Kiedy tylko
hotelowa winda zatrzymała się na pierwszym piętrze, ściągnęłam z niepokojem
brwi, jakby podświadomie i podskórnie przeczuwając, że tuż po mozolnym
otworzeniu się metalowych drzwi, moim oczom ukarze się jego charakterystyczna,
szczupła i wysoka sylwetka. A wraz z nią lekceważąca postawa, którą raczył mnie
przy rzucanych przelotnie powitalnych mruknięciach przez kilka minionych dni.
Gregor podniósł na mnie swój spuszczony dotąd wzrok, wyjmując przy tym
niepewnie dłonie nonszalancko zanurzone w kieszeniach od reprezentacyjnego
dresu. Zdezorientowane piwne tęczówki skoczka przez ułamek sekundy kalkulowały,
czy aby na pewno warto zaryzykować kilku sekundową przejażdżkę w górę wraz z
moją osobą, której przecież ostatnio ostentacyjnie i skutecznie starał się
unikać. Mrugnął kilkukrotnie ożywiony i przełykając głośno ślinę, spiął mięśnie
na twarzy, decydując się tym samym na wspólną podróż. Przez cały tydzień
dzielnie chowałam swoją dumę do kieszeni i wiernie trwałam w swoi
postanowieniu, musiałam wytrzymać w ciszy jedynie te kilka chwil, ale ułamek
sekundy, w którym przed chwilą lustrował mnie swoimi piwnymi, magnetycznymi
tęczówkami, złamał mnie i uczynił przegraną w tej nierówno toczonej batalii.
-
Przestaniesz się w końcu tak zachowywać? – wyrzuciłam w końcu z siebie z
nieukrywaną irytacją, która kumulowała się we mnie przez ten cały czas. Chociaż
w niekończącym się napięciu wyczekiwałam na odpowiedź, w końcu poczułam jak
rozrzedza się pomiędzy nami utkane dotąd gęstą pajęczyną powietrze.
- Tak, czyli
jak? – rzucił niewzruszony przez ramię, jakby spodziewając się takiego obrotu
sprawy i dotykając na panelu tylko przycisk zamykający rozsuwane drzwi.
- Jakbyś był
co najmniej … zazdrosny – zrobiłam wymowną pauzę, czując wciąż w ustach jak
bardzo irracjonalnie i żenująco to brzmi.
- Nie jestem
zazdrosny – parsknął z oczywistością, obracając się na pięcie wprost w moją stronę
i odbierając mi tym gestem kawałek przestrzeni do swobodnego oddychania.
- To
dlaczego tak się zachowujesz? Jeden pocałunek nic nie znaczy – nie wiem kogo
bardziej chciałam tym stwierdzeniem przekonać, jego czy samą siebie.
- Oczywiście,
że nie, ale w gwoli ścisłości to dwa – mruknął, zerkając na mnie niepewnie,
wyczekując mojej reakcji.
- Jeden –
poprawiłam z przekłamanym przekonaniem, po czym dodałam pospiesznie z niekontrolowaną
ironią, która wdarła się mi na usta – I to w dodatku udawany.
Prychnęłam z
politowaniem w duchu i niecierpliwie wyciągnęłam doń w kierunku przycisku,
który w mgnieniu oka zabrałbym mnie na trzecie piętro i uwolnił z
niekomfortowego położenia i patowej sytuacji. Jednak ostatecznie, to właśnie
ręka Schlierenzauera zaciśnięta na moim nadgarstku skutecznie powstrzymała mnie
przed dokonaniem zamierzonego czynu. Nie zdołałam nawet zareagować na jego
gwałtowny ruch, a niespodziewanie popchnął mnie na ścianę dźwigu i przygniótł ciężarem swojego ciała. Jego błyszczące
źrenice przenikały mnie na wskroś, a jego intensywny zapach cholernie drogiego
żelu pod prysznic otumaniał moje zmysły na tyle, że w tamtej chwili nie
pragnęłam niczego innego poza jego rozwartymi ponętnie ustami. Naelektryzowane
powietrze pomiędzy naszymi twarzami, które dzieliło jedynie kilka centymetrów,
drżało niespokojnie przez krótką chwilę przeciągłego wzajemnego tonięcia w
czeluściach swoich roziskrzonych tęczówek. W końcu szatyn pochylił się nade mną
i dotknął subtelnie końca moich rozedrganych warg, czym spowodował szybsze
bicie serca łomoczącego gdzieś w nierównomiernie unoszącej się klatce
piersiowej. Zdecydowanie pogłębił pocałunek, kiedy tylko wplotłam palce w jego
starannie ułożone włosy, a jego dłonie za to pewniej zacisnęły się na moich
biodrach. Moment, w którym winda ruszyła, a życzliwy dla ucha dźwięk oznajmiał
pojawienie się na drugim piętrze, sprawił, że gregorowe usta oderwały się od
moich z kleistym oddechem, a sama jego sylwetka odsunęła się na bezpieczną
odległość wraz z rozsuwającym się drzwiami za którymi stał Fettner. Manuel
przerzucił swój podejrzliwy wzrok na swojego kolegę z kadry, który niezbyt
dyskretnie wytarł mokry kącik ust, naciągniętym rękawem bluzy.
- Teraz już
dwa – rzucił z zawadiackim uśmiechem na ustach, wychodząc z widny i świdrując
mnie przy tym nieprzerwanie swoim intensywnym, spod przymrużonych oczu
spojrzeniem, które zniknęło wraz z zasuwającymi się drzwiami. Zdezorientowana
odchrząknęłam znacząco i nerwowo założyłam za ucho kosmyk włosów, próbując
uregulować niespokojny oddech i opanować niemiłosiernie głośno bijące serce,
którego dźwięk nie mógł umknąć wciąż podejrzliwie zerkającemu na mnie
brunetowi. Niecierpliwie wpatrywałam się
w wyświetlacz, na którym już powinna pojawić się tak upragniona przeze mnie
cyfra. Na pożegnanie posłałam Manuelowi ciepły i uspokajający uśmiech, który
szczerze odwzajemnił, ale okrasił podejrzliwym spojrzeniem spod palety gęstych,
czarnych rzęs. Wysiadłam na trzecim piętrze, próbując po mimo rozedrganego
serca i umysłowego otumanienia bezproblemowo odnaleźć swój pokój, w którym to
miałam zamiar zamknąć się przynajmniej do końca dnia i walić swoją głową w
ścianę. Kiedy tylko włożyłam kartę do drzwi, silne ramię Szchlierenzauera
wepchnęło mnie pospiesznie do środka pomieszczenia, upewniając się jeszcze
nerwowo rozglądając na boki, że jego wtargnięciu do pod mój numer meldunku, nie
towarzyszył żaden niepożądany świadek.
- Gregor –
wyszeptałam ledwo słyszalnie końcem warg, kiedy tylko ujął moją twarz w swoje
aksamitne w dotyku dłonie, a obuszkiem kciuka gładził po zaróżowiałym policzku.
Tym razem od razu pozwolił sobie sprytnie rozsunąć moich warg i dogłębnie
penetrować moje podniebienie, przez co nie pozostałam mu dłużna w zachłanności
i zmysłowo pogrywałam sobie z jego subtelnym językiem. Czułam po swoimi ustami,
jego rozciągające się w szczerym półuśmiechu i nie potrafiłam nie zająknąć się,
kiedy sunął swoimi dłońmi po moich udach i wzdłuż linii bioder, przyprawiając o
dreszcze ekscytacji.
- Gregor, po
co to robisz? – spytałam, kiedy tylko na chwilę zsunął swoje usta wzdłuż linii
mojej żuchwy, czym zbiłam go z pantałyku. Jego słodki oddech owiewał moją
twarz, a oczy patrzyły na mnie z niemałym zdezorientowaniem. Wciąż trzymałam
dłonie na jego torsie przesłoniętym szarą buzą, kurczliwie łapiąc za połacie
materiału, aby czasem nie powiększył tego nikłego dystansu pomiędzy naszymi
ciałami.
-
Sprowokowałaś mnie w windzie – wymamrotał niskim, pociągającym głosem tuż nad
moim uchem, przyprawiając o zimny dreszcz biegnący wzdłuż karku.
- Nie udawaj,
dobrze wiesz o czym mówię – prychnęłam słabo, resztkami sił próbując wydostać
się spod cudownej, otulającej mnie woni jego cytrusowych perfum.
-
Przypomniało mi się, że za dwa dni jedziesz do Andiego z przedświąteczną wizytą
– oblizał koniuszkiem języka swoje spierzchnięte wargi, zakładając za moje ucho
kosmyk włosów - Chciałem tylko prewencyjnie zareagować, żeby przypadkiem nie
udzielił mu się za twoją aprobatą świąteczny klimat pod jemiołom.
- To
bardziej zabrzmiało, jakbyś chciał przed nim zarezerwować stolik w barze –
potrząsnęłam głową z nieukrywanym grymasem na twarzy.
- Nie
zrozumiałaś ironii – odparł pragmatycznie, wywracając oczami i porażając mnie
intensywnością swojego spojrzenia - Myślałem, że obydwoje już dawno tego
chcieliśmy – ściągnął brwi z niezrozumieniem i potarł zatroskany zmarszczone
czoło, jakby coś mu się nie zgadzało – Albo po prostu tylko mi się tak
wydawało.
Instynktownie
załapałam za jego rękę i pociągam w swoją stronę, kręcąc przy tym z pełnym
pasji zaprzeczeniem, może nieco zbyt gorączkowo przez co przybrał rozbawioną
minę. Wspięłam się niemal na czubki palców u stóp, by tylko zahaczyć o jego
rozwarte, miękkie usta. Nieco zdezorientowany, nie mogący połapać się w moich
zmiennych nastrojach, trwał chwilę w bezczynnym bezruchu, lecz kiedy tylko
subtelnie wplotłam palce w jego kasztanowe włosy, jego wargi poczęły mocniej
napierać i miażdżyć moje. Westchnął z przepalającym pożądaniem wprost do mych
ust i popchnął mnie na zimną ścianę, w którą tylko przez przypadek i przez własną,
wrodzoną niezdarność uderzyłam się mocno w głowę.
- Auć –
zawyłam głośno z bólu, przerywając namiętny pocałunek i odrywając się od
kleistych ust Gregora.
-
Przepraszam, nic ci nie jest? – ściągnął brwi i spojrzał na mnie troskliwie,
dotykając z zewnątrz pulsującego miejsca w mojej czaszce.
- Wszystko w
porządku, chyba, trochę wirujesz – parsknęłam, kręcąc głową z politowaniem dla
swojej niezdarności, wywołując na twarzy u szatyna zduszony uśmiech.
- Teraz
będziesz mogła mówić, że zawróciłem ci w głowie – uśmiechnął się szelmowsko ze
swoim charakterystycznym błyskiem w piwnych tęczówkach. Założył mi za ucho
wystające włosy i pogładził wierzchem dłoni po moim zaczerwienionym licu
nieprzerwanie wpatrując się w moje zupełnie bezbronne oblicze.
- Powinieneś
iść już na trening – zauważam, nieco pesząc się jego bezwstydnie lustrującym
mnie spojrzeniem, które przepalało każdą komórkę mojego ciała przez co przygryzam
delikatnie dolną wargę.
- Wiem,
muszę tylko poczekać, aż mi opadnie.
- Gregor … –
jęknęłam z zażenowaniem, które przełamał mój cichy chichot, spowodowany
rozbrajającą bezpośredniością szatyna.
- Nie moja
wina, że tak na mnie działasz – wyjaśnił z półuśmiechem rozciągającym się na
pociągłej twarzy – Będziemy musieli porozmawiać, Jas.
- O czym?
- O tym jak
z powodzeniem wyciągnąć cię z tego niewdzięcznego gówna, w które zostałaś
wpakowana przez Tajnera i Schustera. No i chyba o nas, co?
- Po kwalifikacjach?
– spytałam z nadzieją w głosie.
- Po
kwalifikacjach – przytaknął, zostawiając przelotny mokry ślad ust na moim
czole.
- Co ty
tutaj robisz?! – oburzony, hardy tak samo jak i cierpki głos Richarda rozległ
się gdzieś w przestrzeni za moimi plecami, choć ja sama odnosiłam wrażenie, że
rozbrzmiał z całą swoją intensywnością tuż nad moim uchem. Zamrugałam
kilkukrotnie powiekami zupełnie zaskoczona ponowną falą agresji skoczka w moim
kierunku. Odwróciłam się na pięcie z cichym westchnięciem na ustach.
- Do tej
pory – sugestywnie zrobiłam pauzę – Podziwiałam piękne widoki.
- Przecież Mark
odsunął cię na ostatni konkurs – założył ręce na krzyż, przyglądając mi się
nieufnie spode łba z tym swoim parszywym wyrazem poszarzałej twarzy.
- Jestem
tutaj całkowicie prywatnie, nie zawodowo – wyjaśniam naprędce, jednak gromkie
prychnięcie Freitaga ucięło w połowie mój wywód.
- Jasne –
żachnął się ewidentnie zdegustowany – Pewnie już coś kombinujesz, chcesz coś podpatrzeć,
bo przecież w Engelbergu zawsze coś się testuje przed Turniejem Czterech
Skoczni! – wycelował we mnie groźnie swój długi kościsty palec – Zapamiętaj,
mam cię cały czas na oku!
- Aha.
- Kurwa! –
zaklął siarczyście w chwili, w której oberwał złożonymi nartami z półobrotu w
swój różowy kask – To bolało!
- Ojej –
udawany, przepełniony namacalnie sztuczną ckliwością głos Schlierenzauera
rozniósł się wraz z niesionym przez wiatr jego zapachem – Właśnie się
odwracałem i nie zauważyłem, że za mną stoisz – poprawia z przekorą narty na
ramieniu i z szelmowskim uśmiechem mruga do mnie jednym okiem. Zduszam na
ustach kpiarskie parsknięcie i przesłaniam twarz rękawiczkami, obserwując
niczego nieświadomego Richarda, przyjmującego nieszczere przeprosiny od swojego
rywala i ulatniający się w mgnieniu oka gdzieś pod skocznie. Dłoń szatyna
naciągnęła kawałek bawełnianego materiału mojej czapki na odsłonięte ucho i
gdzieś przelotnie musnęła czerwone od szczypiącego mrozu lico.
- Greg,
jeszcze ktoś zobaczy! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby i strąciłam jego dłoń,
dyskretnie rozglądając się na boki.
- To nie
dasz mi buziaka?
- Mogę dać
ci jedynie kopa w dupę na szczęście – wydęłam usta, zupełnie bezkarnie się z
niego naigrywając, na co sam Gregor przewrócił niecierpliwie oczami, kręcąc
głową z niezadowoleniem i podążając w kierunku windy, aby oddać swój
kwalifikacyjny skok do jutrzejszego konkursu. Beznamiętnie minął się za to z
dzisiejszym przegranym potyczki zapewniającej start w popołudniowych zawodach i
kolegą swojej kadry Manuelem Fettnerem. Austriak podrapał się zamaszyście po
brodzie, na której dało się zauważyć kilkudniowy ciemny zarost i zamyślony
zerknął na moją sylwetkę, ewidentnie kalkulując coś w duchu i bijąc się z
piętrzącymi się myślami. Speszona porannym wspomnieniem rozkosznej chwili
zapomnienia, której Manuel mógł być świadkiem, jedynie słyszałam narastający
dźwięk jego kroków, pod których to butami ugniatał się iskrzący śnieg.
- Chyba nie
będziemy tak stali i przypatrywali przedstawieniu, które odbywa się bez nas? –
zagaił posyłając mi swój firmowy, niezawodny uśmiech.
- Coś
proponujesz? – podniosłam na niego wciąż zawstydzone spojrzenie i schowałam
brodę pod suwak różowej, puchowej kurtki.
- Chodź
mała, pójdziemy na najlepszą kawę jaką tutaj mają – skinął głową zachęcająco,
jednak skutecznie powstrzymałam go przed zamiarem szybkiego ewakuowanie się
spod skoczni.
- Czemu mam
wrażenie, że to nie jest spontaniczne i bezinteresowne zaproszenie? – wlepiłam
w niego swój wyczekujący i przeszywający wzrok - O czym tak naprawdę chciałeś
porozmawiać?
- Jestem
kiepskim aktorem – rozczarowany pokiwał głową z pogardą dla swoich wątpliwych
teatralnych umiejętności.
- Jesteś –
bezboleśnie pozbawiłam go resztek tlących się złudzeń.
- Chciałem
cię przeprosić, Jas – przymknął jakby obarczone starą winą powieki - Już dawno
powinienem to zrobić.
- Za co?
- Po tym
wszystkim co się stało z Morgim, ty zostałaś z tym wszystkim zupełnie sama, a
ja nazywałem się przecież wtedy twoim
przyjacielem. Spieprzyłem to, przyznaję. Beznadziejny był ze mnie kolega, dlatego
teraz nie chcę, żeby ktoś znowu cię
wykorzystał.
- O czym ty
mówisz, Manuel? – pokiwałam głową ze zdezorientowaniem, kiedy lekka
konsternacja zdołała ustąpić już z mojej twarzy, po tym jak na nią się wkradła.
- O Gregorze.
- O Gregorze
– powtarzam za nim jak echo, odartym z emocji głosem.
-
Przypadkiem byłem świadkiem pewnego zdarzenia i konwersacji, w której brał
udział. To co wtedy powiedział, szczerze trochę mnie zaniepokoiło – zerknął na
mnie niepewnie, miażdżąc z powątpiewaniem swoje spierzchnięte od mrozu usta.
- Co mówił?
- Co prawda
to zdanie akurat padło z ust Krafta, ale …
- Co mówił?!
- … nie
zrozum mnie źle, to było wyrwane z kontekstu…
- Powiesz mi
wreszcie?!
- Że to
tylko flirt, gra i zabawa, która najwyraźniej wymknęła się Schlieriemu spod
kontroli. Jas, posłuchaj ja naprawdę nie wiem co was łączy …
- Nic nas
nie łączy.
Po jego
słowach zawieszonych gdzieś przy obiekcie Gross-Titlis-Schanze, pozostał tylko
unoszący się przez chwilę zamarznięty obłoczek. Czas odmierzało tylko miarowe
bicie mojego serca. Gdzieś pomiędzy uderzeniami rozdźwięczał nagle i
niespodziewanie świergocący głos Gregora. W tej chwili ten przyprawiający mnie
o dreszcz ekscytacji dźwięk, pieszcząca uszy melodia zmiękczyła do papki bijący
w mojej piersi narząd i nadała mu nowy rytm.
- Widziałaś
kto tu dzisiaj pozamiatał? Widziałaś to?
- Pójdę już
– szepnęłam w eter, z beznamiętnym i nieobecnym spojrzeniem, które utkwiłam w
pustą przestrzeń, gdzieś po miedzy austriackie sylwetki skoczków.
- Jas,
poczekaj… - skutecznie wyrwałam łokieć ze słabego uścisku Manuela i uniosłam
dłonie w obronnym geście, wykonując bezpieczny krok w tył.
- Wesołych
Świąt, Fetti! – było mnie jedynie stać na kwaśny uśmiech, na niemrawe drgniecie
zgorzkniałych warg.
-
Porozmawiaj ze mną, Jas! Możesz w każdej chwili na mnie liczyć, pamiętaj!
Słyszałam
już gdzieś w oddali, za plecami, w przestrzeni, którą zostawiłam za sobą, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie kurtki, z
piekącymi, zaciśniętymi szczelnie powiekami i przyspieszonym od zbyt szybkiego
uciekania oddechem. Oddechem którego potrzebowałam i zaczerpywałam głębokim haustem, oddechem
mroźnego powietrza kłującego obolałe płuca.
- Co się
stało, co? Coś ty jej powiedział?! Kurwa Fettner, mówię coś do ciebie!
- Prawdę,
Gregor, tylko prawdę.
- Wyjechałaś
tak nagle i niespodziewanie, nie zdążyłem nawet złożyć ci życzeń!
- Wiem
Dawid, wiem, po prostu coś mi nagle wypadło i … - zawiesiłam głos przerzucając
wzrok z nawigacji na numery mijanych domów na przedmieściach jednego z bogatego,
południowego, bawarskiego osiedla.
- Przecież
tego nie planowałaś, wiem – westchnienie Kubackiego zostaje zakłócone przez
chwilowo zgubiony zasięg przez mój sprzęt znajdujący się obok urządzenia GPS - Więc
chciałbym ci życzyć spokoju, radości i spędzenia tego wyjątkowego czasu w
gronie najbliższych. Żebyś miała dla nas trochę więcej czasu po świętach, bo
chyba wszyscy czujemy się tutaj trochę zaniedbani przez ciebie.
- Obiecuję,
że dla ciebie na pewno znajdę więcej czasu. Tobie też życzę …
- Wiem,
życzysz mi tego samego i lepszych skoków, no dobra przeskoczmy już ten
niezręczny moment. Ha! Wyczułaś moją grę słów?
- Tak –
skłamałam, przystając przed jedną z posesji, które było celem mojej długiej
podróży po niemieckich drogach i zaciskając mocniej dłonie na skórzanej
kierownicy w geście nikłego zdenerwowania - Dobra bo mnie tutaj matka z
ucieraniem maku goni, do zobaczenia!
- Paaa! –
zdecydowanym ruchem przesuwam palcem po ekranie swojego huaweia i wyglądam z
powątpiewaniem przez samochodową szybę, ściągając przy tym brwi i opierając brodę
na urządzeniu do kierowania. Gdzieś pod rozpiętą granatową, pikowaną kurtką,
pod cienkim materiałem bawełnianej, białej bluzki rozedrgane serce wysyłało
krótkie, nerwowe impulsy do podświadomości. Chyba gdzieś w głębi ducha
przeczuwałam, że po ostatnim enigmatycznym i niepokojącym telefonie od Andreasa
nie czeka mnie za drzwiami jego domu nic przyjemnego. Dodatkowo mając w pamięci
rozmowę ze skoczkiem przy jego szpitalnym łóżku szczerze zaczęłam wątpić, że
mój przyjazd ma charakter prywatny. Naprawdę wolałabym, że to był tylko kiepski
i desperacki pomysł ściągnięcia mnie pod Wellingerową jemiołę. Natomiast już z
pchnięciem pozłacanej klamki pozbyłam się bezprawnie tlących się złudzeń.
- Andi –
nerwowy, drżący gdzieś w kącikach uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy tylko
ujrzałam jego oczekującą na mnie w progu sylwetkę przyzdobioną nowoczesną czarną ortezą – Wyglądasz jak robocop – próbuję rozluźnić
niemal namacalną nerwową i napiętą atmosferę unoszącą się w powietrzu. Andreas
stoi w bezruchu, jego błękitne zaszklone tęczówki obejmują mnie z żalem, wszystkie
mięśnie jego twarzy są spięte, a szczęka zaciśnięta, co zdradzała wystająca na
szyi żyła.
-
Przepraszam Jas, naprawdę nie mogłem nic zrobić, musiałem – jego ciepły szept
rozległ się tuż nad moim uchem, obejmując tak czule jak jego zdrowe ramię –
Czekają na nas w salonie.
Przełykam
głośno ślinę, patrząc na blondyna z tętniącym w ciemnych źrenicach
przerażeniem, a on jakby bezsilny i jednocześnie zły, że nie mógł mnie przed
tym ochronić, spuszcza głowę. Ucieka od boleści, jaką nie przymierzając sprawia
mu patrzenie na mnie, tak bardzo zagubioną
i niepewną tego co może za chwilę się wydarzyć w przestronnym, dużym i
nowocześnie umeblowanym pomieszczeniu. Przerażająco głucha cisza przepala moją
skórę, a serce bije co raz mocniej, niemal podchodząc do gardła, z każdym
kolejnym krokiem, którym podążam za śladami Andreasa.
Na skórzanej
kanapie w spokoju zasiada Christian i przekupiony, były słoweński serwismen
pracujący od tego sezonu, tak jak ja w niemieckiej federacji. Chyba właśnie
zaczynałam rozumieć co tutaj tak naprawdę się dzieje i muszę przyznać, że o ile
wcześniej też mi się to nie podobało, tak teraz nie podoba mi się w ogóle.
- Witaj,
Jasmine – uderzył we mnie jego promienny uśmiech – Wybacz, że musieliśmy Cię
tutaj fatygować, ale muszę działać dyskretnie, paradoksalnie gdybym spotkał się
z tobą w jakiejś knajpce, albo zacisznej ślepej uliczce byłoby to narażone na
większą podejrzliwość, niż tutaj – wyjaśnił naprędce – Nie gniewaj się na Andreasa,
nie miał wyjścia, chociaż … – zamyślił się na chwilę i aktorsko podrapał się po
brodzie z powątpiewaniem – Ściągając Cię tutaj walczył o to, żeby ten artykuł
nie ujrzał światła dziennego – wyuczony i wystudiowany kpiarski uśmiech wpełzł
na jego podstępną twarz, kiedy odwrócił swojego leżącego na mahoniowym
stoliczku macbooka w moją stronę. „Romans polskiej fizjoterapeutki z
austriackim skoczkiem w poprzednim sezonie. Skandal, który wszystkim był na
rękę?” Przymknęłam powieki po ujrzeniu rzucającego się w oczy tytuły zapisanego
w pliku zaadresowanym do jednego z dziennikarzy Bildu.
- Wyraziłeś
się ostatnio dość jasno, chcesz wiedzieć co mamy na Turniej i co Kamil miał na
Igrzyskach i to dostaniesz, obiecuję! – zaciskam nerwowo dłoń w pięść, aż do
zbielałych kłykci i niczego nie pragnę bardziej, niż tego, żeby ten koszmar w
końcu się skończył.
- Tak,
zrozumiałaś też, że Tajner w niczym ci tutaj nie pomoże, ale wciąż uwłaczasz mojej
inteligencji – wykrzywił usta w gorzkim grymasie – Natomiast błędnie założyłaś
skarbie, że Schlierenzauer może cię przed czymś tutaj uratować – zaśmiał się
buńczucznie i zerknął na swojego słoweńskiego przydupasa, który w mig podłapał,
że również powinien wtórować mu salwą świńskiego śmiechu – Ale skoro tak bardzo
lubisz austriackich chłopców, cóż przykro mi Andreasie – rzucił w stronę Wellingera,
który zreflektował się mu piorunującym spojrzeniem – To również to
wykorzystamy. W gwoli ścisłości ty wykorzystasz, Jasmine. Zauważyliśmy, że
walką o kryształową kulę rozegra się po między Severinem a Hayboeckiem, dlatego
wyciągniesz ich tajną austriacką broń i nam ją przekażesz gdzieś już po
Turnieju Czterech Skoczni. Inaczej ten artykuł to najprzyjemniejsze ze
wszystkich konsekwencji jakie mogą cię spotkać. Odejdziesz w echach skandalu
romansu, szpiegowania i sabotażu wypadku Andreasa. Mówiłem już, że wszystko
możemy spreparować.
- Pierdol
się, Christian! Niczego jej nie udowodnisz, nie wrobisz jej w to – warknął niemiecki
skoczek, któremu już ewidentnie puściły trzymane dotąd na wodzy nerwy.
- Uspokój
się Wellinger, ona nie jest tego warta, przecież w przypadku Gregora będzie
musiała użyć swoich pozawerbalnych umiejętności, prawda słońce?
- Tam są
drzwi – blondyn wskazał dłonią kierunek, w którym znajdowało się frontowe
wejście. Christian i Peter wstali obruszeni ze swoich wygodnie zajmowanych
dotąd miejsc, słoweński serwismen zamknął laptopa i ekscentrycznie włożył go
pod pachę.
- Żebyś
tylko tego nie pożałował, kiedy Schuster przestanie być trenerem – mruknął posiwiały,
sfrustrowany rolą zastępcy i asystenta mężczyzna i ruszył zdecydowanym krokiem
w stronę wyjścia. Trzaśnięcie drzwiami przyniosło jedynie chwilową ulgę. Chwilę
potem jedyne ukojenie przynosiło ramię Andreasa i jego czarna, bawełniana
koszulka, która nasączała się moimi pojedynczymi łzami, spływającymi po
policzkach ze zwykłej, ludzkiej bezsilności.
Chyba dość tej długiej przerwy. Bo to trzeba skończyć i na zimę zacząć drugą cześć Jaśminki i Gregora, prawda?
https://melody-paradise.blogspot.com/ - Oliwka, Winiar i Stoch też się już domagają czegoś.
https://niewinna-perwersja.blogspot.com/ - a tutaj też gromada czeka i powoli dodaję wstępy do każdego.
W kosciach czulam, ze dzisiaj cos sie pojawi.
OdpowiedzUsuńZaraz sie zabieram :D
yummy
AAAAAAAAAA
OdpowiedzUsuńTo nieprawdopodobne, ale za każdym razem jak przejdzie mi przez głowę myśl, że Jas w większe gówno już nie może się wpakować (albo też ktoś inny nie może jej w nie wpakować), to ty zawsze trzy zdania później udowadniasz mi, że nie, MYLĘ SIĘ. Czuję, że teraz to dopiero zacznie się prawdziwy cyrk. Wellinger zacznie bawić się w obrońce, Schlierenzauer się wkurwi, będzie kolorowo. Szkoda, że do sprawy wepchał się Fettner i trochę (BARDZO) namieszał, ale czuję się, że było Jas potrzebne. Z niecierpliwością czekam na kolejny! I hej, będzie kolejna część! Jestem trzy razy na tak!
UsuńW końcu!;)
OdpowiedzUsuńTag yourself
OdpowiedzUsuńI'm Welli
Jak dobrze wpaść tu i zastać nowy rozdział. Szkoda, że do rozmowy nie doszło i znowu coś utrudniło bohaterom komunikację. Postawa Andiego zasługuje na podziw. Jasmin za to teraz ma już kompletny mętlik w głowie i trochę mi szkoda, że to nie na innym ramieniu się wypłakuje. Ewidentnie iskrzy między tą dwójką, ale w złości może człowiek zrobić różne głupoty i trochę się tego obawiam. Czekam jak zawsze na ciąg dalszy i zaraz odwiedzę te blogi. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO super że jesteś już myślałam że nie wrócisz jak zdecydowana większość blogerek ale jesteś;) to życzę dużo weny i czasu i czekam ba następne rozdz..
OdpowiedzUsuńOkrutnie tęskniłam za tą historią.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wracasz.
nie mogłam się skupić na moim włoskim, więc masz moją pełną uwagę.
OdpowiedzUsuńno uparci to oni są oboje, elo.
Gregor, jak ty nic nie rozumiesz.
jeden pocałunek nic nie znaczy, zaśmiałam się głośno.
aż mi się wnętrzności wywróciły na drugą stronę, ale szanujemy za refleks
szkoda ściany, bo przecież za jej naprawę ktoś by musiał zapłacić
Gregor, mistrz podtrzymywania nastroju
biedna ściana.
ale się tutaj uroczo zrobiło, a to nie Walentynki
ja wiedziałam, że tutaj będzie coś złego - nie chciałam tego czytać
KRAFT BREDZI!
Kubacki jaki żartowniś.
wyobraziłam sobie Andiego i jego "czekają na nas w salonie"
ale jak to? przecież Gregor jest bohaterem ;c
tak postawić Jas pod ścianą to grubo się robi.
chaotyczna jak zwykle, ale bardziej niż zawsze, ret.
Czekam;)
OdpowiedzUsuńNo mam nadzieje że szybko wyjaśnią sobie to nieporozumienie jas z gregorem. I już nie mogę się docxekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńA dlaczego ja tutaj byłam, przeczytałam i nie skomentowałam? W końcu więc śpieszę z poprawą. Generalnie Jas musiała jakies niewiarygodnie złe rzeczy narobić w poprzednim życiu, że ta dziewczyna w tak wielkie bagno się wplątała... Nie wiem skąd we mnie miłość do Andreasa, ale chyba znalazłam ją w sobie po tym rozdziale.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego rozdz. Więc życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńCzekamy! Dużo weny i powodzenia!
OdpowiedzUsuńCzy istnieje nikła szansa na nowy rozdział w najbliższym czasie?
OdpowiedzUsuńMyślę od miesiąca, ale nie mam czasu porządnie przysiąśprzysiąść, ale może dzisiaj znaczne i na pewno w tygodniu się pojawi.
UsuńFajne opowiadanie. Mam nadzieje że wrócisz.
OdpowiedzUsuńCzekamy. Wróć do nas
OdpowiedzUsuńNadal czekamy! Życzymy dużo weny i czasu do napisania następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuń