Odbijające się od białego, iskrzącego, zbitego śniegu
poranne promienie wschodzącego słońca przedzierały się prze zakurzone framugi
nieszczelnie zamkniętych okien, budząc dopiero co poniektórych skoczków w
fińskim hotelu. Ich twarze wykrzywiały się zapewne w kwaśnych grymasach, kiedy
z uporem maniaka, po omacku i całkowicie
na oślep szukali swoich niemiłosiernie dzwoniących budzików w najnowszych
iphonach. Tymczasem ja przechodząc przez hol zaciskałam mocniej gumkę, którą
wiązałam włosy i zakładam słuchawki, w których już za chwilę miały rozbrzmieć
niszczące błonę bębenkową dźwięki Linki Park. Przesuwam palcem po playliście
poszukując In the end, a mocne trącenie w ramię przez postawny bark powoduje,
że mój sprzęt wypada z moich uszu.
- Jas, muszę z tobą o czymś porozmawiać – nieco
jeszcze zamglone, niebieskie tęczówki Wellingera przeszywają mnie na wylot, a
zniżony konspiracyjny szept, napina wszystkie moje mięśnie - Ale nie tutaj –
dyskretnie rozgląda się dookoła, a ja badam jego twarz rozbieganym wzrokiem,
próbując odczytać z niej więcej niż potrafi wyrazić.
- Coś się stało? – spytałam z niepokojem, przełykając
głośno ślinę i już prawie uwierzyłam, że może faktycznie w kuluarach dzieje się
coś poważnego, o czym powinnam wiedzieć. Prawie. Być może inteligentnie zwęszył
moje nadmierne zainteresowanie sprawą, iż błędnie wydedukował, że ugra coś przy
okazji dla samego siebie.
- Wyjdziemy gdzieś popołudniu? – nerwowy uśmiech
zagnieżdża się niepozornie w kącikach jego ust, a dłoń ląduje na ścianie tuż
obok mojej głowy.
- Nie – wzdycham cicho, kręcąc głową.
- Na kawę – nie ustępuje i unosi szelmowsko do góry
brwi - Jaką pijesz? Małą, czarną? Z mlekiem? Słodzisz?
- Nie.
- Nie? – powtarza z niedowierzaniem - No tak, przecież
ty sama jesteś taka słodka – uśmiechnął się szelmowsko, pochylając się nade mną
delikatnie, a ja wywróciłam teatralnie oczami.
- Nigdzie z tobą nie idę – chcąc dodać stanowczości
swoim słowom, nieroztropnie położyłam dłoń na jego torsie przesłoniętym jedynie
materiałem drużynowej bluzy. Chciałam jedynie zahamować jego entuzjazm, lecz
mój dotyk jedynie rozochocił go jeszcze bardziej.
- Dlaczego? – marszczy czoło z niezrozumieniem - To
tylko kawa, nie proponuję ci seksu, Jas.
- Dobrze, że się określiłeś – parsknęłam śmiechem -
Ale dalej nie!
- Naprawdę masz mnie za taniego podrywacza? – obrzucił
mnie niezrozumiałą pretensją, sączącą się z jego pełnych, kształtnych, różowych
warg.
- To nie tak – zaprzeczam, przygryzając wargi, lecz
nie posiadam żadnych argumentów.
- To dlaczego się ze mną nie umówisz? – zniża nieco
swój szelmowski głos, próbując uwodzicielsko się uśmiechnąć.
- A dlaczego mam to zrobić, Andi? - mrugam kilkukrotnie z zaszokowania i
przechylam lekko głowę, dając sobie zbyteczny czas na chwilę zastanowienia –
Aha – ożywiam się odpowiadając z przekłamaną oczywistością i wyszczerzonymi
zębami - No bo ty jesteś przecież taki piękniusi.
- Ty też mi się podobasz, ale to już chyba ustaliliśmy
– łapie za kosmyk moich włosów i owija go sobie wokoło wskazującego palca,
rozchylając kusząco wargi.
- Śpieszę się, na poranny jogging, Welli – odpycham go
od siebie stanowczo, niemal na głębokim wdechu wybiegając z hotelu i
rozpoczynając poranną przebieżkę. Wypuszczam z najgłębszych zakamarków płuc
powietrze, delektując się mroźnym podmuchem przepalającym moje płuca. Iskrzący
śnieg w Kuusamo trzeszczy pod naporem moich butów, kilka głębokich wdechów, co
raz szybsze tętno, miarowe tempo, szczypiący w zaróżowiałe policzki mróz i
natłok kłębiących się myśli chwilowo zamarza. Właśnie zastanawiałam się czy
może nie zrobić sobie jakiegoś artystycznego zdjęcia na instagram z odbytym
porannym treningiem zawstydzając porą samą Lewandowską, kiedy pojawiająca się
obok mnie postać zakłóciła zupełnie mój wewnętrzny spokój i równowagę oraz
zewnętrzne poczucie estetyki krajobrazu. Do tej pory skutecznie unikaliśmy
wspólnych, porannych przebieżek. Czy ten poranek mógł rozpocząć się jeszcze
gorzej?
- Uświadomiłem sobie, że miałaś rację – przechylił
głowę, a z jego spierzchniętych ust wydobył się biały, zmarznięty
obłączek.
- Kim jesteś i co zrobiłeś z Gregorem? – zerknęłam na
niego kątem oka, mamrocząc z porażającym niedowierzaniem.
- Serio, mówię całkiem poważnie – uniósł ręce, na
dowód prawdziwości jego słów i uśmiechnął się lekko.
- Przyznajesz się do błędu? -pokręciłam głową, nieco
zwalniając, aby mógł dotrzymać mi kroku - To nowość, dziwne uczucie, daj mi
chwilę się przyzwyczaić – niemal wysapałam pomiędzy haustami powietrza.
- Obwiniałem najbliższych o moje niepowodzenia, choć
to oni przez ten cały czas mnie wspierali – wyjaśnił cierpliwie nasączając
poczuciem winy każde słowo, a melodia jego głosu tańczyła gdzieś uparcie w
mojej głowie na długo po tym jak zrobił wymowną pauzę - Nie mogę sobie darować
tego w jaki sposób potraktowałem Sandrę – wykrzywił twarz w kwaśny grymas -
Zrobię wszystko, żeby mi to w końcu wybaczyła.
- Super – wycedziłam, wyzbywając się jakiejkolwiek
empatii dla jego godnego pochwały czynu.
Sama nie wiem dlaczego, chyba nie chciałam, żeby
doszedł do takich wniosków.
- A ty? – zagaił nieco prowokacyjnie, lecz ewidentnie
zaciekawiony.
- Co ja? – żachnęłam się, obdarzając go niezrozumiałym
spojrzeniem.
- Jest ktoś komu chcesz wybaczyć? – naciągnął mocniej
na czerwone uszy swoją czapkę.
- Nie – prycham - Mam dość zarozumiałych dupków.
- To, że trafiłaś na dwóch idiotów, to wcale nie
znaczy, że wszyscy faceci tacy są, wiesz? – rozciągnął kąciki ust w
zawadiackim półuśmiechu.
- Masz się za wyjątek? Doprawdy? – niepohamowana i
niekontrolowana ironia wdarła się na moje usta, czym ewidentnie zagrałam na
ostatnich strunach cierpliwości miłego Austriaka, którego mięśnie twarzy
stopniowo się napinały.
- Co ci się we mnie tak nie podoba, co? – rzucił na
wpół rozdrażniony, a jego czekoladowe tęczówki zabłysnęły ze złości. Granica
jego powściągliwości została właśnie przed chwilą przekroczona i powoli dawał
upust targającym nim emocjom, których do końca sam nie rozumiał i nie potrafił
okiełznać. Ta niepojętna frustracja, kiedy coś szło po jego myśli i ta
przepalająca siła, która sprawiała, że nie potrafił być na nią zły dłużej niż
minutę.
- Twoje ego, Gregor – wystawiłam koniuszek języka w
jego stronę, ewidentnie się z niego naigrywając.
- Tak naprawdę to od dziecka walczę z nieśmiałością –
zniżył głos do konspiracyjnego szeptu i spuścił zawstydzony głowę, po czym
wykorzystując moment mojej dekoncentracji pociągnął mnie za sobą do dołu i
obydwoje runęliśmy na białej i twardej pokrywie śniegu – Żartowałem – zaśmiał
się perliście, unosząc sugestywnie do góry brwi, ewidentnie zadowolony z faktu,
że przygniata go mój ciężar.
- Kto ostatni ten przegrywa – mój słodki głos owionął
jego twarz, a kiedy zdążyłam się podnieść i otrzepać spodnie z brudnego śniegu
ruszyłam do przodu z triumfującym uśmiechem na ustach, pozostawiając szatyna
wciąż w półsiedzącej pozycji.
- Ej, to nie fair, Jas! – krzyknął za mną, a jego głos
roznosił się już echem - Kiedyś cię dogonię! Zobaczysz!
- Schlierie, co ty odwalasz?
- Boże, Kraft! – jęknął przeciągle Gregor wywracając
teatralnie oczami i przecierając zamaszyście twarz - Jesteś moim cieniem, czy
co?
- Raczej głosem rozsądku – skwitował kąśliwie,
rzucając spojrzenie w pustą przestrzeń drogi wydeptaną przez jaśminkowe
kroczki.
- To chyba się gdzieś zgubiłeś – wymamrotał pod nosem,
jednak na tyle głośno by nie umknęło to uwadze Stefanowi i jego wykrzywionej
twarzy.
- Właśnie widzę i zapobiegam – młodszy skoczek podał
rękę Schlierenzauerowi i pomógł mu wstać.
- Daj spokój Stefan, to tylko gra – szatyn machnął
lekceważąco ręką, zbywając swojego kolegę bagatelizującym tonem - Jeśli
obydwoje, dorośli ludzie zgadzają na flirt, to tylko zabawa.
- Jaka gra? Co ty pieprzysz? – spytał z
niedowierzaniem, wypuszczając powoli powietrze z ust i pozostawiając na chwilę
rozwarte wargi.
- Nie będę jak Morgi, nie będę się za nią tanio
uganiał ani nie będę żebrał o chwilę atencji, jak ten goguś żigolak z Niemiec –
pociągnął nosem i włożył nonszalancko dłonie w kieszenie dresowych spodni.
- W końcu jasność niebieska na ciebie spłynęła i
przemówiła przez ciebie mądrość, dzięki ci Panie za ten dzień – brunet wzniósł
oczy ku górze odprawiając swoje dziękczynne modlitwy, czemu Gregor przyglądał
się z malującą się na twarzy pogardą.
- Sama będzie się za mną uganiać, zobaczysz – poklepał
niższego od siebie skoczka po plecach z uśmiechem chochlika.
- Ja jebie – westchnął, uderzając się w czoło z
otwartej dłoni - Ty ewidentnie masz coś z głową.
- Może – wzruszył jedynie bezwiednie ramionami.
- O co ci tak naprawdę chodzi, Schlierie? Raz jej
nienawidzisz, potem stajesz w jej obronie na każdym kroku, później znowu nie
chcesz o niej słyszeć. A teraz?
- Wkurza mnie, okej? – zaparzył się, zaciskając
szczękę i kopiąc nogą w zbitą grudę śniegu - Wkurza mnie, bo chyba mi się
podoba, wkurza mnie, że Morgi ją miał, wkurza mnie, że mu pozwoliła, że mu się
dała, wkurza mnie, że próbuję ją usprawiedliwić tym przez co przeszła. Wkurza
mnie ten ryj Durma. Wkurza mnie, że kręci się koło niej tej Wellinger, wkurza
mnie, że temu jebanemu Freitagowi źle patrzy z oczu. A wiesz co mnie
najbardziej wkurza?
- Co?
- Ty.
Tamta noc na Cyprze też go wkurza.
Zawody w wietrznym Kuusamo niemal co roku potrafiło
niesprawiedliwie wypatrzeć wyniki zawodów, jak i przyprawić o szybsze bicie
serca na metalowej belce. Respekt przed tą skocznią budził się w każdym
zawodniku, który choć raz widział ten fatalny upadek Thomasa Morgensterna z
2003 roku. Pomimo pamiętnego spektaklu serii salt człowieka w pomarańczowym
kombinezonie, nie pozostawiło to na nim najmniejszego śladu, prócz kilku
siniaków i małym stłuczeniu. Mimo to dzisiaj od początku coś wisiało w fińskim
powietrzu, dawało się wyczuwać nerwowe zachowania i to niewytłumaczalne
napięcie zagęszczające atmosferę. Słoweńcy nie mogli znaleźć swojego bagażu, w
nowym norweskim łóżku do masażu wyskoczyła sprężyna, ja zatrzasnęłam karty w
hotelowym pokoju, a Skrobot nie mógł doliczyć się odpowiedniej liczby nart.
Spirala pośpiechu i związanych z tym kierowanych do siebie nieuprzejmości
samoistnie się nakręcała, nawet do tego stopnia, że Herbert skoczył sobie do
gardeł z Markiem. Austriackiego fizjoterapeutę i doktora niemieckiej kadry
musiał rozdzielać sam Walter, który niespodziewanie znalazł się akurat w samym
oku cyklonu. Najpierw na skoczni w końcu wiatrowi kręcącemu na zeskoku nie dał
rady Anze Lanisek, ale najgorsze miało dopiero nastąpić. Andreas siedział
właśnie na belce i czekając na zielone światło swobodnie machał sobie tymi swoimi
szkitami, jak miał w zwyczaju robić, gdy strasznie się tam na górze nudził. W
końcu kiedy Werner go wystartował, wydawałoby się, że po wyjściu z progu
wszystko było w porządku, jednak w ułamku sekundy lewa narta dostała
niestabilnego podmuchu, a sam Wellinger począł chaotycznie wymachiwać rękoma
broniąc się przed nieuniknionym upadkiem w twardą, skostniałą bulę. Jego ciało
odbiło się od zeskoku kilka razy, aż w końcu niczym bezwładna marionetka
sturlało się na dół. Przecież widziałam to już nie raz, przecież przeżyłam już
to przy Morgensternie nie raz, a mimo to wciąż nie potrafiłam profesjonalnie
zareagować na sytuację. Mimo, że przebiegający obok mnie Dormfuller kazał mi
zostać z zespołem, nie potrafiłabym w ciągu ułamka sekundy podbiec w ramach moich
zakichanych obowiązków do potrzebującego natychmiastowej pomocy zawodnika.
Przełknęłam głośno ślinę, czując gdzieś w głębi, że powinnam biegać sobie po
kolarskich szosach, pomarańczowych boiskach, czy zielonej murawie. Każda
skręcona kostka, zerwane wiązadła, złamany nos, wybity bark, czy nawet otwarte
złamanie nie było dla mnie najmniejszym wyzwaniem i praktycznie w ogóle mnie
nie ruszało. Ale to? To co tutaj się dzieje czasami mnie przerasta. A może w
tej chwili bardziej przerażał mnie szczegół, który może w przypływie adrenaliny
zdążyłam wychwycić. Kiedy narta Andiego dostała powietrza, jego wiązania były
ewidentnie niedopięte, a przynajmniej wyglądały na mocno rozregulowane. Kiedy
Weli przytomny pokazał kciukiem, w stronę publiczności, że wszystko jest w
porządku, a w dodatku prawie wstał o własnych siłach, od razu przemieszczałam
się w kierunku karetki, do której mieli go za chwilę przenieść.
Dłoń Schlierenzauera mocno szarpnęła moje przedramię i
zawróciła mnie z powrotem w przeciwnym kierunku - Chcesz do niego jechać?
Zwariowałaś? – wysyczał przez zaciśnięte zęby, obdarzając mnie na wpół
poirytowany jak zatroskany.
- Nie dajesz ludziom drugiej szansy, Gregor, prawda? –
wyrywam się z jego uścisku choć zbytnio przed tym nie oponuje.
- Jeśli ktoś raz cię oszukał, oszuka ponownie, jeśli
ktoś raz zawiedzie, będzie zawodził, jeśli ktoś raz cię skrzywdzi, będzie
krzywdził dalej, więc moja odpowiedź brzmi nie – pokręcił niemo głową, wciąż
świdrując mnie tym swoich cholernym, wyczekującym spojrzeniem piwnych od
światła lamp tęczówek.
- Szkoda, bo może ty też kiedyś będziesz jej
potrzebował.
Odwracam się do nie go plecami i podbiegam do
niesionego na pomarańczowych noszach Wellingera, który kiedy tylko dostrzegł
mnie kątem oka od razu niespokojnie się poruszył i z malującym się na
wykrzywionej z bólu twarzy półuśmiechem wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Andi!
- Ty zostajesz tutaj! – na mojej drodze tym razem wyrósł
rozwścieczony Freitag z potarganymi kruczoczarnymi włosami – I zapomnij nawet o
tym, że pojedziesz go odwiedzić.
- Mam to w dupie! Wiesz co mi możesz, Richard?
- Czy ty nie rozumiesz, że to wszystko twoja wina?! –
krzyknął potrząsając moimi ramionami, a jego źrenice zabłysnęły ze złości – To
wszystko przez ciebie – wyszeptał już złamanym tonem głosu i odetchnął powoli,
a widząc moje wymalowane na twarzy przerażenie, którego nawet nie próbowałam
przed nim ukryć, powoli spuścił głowę i odszedł, zostawiając mnie pośród
zafrasobliwionego tłumu ludzi, trącających mnie w pośpiechu swoimi łokciami.
Ho, ho, ho jest tu ktoś?
ale zrobiłaś mi niespodziankę :3 wczoraj tutaj byłam i doczekałam się na twój powrót :) wrócę
OdpowiedzUsuńna początku chciałam być na 100% taką Jes, później wystarczyłoby mi 75%, a teraz mogę tylko w połowie, bo nie chcę być jej całkowitym odzwierciedleniem, wystarczy jedna Jaśmina 👌 pięknie gra na nosie tym chłopakom, liczyłam na gorący romans z Andim, ale to jeszcze dzieciak, którego ona nie potrzebuje. Dlatego liczę, że będzie wkrótce uganiała się za Gregorem, bo on tutaj jest jak mleko z miodem 😻 💘 zapraszam do Stocha i czekam na więcej, mam nadzieję że w przyszłym roku nie będziesz znikała na tak długo. Szczęśliwego 👍
Usuńja jestem no cześć! o nawet sobie ostatnio zrobiłam rundkę i przeczytałam to od nowa - aaaa tak bardzo jara mnie Gregor a tym opowiadaniu, że sama siebie nie poznaje.
OdpowiedzUsuńmagnetyzujesz stara i to jak!
dobrze, że jesteś ❤️
AAAAA! Już myślałam że nie wrócisz! ❤️ Daawno mnie nie było na skocznej blogosferze, ale jak widzę takie perełki to aż grzech nie przeczytać ❤️
OdpowiedzUsuńNa początku Andi trochę mnie denerwował - to jego lekko dziecinne zachowanie i zaloty godne Brajana z piątej klasy powoli grały mi na nerwach (przy nim zapatrzony w siebie Gregor to ideał!), ale gdy przeczytałam opis jego upadku... Oby naszej Bubie nic się nie stało!
Richie, masz szczęście że masz tak pocieszne lico (oraz imię mojego kota 💞), bo byś też już dawno był na czarnej liście 😂
A tak btw to jestem fanką Jaśminy i jej sposobu bycia. Równa babka z niej 😌
Czekam niecierpliwie na nowy rozdział.
Pozdrawiam i weny życzę :))
No przecież, że jestem
OdpowiedzUsuń