- Nie chcesz
odebrać za mnie? – zaproponowałam nagle i bezmyślnie, z cichą nadzieją
przełamującą cienki, niepewny głosik i przerywając tym samym zastygłą ciszę,
zamąconą jedynie dźwiękiem wydobywającym się z mojego wibrującego na drewnianym
stoliku telefonu. Blondyn uniósł pytająco do góry swoją prawą brew, zerkając wątpliwie
na mój wyświetlacz ukazujący twarz Schlierenzauera.
- Może stary
Andi by to zrobił i miałby z tego satysfakcję – szczery, zawadiacki uśmiech
zagnieździł się w jego kącikach warg – Ale teraz chyba już nie – podniósł na
mnie swoje zatroskane błękitne tęczówki, zgasił radość na twarzy i pokiwał
przecząco głową dla potwierdzenia wagi swoich słów.
- Och,
rozpoczęliśmy już okres dojrzewania – cmoknęłam z nieco przekłamanym uznaniem, szybko
zapominając o nękającym mnie telefonami Austriaku, na co mój opanowany rozmówca
żachnął się, uśmiechając nad wyraz spokojnie i przy tym zupełnie do niego
niepodobnie.
- Udowodnię
ci, że okres dojrzewania mam już dawno za sobą, pozwól mi tylko zdjąć koszulkę
i … - Wellinegr ożywił się znacząco, wykonując niezręczny ruch ortezą, jakby ta
skutecznie przeszkadzała mu w szybkim pozbywaniu się odzieży.
- Cofam to!
– podniosłam lamentujący krzyk, który pozostawił go na ułamek sekundy w
bezruchu, zamarłym niczym figura młodego, greckiego boga z opinającą koszulką
na wysportowanym ciele. Swoim atakiem paniki, wywołałam u skoczka jedynie
satysfakcjonujący chichot. Dałam się podpuścić i wpędzić w maliny, niczym niemowlak,
a strach i przerażenie, które pętało się w moich oczach, na pewno długo
zapadnie w jego doskonałej pamięci.
- Nie
odważyłbym się tak cię onieśmielać, mogłabyś się jeszcze nie powstrzymać swoich
skrywanych pragnień, a ja niestety … muszę teraz uważać i nie wykonywać
gwałtownych ruchów…
- Andreas! –
wycedziłam przez zaciśnięte zęby, sugestywnie rozszerzając oczy.
- Już,
skończyłem – uniósł zdrową rękę w geście kapitulacji i odchrząknął znacząco,
kiedy tym razem pod wpływem wibracji, mój telefon niespokojnie drżał na
andreasowym stoliku mrugając na przemiennie kolejnymi powiadomieniami
nieodebranych połączeń i przychodzących wiadomości.
- Co
zamierzasz teraz zrobić? – jego ciche, melodyjne westchnięcie i spokojny ton
głosu, tak bardzo kontrastowały z tornadem sprzecznych uczyć i piętrzących się
myśli w mojej głowie, które spowodował swoim pytaniem.
- A mam
wybór? – parsknęłam wymownie, a niesforny kosmyk włosów uniósł się wraz z
wydychanym z najgłębszych zakamarków płuc zbolałym powietrzem nad moim czołem.
- Oj, to go
bardzo zaboli, Jas – cmoknął znacząco, tłumiąc w kącikach ust rozciągający się
satysfakcjonujący uśmiech.
Nie czułam w
Andreasowym melodyjnym głosie zatroskania, a nawet mogłabym przysiąść, że
wyczułam namacalną płomienną, nieposkromioną lecz dobrze ukrywaną wewnętrzną
radość.
Blondyn
patrzy na mnie z wyraźnym powątpiewaniem, kiedy kręcę głową z nad wyraz
nerwowym rozbawieniem.
- Dla niego to tylko taka gra, zabawa …
- A dla
ciebie to coś więcej, prawda? – spotykam się w przestrzeni z jego
przeszywającym, pełnym bezprawnej pretensji nasączonym błękitem spojrzeniem i w
tej chwili nie wiedziałam, szczerze zwątpiłam, czy w tej rozgrywce wciąż jest
moim sprzymierzeńcem, czy już wrogiem.
Spuszczam
wzrok, zawieszam go gdzieś w martwym punkcie usilnie zastanawiając się nad
odpowiedzią na pytanie, na które nie potrafię znaleźć odpowiedzi, a wymowna
cisza narastająca warstwami pomiędzy mną, a Wellingerem staje się niemym
potwierdzeniem. Nawet nie dostrzegam jak Andreas wysuwa z kieszeni swojego
iphona i wzdycha ciężko z wyraźnym grymasem na twarzy.
- Sam nie
wiem dlaczego to dla niego robię – wymamrotał pod nosem na tyle niewyraźnie,
abym go nie zrozumiała, jednak usłyszała.
- Coś
mówiłeś? – wyrywam się z marazmu, w jaki popadłam zanurzając swoje myśli gdzieś
pod powierzchnię swoich głęboko skrywanych uczuć, niepewności, strachu i lęków.
- Tak –
wymusza na sobie uśmiech i nerwowo przeplata kciuki – Tak w ogóle – zamyślił
się na chwilę i rzucił z mało inteligentnym spojrzeniem - To gdzie spędzasz
święta? W domu, z Maćkiem?
Mam
nadzieję, że nie zdradza mnie nerwowym uśmiech, zbicie z pantałyku, zakładam
maskę i kłamię jak z nut, jestem przekonywująca i opanowana jednocześnie. W
ogóle nie przerażona perspektywą spędzenia tego magicznego, rodzinnego czasu
zupełnie sama. Opuszczona przez wszystkich najbliższych w dzień, który prześpię
i jak najszybciej wymarzę z pamięci.
Iskrzący od
intensywnych promieni słonecznych śnieg trzeszczał pod naporem jego ciężkich,
mozolnych kroków, którymi sunął po już dobrze wydeptanej ścieżce. Gryzące go
sumienie i niespokojne myśli wciąż nie dawały mu spokoju. Utwierdzał się w
przekonaniu, że jego dedukcja i przeczucie go nie mylą i Jaśmina spędza święta w
domu Piszczków. Z założonym na głowie kapturem od kurtki, pociągał
zaczerwienionym nosem i dopiero wchodząc na teren parkingu podniósł spuszczoną
dotąd głowę. Schlierenzauer z założonymi rękoma, oparty o maskę jego auta,
cierpliwie i z rozkoszą oddawał się blaskowi zimowego słońca, choć to mróz
skutecznie szczypał jego policzki.
- Jezu,
Gregor, co ty tu robisz? Bo raczej nie czekasz na mnie, żeby złożyć mi życzenia
– zniecierpliwiony polski skoczek, poprawia pas od torby na ramieniu szeleszcząc przy tym breloczkami
przywieszonymi do kluczy od samochodu.
- Spokojnie,
zajmę ci tylko chwilkę – zapewnia cierpliwie, a z jego spierzchniętych ust
wydobywa się obłoczek pary.
- Oby, wiesz
śpieszę się, bo jak każdy wracam do domu na święta i nie chcę stać w korkach do
piosenki Mariah Carey! Zlituj się! – przetarł zmęczoną twarz dłonią i westchnął
już nieco poirytowany Maciej, który dopiero co musiał łgać i okłamywać przez
telefon własną matkę, że Jaśmina wyjeżdża na święta do Dortmundu i dla odmiany
w tym roku nie usiądzie z nimi przy Wigilijnym stole. Choć nie miał poza
przeczuciami żadnej pewności. Nie
potrafił jej jeszcze wybaczyć, nawet teraz i nie miał zamiaru siedzieć z nią
przy wspólnym stole, gdzie mieliby podzielić się opłatkiem i złożyć nawzajem
życzenia. Za bardzo zabolały go te słowa i jak zadra utkwiły gdzieś głęboko w
krwawiącym sercu.
- Chodzi o
Jas – zmiażdżył usta, uciekając nieco speszonym wzrokiem gdzieś ponad sylwetkę
młodego, polskiego skoczka.
- Robisz się
monotematyczny, wiesz? – raczej stwierdził
z przekąsem, kiwając przy tym głową z dezaprobatą, jednak Gregor puścił tą
uwagę mimo uszu, skupiając się jedynie na swoim celu, nie bacząc na
konsekwencje. Tego, że zamiast dopiąć swego poprzez podstępny, misternie
ułożony plan, obszyty równie błyskotliwą intrygą, to za bardzo się odkrywa i
zrobi z siebie melodramatycznego desperata. Zupełnie nie dbał już o pozory i
swój tak skrzętnie budowany wizerunek, który krył się za wysoko zbudowanymi
murami.
- Widzisz,
ona nie odbiera ode mnie telefonów … -
- Widocznie
ma jakiś powód – Kot przewrócił niecierpliwie oczami, wypuszczając z poirytowaniem
zgromadzone powietrze nosem.
- Gdybyś
widział się z nią na święta, czy mógłbyś jej przekazać, że …
- Jaśmina
spędza Wigilię u swojej kuzynki w Niemczech, więc nie będę się z nią widział.
Coś jeszcze? Nie? To wesołych świąt!
- Jesteś
pewien?
- Co cię to
wszystko obchodzi, co? – żachnął się wyraźne poddenerwowany, lecz w tonie głosu
można było wyczuć zmęczenie - Czego ty od niej chcesz, Gregor? – napięcie nie
schodziło z stężonej miny Macieja, a ciemne źrenice świdrowały pretensjonalnie
Schlierenzauera niemal na wylot.
- Martwię
się o nią – wydukał ściszonym głosem, który uwiązł mu w gardle. Ewidentnie
zakłopotany odpowiedzią na ostrzeliwujące go pytanie, nerwowym ruchem poprawił
swoje nienagannie ułożone włosy.
Martwisz – powtórzył za nim niczym echo, pokiwał
z przekłamanym uznaniem głową i zadumał się na dłuższą chwilę - Co ty w ogóle o
niej wiesz, żeby się martwić? – spytał kpiarsko - Może nawet w końcu strzelisz
sobie z nią ten romansik, ale wiesz co? To i tak nie potrwa długo.
- A ty? –
parsknął Austriak, wymierzając w swojego rozmówce pretensjonalne spojrzenie i
przywdziewając oskarżycielski ton - Zgrywasz się na takiego przyjaciela, a
zostawiłeś ją całkiem samą z tym całym bałaganem tutaj.
- Och, w
takim razie dobrze, że ma ciebie, na pewno robisz to za darmo – Kot wyraźnie
poddał to zdanie kąśliwej wątpliwości - Widzisz nawet nie powiedziała ci,
dlaczego jesteśmy pokłóceni, a twojemu koledze Mogrensternowi już tak – oparł
dłoń o jego ramię, bynajmniej nie koleżeńsko - Od niego na pewno odebrałaby ten
telefon, może spróbuj – powiedział z pełnym przekonaniem, uśmiechając się nieco
cynicznie. Nazwisko byłej już gwiazdy skoków, wciąż działało jak przysłowiowa
płachta na byka i rozsierdziło wewnętrznie Gregora. Jednak tym razem zacisnął
mocno szczękę i dłonie w pięść, aż do zbielałych kłykci.
- Czułeś do
niej kiedyś coś więcej, prawda? – szatyn pokiwał głową z niedowierzaniem – Tak,
przecież to oczywiste – uśmiechnął się lekko pod nosem, kwitującym tym żałośnie
oczywistość, którą jakby nie potrafił nigdy wcześniej dostrzec - Została ci
tylko przyjaźń, bo wiedziałeś, że nie jesteś dla niej wystarczająco dobry i nigdy
nie będziesz.
- Mylisz się
i nie masz pojęcia o czym mówisz. Chociaż w jednym się z tobą zgodzę, nigdy nie
będę dla niej wystarczająco dobry, ale wiesz co? Ty też nie Gregor i dobrze o
tym wiesz – żachnął się z cierpkim uśmiechem na wąskich ustach, widząc jak
pewność siebie na twarzy austriackiego skoczka powoli znika, a na zbolałym
obliczu rysuje się konsternacja i niepewność. Maciej pokiwał głową z
pogardliwym niedowierzaniem i parsknął wymownie otwierając drzwi swojego
samochodu ostatni raz zerkając ostentacyjne w gregorowe tęczówki wypełnione
przekonaniem, że słowa Kota są do bólu prawdziwe.
Wypełniająca
mnie po krańce nerwów nienazwana tęsknota paliła skórę, a samotność obejmowała
mnie szczelnie swoimi ramionami tak, jak w kominku suche drewno płomienie. Za
oknem śnieg zdawał się prószyć w rytm świątecznych kolęd, których dźwięki
wydobywały się ze zgiełków rodzinnych domów, wypełnionych ciepłem, życzliwością
i zapachem wigilijnych potraw. Dźwięczne śmiechy zebranej przy stole rodziny
przebijały framugi okien i unosiły się po nie zamąconej dźwiękami aut zasypanej
ulicy. Nie potrafiłam już tęsknić za rodzicami, których nawet nie pamiętam, czy
bratem, z którego nagłym i niespodziewanym odejściem zdążyłam się już dawno
pogodzić. Żalu nie czułam do żyjących, mojej bratowej, która pozostawiając w
moich dłoniach pośmiertne odznaczenie po swoim mężu wyjechała z małą Klarą z
Europy, aby znaleźć ukojenie i spokój ani do Ewy, która przecież już dawno
wyrosła z roli starszej kuzynki opiekującej się nastoletnią Jaśmikną.
Czy mogłam
mieć żal do Maćka, że wciąż mi nie wybaczył? Ten frazes o świątecznym
zapominaniu swoich win możecie sobie wsadzić pomiędzy bombki a światełka. Może
było mi z tego powodu trochę przykro, może właśnie przez to ściskałam mocno piekące
od napływających do oczu łez, powieki. Może właśnie tęskniłam za tymi latami
zanim zostałam wciągnięta w całe to skoczne bagno, które wywróciło wszystko do
góry nogami. Miałam go wtedy przy sobie i nic nie było nas w stanie poróżnić.
Może dalej wysłuchiwałabym jego werterowskich cierpień, a on wciąż jak zbrojny
rycerz ochraniał przed popadaniem w wyimaginowane melancholijne stany. Może
bycie z powrotem silną, twardo stąpającą po ziemi i wciąż walczącą o samą
siebie właśnie mnie pokonało. Może po prostu chciałam poczuć się słaba w
ramionach, które akceptują wszystkie moje wady, gdzie nie muszę ciągle czegoś
udowadniać, udawać kogoś kim wcale nie jestem. Dobić do przystani, zacumować,
złapać krótki oddech i po prostu zacząć żyć z dala od fałszywych uśmiechów,
sztucznych relacji, próżnych przyjemności i pustych frazesów.
Dzwonek,
przeciągły melodyjny, odbijający się echem w mojej głowie i ścianach salonu. Naciągam
duży sweter na nocną koszulkę i podnoszę się mozolnie z wygodnego fotela sunąc
bosymi stopami po zimnych panelach. Może to jednak Maciej zagryziony przez
wyrzuty sumienia przemówi ludzkim głosem? Może kolędnicy, którzy pewnie jeszcze
ponad miesiąc temu przebrani byli za chodzącą śmierć, chcieli wyłudzić
cukierka, grożąc przy tym psikusem. Może samotny, zabłąkany wędrowiec, dla
którego powinnam mieć przyszykowane dodatkowe nakrycie na stole?
Pociągam za
klamkę, otwierając na oścież mahoniowe drzwi i zamieram w momencie w którym
serce niemal chce wyskoczyć z mojej klatki piersiowej. Nawet w panującym
półmroku bezbłędnie rozpoznałam charakterystyczny kształt jego sylwetki. Nie
potrafię wydobyć z siebie dźwięku, źrenice rozszerzają się do niebotycznych
rozmiarów, a zapach jego perfum skutecznie roztroił moje zmysły.
- Wpuścisz
mnie do środka? – jego melodyjny cichy szept, nasączony nieśmiałą nadzieją, jeszcze
mocniej zawiązał niewidzialny supeł w gardle. Nie czekając na moje przyzwolenie
wyminął mnie w progu i pozwolił zamknąć za sobą drzwi. Przekręciłam zamek w
drzwiach i wciąż czując ciężar jego spojrzenia na swoich plecach, odwracam się
z przerażającą niepewnością w swoich tęczówkach.
Resztkami
sił powstrzymałam się przed wspięciem się na palce i przeczesaniem z płatków
śniegu jego brązowych potarganych przez wiatr włosów, a następnie zsunięcie
wierzchu swojej dłoni na jego zaczerwienione od mrozu gładkie lico.
- Co ty
tutaj robisz, Gregor? – spytałam niemalże bezsilnie, wzdychając przy tym ciężko,
zupełnie znużona i zmęczona pozorami, ciągłym rozgrywaniem, udawaniem i
powściąganiem emocji.
- Nie
odbierałaś ode mnie telefonów i nie odpisywałaś na moje wiadomości, więc przyjechałem
tutaj – zmiażdżył usta w wąską kreskę, jakby rozważając i ważąc uważnie słowa,
których nie miał wcześniej przygotowanych - Wstałem od rodzinnego wigilijnego
stołu, bo … - urwał z wciąż rozwartymi, miękkimi wargami, spoglądając na mnie
zbolałym spojrzeniem - Bo to przecież tylko zwykły flirt, gra i zabawa.
- Przestań! –
przerwałam mu, czując sączącą się ironie. Chciałam powiedzieć jak bardzo swoją
samą obecnością tutaj, skutecznie miesza mi w głowie, lecz jedynie bezsilnie
zacisnęłam mocniej powieki.
- Stefan nie
miał pojęcia o czym wtedy mówił – jego słowa i melodia głosu rozbijały we mnie
kolejne niepewności i zwątpienia - I szkoda, że Manuel nie opowiedział ci o
całym kontekście tej sytuacji – prychnął, kręcąc głową z dezaprobatą i uciekając
wzrokiem w pustą przestrzeń.
- Jeśli to
wszystko co chciałeś mi powiedzieć, to niepotrzebnie się fatygowałeś.
- Nie
chciałem, żebyś była dzisiaj sama, Jas. Ale jeśli naprawdę to wszystko nic dla
ciebie nie znaczy, to faktycznie powinienem już pójść – nie waha się ani przez
chwilę i z zawiedzionym wyrazem twarzy obraca się delikatnie na pięcie.
- To
wszystko, czyli co tak naprawdę? – prycham z rozbawieniem i marszczę czoło, tak
bardzo chcąc zatrzymać go tymi prowokacyjnymi słowami.
- Może to,
że nie potrafię już przejść obok ciebie obojętnie – odparł bezsilnie,
rozkładając bezradnie ręce, rozciągając przy tym swoją rozpiętą, puchową
kurtkę, którą już po raz kolejny zdzierałam z jego sylwetki w swoich myślach.
- Tak? A ja
nie potrafię przejść obojętnie obok wszystkich twoich gierek, Gregor.
- Ale ja w
nic nie gram – wycedził przez zaciśnięte zęby i załapał nadgorliwie za moje
nadgarstki, jednak kiedy tylko spojrzał głęboko w moje zaniepokojone tęczówki,
rozluźnił nieco uścisk – Czy ty tego nie widzisz? – jego słodki oddech owinął
moją twarz, a piwne tęczówki odbijały blask usytuowanej w kącie lampy – Nie mogę
zdzierżyć tego, że przespałaś się z Morgensternem w Wiśle, nie po tym co zaszło
miedzy nami na Cyprze, Jas. Nie chcę nawet myśleć o tym, że on Cię kiedyś miał,
że ty go chciałaś. Nie masz pojęcia jak bardzo dręczy mnie myśl, że ten cały
Erik wciąż jest dla ciebie ważny i jak bardzo wkurwia mnie ten Wellinger.
- Gregor… -
ucisza mnie jego miękki palec przyłożony subtelnie do moich drżących warg.
- Nie
zostawię cię samej z tym syfem, słyszysz? – opiera swoje czoło o moje, a
niespokojne dotąd bicie mojego serca, dostosowuje swój rytm do jego miarowego
oddechu - Nie pozwolę, żeby podstarzali intryganci rozgrywali cię w swojej
brudnej grze. Więc ściągnij już te rękawice i przestań ze mną walczyć, Jas.
Powinnam już spać i nabierać sił przed kolokwium..., ale zauważyłam, że jest nowy rozdział i nie mogłam zasnąć bez odpowiedzi na to, co się dzieje u Jas.
OdpowiedzUsuńWidzę, że zbliżające się święta Ci służą. Mam nadzieję, że ten trwający sezon i rozpoczęty grudzień dadzą Ci dużo weny, bo nie mogę się doczekać dalszej części tej historii.
Ściskam cieplutko!
P.S. Ja wiedziałam, że Gregor w końcu się otworzy i okaże się całkiem sympatycznym facetem.
Jeżeli nie ma Cię być tak długo, a później masz wracać z takim rozdziałem, to ja to jakoś przetrawię, przeżyję i będę wyczekiwać cierpliwie.
OdpowiedzUsuńTa końcówka wywołała u mnie płacz, bo to było tak dobre, tak porywające serce, tak dosadne, że nie potrafię inaczej zareagować jak łzami <3
Uwielbiam Twoich bohaterów, bo każdy z nich jest połamany, a połamani sią najpiękniejsi <3
Z okazji świąt spraw, by Maciek odpuścił...
Ps. Wesołych świąt! :*
yummy
Gregor ma uczucia. Szokujące. Miło, że wróciłaś. Wena życzę.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny z niecierpliwością:)
W wolnej chwili zapraszam do mnie:https://onedecisioncanchangeyourwholelife.blogspot.com/?m=1
Cudo... Rozpływam się *.*
OdpowiedzUsuńJak ja czekałam na to <333
OdpowiedzUsuńW końcu😁
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie genialne! Czekamy na next
OdpowiedzUsuńJa pierdole jakie to jest nadal dobre /ret.
OdpowiedzUsuń