sobota, 14 stycznia 2017

01. "Ptaszki ćwierkają, że od września zasilasz szeregi wroga"


Wisła-Malinka. 13 lipca 2014.

Stukot moich czerwonych szpilek, obijających się o nagrzany od natarczywych promieni słonecznych asfalt, roznosił się echem, niosąc za sobą, charakterystyczny dźwięk unoszący się gdzieś ponad połacie niewielkich chmur, zdawałoby się, okalających górski szczyt. Kroczyłam pewnie, świadomie kołysząc biodrami, na których opinała się, zwiewna biała sukienka w czerwone kwiaty. Strzepałam wyimaginowany kurz z rękawów letniej marynarki w odcieniu butów, czując coraz szybciej łomoczące w moich piersiach bicie serca. Byłam o kilka drobnych, małych kroczków od powrotu do moich wewnętrznych demonów przeszłości, zamkniętych gdzieś na dnie wielkiej szafy i chociaż odgarnęłam, długie, brązowe włosy, opadające kaskadą fal z ramion, by dodać sobie więcej animuszu, to w środku rozpadałam się na małe, poćwiartowane kawałeczki. Spłyciłam oddech, przełknęłam głośno ślinę, stojącą mi gulą w gardle, po czym zwilżyłam koniuszkiem języka suche, spragnione wody wargi. Poprawiłam bardziej z przekory niż z potrzeby nienaganne, czarne przeciwsłoneczne okulary, kątem oka dostrzegając młode i świeże nabytki Norwegów, które podążały za mną i za każdym moim płynnym ruchem, nie tylko swoimi szeroko otwartymi oczami z rozszerzonymi źrenicami, jaki i równie szeroko rozwartymi ustami. Kiedy lekki podmuch orzeźwiającego wiatru, wkradł się podstępnie pomiędzy pasma moich włosów i delikatnie połaskotał zwilżony kropelkami potu kark, przygryzłam z błogością dolną wargę, zerkając przelotnie na zamaszyście otwierające się obok, drewniane, skrzypiące drzwi niemieckiego domku. Dźwięczny huk upuszczonych z wrażenia nart przez niemieckiego serwismena, skupił na mojej osobie uwagę Koudelki, który z nonszalancko włożonymi dłońmi w kieszenie spodni, gwizdnął z uznaniem, ukazując po tym rząd śnieżnobiałych zębów. Odetchnęłam z ulgą, cicho wypuszczając świszczące powietrze, kiedy zarejestrowałam nieobecność całego austriackiego teamu. Przymknęłam na chwilę powieki, nie rozumiejąc nagłego rozedrgania pod sercem i subtelnego ukłucia rozczarowania. Drgnęłam, niemalże gwałtownie podskakując i potrząsnęłam otrzeźwiająco głową, gdy klimkowy tubalny głos, wyrwał mnie z chwili marazmu i lekkiego letargu.
- Jaśmina?! No ja te nogi poznam zawsze i wszędzie!
- Ehe, a twoja żona wie?
- Ważne, że twoja wie.
- Jaśminka, kobito! Ale się żeś odwaliła, jak szczur na otwarcie kanałów! – zawył melodyjnie, roześmiany Piotrek, który podbiegł do mnie pierwszy, porywając w swoje szeroko rozwarte ramiona nazbyt wylewnie – No niech żem cię wyściskam!
Nim poczułam, że tracę pewny grunt pod nogami i obracałam się dookoła z zawrotną prędkością, z powrotem stałam na ziemi, czując się jak przerzucany z czułością worek młodych ziemniaków.
- Oddawaj mi moją ślicznotkę przygłupie! – Ziobro bez pardonu przepchnął Żyłę, zamykając mnie szczelnie w swoich objęciach. Zostałam w nich nieco dłużej, próbując ukryć moje rozrzewnione wzruszenie, lecz poniosłam sromotną klęskę, zsuwając z nosa okulary i ocierając przy nich wilgotny kącik prawego oka.
– Tęskniłam za wami – mój dźwięczny śmiech, wymalował na ich twarzach szerokie i szczere promienne uśmiechy.
- Naprawdę miło cię widzieć w dobrej formie, Jaśminka – kamilowy szept nasączony niebywałą troską, rozległ się tuż nad moim uchem, a ja odsunęłam się od jego wychudzonej sylwetki, by nie tyle móc na niego spojrzeć, co złapać haust górskiego powietrza, gdyż od mieszaniny ich perfum, zniekształcony obraz zawirował mi nieco przed oczami.
- Oby równie dobra była twoja na skoczni, Stoch – zreflektowałam się, patrząc na roześmianego bruneta, kręcącego z rozbawieniem głową, z powątpiewaniem.
- Ptaszki ćwierkają, że od września zasilasz szeregi wroga – oszczędny w okazywaniu empatii Dawid, przybił ze mną piątkę, wydymał usta, po czym uniósł pytająco swoje jasne brwi ku górze, marszcząc nieznacznie przy tym czoło. Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku. Kiedy jego koścista dłoń chwyciła za przewieszoną przez moją szyję plastikową plakietkę, moje wargi zadrżały nieznacznie, siląc się na nieszczery, zgaszony półuśmiech.
- Zdradzasz mnie?! – Jasiek wezbrał gwałtownie powietrze, zasysając je do płuc, wybałuszając swoje piwne tęczówki i aktorsko łapiąc się w okolice serca z wymalowanym grymasem bólu na ustach - I to jeszcze z tym złotym dzieckiem niemieckich skoków?! Z tym Mario Goetze niemieckiej skakajni?! – oparł się o ramię Piotrka, po czym zdzielił go z łokcia - Z tym no… kurwa, Wiewiór jak ma ten blond goguś żigolak?
- Że w sensie Wellinger? – odparł inteligentnie, przechylając niepewnie głowę w stronę, pstrykającego niecierpliwie palcami Ziobry.
- Nie miałam wyboru, naprawdę – westchnęłam cicho przerywając ciszę i rzucając przepraszający uśmiech.
- Daj spokój, on tylko żartuje – Stoch ściągnął nieznacznie brwi i spojrzał karcąco na roześmianego Janka i Piotrka, dzierżąc tego pierwszego po idealnie ułożonych włosach, za co ten spojrzał na niego spod byka morderczo.
- Ile razy mam ci mówić frajerze, że tego się nie dotyka?!
- Te Ronaldo, weź zluzuj żel!
- Łukasz mówił, że była to oferta nie do odrzucenia – Murańka pokiwał głową ze zrozumieniem, a ja parsknęłam, mamrocząc pod nosem, coś niezrozumiałego nawet dla samej siebie.
- Uwierzcie mi, że lepiej tego ująć nie można - spuściłam swój wzrok w dół, w same czubki swoich butów – Gdzie on jest? – podniosłam gwałtownie głowę, rozglądając się niecierpliwie i nadaremnie szukając szatyna wzrokiem.
- Czeka na ciebie – Kamil skinął dyskretnie głową w stronę drewnianego domku, a ja dopiero podążając za jego spojrzeniem, ujrzałam go opartego nonszalancko o drzwi i przyglądającego się nam już od dłuższego czasu – Cały czas czekał - skoczek kładąc pocieszająco swoją dłoń na moim ramieniu, miękko pchnął mnie we wskazanym kierunku. Odwróciłam się niepewnie przez plecy, patrząc w jego niebieskie oczy i nie ukrywając tego dobitnego przerażenia w swoich – Będziemy w hotelu.
Pokiwałam nerwowo głową, po czym oddalił się wraz z resztą i zostawił mnie ze swoim otulającym uśmiechem. Spojrzałam na szatyna, który uważnie stawiał kroki na skrzypiących schodach, podążając w moim kierunku na tyle powoli, bym mogła dostrzec jego lekko rozwarte wargi, niosące gorycz i nutę pretensji. Przystanęłam raptownie tuż przed jego zatrzymaną w ruchu sylwetką, sunąc wzrokiem po starannie ułożonych włosach, zarysowanych kościach policzkowych i zapadniętych policzkach, a w jego brązowych oczach dostrzegłam przygaszone troską iskierki. Nic się nie zmienił i w tamtej chwili czułam się, jakby nic się nie zmieniło. Serce podeszło mi do gardła, a dłonie zaczęły się niesfornie pocić. Na nic zdawało się nawet ich nerwowe wycieranie w kieszenie marynarki. Zbyt długo udawałam twardą, a był jedyną osobą przy której mogłam rozpaść się na kawałki, przecieknąć przez palce, bez obawy, że nie będzie w stanie mnie skleić, czy pozbierać.
- Maciek, przepraszam – wyszeptałam końcem słabego, drżącego oddechu, stając się zupełnie bezsilną w starciu z jego przeszywającym mnie na wskroś spojrzeniem pełnym żalu. Utonęłam w jego silnych ramionach, zatapiając się głębiej w umięśniony tors, przesłonięty granatową koszulką i szukając gdzieś w skrawkach wolnych przestrzeni jakiegoś niemego rozgrzeszenia.
- Moja mała Jaśminka – jego głęboki oddech rozburzył moje włosy, a sam zatopił się w ich zapachu piżma i pomarańczy.
- Musimy porozmawiać, Maciek. Oni mnie zaszantażowali, rozumiesz? – mój melodyjny głos zadrżał w gęstym dusznym powietrzu, złamany namacalnym przerażeniem.
- Wszystko wiem, spokojnie. Wszystko będzie dobrze – próbował uspokoić mnie, głaszcząc równomiernie tył głowy i wplątując swoje długie, chude palce w moje pasma.
- Jak to? – odsunęłam się od niego jak oparzona, zaciskając instynktownie dłonie na jego koszulce i spojrzałam na niego, nie ukrywając jawnego oburzenia i zdezorientowania. Każda komórka mojego ciała gwałtownie się spięła.
- Tylko ja to wiem – tym razem uspokajająco gładził wierzchem dłoni mój policzek - Im mniej osób jest wtajemniczonych, tym jesteś bezpieczniejsza, uwierz.
- Wiedziałeś i nic z tym nie zrobiłeś? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby, obrzucając go pretensją i impertynencko strąciłam jego drażniącą mnie rękę.
- Co miałem zrobić? – westchnął zrezygnowany i wywrócił aktorsko oczami - Poza tym gdybyś czasem się odezwała, oddzwoniła, albo odpisała, to byś wiedziała, że szykuje się niezłe bagno – jego wargi wykrzywił kwaśny grymas - Ale ty wolałaś uciec z Planicy i grzać dupę na Cyprze ze Schlierenzauerem i nie pytaj skąd wiem, a po powrocie do Limanowej pojechać pierwszym pociągiem w Bieszczady z tymi twoimi głupimi koleżankami z liceum.
- Pieprz się, Maciek – rzuciłam oschle, po tym jak po raz kolejny rozwierałam wargi, chcąc coś bezskutecznie z siebie wydusić. Każde jego słowo przepalało moją skórę i wbijało miliony cienkich igiełek w każdy skrawek płatów moich płuc.
- Jaśminka, jestem tutaj dla ciebie do cholery – zaklną siarczyście, zaciskając kurczliwie swoje dłonie na moich ramionach i potrząsając delikatnie moim ciałem, jakby była kruchą porcelaną – Jestem na ciebie niewyobrażalnie zły i wkurzony, za to co odwaliłaś, ale jestem tu, żeby ci pomóc przez to przejść, słyszysz? – próbował elokwentnie dotrzeć do mojej podświadomości, opierając bezradnie swoje rozgrzane czoło o moje – Ale nie mogę ci obiecać, że żadna moja myśl nie będzie oddana pięknej i nieosiągalnej dla mnie blondynce i choć przez chwile nie przebiegnie przez moją głowę.
- Obejdzie się bez twojej pomocy. Poradzę sobie bez ciebie – prychnęłam udając urażoną i wystawiłam ordynarnie koniuszek języka, wykrzywiając usta.
- Z FISem, Tajnerem, Niemcami, Schlierim i tym gównie po Morgesternie? – parsknął, patrząc na mnie z niedowierzaniem, następnie objął mnie ramieniem, pociągając za sobą w kierunku hotelu – Dziecko, przecież ty zawsze tniesz się nożem, kiedy kroisz pomidora i oparzasz język wrzątkiem z herbaty – zaśmiał się gardłowo, ewidentnie się ze mnie naigrywając – Dlatego będę robił ci kanapki i przynosił herbatę, kiedy będzie miała już zdatną do picia temperaturę. I wtedy już nic złego nie może się stać.
- Może – bąknęłam z przekąsem, gasząc jego, roztaczający się niczym Wiślański krajobraz, entuzjazm - Jak dzisiaj Niemcy wygrają w finale Mistrzostw Świata w piłce nożnej z Argentyną to palnę sobie w łeb – dźwięczny śmiech Kota przerwał mój całkiem poważny i pełny patosu wywód - Śmierć będzie niczym w porównaniu do ich świergolenia, ile to nas nie rozjadą w październiku.
- Jaśminka, a teraz na poważnie – zagaił niepewnie, przygryzając dolną wargę i obdarowując mnie wyczekującym spojrzeniem – Opowiesz mi do diabła, jakim cudem zniknęłaś w marcu z Planicy z człowiekiem, z którym przy każdej możliwej okazji odgryzałaś sobie łby na śniadanie?




Przepraszam, miał być tydzień temu, ale zbliża się bardzo gorący okres w życiu studenta, więc mam nadzieję, że rozumiecie. Powiedźcie proszę czy mam was informować o nowych rozdziałach czy dodacie do obserwowanych?
Kamilu leć w Wiśle tak, jak na TCS i za kilkadziesiąt minut będzie pięknie.
Czuję, że w następnym rozdziale trochę cofniemy się do przeszłości, a na Niemców, Grogora i Morgiego musicie jeszcze poczekać :)
A tak kończy się oglądanie norweskich seriali - http://norway-paradise.blogspot.com/



8 komentarzy:

  1. Zaczynam sobie czytać i znalazłam sie w niebie ^.^ Każda literka, każde słowo zamienia się w piękno ;D Teksty skoczków poprawiają humor niesamowicie i nawet po 21 można śmiać się tak, że w kącikach oczu mam łzy :D Jaśminka trzymam za Ciebie kciuki, pokaż wrogowi, że to Ty jesteś najlepsza.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Melduję się!
    O Boże, kochana... rozdział jest genialny! Powiem ci szczerze, że musiałam odczekać z dobre parę minut, zanim się ogarnęłam do napisania jakiegokolwiek składnego komentarza, bo najpierw dusiłam się ze śmiechu :D
    Już uwielbiam Jaśminę, świetna dziewczyna, taka z charakterkiem! No i chłopacy. Cóż, pokazałaś ich chyba w całej swojej rzeczywistej okazałości. Te dialogi wyszły tak realistycznie, jakby oni to mówili naprawdę. Moja wyobraźnia poszła w ruch, wybacz :D
    Dziękuję przy okazji za poprawę humoru, bo dzisiaj dopasował się idealnie do tej szarości za oknem... "Mario Goetze niemieckiej skakajni", cholera, dzisiaj chyba to będzie mi siedzieć w głowie cały dzień :D
    Czekam niecierpliwie na kolejne, ślę buziaki :**
    PS. Co do życia studenta, świetnie cię rozumiem, ja już po prostu momentami nie mogę się wykopać spod tych notatek :( I gdybyś mogła, proszę o informowanie. Nie za bardzo ogarniam te obserwacje, jak blogger się trochę pozmieniał :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przybyłam, przeczytałam, a zwyciężyłas juz Ty!

    Jak ja kocham te Twoje szczegółowe opisy! Sama bym tak chciala, ale marnie mi opisywanie idzie... a Twoje przeniosły mnie razem z Jasmina do Wisły. I czułam ten żar lejący sie z nieba, tuliłam chłopaków razem z nia. Perfekcyjnie oddany Zyla i Kamil. Troche mało mi Kubackiego, ale dzisiaj oglądając skoki nadrobię :D
    I ja sie pytam: co ona odwaliła z Morgim i Grześkiem?!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział, naprawdę bardzo się cieszę, że wróciłaś do Sublimacyjnych, brakowało mi tych bohaterów. Jaśmina jest pełna sprzeczności - z jednej strony to silna dziewczyna z charakterem, by po chwili być krucha i się rozsypać. I chyba dlatego tak łatwo zapałać do niej sympatią. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki przedstawiłaś chłopaków z kadry. Chociaż żaden z nich nie ma tu zbyt wiele miejsca (oprócz Maćka), to każdemu nadałaś indywidualny charakter, nawet jeśli wypowiedział tylko jedno zdanie. A Klimek, Janek i Piotrek wnieśli dużo humoru.
    Moje serce ukradł jednak w tym rozdziale Maciek. Mimo żalu i złości jest ciepły i troskliwy, dorósł. Chce być dla Jaśminy przyjacielem, którym chyba nie potrafił być w pierwszej wersji tej historii - jest mniej skupiony na sobie, wspiera ją, chociaż ich relacja nie układa się wzorcowo. I na pewno łatwo im nie będzie.
    Strasznie jestem ciekawa, co Jaśmina nawywijała z Gregorem na tym Cyprze, i czemu akurat właśnie on był tą osobą, z którą postanowiła uciec. I nie mogę się doczekać konfrontacji z Morgim. I Niemców.

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz mnie. I tak naprawdę nie wiem co mogę napisać.Od razu trafiłaś z moją ukochaną wersją tej piosenki , co sprawiło ,że już się popłakałam. Dalej będzie jeszcze piękniej,bo to co piszesz jest cudowne.
    I czekam z niecierpliwością na te Twoje "cudowności", chociaż jako studentka rozumiem ten "gorący czas".
    Masz mnie w 100%, bo jak mogłabym tutaj nie być skoro piszesz tak pięknie?
    Mam ogromną prośbę,czy mogłabyś informować mnie na www.wybieram-nas.blogspot.com ?

    OdpowiedzUsuń
  6. wrócę, będę, skomentuję tylko ogarnę układ ruchu 💞

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo mnie urzekło ♥ a to się w sumie nie zdarza. na początku śmiesznie, zabawnie, trochę z przekąsem. naprawdę miło było poczytać o chłopakach, o jej relacji z Jaśminą. potem pojawił się Kamil i to mnie wzburzyło. cieszę się, że przedstawiasz go jako tego odpowiedzialnego, pewnego, dobrego. czułam, że on mimo tylko drobnego zdania wie o czymś. i wtedy pojawił się Kot zasiewając w moim umyśle ziarno niepewności. bo on obiecuje być, bo on tego chce...
      pięknie piszesz i mam wrażenie, że jesteś też piękną osobą. dlatego mnie to urzeka.

      ret.

      Usuń
  7. O matko! To ja zacznę od tego, że mam w głowie wciąż wszystkie gify z chłopakami z dzisiejszego dnia i memy z Mackiem, kiedy patrzy w niebo z najwyższego stopnia podium i od razu uśmiechnęłam się pięć razy szerzej, kiedy tylko zobaczyłam kolejny tutaj.
    No właśnie, Jaśmina? Jakim cudem? Bo dalej tego nie rozumiem. To znaczy, żeby było jasne: ja zawsze byłam hasztag: team, hasztag: Gregor, ale wciąż nie wierzę, że oni razem pojechali odpierdalać na ten Cypr. A co najważniejsze! Co oni tam odpieprzyli? Bo za cholere nie wiem/nie pamiętam (niepotrzebne skreśl) czy kiedykolwiek mogłam poznać odpowiedź na to pytanie. Chyba nie, no nie? Zapamiętałabym przecież, prawda? Zdecydowanie.
    Matko, to jest chyba najbardziej nieskładny komentarz w moim życiu. Serio. Lepiej będzie jak już skończę. Życzę ci weny, weny i jeszcze raz weny!

    OdpowiedzUsuń