Gregor pokiwał twierdząco
głową, miażdżąc swoje usta i marszcząc czoło, spowodowane ściągnięciem brwi -
Tak się właśnie składa, że jesteś dla mnie tutaj takim małym srajtkiem w
pampersie – pokazał marginalny odstęp pomiędzy swoimi dwoma placami - więc nie
będę cię prosił, tylko lojalnie uprzedzam, trzymaj tego swojego przyjaciela
piłkarzyka z dala od Jas – wykrzywił twarz i poklepał Andreasa po ramieniu.
- Nie wtrącaj się i nie wchodź mi w
paradę – blondyn stanowczo uchylił bark i obrzucił Schlierenzauera nieskrywaną
pretensją spod cedzących, zaciśniętych śnieżnobiałych zębów, a przez które co
drugie słowo odpryskiwała porcja śliny - Ja byłem pierwszy, ty stań sobie w
kolejce, chociaż przecież ona i tak woli mnie.
- Źle się zrozumieliśmy Andi –
Gregor prychnął lekko i pokręcił z dezaprobatą głową, przecierając palcami
przymknięte powieki - Wykorzystanie tego kolesia to zły pomysł na poderwanie
jej – wyraził swoje szczere powątpiewanie, drapiąc się sugestywnie po brodzie i
zgrywając kunszt swojego mizernego, aczkolwiek cwanego aktorstwa - A co do
tamtego, to jestem jakoś dziwnie spokojny, że nie jest tobą szczególnie zainteresowana.
- Zobaczymy.
- A i jeszcze jedno – wbił swój
długi, kościsty wskazujący palec w jego ramię - Ten twój Freitag strasznie się
jej czepia, weź coś z tym zrób – przechylił głowę, uśmiechając się sztucznie i
poklepał z przekłamanym, przyjacielskim uznaniem zdezorientowanego Niemca po
pozbawionym zarostu policzku.
Wróciłam! Dziękuję za cierpliwość!
Ze spóźnieniem, ale wróciłam. Och, starałam się, naprawdę, ale nie wyszło mi to
jakoś najlepiej i mam tego świadomość.
Ten rozdział miał być dłuższy, ale
musiałam go podzielić na dwie części, także więcej Jaśminki i Gregorka będzie w
następnym rozdziale, chociaż nie zabranie Andiego, bo przecież pamiętamy ten
niewdzięczny upadek w Kussamo.
A teraz uporządkujemy pewne sprawy.
<Oliwia, Stoch i Winiarski
> < klik > wystartują zaraz po skończeniu < Leny i Michała> < klik > ( jeszcze 2, 3 rozdziały )
A tutaj na razie pomysły na
pierwsze < jednoparty > <klik>
Przybywam.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: czy już wspomniałam, że cieszę się, że wracasz? Nie? To właśnie wspominam, jak to dobrze, że Cię mamy <3
Po drugie: Dlaczego Stoch jest taki niedomyślny? Dlaczego on nie widzi, że taki smród się dzieje?
Po trzecie: Andreasie, lässt sie gehen! Człowieku no ileż można, ja się pytam?!
Generalnie wnoszę o więcej Schlierenzauera, za mało, za mało, a myślałam, że może natchniesz mnie na jednoparta mojego :D
<33
Nie moglam się doczekac. No i jest suuuper ze wrocilas. Czekam na wiecej.
OdpowiedzUsuńO matuniu! Za każdym razem jak piszesz o Kamilu to jakbyś ukazywała losy najbardziej rozchwytywanego bohatera roku <3 Może układa się mu z Ewą; jakby nie patrzeć są już kilka lat małżeństwem, ale odnoszę wrażenie, że Maciek jeszcze powróci do akcji :) Stanowczo proszę o więcej Gregora i trzymam kciuki za Jas, żeby nie pogubiła się w całej grze zapoczątkowanej przez Apoloniusza. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :) ps. czekam na pozostałych Polaków
OdpowiedzUsuńStęskniłam się
OdpowiedzUsuńGregor zachowała się tutaj tak wspaniale :D, czekam na dalszy rozwój wydarzeń
OdpowiedzUsuńszybkie stwierdzenie, że uwielbiam Gregora i jedno pytanie: co Niemcy mają w głowach, bo chyba im wiatr na skoczni mózgi uszami wywiał
OdpowiedzUsuńCześć! Kurcze, trafiłam tutaj przypadkiem, ale tak strasznie urzekła mnie ta historia ❤️ Coś pięknego ❤️ Byłabym przeszczęśliwa, gdybyś kontynuowała i dodała kolejne rozdziały 😊 Bo się po prostu ZAKOCHAŁAM ❤️
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę! :))
Dawno mnie tu nie było... przynajmniej w komentarzach, bo opowiadanie czytałam przecież na bieżąco, przynajmniej od pewnego momentu.
OdpowiedzUsuńDziś były pierwsze zawody drużynowe i pomyślałam o tym, jak bardzo tęsknię za Jas oraz całą resztą. Mam nadzieję, że niedługo wrócisz.